sobota, 30 maja 2015

Ukryta Prawda o Naruto -4.

Ukryta Prawda o Naruto -4.
Naruto opuścił związek Uchiha po 20. Mimo późnej godziny było jeszcze dość widno. Ruszył wolnym krokiem do domu. Ale gdy miał już skręcić w ulicę, na której mieszkał, coś go tknęło, aby przejść się po wiosce. Wyszedł z powrotem na główną ulice, która była już prawie pusta. Odwrócił się z powrotem i wszedł w uliczkę, chowając się w mroku. Gdy tylko to zrobił usłyszał jak ktoś biegnie przez wioskę. Wychylił głowę i zobaczył zamaskowanych ludzi w ciemnych ubraniach. Było ich ze stu, gdy biegli zabijali bezszelestnie każdego, kogo zobaczyli. Podrzynali gardła, a krew tryskała na wszystkie strony.  Chłopca opanował strach, nie wiedział co zrobić.  W pewnym momencie ktoś się odwrócił w jego stronę, miał zamaskowaną twarz, a na czole miał opaskę ze znakiem Wioski Dźwięku.
Blondynek schował się w cieniu, ale zobaczył jeszcze, że jeden z nich kieruję się w jego kierunku. Chłopiec zaczął uciekać, gdy odwrócił głowę zobaczył, że ktoś rzucił się za nim w pościg. Biegł ile miał sił w nogach przewracając wszystko co mogło mu pomóc, krzyczał jak najgłośniej mógł, aby obudzić kogoś. W końcu wybiegł na ulicę, na której było wejście do związku klanu Uchiha, na jego szczęście strażnicy nadal byli.
Gdy tylko zobaczyli biegnącego w ich stronę małego chłopca, zdziwili się, ale, gdy tylko zobaczyli, że ktoś za nim biegnie aktywowali Sharingany i przygotowali się.  Wyciągnęli kunaie, a gdy chłopiec był kilka metrów od nich jeden rzucił się, aby osłonić blondynka, a drugi zajął się napastnikiem.
-Co się stało? – spytał strażnik.
-Ktoś…ktoś ata…atakuje wio…wioskę – odparł jąkając się.
W pierwszych sekundach, strażnik był w szoku, ale szybko się zreflektował.
-Kto?
-Shinobi dźwięku! – krzyknął drugi strażnik podrzynając wrogu gardło.
-Chłopce ilu ich jest.
- Jest ich około stu, może trochę mniej – wyjaśnił już nie jąkając się.
-Gdzie?
-Na głównej ulicy.
-Zabierz go do Fugaku, ja pędzę do Hokage.
Mężczyźni skinęli sobie głowami, ten co stał przy blondynie złapał go, podniósł i zaczął pędzić do domu Sasuke. Drugi zaczął biec po dachach, biegł jak najszybciej, ab nie zwrócić na sobie uwagi. Cały czas patrzył jak na głównej ulicy przebywają ci wrodzy shinobi. Zastanawiał się jak ktoś mógł przejść przez barierę i doszedł do wniosku, że muszą mieć zdrajcę w wiosce.
Naruto nie wiedział co się dzieje, nadal miał przed sobą widok, jak napastnicy zabijają bezbronnych. Otrząsnął się dopiero, gdy Uchiha postawił go na ziemi, przed drzwiami. Strażnik bramy zaczął walić w drzwi, dopóki nie zapaliło się światło, w środku domu. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Fugaku, z dość poważną miną.
-Co się dzieje? Naruto? – spytał widząc chłopca.
-Fugaku-sama shinobi dźwięku atakują wioskę – wyjaśnił szybko strażnik. – Hitoshi pobiegł do Hokage, ten chłopiec uciekał przed jednym z nich i trafił na nas – Fugaku spoglądał to na blondyna to na czarnowłosego. – Budź ludzi! – rozkazał, a strażnik od razu zniknął. – Naruto wejdź, Mikoto się tobą zajmie – powiedział, ale chłopiec nie ruszył się. Dopiero, gdy czarnooki potrząsnął nim, chłopiec ocknął się. – Widziałeś, jak kogoś zabili? – niebieskooki niepewnie skinął głową.
Fugaku podniósł go i wniósł do domu. W salonie spotkał pytające spojrzenie Mikoto oraz Itachiego.
-Co się dzieję i co tu robi Naruto? – spytała żona Przywódcy klanu.
-Itachi szykuj się, shinobi dźwięku zaatakowali wioskę – zignorował pytanie Mikoto, ale ta odpowiedź zaskoczyła obydwojga. – Mikoto zajmij się nim, widział jak kogoś mordują – czarnowłosa spojrzała na chłopca i skinęła głową.
Naruto został posadzony na kanapie, Fugaku szybko się przygotował i razem z Itachim wybiegł z domu. Po drodze do nich dołączyło pół klanu Uchiha. Wybiegli ze związku i ruszyli ku głównej ulicy.
Strażnik, który biegł do Hokage jak burza wpadł do gabinetu. Gdy zobaczył panujący tu chaos, doznał szoku. Hokage leżał nieprzytomny na ziemi, biurko było wywalone podobnie jak regał na papiery, które były rozwalone po całym gabinecie. Okno było wybite, a potłuczone szkło było rozrzucone po całym gabinecie.
Podbiegł do Trzeciego i odwrócił go na plecy. Wyczuł u niego słaby puls i oddech, miał sporą plamę krwi na klatce piersiowej. Katem oka zauważył pod jakąś kartką strzykawkę z igłą, z której sączyła się fioletowa ciecz.
-Kuso, trucizna – powiedział do siebie.
Podniósł Hiruzena i zarzucił go sobie na plecy. Wyskoczył przez wybite okno na dach i skierował się do szpitala. W pewnym momencie tuż za nim pojawiło się trzech przeciwników. Uchiha przyśpieszył, starając się zgubić napastników. Nagle przed nim pojawiło się sześciu jego pobratymców. Członkowie klanu Uchiha minęli się z   Hitoshim i rzucili się na trzech shinobi dźwięku. Po chwili obok niego pojawił się Fugaku.
-Co z Hokage?
-Nieprzytomne, gabinet zrujnowany, w dodatku znalazłem strzykawkę z igłą.
-Trucizna?
-Prawdopodobnie.
-Zanieś go do szpitala, weź kilku ludzi do pilnowania szpitala.
-Tak jest. Shinobi dźwięku zaczynają się rozbiegać po całej wiosce – powiedział jeszcze i ruszył dalej biegiem.
-Itachi, roześlij kilku shinobi, niech obudzą mieszkańców.
 -Tak jest.
W czasie, gdy Fugaku rozsyłał ludzi, reszta klanu rzuciła się do walki. Liczne ogniste techniki i wybuchy budziły ludzi. Przewaga była po stronie klanu Uchiha choć było ich mniej od napastników. W końcu shinobi Konohy, którzy mieszkali blisko walk, dołączyli do obrony wioski.
Fugaku stanął razem z synem naprzeciw osoby, która chyba kierowała agresorami. Był ubrany podobnie do reszty, zamaskowana praktycznie cała twarz oprócz włosów, które były całe czarne i długie prawie do połowy pleców. Oczy miał nie ludzkie, wyglądały niczym oczy kota.
-Kim jesteś i czemu atakujesz wioskę?! – o dziwo od razu zdjął maskę i ukazał swoją twarz.
Miał wręcz białą cerę, a pod oczami fioletowe paski. Obydwoje go poznali, jednego z saninów Konohy i jednocześnie zdrajcę wioski.
-Orochimaru!? Czego tu szukasz?!
-Potrzebuję nowych królików doświadczalnych – odparł śmiejąc się jednocześnie.
-Nie dostaniesz nikogo w swoje ręce!
-Bo co zatrzymacie mnie? Przecież wioska zrezygnowała z was, chyba wiesz o tym? Myślisz, że…
-Milcz!
Krzyknął Fugaku, rzucając się na sanina. Uruchomił Sharingana i zaczął walkę wręcz. Orochimaru co chwilę atakował Uchihe wężami, ale dzięki doujutsu, ojciec Sasuke unikał lub ucinał łby gadów. 
-Katon: Wielka Kula Ognia! – Itachi wkroczył do walki, zaczynając od ognistej techniki.
Fugaku odskoczył do Orochimaru, aby nie zostać poparzonym przez technikę syna. Gdy ogień zgasł obydwaj zobaczyli płonącą skórę byłego shinobi wioski.
-Uciekł? – spytał Itachi rozglądając się po okolicy.
-Zbierz ludzi i przeszukujcie wioskę – rozkazał ojciec Sasuke.
Itachi od razu skoczył na dach, zbierał pierwszych shinobi, których znalazł i razem przeczesywali wioskę. Obok Fugaku pojawił się Kakashi, jego ubranie był w krwi, podobnie jak włosy. Jego Sharingan był odsłoniony.
-Jak wygląda sytuacja?
-Zostało sporo uciekinierów, nie do końca jeszcze rozumiem co się dzieje.
-Orochimaru zaatakował wioskę – wyjaśnił w kilku słowach Fugaku.
-A Ho…Hokage?
-Zatruty leży w szpitalu.

Siedział na kanapie, nadal widział podrzynane gardła i krew. Mikoto siedziała obok i trzymała herbatę chłopca, jej syn siedział obok, nie wiedział co się dzieje, ale skoro jego ojciec i brat wybiegli nagle z domu, musi być coś ważnego.
-Mamo, co się dzieję? – spytał Sasuke po raz setny.
-Nic synku.
-To czemu Naruto tak się zachowuję?
-Nie ważne, dajmy mu spokój – kobieta ciągle go zbywała podobnymi odpowiedziami.
Nagle Mikoto zobaczył ruch przy oknie, myślał, że to Fugaku lub Itachi, ale drzwi zostały brutalnie wywarzony mocnym kopniakiem. Do środka wpadł jakiś shinobi, rozglądał się nerwowo, jakby chciał się schować. Gdy zobaczył Naruto, Sasuke i Mikoto, rzucił się na kobietę.
Czarnowłosa poderwała się i wyciągnęła kunaia. Zderzyli się ostrzami, mężczyzna był silniejszy i odepchnął kobietę, tak, że uderzył głową o kant regału, stojącego za nią. Sasuke od razu podbiegł do matki, próbując ją obudzić. Naruto patrzył przed siebie zamglonym wzrokiem, jakby nawet się tym nie przejął.
-Cicho smarku! – krzyknął kopiąc przyjaciela jinchuriki Kyubiego.
Kopnięcie było tak mocne, że był słyszalny trzask kości. Uderzył plecami o ścianę, z jego oczu płynął potok łez.
-„Rusz się” – powiedział ktoś basowym lecz przyjaznym dla ucha głosem w głowie blondynka, ale on go nie posłuchał. – „Rusz się!” – tym razem był to krzyk, ale i tak nic nie zdziałał.
-Teraz was zabiję – oznajmił napastnik. Pochylił się z kunaiem nad ciałem matki przyjaciela syna Yondaime.
-„ON ICH ZABIJE!”
Naruto oprzytomniał i poczuł wielką moc w sobie. Szybko omiótł sytuację wzrokiem i sięgnął po leżący na ziemi kunai. Podszedł po cichu do napastnika i gdy się zamachnął, aby wbić ostrze w ciało Mikoto, dźgnął go mocno w plecy, celował w serce i chyba trafił po napastnik padł martwy, a wokół niego od razu zrobiła się kałuża krwi. Trochę czerwonej cieczy trysnęła na ręce blondyna.
Patrzył się na swoje ręce, które były brudne w krwi. Moc, którą poczuł zniknęła. Teraz dopiero zrozumiał co zrobił, zabił człowieka.
Do domu wpadł Fugaku. Podbiegł do blondynka, ale gdy zobaczył całą sytuację, krew zaczęła w nim wrzeć, a gdy zobaczył swojego syn leżącego pod ścianą, całego zapłakanego, doznał szału. Stworzył dwa klony, jeden podniósł Sasuke, a on sam podniósł swoją żonę. Drugi klon zajął się Naruto. W drzwiach pojawił się Itachi.
-Sytuacja jest opanowana – oznajmił. – Orochimaru zniknął – gdy tylko skończył mówić, usłyszeli wybuch. Fugaku razem z klonami i starszym synem wybiegli na dwór.
Zobaczyli jak z wielkiego obłoku dymu, wysłania się wielki fioletowy wąż, który od razu zaczął niszczyć budynki i pożerać ludzi, którzy byli blisko niego. Na ich szczęście, po kilku sekundach w podobnym obłoku dymu pojawiła się wielka ropucha z mieczem przy pasie i fajką w ustach.
Summony od razu rzuciły się na siebie, ale nad ich głowami co rusz było widać iskry od zderzeń metalów.
-Musimy ich zanieść do szpitala – powiedział w końcu Fugaku, Itachi skinął głową i biegł za ojcem, aby ochraniać go przed ewentualnymi napastnikami.
-Naruto też jest ranny?
-Nie.
-To czemu ma krew na rękach?
-Zabił tego shinobi – Itachi mimo to, że znał dobrze blondyna to doznał szoku.
Nie mógł uwierzyć, że chłopiec, który nie długo skończy siedem lat, zabije kogoś, ale musiał odrzucić te myśli. Miał teraz ważniejsze rzeczy, niż rozmyślanie.

Wąż oplótł się wokół ropuchy, przygwożdżając ją do ziemi. Gamabunta chwycił za swoje ostrze i wbił je w ogon węża, odcinając go. Manda zawył z bólu i zniknął w chmurze siwego dymu. Po chwili podobnie zniknął summon Gamma sanina.
Jiraya cały czas wymieniał ciosy z byłym przyjacielem. Białowłosy miał już sporo ciętych ran, lub ugryzień od węży, Orochimaru natomiast cały czas zrzucał skórę, lecząc się przy tym. Stanęli na dachach, budynków stojących naprzeciw siebie. Obydwaj dyszeli, ale nie chcieli odpuścić.
-Chyba nie dokończymy tej walki, tym razem – powiedział Orochimaru.
-Co ty? – wydyszał białowłosy sanin.
Nim dokończył odpowiedź, Orochimaru zniknął w kłębie dymu. Sekundę później budynek, na którym stał wężowy gad zawalił się pod silnym uderzeniem blondwłosej kobiety.
-Tsunade? – spytał Jiraya widząc swoją przyjaciółkę z drużyny.
Ubrana w luźne granatowe spodnie, siwą tunikę i zielony płaszcz. Stałą przed gruzami budynku z zaciśnięta pięścią, którą po chwili rozluźniła i opuściła w dół.
-Tak, ehh uciekł.
-Już go nie znajdziemy, nie będzie ryzykował walki z nami. Tak właściwie co tu robisz?
-Szłam do wioski, gdy z daleka zobaczyłam w powietrzu Gamabuntę.
-Idź do szpitala, staruszek jest zatruty, a i na pewno jest dużo rannych.
-Już ta idę, a ty?
-Ja poszukam Fugaku, podobno kierował wszystkim, wiec ma najwięcej informacji.
Senini skinęli sobie głowami i rozbiegli w dwie strony. Blondynka do szpitala trafiła po kilku minutach. Tak jak podejrzewała panował tu chaos. Lekarze biegali od jednego rannego do drugiego, podobnie pielęgniarki, biegała z opatrunkami, lekami, bandażami. Tsuande od razu wzięła się do pracy, zaczęła od Trzeciego Hokage.
Jiraya przeszukał całą wioskę i związek klanu Uchiha, ale nigdzie nie mógł znaleźć Fugaku. Zamiast jego lub jego rodziny, w jego domu znalazł trupa, co go bardzo zaniepokoiło. Ruszył do szpitala, było to ostatnie miejsce, które zostało mu do sprawdzenia.
Gdy tam dotarł stanął w drzwiach, w środku panował już spokój. Obejrzał się i spojrzał na niebo, słońce powoli wschodziło, co oznaczało, że minęło już kilka godzin. Wszedł do środka i podszedł do recepcji.
-Przepraszam – powiedział Jiraya, próbując nie zacząć fantazjować na widok młodej pielęgniarki.
-Tak?
-Gdzie jest Tsunade?
-Tsunade-sama jest w Sali Trzeciego Hokage. Sala 102 – dodała widząc pytające spojrzenie.
Sanin od razu się zmusił resztkami woli, do odejścia w kierunku wskazanej Sali. Gdy dotarł zapukał i wszedł do środka. W tej Sali były cztery łóżka, z czego trzy były zajęte. Jedno przez Hiruzena, przy którym siedziała Tsunade, drugie i trzecie przez syna i żonę Fugaku, który siedział między nimi. Itachi stał oparty o parapet, a na jednym z krzeseł siedział blondynek.
-Fugaku, będziemy musieli później porozmawiać – powiedział Jiraya, czarnowłosy skinął mu głową. – Tsuande jaka jest sytuacja.
-Ogólna jest dobra, ale niektóre osoby, mają amputowane kończyny od trucizny. Niektórzy jakieś stłuczenia, lub małe rany. Trzeci dostał odtrutkę w ostatniej chwili, Sasuke – wskazała na młodszego syna Fugaku – ma połamane kilka żeber. Mikoto – tym razem przeniosła wzrok na żonę Przywódcę klanu – ma pękniętą czaszkę i wstrząs mózgu.
-A ten chłopiec? – wskazał na Naruto, który jakby siedział nieprzytomne na krześle.
-On… zabił – wyjaśniła krótko.
Wszyscy zaczęli się zastanawiać nad Naruto, przede wszystkim czy mu nie zostanie tak, po przejściu tego wszystkiego, podobnie martwili się o Sasuke, chłopiec przecież patrzył na to wszystko.

Naruto wyglądał jak wtedy, gdy siedział na kanapie w domu Sasuke, wtedy cały czas widział podrzynane gardła, ale teraz było inaczej. Chłopiec rozmyślał nad tym głosem, który słyszał.

czwartek, 28 maja 2015

Ukryta Prawda o Naruto -3.

 Ukryta Prawda o Naruto -3.
Kolejny ciepły dzień, w Wiosce Liścia. Była to spokojna wioska, każdy dla każdego biły miły, wszyscy pomagali sobie nawzajem. Naruto już od dwudziestu minuta czekał na swojego senseia. Miesiąc temu wznowił treningi z Krukiem, przez ten czas nauczył się dużo, ale to dopiero początek. Jego przyjaźń z Sasuke, według niego powoli się kończy. Gdy Naruto ma czas na zabawę, młody Uchiha musi ćwiczyć, gdy za to Sasuke ma czas wolny, to blondynek musi ćwiczyć.
Stał w cieniu drzewa. Czas niesamowicie mu się dłużył, jego wzrok ciągle był skierowany na spadające liście. W końcu usłyszał długo wyczekiwane „PUF” oznaczające teleportację.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedział Kruk, ale Naruto nic nie powiedział. – Nasz plan treningów ulegnie zmianie, będziemy widywać się raz na dwa tygodnie.
-Czemu?
-Ponieważ Hokage musi mnie od czasu do czasu wysłać na misję. Dam ci teorię, a ty sam będziesz to ćwiczył przez 14 dni.
-Rozumiem. Co ćwiczymy dzisiaj?
-Patrzenie – odparł Itachi, a blondyn posłał mu pytające spojrzenie. – To ćwiczenie na dłuższą metę.  Dopóki tego nie opanujesz, nie będziemy ćwiczyć nic innego.
-O co w tym chodzi?
-Chodzi o to, abyś widział, nie tylko rzeczy które chcesz zobaczyć.
-Prościej mam nie skupiać się tylko na jednym obiekcie?
-Otóż to, dzięki temu będziesz mógł dostrzegać więcej detali. Podobnie jest ze słuchem i węchem. Po kolei będziemy rozwijać twoje zmysły, na początek normalnie, ale później za pomocą chakry.
-Ale jak mam się za zabrać?
-Po prostu zwracaj uwagę na więcej rzeczy. Z czasem będziesz to robił samoistnie. No to na razie – powiedział i znikł.
Naruto westchnął i zaczął iść w kierunku wioski. Kierował się do budynku administracyjnego, po drodze starał się stosować do informacji, które dał mu Kruk. Po drodze liczył liście, ludzi, otwarte sklepy, ale ni czuł się, aby to pomagało.
-„Coś mi się wydaję, że to potrwa dłużej niż dwa tygodnie” – pomyślał chłopiec.
Wszedł do budynku i ruszył do gabinetu Trzeciego. Gdy doszedł zdał sobie sprawę, że patrzył na ludzi ułamek sekundy, a zapamiętał kilka rzeczy. Jeden shinobi biegł ze sterom papierów, a dwóch innych rozmawiało przy oknie. Nie był wstanie wskazać kto to był dokładnie, ale zapamiętał co robili. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zapukał do drzwi i wszedł do środka.
Hokage jak zwykle siedział za biurkiem, a jego wzrok był skierowany w jakieś papiery. Gdy zobaczył kto przyszedł odłożył kartkę i się uśmiechnął.
-Co tam Naruto?
-Masz coś do robienia dla mnie?
-Hmm, pielenie, czy wyprowadzanie?
-Pielenie.
-To idź do pani Hokashi. Wiesz gdzie mieszka? – spytał na co blondyn pokiwał przecząco głową. – Idź w stronę zachodniej bramy, skręć w ostatnią uliczkę przed bramą, ma strasznie duży dom po prawej stronie, zaraz na początku uliczki.
-Hai, dowiedzenia staruszku! – krzyknął wybiegając z gabinetu.
Biegnąc przez wioskę, starał się zwracać uwagę na otoczenie, nie tylko na to co jest przednim ale i wokół niego. Po dwudziestu minutach był na miejscu, większość trasy przebiegł, wiec teraz był cały spocony i sapał.
Stanął przed furtką na posesję. Słowo duży dom, wiernie odwzorowywało budynek. Miał dwa pietra, frontowa ściana miała chyba ze 30 metrów szerokości. Był pomalowany na ciemną zieleń, a do drewnianych drzwi prowadziła ścieżka z wyłożonych kamieni. Było kilkanaście okien, a w każdym firanka i co najmniej jeden kwiatek w doniczce. Po bokach było kilka drzewek.
Podszedł bliżej furtki i nacisnął na dzwonek. Po kilku sekundach drzwi się otworzyły, a w drzwiach pojawiła się starsza pani. Miała długie jasne włosy, okulary na nosie i trzymała laskę w prawej ręce.
-Dzień dobry – powiedział Naruto. – Czy to dom Pani Hokashi?
-Witaj chłopce, tak to ja. W czym mogę ci pomóc?
-To ja przyszedłem pomóc Pani. Mam wypielić pani ogródek.
-Przysłał się Hokage-sama?
-Tak.
-To dobrze, wejdź – chłopak wszedł na posesję i ruszył za staruszką, która szła na tył domu. – Już od dawna czekałam, aż kogoś przyśle. A ty chłopce nie jesteś aby za młody na pracę.
-Niee – odparł przedłużając ostatnia sylabę.
-Musisz skosić ten trawnik, a potem wypielić tamte kwiaty. Wszystko co będzie ci potrzebne jest w tamtej szopie, zaraz przyniosę ci dzbanek z piciem.
-Dziękuję – odparł Naruto i ruszył w kierunku szopy.
Kiedy do niej dotarł, pchnął raz drzwi, potem drugi i trzeci, a one nadal nie chciały się otworzyć. Po kilku próbach udało mu się to, ale wszystkie narzędzia, które tam były przewróciły się wprost na Naruto. Po kilkunastu minutach blondynowi udało się wszystko poukładać z powrotem. Stanął przed wejściem i popatrzył na narzędzia. Po kilku sekundach, odwrócił się i ogarnął spojrzeniem ogród do skoszenia.
Lekko zrezygnowany zabrał się do pracy. Samo skoszenie trawy zajęło mu trzy godziny, a pielenie kwiatów nie całą godzinę. Odebrał kwitek o zakończeniu pracy i ruszył wolnym krokiem do Hokage.
Gdy szedł ulicą zobaczył Sasuke, który chodził od straganu do straganu razem z bratem. W pewnym momencie go zobaczyli, bo młodszy Uchiha zaczął mu machać.
-Cześć – powiedzieli sobie nawzajem.
-Gdzie idziesz Naruto? – spytał Sasuke.
-Idę do Hokage, po zapłatę.
-Jaką zapłatę?
-Za pielenie o koszenie trawnika.
-Aha. Przyjdziesz wieczorem, pobawimy się.
-Pewnie – Uzumaki od razu się rozweselił.
Mimo tego, że rzadko się widywali, to jednak bardzo się zaprzyjaźnili. Porozmawiali jeszcze trochę, po czym rozeszli się w swoje strony. Blondyn, gdy dotarł do biura Hokage, od razu wparował do środka. Sarutobi chyba się czegoś takiego nie spodziewał, bo aż podskoczył na fotelu, a kartka, która trzymał pofrunęła na podłogę.
-Naruto! – krzyknął Hiruzen. – Nie strasz mnie tak – dodał śmiejąc się, po chwili chłopiec dołączył do niego. – Co cię do mnie sprowadza?
-Skończyłem koszenie i pielenie – powiedział podając Sarutobiemu świstek.
-Rozumiem, masz tu pieniądze za to – powiedział Hiruzen, rzucając mu sakiewkę.
-To ja lecę, na razie staruszku! – krzyknął wybiegając.
Trzeci się tylko zaśmiał i wrócił do poprzedniej pracy. Naruto w tym czasie biegł przez wioskę w stronę swojego domu. Po kilku minutach dotarł do celu, otworzył swoją kawalerkę i wszedł do środka. Zabrał czyste ciuchy i pobiegł pod prysznic.
Po dwudziestu minutach siedział w kuchni i jadł kanapki. Gdy pozmywał spojrzał na zegarek, było po 16. Postanowił jeszcze przejść się do biblioteki. Wyszedł z domu i ruszył do wyznaczonego miejsca. Szedł powoli, nie musiał się śpieszyć, do Sasuke miał iść wieczorem, czyli ma jakieś 2 godziny.  Gdy wszedł do środka, zobaczył sporo regałów ustawionych w kilka rzędów i jeszcze więcej książek.
-Pomóc w czymś? – spytała bibliotekarka.
Była to starsza kobieta, miała brązowe włosy, związane w 2 koki.  Zielone oczy, dojrzałe rysy twarzy, ubrana w luźne ciuchy, nie przeszkadzające w pracy.
-Przyszedłem wypożyczyć kilka zwoi i książek.
-Masz założona kartę? – spytała, na co blondynek zaprzeczył ruchem głowy. – Wypełnij to, a ja się zajmę resztą.
Naruto odebrał kartkę i długopis. Zaczął wpisywać swoje dane osobowe, po czym oddał kartkę.
-A imiona rodziców?
-Nie mam rodziców.
-To może chociaż jakiś opiekun.
-Mieszkam sam.
-Data urodzenia to 10 Października?
-Tak. Za dwa miesiące skończę 7 lat.
Kobieta chwile popatrzyła to na kartkę to na chłopca, po czym przyjęła plik.
-Możesz iść – powiedziała kobieta.
Naruto ruszył najpierw w dział z książkami o historii. Szukał czegoś o różnych klanach, ich miejscach zamieszkania i tym podobnym. Gdy przelatywał po napisach zwoi i książek, zaciekawił go tytuł „Potomkowie Rikodu Senina” z zaciekawienia postanowił wypożyczyć także tą książkę. W końcu znalazł to czego szukał „Spis klanów w Konosze i po za nią” Wziął te dwie książki i wyszedł z tej alejki. Wszedł między regały z różnymi technikami i opisami różnych treningów. Wybrał zwoje o kontroli chakry i kilka technik, które może opanować.
Zabrał to i poszedł do bibliotekarki. Ona tylko spisała numery książek i pozwoliła iść Uzumakiemu. Naruto ruszył do domu, trzymając w dłoniach książki i zwoje. W pewnych momentach tak się zamyślił nad tymi książkami, że prawie zderzył się z przechodniami.  Po 10 minutach dotarł na miejsce. Rzucił książki na łóżku i spojrzał na zegarek, została mu godzina. Wziął książkę o potomkach Mędrca Sześciu Ścieżek  i zaczął czytać.
W ciągu pół godziny dowiedział się, że Rikodu miał trzech synów. Dwaj są stworzycielami klanów Uchiha i Senju. Natomiast o trzecim pisze niewiele, wiadomo, że był najsilniejszy z nich oraz najmłodszy. Najstarszy panował nad przyrodą i zwierzętami, dzięki temu klan Senju posiada Mokoton, natomiast drugi syn był młodszy od protoplasty klanu Pierwszego Hokage, posiadał technikę oczną, którą potem nazwano Sharinganem. Najmłodszy syn posiadał obie te umiejętności, lecz nie potrafił ich w pełni rozwinąć.
-Ciekawe jaki klan stworzył trzeci syn? – powiedział do siebie młody Uzumaki.
Odłożył książkę i położył razem z resztą na biurku. Wyszedł z domu i ruszył do dzielnicy Uchiha. Cały czas rozmyślał nad tą książką. Był ciekaw, czy Sasuke wie o tym, że jest potomkiem syna Rikodu Senina, ale najbardziej interesował go ten trzeci syn. Skoro był najsilniejszy to czemu nic po nim nie pisze.
Gdy doszedł do dzielnicy, strażnicy bez problemu go wpuścili. Szedł główną ulicą związku, mimo wieczornej godziny było pełno ludzi. Każdy do każdego się uśmiechał, nawet do blondwłosego chłopca, którego nie znali.
-Ej Naruto! – chłopiec usłyszał krzyk jego przyjaciela.
Odwrócił się i zobaczył biegnącego w jego stronę Sasuke. Czarnowłosy nadal krzyczał jego imię i machał mu ręką. Blondyn stanął w miejscu i czekał, aż czarnooki dobiegnie. Gdy tak się stało, Sasuke oparł się o kolana i ciężko dyszał.
-Cześć – powiedział Sasuke, gdy złapał kilka oddechów.
-Cześć – odparł blondyn.
-Idę z Itachim nad jezioro potrenować, idziesz z nami?
-Pewnie – odparł szybko Uzumaki.
Ruszyli w kierunku, który nadał młody dziedzic Sharingana. Po kilku minutach zobaczyli Itachiego, który stał oparty o jedno z drzew, rosnących przy ulicy. Widocznie na nich czekał.
-Cześć – powiedział czarnowłosy do blondynka.
-Siemka.
-Idziemy? – spytał starszy Uchiha.
-Yhym – obydwoje skinęli głowami.
Ruszyli w dalej, tym razem kierowani przez starszego syna Fugaku. Po paru minutach dotarli nad jezioro,  polanka z dwóch stron była otoczona drzewami, z trzeciej było jezioro, a z czwartej było kilka krzaków i ścieżka tu prowadząca.
-Zaczniemy od walki wręcz, wy dwaj na mnie, ale najpierw rozgrzewka. Zrobimy dwa kółka wokół tego jeziora.
Od razu zaczęli biec. Itachi biegł pierwszy, wprawdzie dla niego to nie był nawet początek rozgrzewki. Naruto to takiego wysiłku fizycznego był przyzwyczajony, ale mimo to miał przyśpieszony oddech. Najgorzej miał Sasuke, dyszał i był cały spocony, a ciało powoli przestawało go słuchać.  Biegł tuż za Naruto.
W pewnym momencie młodszy czarnooki upadł na ziemię na kolana. Blondynek od razu się zatrzymał i odwrócił. Podszedł do Uchihy i wystawił w jego stronę rękę, która została po chwili złapana. Niebieskooki pomógł wstać koledze i razem już dobiegli do Itachiego.
-Chwila przerwy i zaczniemy walkę – oznajmił Itachi i rzucił młodszym po butelce wody.
Położyli się na trawie i zaczęli wpatrywać się w niebo. Mówili sobie, co przypominają im chmury, a lekki wiaterek poruszał ich włosami. Po paru minutach Itachi wstał i poderwał Naruto i Sasuke.
-Zaczynamy. Powalczymy sobie pół godziny i idziemy do domu.
Ustawili się naprzeciw sobie, Naruto z Sasuke naprzeciw Itachiego. Na znak starszego Uchihy ruszyli do ataku. Pierwszy zaatakował Naruto, a zaraz za nim Sasuke. Itachi przez cały czas unikał kontaktów z pięścią lub nogą Uzumakiego. Młodszy czarnowłosy, zaszedł od tyłu brata i chciał go uderzyć w plecy, ale Itachi w ostatniej chwili odskoczył, więc sześciolatki zderzyli się ze sobą.  
-Postarajcie się – powiedział Itach lekko się uśmiechając.
Naruto szybko wstał i pomógł wstać koledze. Spojrzeli sobie w oczy i  skinęli głowami. Blondyn ruszył do ataku, jego ataki były dość szybkie jak na sześciolatka.  Sasuke wykorzystał chwilę, kiedy to Itachi jest pochłonięty blondynem i zaszedł go od tyłu. Naruto zmusił Itachiego, do postawienia kroku w tył, aby przewrócił się o stopę Sasuke, ale zrobił za mały krok. Blondyn rzucił się na czarnowłosego, popychając go całym ciałem.
Itachi wylądował na ziemi, a na nim Naruto przygniatając go. Sasuke od razu dołączył do przyjaciela, siadając na bracie.
-Brawo! – krzyknął ktoś wychodząc z za drzewa. Tą osobą był Fugaku, klaskał chłopcom. – Pokonaliście Itachiego, wprawdzie dla niego to tylko zabawa się, ale i tak gratuluję wam pomysłowości. Jestem z was dumny.
Dzieci najpierw nie wiedzieli co powiedzieć, czy nawet zrobić. Dopiero, gdy Itachi zakaszlał z powodu braku możliwości oddechu zeszli z niego i pomogli mu wstać.

-Macie dobre zgranie – powiedział ojciec Sasuke podchodząc do nich. –Chodźcie już do domu na kolację, Naruto chodź z nami.

Ukryta Prawda o Naruto -2.

Ukryta Prawda o Naruto -2.
Tak więc, młody, sześcioletni Naruto szedł z rodziną Uchiha do ich domu na kolację. Blondynek był niezwykle szczęśliwy, pierwszy raz ktoś go zaprosił do siebie. Kruk od razu gdzieś zniknął gdy tylko Uzumaki dołączył do jego rodziny. Fugaku ciągle się przyglądał chłopcu, skądś mu się kojarzyło nazwisko Uzumaki, ale wygląd do nikogo mu nie pasował, a jeszcze te lisie wąsy, nie przypominał sobie, aby ktokolwiek w wiosce miał takie.
-Może ci pomóc z tą torbą? – spytał nagle ojciec Sasuke.
-Nie trzeba.
-Co tam masz Naruto? – spytał Sasuke.
-To są moje rzeczy, jak już mówiłem Trzeci dał mi nowe mieszkanie i muszę przenieść swoje rzeczy.
-Czy ta torba nie jest dla ciebie za ciężka? – spytała Mikoto.
-Nie jest, aż tak ciężka.
-Daj poniosę – nalegał dalej Fugaku, po czym odebrał torbę  z rąk chłopca. – Ona waży z 20 kilo.
-Może – odparł chłopiec.
Dalej szli rozmawiając na błahe tematy. Naruto po drodze podziwiał wioskę w zachodzącym słońcu. Gdy doszli do bramy związku Uchiha, Naruto zobaczył dwóch strażników, którzy na widok Fugaku skłonili się. Gdy przeszli Naruto podszedł bliżej Sasuke.
-Twój ojciec jest kimś ważnym? – spytał cicho.
-Jest głową klanu – odparł równo cicho co blondyn.
-O czym tak tam szepczecie? – spytała Mikoto.
-O niczym mamo.
W końcu dotarli do domu. Fugaku położył torbę Naruto przy wejściu, a Sasuke od razu zaczął oprowadzać gościa po domu. Fugaku poszedł do swojego gabinetu, a matka Sasuke do kuchni. Gdy chłopcy obeszli, już wszystko, do domu wszedł Itachi.
-Wróciłem!
Sasuke słysząc brata, zbiegł na dół, a za nim pobiegł Naruto. Blondyn stanął przed schodami, patrząc jak Sasuke wtula się w brata.
-Widzę, że mamy gościa.
-To jest Naruto Uzumaki.
-Cześć, Naruto, jesteś Itachi – powiedział brat rówieśnika blondyna.
-Cześć.
-Kolacja! – krzyknęła Mikoto przywołując wszystkich do kuchni.
Na kolację, mieli naleśniki z dżemem truskawkowym, a na deser kawałek sernika. Przez całą kolację rozmawiali, o tym, że Naruto i Sasuke będą w jednej klasie, jak wygląda nauka w Akademii i po jej skończeniu. Po kolacji sześcioletni chłopcy pobiegli się bawić. 
Naruto opuścił dom Uchihów, gdy zrobiło się ciemno. Proponowali mu, że go odprowadzą, ale on się uparł, że sam trafi, do domu, który nie wie gdzie jest. Do bramy związku dotarł po kilku minutach wędrówki. Wyciągnął karteczkę z adresem, na jego szczęście nie był to sam adres, a dokładne dojście do nowej kawalerki chłopca.
Mimo to miał spore problemy z dojściem, nie kojarzył żadnej z ulic napisanych, za każdym razem pytał pierwszego lepszego przechodnia o drogę. Gdy dotarł do domu, było już grubo po 11 w nocy. Wszedł do środka, zamykając od razu drzwi na klucz. Poszukał sypialni i bez żadnych ceregieli rzucił się w ciuchach na łóżko.
Rankiem obudziło go głośne pukanie. Usiadł na łóżku, rozglądając się zaspanym wzrokiem. Próbował sobie przypomnieć wczorajsze wydarzenia, ale znowu usłyszał głośne walenie w drzwi.
-Idę! – krzyknął wstając.
Gdy otworzył drzwi zobaczył w Kruka.
-Cześć Kruku – powiedział blondynek.
-Cześć Naruto, gotowy na trening.
-Dasz mi chwilę, zjem śniadanie i się przygotuje, wczoraj do późna szukałem tego domu i nawet się po nim nie rozglądałem – powiedział wpuszczając członka Anbu do środka. -Chcesz coś do picia lub jedzenia?
-Nie – odparł szybko Itachi.
Blondynek zrobił sobie szybko kanapki ze składników znalezionych w lodówce, po czym je zjadł popijając herbatą. Następnie pobiegł do sypialni i wyrzucił wszystko z torby na łóżku. Wziął luźne dresy, bluzkę z siateczki, rozpinaną bluzę z kapturem i zestaw kunai i shurikenów. Pobiegł do łazienki i po kilku minutach był gotowy.
-Idziemy? – spytał Kruk widząc gotowego Uzumakiego.
-Możemy.
Wyszli z domu, a blondyn go zamknął. Szli powoli przez opustoszałe jeszcze ulice. Niektórzy sprzedawcy dopiero wchodzili do swoich sklepów. Naruto uważnie oglądał każdą ulicę, każdy zakrent, aby trafić z powrotem bez żadnego problemu do domu.
-Która jest w ogóle godzina?
-Po szóstej – odparł Itachi. – Po drodze powiem ci kilka zasad naszego treningu – nie słysząc żadnej aprobaty kontynuował. – Po pierwsze nikt nie może się dowiedzieć o twoim treningu, po drugie, Hokage dał mi wolną rękę na sposób oraz co mam cię uczyć i na koniec zakończymy twój trening, gdy będziesz wstanie samotnie wykonać misje rangi C.
-Rangi C?! – niedowierzał blondynek.
-Tak, ale tylko w pobliżu wioski. Jeśli jednak nie uda się to skończymy nasze treningi dopiero przed Akademią – chłopak powoli trawił wszystkie słowa, a na koniec popadł w zamyślenie, ocknął się dopiero gdy dochodzili na pola treningowe.
-Dlaczego? – spytał nagle blondynek.
-Co? Dlaczego?
-Dlaczego staruszek, przykłada takie nadzieje w moim treningu? Wczoraj odpowiadał, że nie rozumiem tego teraz, ale ja chcę wiedzieć.
-Usiądź powiem ci coś – Naruto się rozejrzał, byli już na polu treningowym, usiadł pod drzewem. –Co ci wczoraj powiedział Trzeci Hokage?
-Że gdy dorosnę, będę jedyną osobą w wiosce, która może powstrzymać zagrożenie. Nie rozumiem tego, przecież w wiosce jest dużo silnych osób, w tym Staruszek.
-Teraz posłuchaj mnie. Widzisz, w wieku sześciu lat, masz takie pokłady chakry co zwykły jonin w wieku dwudziestu paru lat. Nie wiem kim byli twoi rodzice, ale gdy dorośniesz będziesz niewyobrażalne silny.
-Ale jakim cudem tak jest?
-Nie pytaj mnie o to, spytaj lepiej Hokage, kim byli twoi rodzice – chłopak widocznie posmutniał na słowa o rodzicach. –Co się stało?
-Nic – odparł kręcąc głową.
-Jeśli chcesz trenować musisz być skupiony, i tak naginam zasady, rozmawiając z tobą, wiec możesz to z siebie wyrzucić.
-Chodzi o to, że staruszek nic mi nie chce powiedzieć. Wiem tylko, że moja mama nazywa się Kushina Uzumaki, nic więcej, a każdy mi mówi, że byli, a może gdzieś są.
-Tu cię boli. Teraz masz cel.
-Cel?
-Tak, widzisz życie bez żadnego celu, jest jednym słowem nudne.
-Więc mam już dwa cele.
-Dwa?
-Tak! Chcę zostać Hokage i dowiedzieć się prawdy o sobie.
-Dobrze, teraz możemy zacząć trening. Na początek rozgrzewka.
Naruto zaczął od kilometrowego biegu, potem zrobił kilka pompek, brzuszków, wykopów a na koniec się rozciągał. Po półtorej godziny mogli zacząć.
-Pokaż swoja kontrolę chakry – powiedział wskazując na drzewo.
Naruto stanął dwa metry od drzewa. Skupił się, a następnie truchtem wbiegł spokojnie do połowy  stanął na gałęzi.
-Nie jest perfekcyjnie, ale jest bardzo dobrze jak na 6 lat. Musisz bardziej przykładać się do kontroli chakry. Jonini wchodzą bez żadnego rozbiegu i skupiania się. Robią to intuicyjnie, ale na razie to wystarczy. Mój brat nawet jeszcze nie zaczął treningów.
-Masz brata? – spytał zaskoczony Uzumaki.
-Tak, jest w twoim wieku.
-Jak ma na…
-Nie, koniec tego tematu – powiedział poważnie Itachi. – Skoro potrafisz w podstawowym stopniu kontrolować chakrę, czas na podstawowe techniki w Akademii, w miedzy czasie będę ci wpajał podstawowe pojęcia ze świata shinobi.
-Tak jest!
-Pierwszą techniką jest Henge no Jutsu. Polega na zmianie wyglądu, możesz wyglądać jak inna osoba, zwierzę, przedmiot, cokolwiek. Wymaga kilku pieczęci, z twoją kontrolą chakry powinieneś się uwinąć w godzinę.
Naruto zaczął trenować Henge, a Itachi wpajał mu co nieco o świecie.
-Na naszym kontynencie jest Pięć Wielkich Nacji, czyli krajów, oraz wiele mniejszych. My żyjemy w Kraju Ognia, a dokładnie w wiosce Liścia, założoną przez Hashirame Senju i Madare Uchihe – gdy Kruk powiedział drugie nazwisko, Naruto mógłby przysiąść, ze słyszał warczenie w swojej głowie. – Jednak Madara był żądny władzy i pomiędzy założycielami wywiązała się walka. Wygrał Hashirama, a Madara zginął przeklinając swoich pobratymców, za to, że nie stanęli za nim.
-Czemu nie stanęli za nim?
-Ponieważ każdy miał dość walk i niepotrzebnej śmierci. Na dzisiaj koniec teorii, ćwicz dalej Henge.
-Henge! – krzyknął Naruto, jego ciało zostało spowite przez siwy dym.
Gdy dym znikł zmieniły się lekko jego rysy, znikły wąsiki, we włosach pojawiły się czarne pasemka, oczy pozostały w tym samym kolorze.
-Dobrze, ćwicz dalej, a ja pójdę do Hokage. Gdy skończysz, możesz iść do domu, jutro tutaj o tej samej porze.
-O 6 rano?
-Tak i przyzwyczajaj się.
Powiedział Itachi i zniknął. Naruto złożył pieczęcie i skupił więcej chakry niż poprzednio. Znowu widział dym, który spił jego ciało. Nie miał żadnego lusterka, a nic w czym mógłby się przyjrzeć. Kątem oka zauważył mały strumyk, podbiegł do niego i się przejrzał w krystalicznej wodzie.
Tym razem, zniknęły jego wąsy, miał brązowe włosy, a oczy nabrały ciemniejszej barwy. Stworzył jedną pieczęć i cofnął jutsu. Usiadł nad brzegiem, patrząc się na niebo. Mimo młodego wieku, widział więcej od innych, ale nie to zajmowało jego myśli. Rozmyślał o tym jacy mogli być jego rodzice, czy nadal żyją, a jak tak to gdzie są i czemu go porzucili.
Po trzydziestu minutach przerwy poderwał się do kucka, wsadził ręce do zimnej wody i się jej napił. Wstał i wrócił do treningu.
Po godzinie uznał, że opanował te jutsu. Ruszył do domu, ale gdy przekraczał bramę, przypomniał sobie, że nie ma tam nic do jedzenia. Po drodze wstąpił do Ichiraku Ramen na jedną miskę zupy, ale na tej jednej się nie skończyło. Po zjedzeniu pięciu misek, ruszył do jakiegoś spożywczego, po jakieś jedzenie.  Większość stanowił Ramen w proszku, ale kupił też trochę owoców i różnych rzeczy na kanapki.
Zaniósł to do domu, porozkładał i poszedł wziąć prysznic. Umyty i ubrany w czyste ubrania wyszedł z domu. Postanowił odwiedzić Sasuke. Strażnicy bramy go chyba zapamiętali, bo bez problemu go wpuścili. Pobiegł do domu głowy klanu. Po zapukaniu w drzwiach pojawił się Itachi.
-Cześć Naruto, Sasuke jest za domem ćwiczy z ojcem.
-To ja przyjdę później – powiedział cofając się.
-Poczekaj! Wejdź, chodź za mną.
Itachi zaprowadził blondynka na tył domu. Sasuke wraz z Fugaku stali na pomoście, ojciec Sasuke stał z rękami splecionymi na piersi, czarnowłosy chłopiec ćwiczył jakąś technikę, bo z jego ust co chwilę wydobywał się mały płomień. Ojciec Itachiego i Sasuke był chyba niezadowolony, a jego mina na twarzy to potwierdzała.
-Sasuke, Naruto przyszedł do ciebie – powiedział Itachi, zwracając ich uwagę na sobie.
-Dzień dobry Fugaku-san, cześć Sasuke.
-Witaj Naruto.
-Cześć Naruto.
-Sasuke, zrób sobie przerwę – powiedział Fugaku.
-Hai ojcze.
Głowa klanu Uchiha poszła do domu, natomiast chłopcy usiedli na pomoście. Słońce paliło ich nie miłosiernie, ale im to nie przeszkadzało.
-Co tam słychać Sasuke? – spytał Naruto.
-Ćwiczę Kule Ognia, ale mi nie wychodzi, a u ciebie?
-W sumie to nic ciekawego, od rana chodziłem po wiosce – Itachi uśmiechnął się w duchu, jak na razie Naruto dotrzymywał obietnicy. – Może Itachi ci pomoże w tej technice.
Obydwoje spojrzeli na starszego Uchihe. Wyczekiwali odpowiedzi na pytanie blondyna.
-No dobra, tylko już tak nie patrzcie. Chodzi, aby dobrze zmieszać chakrę, na początku staraj się mieszać mało chakry, jest łatwiej, gdy ci wyjdzie, używaj coraz więcej energii.
-Hai! – odkrzyknął Sasuke i od razu zerwał się do pozycji stojącej.
Czarnowłosy zrobił tak jak mu mówił jego brat. Zmieszał mało chakry w płucach po czym ją wypluł. Dla zdziwienia Sasuke, wypluł kulę ognia o średnicy jakiegoś metra.
-Tak! – krzyczał skacząc. – Spróbuję jeszcze raz!
Sasuke znowu wykonał to jutsu, wypluł kule ognia ciut większą od poprzedniej.
-Ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzał – powiedział Naruto.
-Odprowadzę cię – powiedział Itachi.
Sasuke został sam dalej trenując. Natomiast Itachi odprowadzał Naruto do samej bramy dzielnicy. Szli w ciszy.
-Nie gniewaj się na niego, dopiero zaczęli te treningi i  Sasuke jest bardzo zafascynowany nimi.
-Skąd wiesz, że mnie coś trapi?
-Czuję to – odparł Itachi.
-Na razie Itachi-san – powiedział Naruto przy bramie.
Czarnowłosy wrócił się do domu, pomóc w treningu Sasuke, natomiast Naruto także udał się do domu, ale okrężną drogą. Szedł przez park, głowę miał spuszczoną w dół, a ręce schowane w kieszeniach dresów. Gdy tak szedł widział, bawiące się dzieci z rodzicami lub rodzeństwem, bawili się w różne rzeczy lub grali w piłkę lub jeszcze puszczali latawce.
Na te widoki, zrobiło mu się smutno. On nawet nie wie kim byli dokładnie jego rodzice, a imię i nazwisko Kushina Uzumaki nic mu nie mówiło.
-Staruszek mi nie powie, w szpitalu także nikt mi nie pomoże – mówił do siebie. – Ciekawe czy spis mieszkańców jest dostępny dla każdego? Ale po co mam iść to sprawdzić, kto o zdrowych rozsądkach da sześciolatkowi taki spis. Moje życie jest pokręcone – westchnął dość głośno.
-Zależy kto jak patrzy na świat.
Chłopak zaczął się rozglądać. Zobaczył Staruszka stojącego przed nim.
-Co tutaj robisz Naruto? – spytał Hiruzen, kucając przed chłopcem.
-Wracam od Sasuke i tak sobie chodzę przez wioskę.
-Sasuke?
-Tak poznaliśmy się wczoraj w Ichiraku Ramen, zaprosili mnie tez na kolację.
-Rozumiem. Chodź odprowadzę cię do domu – Naruto pokiwał głową i ruszył za swoim przybranym dziadkiem. – Powiesz mi jak tam twój trening?
-Super! Nauczyłem się Henge no Jutsu, a Kruk mi powiedział, że moja kontrola chakry jest bardzo dobra jak na sześć lat.
-Kruk powiedział ci kiedy skończycie treningi?
-Tak, gdy będę sam wstanie wykonywać misje rangi C lub dopóki nie pójdę do Akademii.
-Więc, gdy skończycie treningi dam ci prezent.
-Jaki?!

-Przecież wiesz, ze ci nie powiem – zaśmiał się Sarutobi, a Naruto burknął coś pod nosem. – Jesteś niezwykłym sześciolatkiem – powiedział wesoło Hokage, czochrając blond czuprynę.

Ukryta Prawda o Naruto -1.

 Ukryta Prawda o Naruto -1.
Starszy mężczyzna, w czarnej zbroi dobiegł do dwóch martwych ciał i płaczącego dziecka. Pierwszym martwym ciałem, był blondwłosy mężczyzna, w stroju jonina Konohy z narzuconym płaszczem Kage na strój. Miał ranę, po czymś sporym co przeszło na wylot przez brzuch. Drugą osoba była czerwonowłosa kobieta, miała na sobie codzienny ciuch, kobiety, która zajmowała się domem. Także miała ranę na brzuchu. Wokół nich była bardzo duża ilość krwi. Uwaga staruszka przerzuciła się na dziecko. Był to noworodek, okryty małym kocykiem. Na głowie miał blond czuprynę, a oczy miał koloru bezchmurnego nieba, na jego brzuchu, wokół pępka były czarne znaki, mężczyzna rozpoznał, że była to pieczęć.
-Czyżby Minato, potajemnie miał żonę? – spytał sam siebie cicho podnosząc dziecko. –Naruto Uzumaki, urodzony 10 Października, matka Kushina U… – przeczytał z paseczka, przyczepionego do rączki malca. Reszta była zatarta.  – Minato czy ty naprawdę zrobiłeś z własnego dziecka jinchuriki? – spytał patrząc w nocne niebo.
Mężczyzna położył na chwilę malca na trawie i szybko zapieczętował martwe ciała do zwoju. Następnie zabrał malca do szpitala, aby go tam zbadano. Ciała oddał w odpowiednie ręce, po czym wrócił do szpitala. Podszedł do pielęgniarki, której przekazał Naruto.
-Przepraszam, co z chłopcem, którego Pani dałem?
-Wszystko dobrze, był tylko lekko głodny. Chłopiec ma bardzo spory apetyt.
-Dziękuję – odparł i opuścił szpital.
Szedł przez zniszczoną wioskę. Najsilniejszą wioskę, która została w połowie zniszczona w raptem dwie godziny, przez najsilniejsze stworzenie na świecie, Kyubiego. Hiruzen szedł dalej, myśląc ile to osób zginęło, ile dzieci trafi do domów dziecka, w tym Naruto, o którym nikt nic nie wiedział.
Minął miesiąc. Wioska powoli się podnosiła z wielkiego upadku. Żałoba wciąż trwała i będzie tak przez dłuższy czas. Wszystkie dzieci, które przeżyły atak i straciły rodziców, trafiły do sierocińca, a było ich dużo, w tym był Naruto, o którym wszelkie informacje zostały zatarte, oprócz tego, ze jego matką była Kushina Uzumaki, druga jinchuriki Kyubiego, ale i o tym nikt nie wiedział, tak jak o tym, że Naruto jest jinchurikim wie tylko on.
Wszystko szło ku lepszemu, jak to mówią, po każdej burzy wychodzi słonce, prędzej, czy później, ale zawsze się pokaże.
-----Sześć lat temu-----
Blondwłosy chłopiec trenował pod okiem członka elity Hokage, członka Anbu w masce Kruka. Stał on z rękami założonymi na piersi, przyglądając się jak młody jinchuuriki rzuca kunaiami i shurikenami. Miał zadanie do wykonania i wykona je na 100%. Miał wytrenować, Naruto Uzumakiego do poziomu genina. Nie obchodziło, go dlaczego on, dostał taką misję i nic więcej. Na początku, szło mu to opornie, nie mógł zapanować nad jego temperamentem i nadpobudliwością, ale każdy miał słabe strony. A słaba stroną Uzumakiego był Ramen. Za każde dobre wykonane ćwiczenie otrzymywał  miski ulubionej potrawy.
Mała podróbka Yondaime, ćwiczyła cały dzień. Był cały spocony, na dłoniach miał małe rany, z powodu złego rzutu lub przez złe trzymanie broni. Pal, w który rzucał był raptem 10 metrów od niego, a on nie mógł trafić.
-Nie poddam się – mówił do siebie.
 Trzeci Hokage stwierdził kilka rzeczy dotyczące Naruto, które zatrzymał dla siebie. Chłopiec, przypomina Minato, bardziej niżby można pomyśleć, kocha ramen zupełnie jak ojciec, ma zapał jak ojciec, zapasy chakry jak ojciec, ale charakter ma już mieszany. W prawdzie nie znał za bardzo Kushiny, ale Naruto ma mniejszą część charakteru Minato. Gdy czytał akta Kushiny, wyczytał tylko, że była jinchuuriki o czym doskonale wiedział. Starszyzna zabroniła brania jej udziału w misjach, za to dostawała pieniądze od wioski na przeżycie, nie było nic o jej umiejętnościach, czy znajomych.
-Koniec – oznajmił beznamiętnie Kruk.
-Jeszcze raz – powiedział Uzumaki i wziął w prawą dłoń trzy shurikeny, które po rzucie trafiły pal w trzy miejsca. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, spojrzał na członka Anbu i czekał na nagrodę.  Pies wyszedł z Sali, po czym po kilku minutach wrócił z trzema odgrzanymi miskami Ramenu na tacy. Naruto dobiegł do niego i zabrał jedzenie, krzycząc dziękuję, usiadł do stołu.
-Jutro ćwiczymy kontrolę chakry oraz powiem ci podstawowe informacje o energii, która jest w naszych ciałach.
-Hai – odparł krótko, nie przerywając jedzenia.
Gdy Naruto zjadł, poszedł do swojego pokoju. Po drodze zastanawiał się jak wygląda życie na zewnątrz. Odkąd pamiętał żył tutaj, a opiekował się nim Kruk. Wprawdzie mógł wychodzić, kiedy chciał w wyznaczonych godzinach, ale chodził tylko do Hokage, którego mianował swoim dziadkiem.
Członek Anbu, który patrzył na poczynania Uzumakiego udał się do Hokage. Po zapukaniu i otrzymania pozwolenia wszedł do gabinetu.
-Coś się stało Itachi? – spytał staruszek.
Kruk zdjął maskę i kaptur, ukazując czarną czuprynę i oczy w kolorze smoły. Miał jeszcze łodzieńcze rysy, nawet można powiedzieć dziecięce, należoce do jednego z najsilniejszych klanów w wiosce, klanu Uchiha.
-Donoszę, że Naruto Uzumaki, nauczył się rzucania kunaiami i shurikenami.
-Bardzo dobrze, dziękuję. Coś jeszcze? – spytał widząc, że Uchiha nadal tu stoi.
-Chciałbym spytać, czemu mam trenować tego chłopca. Czym on się tak wyróżnia od innych – Sarutobi zamyślił się, gdy Itachi myślał, że nie dostanie odpowiedzi, Hiruzen przemówił.
-Po prostu poprosił mnie o trening.
W prawdzie Kruka, zaskoczyła i nie zadowalała taka odpowiedź, ale już o nic nie pytał.
-Kiedy nauczysz go podstawowej wiedzy, skończysz swoją misję, a on dostanie normalne dzieciństwo.
Tak się miało stać, ale nie stało. Gdy trening Naruto się skończył, chłopiec nie wiedział co ma ze sobą robić. Nie miał rodziny, przyjaciół, a także w wiosce nikogo nie znał, zaczął sam trenować. Doskonalił się w rzucaniu bronią, walki wręcz, którą podpatrywał siedząc w krzakach na polach treningowych joninów i kontynuował trening kontroli chakry z wiedzą jaką przekazał mu Kruk.
Zawsze uważał, że chłopiec wyrośnie na silnego shinobi. On miał w sobie to coś, był zdolny, ale to nie to czyniło go niezwykłym. Zrozumiał to podczas ich rozstania, chłopiec był niezwykle uparty, po każdym upadku wstawał i ćwiczył dalej. Dzięki temu, stoi tu gdzie stoi i obserwuje Naruto.
Itachi stał na gałęzi w koronie drzewa i obserwował, jak sześcioletni Uzumaki próbuje wejść na drzewo, bez rozbiegu. Ubrany w luźne spodnie, rozpiętą bluzę z kapturem, pod którą była biała bluzka z czerwonym wirem na piersi.  Gdy upadł na tyłek, z wysokości około 2 metrów, zaczął się rozglądać, jakby kogoś wyczuł, przez co się zdekoncentrował. W końcu po kilku sekundach spojrzał w stronę drzewa na którym stał, ale po chwili wrócił do ćwiczenia.
Itachi zniknął w kłębie dymu. Nie powinien tam być, miał nie utrzymywać kontaktów z  nim. Udał się do Hokage.
-Co się stało Itachi?
-Chodzi o to, że… obserwowałem Naruto przez jakiś czas.
-Wiesz, że nie powinieneś?
-Wiem doskonale Hokage-sama, ale gdy nasz trening się skończył, zrozumiałem pewną rzecz.
-Jaką?
-Chłopiec jest niezwykle zdolny, ale to nie to czyni go niezwykłym.
-„Czyżby się dowiedział?” – spytał sam siebie Hiruzen w myślach.
-Jest nadzwyczaj uparty, ale przez jego nadpobudliwość ciężko to dostrzec.
-I co w związku z tym?
-Chodzi o to, że Naruto sam kontynuuje swój trening – Hiruzen widocznie się zainteresował, oparł się na biurku. – Z tą wiedzą, którą ma dalej trenuje rzucanie, kontrolę chakry i cały czas podpatruje walki na Taijutsu joninów.
-Co masz na myśli?
-Aby kontynuować jego trening z rozszerzoną wiedzą.
-Wezwij go do mnie – powiedział po namyśle Hiruzen.
Itachi od razu zniknął w białym dymie. Pojawił się w miejscu, w którym wcześniej obserwował blondynka, czyli w koronie drzewa. Zaczął  rozglądać się za czupryną w kolorze złota, ale nigdzie nie mógł go znaleźć. Zeskoczył z drzewa i podszedł do drzewa po którym chłopiec uczył się wchodzić. Zaczął je oglądać, miało wiele wgnieceń w kształcie stopy. Postanowił spróbować wyczuć jego chakrę. Po minucie koncentracji doznał szoku, wyczuł chłopca. Naruto nawet nie krył się ze swoimi pokładami energii, mimo tak młodego wieku miał większą ilość chakry od niego. Spojrzał w niebo, na samym czubku drzewa zauważył blond czuprynę. Wbiegł na ta samą wysokość na pobliskim drzewie. Chłopiec siedział na najwyższej gałęzi i patrzył się w stronę wioski.
-Pięknie nie tu, prawda? – powiedział Uzumaki, nim Itachi pojawił się obok niego. – Witaj Kruku.
-Skąd wiesz, ze tu wchodziłem.
-Poruszasz się strasznie głośno, a po za tym coś mi podpowiadało, że ktoś się zbliża – powiedział nie odwracając wzroku z wioski, a dokładnie z Gór Hokage. – Kiedyś tam pojawi się moja twarz.
-Gdzie?
-Obok Staruszka! – krzyknął wskazując palcem na twarz Trzeciego. Po chwili opuścił rękę i spojrzał na maskę Kruka. – Co cię do mnie sprowadza.
-Hokage-sama cię wzywa – wyjaśnił Itachi, na co blondynek skinął głową.
Niespodziewanie Kruk doskoczył do Naruto i złapał go za bark, po czym obaj zniknęli w kłębie dymu, pojawiając się przed drzwiami. Itachi chciał zapukać, ale Naruto go wyprzedził i wparował do środka z okrzykiem.
-Cześć Staruszku!
-Witaj Naruto – powiedział z uśmiechem Hiruzen, po czym zaczął mu się przyglądać.
-Po co mnie wzywałeś?
-Słyszałem, że dalej sobie trenujesz – zaczął Sarutobi.
-Nie ma co robić, w wiosce nikogo nie znam, nie mam przyjaciół, ani nawet kolegi – powiedział smutno. – Odkąd pamiętam, to żyłem treningiem.
-Kruku możesz poczekać za drzwiami? – skierował pytanie do Itachiego stojącego przy wejściu.
Członek Anbu, stanął na baczność, po czym opuścił gabinet. Naruto rozsiadł się wygodnie na krześle przed biurkiem i czekał, aż Staruszek rozpocznie rozmowę. Przez kilka minut panowała cisza.
-Naruto – zaczął w końcu mężczyzna. – Wiesz może czemu, zleciłem twój trening w tak młodym wieku –chłopiec pokiwał przecząco głową. – Ponieważ, gdy dorośniesz, będziesz jedyną osobą, która może uratować wioskę, przed poważnym zagrożeniem – chłopiec przez kilka minut trawił wszystkie informacje.
-Ale dlaczego ja, przecież ty dziadku jesteś najsilniejszy w wiosce.
-Ale ja mogę nie długo odejść z tego świata, po za tym kiedy urośniesz, zrozumiesz dokładny sens tych słów. Na razie masz tylko sześć lat i nie rozumiesz wielu rzeczy tego świata.
-Ale ja rozumiem bardzo dużo.
-Wiem Naruto. Od trzech lat, byłeś między członkami Anbu, a pół roku zleciłem twój trening, aby cię przygotować do przyszłego życia.
-Do jakiego życia?
-Do bycia shinobim – wyjaśnił krótko.
-Ale nadal nie powiedziałeś mi czemu ja, przecież jest dużo dzieci, które nie mają rodzin.
-Jesteś jeszcze za mały, aby to zrozumieć, ale powiem ci to, gdy zdasz Akademie Ninja.
-Dobrze, czy jest coś jeszcze?
-Tak, czy nadal chcesz trenować pod okiem Kruka?
-Pewnie! – krzyknął chłopiec zeskakując z krzesła.
-To idź i zawołaj go tu, poczekaj przed drzwiami, ja musze z nim porozmawiać.
-Hai!
Blondynek wybiegł z gabinetu zostawiając uśmiechniętego Hokage samego. Po chwili do środka wszedł Itachi w ubraniu Anbu.
-Hokage-sama? – spytał Kruk.
-Naruto zgodził się na trening, dlatego proszę, abyś się nim zajął.
-Tak jest.
-Usiądź porozmawiamy na jego temat – Itachi posłusznie wykonał polecenie. – Na początek, pokażesz mu jego nowe mieszkanie – wyjaśnił, podając mu kartkę i klucze. – Przekażesz mu te pieniądze na życie. Co do treningu, zostawiam ci wolne pole, ale nie mów mu nic o naturze chakry i innych bardziej zaawansowanych rzeczach.
-Tak jest Hokage-sama! – odparł Kruk, zabierając wszystko z biurka i wstając z krzesła.
-Itachi, mogę mieć do ciebie prośbę. Jeśli możesz poznaj go z Sasuke.
-Dobrze Hokage-sama.
-I nie mów nikomu o jego treningu – dodał Hiruzen, gdy Uchiha był przy drzwiach.
Itachi opuścił gabinet, na parapecie siedział Uzumaki. Patrzył się przez okno na wioskę, jego wzrok znowu był skierowany na Głowy Kage.
-Naruto – zwrócił na siebie uwagę Kruk. – Od jutra zaczniemy twój trening.
-Hai!
-Hokage kazał mi pokazać twoje nowe mieszkanie oraz przekazać to – powiedział dając mu małą sakiewkę i klucze. –To są pieniądze na przeżycie do końca miesiąca.
-Nowe mieszkanie?
-Tak, chodź pomogę ci przenieść rzeczy i zaprowadzę cię do mieszkania.
Opuścili budynek, używając teleportacji Kruka. Pojawili się w starym pokoju Naruto, chłopiec rozmachnął dym i zabrał się za pakowanie swoich rzeczy.
Po godzinie szli ulicą wioski, w kierunku nowego domu syna Czwartego Hokage. Gdy przechodzili obok jednego z barów, chłopiec wyczuł zapach dania, dla którego mógłby zrobić wszystko. Itachi chyba to zauważył bo stanął przy wejściu.
-Stąd brałem Ramen dla ciebie – powiedział, ale Naruto już był w środku.
Gdy Itachi wszedł zobaczył jak blondynek rozmawia z kucharzem, od razu przysięgając, że będzie częstym klientem. Kucharz chwilo był zmieszany, nie wiedział o co dokładnie chodzi. Dalej w kącie zobaczył swoich rodziców z Sasuke, jedli razem zupę. Kruk usiadł obok Naruto, przed którym stała miska z Ramenem.
Po kilkunastu minutach i zjedzeniu kilku misek, mieli już wychodzić. Tak się zeszło, że tuż za nimi wychodziła rodzina Itachiego.
-Musisz być kimś ważnym skoro jest z tobą członek Anbu – powiedział Sasuke do Naruto.
-Nie – odparł blondyn. – Nie mam nawet rodziny, a Kruk jest z powodu Trzeciego Hokage – Fugaku i Mikoto uważnie słuchali tego, patrząc na członka Anbu, rozpoznając w nim Itachiego. – Staruszek właśnie dał mi mieszkanie i Kruk ma mi pomóc przenieść moje rzeczy.
-Naruto może pójdziesz z nami na kolację do nas? – spytała Mikoto.
Naruto nie wiedział co odpowiedzieć, pierwszy raz ktoś go zaprasza do siebie i to na kolację.
-Ja… nie wiem co powiedzieć, nikt nigdy mnie nigdzie nie zapraszał – odparł Naruto z prawdą.
-Nie wypada się nie zgodzić – powiedział Fugaku.
-Dobrze, dziękuję…
-Jestem Mikoto, to jest Fugaku, a to nasz najmłodszy syn Sasuke.
-Mikoto-sama, Fugaku-sama – dopowiedział blondynek.
-Nie przesadzaj Naruto z tym sama – powiedziała Mikoto.
Naruto podniósł swoją torbę i ruszył z rodziną Uchiha, w międzyczasie rozmawiając.
-Naruto, ile masz lat? – spytał Fugaku.
-Sześć, proszę pana.

-To tak jak ja – powiedział Sasuke.

Wstęp

Będe tu zamieszczał własne opowiadanka o Naruto, które są też dostępne na stronie shipudena.
http://shippuuden.pl/user/fanfic.php?lookup=54325