środa, 29 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -22.

Ukryta Prawda o Naruto – 22.
------Naruto----
W końcu mi się udało prawidłowo postawić Wodną Ścianę. Mogę być z siebie dumny w jeden dzień opanowałem dwa jutsu z natury wody, co znaczy, że mogę opanować trzy natury. Futon, Katon i Suiton, już nie mogę się doczekać, jak poznam jakieś super techniki.
-Naruto! Chodź na kolację! – usłyszałem krzyk senseia.
-Id… - zacząłem iść w jego kierunku, ale moje ciało nagle zdrętwiało i padłem na ziemię, oczy same mi się zamknęły i już ich nie otworzyłem.
Kiedy się obudziłem, od razu zerwałem się z łóżka.
-Spokojnie.
Rozejrzałem się po pokoju, byłem w pokoju w domu pana Tazuny. Obok mnie siedział sensei Yamato. Było widać, że jest zmartwiony.
-Co się stało?
-Przedobrzyłeś z treningiem, zużyłeś całą chakre i zemdlałeś – przez chwilę trawiłem to co powiedział. – Coś cię boli?
-Głowa – odparłem łapiąc się za głowę i kładąc na posłaniu.
-Zaraz coś ci przyniosę.
-„To przez Sharingana. Twoje ciało musi się przyzwyczaić do silniejszego doujutsu, ból zaraz powinien minąć.”
-„Dzięki”
Po kilku sekundach sensei wrócił z jakimś naparem w szklance. Dał mi to do wypicia i wyszedł. Kiedy wypiłem ten ohydny napar wstałem i się ubrałem. Zszedłem na dół, ale nikogo nie widziałem.
-„Pewnie trenują” – pomyślałem i wyszedłem na dwór.
Tak jak myślałem, Sasuke i Kisuka uczyli się chodzenia po wodzie, Sakura coś tam ćwiczyła, a Kakashi-sensei jak zwykle czytał książkę, obok niego siedział Yamato i próbował zacząć jakoś rozmowę. Podszedłem do nich.
-Naruto jak się czujesz?
-Dobrze, ból mi jeszcze trochę doskwiera, ale jest ok.
-Dzisiaj nie będziesz trenował.
Skinąłem mu głową i usiadłem obok nich w cieniu drzewa. Zacząłem się przyglądać jak Sasuke chodzi na palcach po wodzie. Nagle z budynku wyszedł Tazuna.
-Jestem gotowy możemy iść na most.
-Sensei, może my pójdziemy, a oni niech ćwiczą – zaproponowałem.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, wczoraj zemdlałeś, a dzisiaj narzekałeś na ból głowy.
-W razie czego, przyśle klona, a poza tym to ostatni dzień prac, więc co może się przydarzyć.
-Może masz rację. Chodźmy.
Ruszyliśmy na most. Razem z szedł mąż córki Tazuny. Razem z Yamato-sensei rozmawiali na jakieś tam tematy. Jak rozmyślałem, o swoim przeczuciu, że jednak coś się zdarzy. Gdy doszliśmy ja od razu usiadłem na poręczy, nogi spuszczając w dół, Yamato poszedł w czymś pomóc. Godziny powoli mijały, a ja się cały czas nudziłem. Gdy Tazuna miał przeciąć wstęgę otwierając przy tym nowy most, nagle pojawiła się gęsta mgła.
-To jest ta sama mgłą co wtedy. To musi być Zabuza!
Mgłą otoczyła nas wszystkich, robotnicy od razu zaczęli uciekać, bojąc się o swoje życie. Tazuna przewrócił się, idąc do tyłu, na jego twarzy było czyste przerażenie. Nagle między jego nogami wbił się wielki miecz, robiąc sporą dziurę w moście i przecinając wstęgę przy tym. Szybko razem z senseiem zasłoniliśmy budowniczego.
-Czego tu szukasz? – warknąłem.
-Mam misje do wykonania. Gato już nie żyję, ale kto inny zapłaci mi za jego głowę –powiedział podnosząc miecz i kierując go na Tazunę. – Haku zajmij się tym brzdącem. Ja zajmę się nimi, a potem ruszymy na Kakashiego.
Nagle poczułem jak zostaje wciągany w podłoże. Gdy tam spojrzałem zobaczyłem dziwne lustro, przy każdym ruchu falowało jak tafla wody, gdy ktoś wrzucił kamień do wody. Yamato chciał mnie złapać za rękę, ale ja już zniknąłem.
Wylądowałem na tyłku na czymś twardym. Gdy się rozejrzałem oprócz mgły zobaczyłem podłoże mostu. Nagle wokół mnie pojawiły się takie same lustra jak te, które mnie wciągnęło. Miedzy dwoma stał ktoś. Miał na sobie zielone kimono i maskę na twarzy.
-Kim jesteś? – powiedziałem spokojnie.
-Witaj Naruto – odparł, a jego ręka powędrowała do maski.
-Haku – powiedziałem zdziwiony. – Więc pracujesz z Zabuzą.
Przyjąłem postawę do obrony, ale szybko ja porzuciłem. Powietrze przeszył głośny męski krzyk, od razu się odwróciłem w stronę, z której go słyszałem. Był to drugi koniec mostu, tam gdzie był sensei i Tazuna-san.
-Zabuza-sama zaczął już zabawę. Ja też to zrobię – powiedział i wszedł w jedno z luster.
-Kiedy indziej to dokończymy, muszę pomóc senseiowi – powiedziałem i zacząłem biec, w kierunku drugiego końca mostu.
Gdy miałem wybiec z pomiędzy luster, poczułem mocne kopnięcie w twarz i poleciałem tam gdzie stałem.
-Widzę, że bez walki się nie obejdzie – powiedziałem uwalniając trochę chakry. – Katon: Kula Ognia.
Czarna kula ognia poleciała na lustro, w którym był Haku. Myślałem, że oberwał, albo chociaż lustro się stopiło, ale nic się nie stało. Kula wniknęła w lustro, kompletnie znikając.
-Oddam ci twój atak – usłyszałem za sobą i się odwróciłem.
Jutsu wyleciało z lustra w moją stronę z podwójną szybkością. Ledwo zdążyłem uskoczyć przed własnym atakiem.
-Masz bardzo dziwną chakrę.
-Kiedyś była normalna, ale od jakieś czasu jest półdemoniczna.
-Półdemoniczna?
-Wiesz, jestem jinchuurikim. Nikt o tym nie wie, ale nikt nawet Hokage. Kyubi oddał mi swoją chakrę, która się wymieszała z moją i teraz musze pieczętować ją, aby nie być łatwym celem do wytropienia oraz nikt nie zaczął czegoś podejrzewać.
-Po co mi to mówisz?
-Bo i tak zginiesz – powiedziałem włączając Sharingana.
-Sharingan! Skąd masz te oczy, nie wyglądasz na Uchihę.
-Uchihą nie jestem, ale jestem potomkiem trzeciego syna Rikodu Senina. Miał on po połowie mocy starszych braci, ale zawsze wygrywał z nimi.
Haku wniknął w lustro, a ja złożyłem kilka pieczęci, tak szybko, że sam się zdziwiłem.
-Futon:Podmuch!
Strumień powietrza poleciał z dużą siłą w lustro niszcząc je przy tym. Haku zdążył uciec, ale na jego twarzy był szok.
-Jak to zrobiłeś? Nawet Zabuza nie mógł ich zniszczyć.
-To tylko próbka mojej siły, wiec jeśli chcesz żyć odejdź stąd.
-Chcesz puścić mnie wolno skoro znam twoją tajemnicę.
-Nie dbam oto, czy ktoś się dowie czy nadal to będzie tajemnica. Kiedyś wyjdzie to na jaw.
Odwróciłem się i zacząłem iść.
-Nie mogę, obiecywałem lojalność i tak zostanie do końca.
Haku zaczął skakać między lustrami i rzucać we mnie senbonami. Gdyby nie Sharingan , byłbym podziurawiony jak ser.  W końcu się wkurzyłem, gdy był blisko mnie zamachnąłem się ręką, w  myślach wypowiadając nazwę jutsu, które podpala moja dłoń, zadając mocniejsze obrażenia. O dziwo wykonałem te jutsu bez pieczęci. Siła uderzenia powaliła Haku kilkanaście metrów za lustrami. Podbiegłem do niego i uderzyłem go kolanem wyrzucając go w powietrze, potem kopnąłem go z obrotu, posyłając go na drugi koniec mostu. Obił się kilkanaście od podłoża po drodze.
Wyłączyłem Sharingana i zacząłem biec. Nagle mgła zaczęła się przerzedzać co oznaczało, że musieli skończyć walkę i Zabuza cofa swoje jutsu. Gdy w końcu byłem blisko zobaczyłem, że Yamato klęczy przez Zabuzą i trzyma się za brzuch. Wokół niego oraz na nim było sporo krwi. Zabuza trzymał miecz w górze jedną ręką, druga bezwładnie wisiała. Rozejrzałem się za Haku. Wstawał podpierając się barierkami, Zabuza nawet nie zwrócił na niego uwagi.
Zabuza zamachnął się mieczem. Na ostrze trysło dużo krwi z klatki piersiowej senseia. Krew zaczęła we mnie wrzeć. Yamato upadł nieprzytomnie na ziemię.
-Sensei! – krzyknąłem i od razu pojawiłem się przy nim za pomocą Hirashina.
-Zaraz dołączysz do niego – powiedział Zabuza podchodząc do mnie. – Dałeś radę Haku, ale za mną nawet nie nadążysz.
Już miałem na niego krzyknąć, ale musiałem zachować spokój inaczej sensei umrze. Przegryzłem kciuk i przyzwałem wilka.
-Zabierz mojego senseia stąd. Niech ktoś go opatrzy – powiedziałem spokojnie kładąc Yamato na jego grzbiecie. Wilk nic nie powiedział tylko od razu zniknął. – Będziesz ginął powolną i bolesną śmiercią – powiedziałem do Zabuzy.
-Jesteś bardzo pewny siebie szczylu.
W oka mgnieniu pojawił się przede mną, a jego miecz ciął już powietrze. Zablokowałem go swoim mieczem, który pojawił się w moich dłoniach. W oczach lśnił mi Mangekyo Sharingan. Odepchnąłem go i kopnąłem w brzuch.
-W końcu trafiłem na kogoś posługującym się mieczem – powiedział podnosząc się. – Może będzie ciekawie, jeszcze ten Sharingan.
Zabuza zaczął uwalniać olbrzymie ilości chakry, która miała mnie wystraszyć.
-KAI!
Moja pieczęć chakry puściła. Chakra w postaci czarnych, świecących się wstęg otaczała moje ciało.  Twarz Zabuzy wyrażała zdumienie.
-To jest jinchuuriki Kyubiego – powiedział Haku.
Na twarzy Zabuzy był widoczny duży uśmiech, wyrażający zadowolenie. Ja w tym czasie porozrzucałem kilka kunai taty. Wstęgi, które otaczały moje ciało, przeniosły się na miecz. Srebrne ostrze zaczęło się świecić na czarno.
-Dawaj! – krzyknąłem.
 Nasze zderzenia powodowały silne fale powietrza, które niszczyły most. Żaden z nas nie chciał ustąpić. Taka walka trwałą z dziesięć minut. Nawet z Hirashinem nie mogłem go trafić, a on mimo dużo większego doświadczenia w walce nie mógł trafić mnie.
-Rasengan!
Czarna kula została zatrzymana przez jego ostrze, tuż przed twarzą. Mimo to został odepchnięty na jakieś dwa metry.
-Nadawałbyś się na mistrza miecza, gdyby takie coś jeszcze istniało.
Nagle przed oczami zobaczyłem nieznany obraz. Był na nim tata. Stał na pustyni, podczas burzy piaskowej, za nim było mnóstwo shinobi Konohy. Złożył kilka pieczęci i powstały trzy tornada, które były złączone na samym dole. Następnie wróciłem duchem na most. Postanowiłem użyć tego jutsu.
-Futon: Potrójny Cyklon.
Jutsu udało mi się za pierwszym razem. Trzy tornada z wielką prędkością ruszyły na Zabuzę.
-Hyoton: Lodowa Kopuła.
Przed Zabuzą pojawił się Haku osłaniając ich swoją techniką. Gdy moje jutsu uderzyło w jego kopułę rozwiało się. Będę musiał jeszcze nad nim popracować.
-Kuso! – zakląłem.
-Suiton: Ukrycie we mgle!
Nie wiem czy miałem się cieszyć, czy płakać. Z jednej strony udało mi się skopiować bardzo przydatne jutsu, ale z drugiej, jeśli czegoś nie wymyśle zginę.
-Suiton: Wodne Senbony.
Nad mostem pojawiło się tysiące czarnych wodnych senbonów. Kiedy tylko mgła dotarła do mnie, wszystkie senbony z dużą prędkością zaczęły opadać na dół.
-Chidori! – usłyszałem krzyk, za nim zemdlałem, nawet nie wiedząc czy coś zdziałałem swoim jutsu.
Gdy się ocknąłem byłem oparty o barierkę mostu. Przy mnie klęczała Sakura, a jej ręce były pokryte zieloną poświatą.
-Co…co się… dzieję? – spytałem cicho.
-Kakashi-sensei walczy jeszcze z Zabuzą, a Sasuke i Kisuka z tym drugim gościem.
-Co z Yamato-sensei?
-Wyliże się. Przyniósł go jakiś wilk. Czyj to summon?
Zignorowałem jej pytanie, ponieważ zacząłem oglądać walkę Kakashiego.
-Ile byłem nieprzytomny?
-Chwilę.
To chyba będzie koniec, Kakashi przebił Zabuze swoim Chidori. Jego ciało upadło bezwładnie na ziemię.
Nagle zaczął padać śnieg, a z mgły wyszli Sasuke i Kisuka. Mieli parę zadrapań, ale według mnie niebyło to nic groźnego. Podeszli do nas, a po chwili dołączysz też Kakashi.
-Jak się czujesz Naruto? – skinąłem im głową, że dobrze.
-Co to za śnieg? – spytała Sakura.
-Nie wiem – odparli wszyscy jednocześnie.
-Ten Haku, pochodził z klanu Yuki, może to dlatego – powiedziałem cicho.
-Chodźcie zabieramy się stąd – rozkazał Kakashi.
Od razu zacząłem się podnosić. Sasuke od razu zareagował i mi pomógł. Zaczęliśmy iść w kierunku domu Tazuny.
-Naruto – zaczął Kakashi. – Wiesz, ze będziesz musiał napisać co się wydarzyło jak Yamato…
-Wiem.
-To dobrze.
Dotarliśmy do domu Tazuny, gdzie odpoczywaliśmy przez cały następny dzień. Kakashi zajął się ciałami, a Tazuna razem z robotnikami naprawili most. Zaraz po jego otwarciu mieliśmy ruszać do wioski. Yamato miał poważną ranę, ale Sakura pomogła, widać dobrze jej idzie w medicjutsu.
Ja napisałem swój raport, który prawie cały zmyśliłem i dałem go Kakashiemu. Przeczytał go i zadał kilka pytań, ale nie było to nic ważnego. W międzyczasie wypytałem Sasuke jak pokonali Haku, okazało się, że on był cały poraniony po moim jutsu.
Co do samego mostu, to naprawy poszły szybko, co wszystkich cieszyło. Mnie cieszyła jeszcze nazwa tego mostu „Most Wielkiego Naruto”. Nazwa trochę dziwna, ale wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
W końcu zaczęliśmy pakować się do powrotu. Prawie po trzech tygodniach wrócimy do wioski. Po pożegnaniach i wielu zaproszeniach w odwiedziny wyruszyliśmy. Tempo było niemożliwie wolne, a to z powodu mojego senseia, który musiał na siebie uważać.
-W końcu, widać wioskę! – krzyknąłem, gdy tylko zobaczyłem znajome mury.
Od razu przyśpieszyłem tempa, ale nikt nie podzielał mojego entuzjazmu.
-Co jest? Czemu nie przyśpieszycie?
-Bo nam się nie chce. Biegnąc skrócimy trasę tylko o parę minut – powiedział Sasuke.
Do wioski dotarliśmy po 10 rano. Gdy tylko strażnicy nas puścili musieliśmy udać się do Hokage. Przed drzwiami przełknąłem ślinę, a następnie wszedłem jako ostatni zamykając drzwi.


piątek, 24 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -21.

Miałem niespodziewanie sporo cxasu na pisanie oraz chęć, więc rozdział jest wcześniej.

Ukryta Prawda o Naruto -21.
----Naruto----
Przeskoczyłem z  tego drzewa na ścianę willi i zacząłem się szybko wspinać do otwartego okna na dachu. Gdy dostałem się do środka, zacząłem się rozglądać. Był to zadbany strych. Nie było tu ani jednego pyłku kurzu, ale za to była tu stera drewnianych skrzyń z napisanymi nazwami wiosek i krajów. Zrobiłem w jednej skrzyni dziurę kunaiem, a ze środka od razu wysypały się małe torebeczki foliowe z białym proszkiem.
-Narkotyki – stwierdziłem na głos. – Ten drań gnębi mieszkańców, a sam zajmuje się czarnym rynkiem.
Schowałem ta torebeczkę do kieszeni  i ruszyłem do schodów. Gdy tylko postawiłem pierwszy krok, schody zaczęły głośno skrzypieć. Już myślałem, ze jakiś bandzior przyjdzie to sprawdzić, ale nikt nie przyszedł. Zszedłem na dół na hol, przez całą jego długość jest wyłożony czerwony dywan, a co parę metrów stał mały stolik z jakimś kwiatem w doniczce. Gdy biegłem przez ten hol usłyszałem rozmowę, która dochodziła od strony schodów w dół.
-Piwnica – powiedziałem do siebie.
Włączyłem Sharingana i już miałem schodzić w dół, gdy usłyszałem rozmowę, która dochodziła z za moich pleców. Od razu wskoczyłem na sufit i wyciszyłem chakre. Okazało się, że to dwóch strażników tego Gato. Kiedy przeszli zeskoczyłem i ruszyłem na schody.
Przy okrągłym stole siedziało  pięć osób, a z boku stały kolejne dwie. Gato i pozostała czwórka o czymś dyskutowali. Była to dwójka mężczyzn i kobiet. Elegancko ubrani, a obok ich nóg stały walizki, zapewne z pieniędzmi.  Dwójka, która stałą z boku to byli moi znajomi, którym chcę porachować kości.
-Co ty tu robisz? – doszedł mnie głos z za moich pleców.
Gdy zdążyłem się odwrócić dostałem kopniaka w twarz i spadłem ze schodów pod stół. Gdy rozmasowałem guza spojrzałem na tego, który mnie kopnął. Było ich trzech na schodach. Dwóch trzymało w rękach skrzynię ze strychu, a trzeci uśmiechał się bezczelnie.  Miał krótkie stojące na bok brązowe włosy, kolczyk w uchu oraz tatuaż w kształcie smoka na klatce piersiowej, na której nie było żadnego ciuchu. Na bark miał zarzuconą katanę. Nim się spostrzegłem moje dwa cele złapały mnie za barki w mocnym uścisku. Podnieśli mnie i odwrócili mnie w stronę Gato.
-Co tu robisz dzieciaku? –spytał mnie krasnal w czarnym garniturze.
-W tej chwili to jestem trzymany – powiedziałem, uśmiechając się bezczelnie przy tym.
-To jest ten dzieciak, który był z tym joninem, którzy nas wytropili – powiedział mężczyzna, który mnie trzymał.
-Odważny jesteś, bezczelność w takiej sytuacji jego godna podziwu. Lepiej powiedz prawdę, czego szukasz i jak się tu dostałeś – dokończył głosem, który zapewne miał mnie przerazić.
 -Masz słabą ochronę, a po co tu jestem? Chcę pomóc mieszkańcom. Oni żyją w biedzie, a ty bawisz się czarnym rynkiem.
-I myślisz, ze taki mały, zwykły dzieciak coś zrobi.
-Nie jestem zwykłym dzieciakiem.
-Może i masz opaskę shinobi, ale ona nie robi z ciebie bohatera.
-Masz rację, sam z siebie zrobię bohatera.
Powiedziałem tajemniczo i zacząłem uwalniać chakrę. Czarne świecące się smugi zaczęła kręcić się wokół mnie. Dwójka, która mnie trzymała odskoczyła z przerażeniem w oczach.
-Co to jest!? – krzyknął ten, który mnie kopnął.
-Twoja śmierć – odparłem cichym grobowym głosem.
Nie miałem jeszcze okazji wypróbować Excalibura w walce, więc…
-Excalibur! – krzyknąłem, a w mojej dłoni pojawił się miecz.
Czarna smuga chakry od razu zaczęła się oplatać wokół ostrza, zamachnąłem się raz, a skupiona chakra z ostrza wystrzeliła w kierunku Gato. Przecięła stół na pół razem z wszystkimi, którzy przy nim siedzieli. Następnie nastąpił wybuch. Zaczęło mi się to podobać. Zamachnąłem się tak jeszcze kilka razy w różne strony.
-Ale się napaliłem. Katon: Wielka Kula.
Gość, który mnie kopnął spalił się żywcem, razem z tymi, którzy przynieśli skrzynię z narkotykami.
-Rasengan! – krzyknąłem uderzając w ściany i podpory.
Willa zaczęła się zawalać, więc użyłem Hirashina, aby znaleźć się na dachu. Od razu zacząłem eliminować pozostałych ochroniarzy.
-Młody uspokój się trochę – obok mnie pojawił się Kurama. – Twoje oczy ewoluowały.
 Posłałem mu zdziwione spojrzenie, obok willi był basen, więc zeskoczyłem do niego, aby się przejrzeć. Gdy tylko wylądowałem na ziemi willa całkiem się zawaliła zabijając tych, którzy byli w środku.
Kurama miał rację moje trzy łezki zmieniły się na dwie szparki, które tworzyły znak X.
-Aktywowałeś Mangekyo w wieku 12 lat – powiedział z dumą w głośne Kurama.- Ta rzeź, którą zrobiłeś musiała go aktywować.  Teraz, aby wejść na wyższy poziom musisz zrobić sobie przeszczep oczu. Oczy muszą należeć do kogoś bliskiego, który aktywował Mangekyo.
Wyłączyłem Sharingana i spojrzałem na ruiny, z których ciągle wydostawał się dym. Po kilku sekundach poczułem się słabo, przed oczami widziałem czarne plamki, ale utrzymałem się na nogach.
-Co to było?
-Widocznie oprócz demonicznej chakry, masz tez demoniczne zapędy – trochę się wystraszyłem na te słowa. – Nie bój się w końcu to minie i nauczysz się to kontrolować. Kompletnie się wyczerpałeś. Powiedz – zaczął spokojnie – co ci strzeliło do łba, aby sam ich atakować! Nawet ja bym się tak nie rzucił na ślepo, co by było, gdyby coś poszło nie tak! – wydarł się na cały kraj.
-Możesz mnie podleczyć? – zmieniłem temat, nie chcąc słuchać tych krzyków.
Zaraz ci pomogę – powiedział Kurama i zniknął.
Przeskoczyłem przez ogrodzenie i wylądowałem na jakimś dachu. Zacząłem się rozglądać, czy nigdzie niema nikogo z Teamu 7 lub mojego senseia. Zobaczyłem ich kilka dachów dalej, biegli w stronę bramy willi. Postanowiłem do nich dołączyć.
-Naruto! – krzyknął Yamato, gdy  mnie zobaczył, jak do nich biegnę.
-Co się dzieję? – spytałem udając, że nic nie wiem.
-Idziemy sprawdzić co to za wybuchy w wilii Gato.
-Kto to?
-Biznesmen, przez którego ten kraj jest biedny.
Zatrzymaliśmy się przy bramie. Widok stanu willi był przerażający. Taki ładny pałacyk, a zostały z niego ruiny.
-Jak tam wejdziemy? – spytała Sakura.
-Naruto – powiedział Yamato, patrząc mi w oczy.
-Dobra – powiedziałem ociągając się. – Futon: Wielki Strumień.
Strumień powietrza wymieszany z czarną chakrą dosłownie wywarzył bramę, która wylądowała jakieś piętnaście metrów dalej. Cały Team 7 włącznie z Sasuke był zszokowany, jak nie siłą jutsu to kolorem mojej chakry.
-Co to był za kolor chakry?
-Później wam wyjaśnimy – powiedzieliśmy jednocześnie z senseiem.
Kakashi spojrzał na mnie wzrokiem, którym chciał zapewne mnie prześwietlić, ale po chwili ruszył jako pierwszy. Ruszyliśmy biegiem za nim.
-Rozdzielamy się, niech każdy szuka kogoś żywego, albo jakiś śladów.
Ja specjalnie się udałem w kierunku piwnicy. Schody były zawalone, więc z pomocą klonów szybko zrobiłem sobie przejście.
-Sensei! – krzyknąłem, gdy przejście było gotowe.
 Po chwili Yamato, Kakashi i Team 7 był przy mnie. Ja im tylko skinąłem na schody i zeszliśmy na dół. Teraz dopiero się dokładnie przyjrzałem temu co zrobiłem. Widok nie był przyjemny, większość ciał było przecięte na pół. Krew lub wnętrzności nie dodawały temu widokowi przyjemnego uroku. Sakura od razu zwymiotowała, a Kisuka i Sasuke stali się strasznie bladzi.
-Co tu się stało? – powiedział mój sensei.
-Nie wiem, ale nie mamy tu czego szukać.
Gdy nikt na mnie nie patrzył, wyrzuciłem z kieszeni torebeczkę z narkotykami.
-Co to? – spytałem, podchodząc do tej torebeczki.
-Co tam masz Naruto?
-Narkotyki – powiedział Kakashi, gdy pokazałem im to.
-Musieli dokonywać jakiś transakcji, ale ktoś im przeszkodził.
-Musimy wezwać Anbu, aby tu posprzątali.
-Kakashi-sensei – powiedział Sasuke zwracając na sobie naszą uwagę. – Zobacz tu jest spalone ciało.
-A tu użyto jakiejś dziwnej techniki – powiedziała Kisuka pokazując ślad po moim Rasenganie.
-Natomiast tu są ślady po mieczu lub jakiejś podobnej broni – dodałem ja.
-Ktokolwiek tu był jest bardzo silny – stwierdził na koniec Kakashi.
-Yamato-sensei, zobacz to są nasze dwa cele – powiedziałem pokazując dwójkę, którą tropiliśmy.
-Widzisz, gdzieś ich łup?
-Nie, musieli go już gdzieś ukryć.
-Jeśli pracowali dla Gato, to na pewno jest w jego skarbcu.
-Tylko gdzie on jest.
-Anbu na pewno go znajdzie.
Wyszliśmy stamtąd, a następnie opuściliśmy teren willi. Udaliśmy się do domu Tazuny. Przez resztę dnia panował spokój. Wieczorem usiedliśmy do kolacji, którą zrobiła córka zleceniodawcy.
-Yamato-sensei, skoro nasza misja dobiegła końca to co robimy?
-Nie wiem, powinniśmy wracać do wioski. Jutro napiszę do Hokage list, czy mamy zostać i pomóc w ochronie Tazuny-san, czy mamy wracać.
-Rozumiem.
-Więc Naruto – zaczął Sasuke. – Może nam coś wyjaśnisz.
-Znaczy się? – spytałem głupio, moja ręka powędrowała na tył głowy.
-Nie zgrywaj idioty, dlaczego twoja chakra jest czarna i od kiedy znasz to jutsu.
-Co do chakry to nie wiem czemu taka jest, a jutsu opanowałem kilka miesięcy temu.
-Znasz jeszcze jakieś?
-Trochę, ale kiedy indziej wam powiem – dałem im znak ręką, że to koniec rozmowy. – Idę spać, dobranoc.
Udałem się do pokoju, w którym spaliśmy, musiałem odpocząć po tym co zrobiłem, jakoś w ogóle nie czułem się smutny albo przybity z powodu tylu zabitych osób. Było wręcz przeciwnie, teraz mieszkańcy wioski będą mogli lepiej żyć.
----Narracja trzecio osobowa----
Noc i pół następnego dnia minęło spokojnie. Team 7 trenował, Naruto robił co chciał, czyli trenował w ukryciu, Kakashi nadzorował swoich uczniów, a Yamato czekał, na list powrotny od Hokage.
W końcu sensei blondwłosego genina doczekał się sokoła pocztowego. Gdy przeczytał list, zaczął szukać swojego ucznia, aby go poinformować o rozkazach jakie otrzymali. W końcu go znalazł po godzinie szukania. Chłopak spał sobie na czubku drzewa.
-Naruto! – krzyknął głośno budząc ucznia.
Naruto nie wiedząc co się dzieję, ani gdzie jest spadł z gałęzi. Na szczęście złapał się ostatniej odnogi drzewa i nie uderzył głową w ziemię. Zeskoczył do swojego senseia.
-Zostajemy tutaj i pomagamy w ochronie Tazuny.
-Coś jeszcze?
-Tak, Tsunade kazała mi nie zaniedbać twojego treningu.
-Więc co będziemy robić?
-Jeśli chcesz mogę pokazać ci jakieś jutsu Suitonu.
-Znaczy się?
-Suiton: Wodny Bicz lub Wodna Ściana lub Wodne Senbony.
-Zacznijmy po kolei, dzisiaj Wodne Senbony, wieczorem mi pokażesz Wodną Ścianę, a jutro Wodny Bicz.
-Myślałem, że wybierzesz jedno, ale jeśli uważasz, że podołasz takiemu treningowi to chodźmy.
Udali się na drugi koniec polany, na której była Drużyna 7. Sensei Naruto najpierw pokazał mu pieczęcie, a następnie wykonał jutsu na drzewie. Wokół celu pojawiały się wodne senbony, które następnie wbijały się w cel. Niektóre przebijały się na wylot, inne przygwożdżały do ziemi, a jeszcze inne śmiertelnie raniły. Naruto złożył pieczęcie, ale nic się nie stało.
-Mogłem użyć Sharingana – mruknął do siebie. – Ale wtedy nie byłbym sobą, nie lubię podkradać czyich jutsu, nawet jeśli się ich uczę.
Naruto złożył ponownie pieczęcie i zaczął się skupiać. Obok niego w powietrzu zaczęła się skupiać woda, która przybierała kształt coraz bardziej podobny do senbona, jej kolor był czarny, czego Naruto mógł się domyśleć. Kiedy był prawie gotowy pękł jak mydlana bańka.
 -Skup więcej chakry – usłyszał głos za sobą.
Gdy się odwrócił zobaczył jak z za drzewa wychodzi jakaś osoba. Miała długie, ciemne włosy i przyjazny wyraz twarzy. Na sobie miał jasne kimono.
-Musisz skupić więcej chakry.
-Kim jesteś? – spytał Naruto, ignorując to co powiedział.
-Jestem Haku Yuki.
-Naruto Uzumaki – przedstawił się blondyn, dalej pozostawiając czujnym. – Co tu robisz?
-Zbieram zioła na lekarstwa dla bliskiej mi osoby.
-Rozumiem.
Nim blondyn się spostrzegł jego rozmówca zniknął, a sekundę później obok niego pojawił się Yamato.
-I jak ci idzie?
-Słabo – odparł chłopak i wrócił do treningu.
Tym razem pojawiły się dwa senbony i niewybuchły jak poprzedni. Kiedy posłał je na drzewo, zamiast się w nie wbić rozprysnęły się na tysiące kropel.
-To jutsu wymaga dużo chakry, jeśli chce się je prawidłowo wykonać. Gdybyś zamiast dwóch senbonów stworzył jeden przebiłbyś drzewo.
Blondyn znowu zaczął tworzyć wodnego senbona, zrobił tak jak powiedział mu sensei. Użył tyle samo chakry, ale zamiast dwóch stworzył jednego. Posłał go w drzewo i było tak jak powiedział Yamato. Jutsu przebiło się przez grube drzewo i wbiło się do połowy w następne.
-Teraz ci pójdzie z górki – powiedział sensei niebieskookiego i oddalił się.
Naruto wrócił do treningu. Dwie godziny później Yamato wrócił, aby sprawdzić poczynania blondyna. Gdy go znalazł Naruto siedział pod drzewem w pozycji lotosu i medytował.
-Naruto – powiedział zdziwiony sensei.
-Tak? – odparł spokojnie, nie otwierając oczu.
-Czemu nie trenujesz?
-Opanowałem już tą technikę, więc zacząłem medytować.
-Możesz pokazać? – powiedział Yamato, gdy Naruto nawet nie drgnął na milimetr.
Blondyn wstał, zrobił kilka głębszych wdechów, złożył pieczęcie i wykonał Jutsu. Drzewo zostało poprzebijane dziesiątkami czarnych senbonów. Yamato stanął jak wryty, usta otworzyły się w szoku. Stał tak kilka minut, dopóki Naruto nie potrząsnął nim.
-To jak, teraz druga technika.
-Tak.

Yamato poprosił chłopaka, aby odszedł na parę metrów i rzucił w nim paroma kunaiami. Gdy broń była blisko, sensei blondyna złożył pieczęcie, a spod ziemi wydobyła się duża ilość wody, która utworzyła ścianę. Bronie wpadły w nią, ale od razu się zatrzymały. Naruto znowu wrócił do treningu.

niedziela, 19 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -20.

NIestety, musze was poinformować, że notki będą ukazywac się rzadziej. Mimo, że są wakacje, mam mało czasu na pisanie. Na następną notkę będziecie musieli poczekac minimum tydzień. 
Ukryta Prawda o Naruto -20.
Było już ciemno, niebo było rozświetlane przez Srebrny Glob oraz miliony gwiazd. Na jednej z polan, przy ognisku leżały dwie osoby. Jeden starszy, jonin i członek Anbu wioski Ukrytej w Liściach, Yamato oraz jego podopieczny, genin, który ukrywa swoją prawdziwą twarz przed wszystkimi w wiosce, Naruto Uzumaki.
Blondyn patrzył się w gwiazdy, ręce miał podłożone pod głowę, a prawa noga była założona na drugiej. Jego sensei, leżał na boku, plecami do ogniska, które ich dzieliło.  Między nimi panowała cisza, każdy był pogrążony w swoich myślach. Starszy myślał o misji i czy jego podopieczny da sobie radę. Natomiast młody Jinchuuriki myślał o jego rodzicach, chciałby wiedzieć, jakby wyglądało jego życie, gdyby żyli. W końcu zmorzył ich sen, po długiej podróży.
Rankiem obudzili się prawie jednocześnie. Zjedli śniadanie, sprawdzili sprzęt i ruszyli dalej na poszukiwania. Według mapy od Hokage, mieli dwie godziny do miejsca pobytu uciekiniera.
-Wiadomo cos dokładniej o nim? – spytał nagle Naruto.
-Tak, podobno nie jest szkolony na shinobi, ale potrafi walczyć i używać jakiś jutsu. Bardziej mnie martwi jeśli ma wspólnika.
-Rozumiem. Damy sobie radę.
-Na pewno.
Już więcej nie odzywali się do siebie. Podróż minęła im w całkowitej ciszy. Po dwóch godzinach dotarli na miejsce. Była to jaskinia, stanęli przy wejściu po bokach, aby nikt ich nie zobaczył. Ze środka wydobywały się różne dźwięki, jakaś rozmowa, dźwięk uderzania o siebie metalu, śmiech. W pewnym momencie wszystko ucichło.
Yamato dał znak blondynowi, że wchodzą do środka. Naruto od razu wyciągnął kunaia. Yamato zaczął liczyć na palcach, gdy skończył wskoczyli do środka.
-Kogoś szukacie? – usłyszeli za plecami. Odruchowo się odwrócili i odskoczyli do tyłu, przyjmując pozycje obronne.
Przed wejściem stały dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Mężczyzna miał brązowe włosy do szyi oraz granatowe oczy. Ubrany na ciemno, na szyi miał zawiązaną opaskę wioski z przekreślonym znakiem. Kobieta miała długie jasne włosy oraz zielone oczy. Ubrana podobnie co do poprzedniego, na szyi również miała przekreślony ochraniacz na czoło.
-Chyba nas – powiedziała kobieta.
-Jesteście zatrzymani z rozkazu Piątej Hokage! – krzyknął Yamato, w odpowiedzi dostał głośny śmiech.
-Jeśli stąd wyjdziecie to pogadamy – powiedziała kobieta, a mężczyzna złożył jakieś pieczęcie.
Teraz zobaczyli, że na stropie nad wyjściem były wybuchowe notki, które się aktywowały. Oczy Uzumakiego się rozszerzyły podobnie jak jego senseia. Yamato szybko złożył pieczęcie i przyłożył dłoń do podłoża, wtedy nastąpił wybuch.

Pierwszy zaczął otwierać powieki Yamato. Spóźnił się o sekundę z drewnianą kopułą. Kiedy się otrząsnął, zaczął się podnosić. Nie widział nic oprócz ciemności. Sięgnął do kieszeni, gdzie miał zapałki. Odpalił jedną i oświetlił sobie okolicę o średnicy jednego metra.
-Naruto – powiedział ledwo. – Naruto!
Mężczyzna zaczął się bać o swojego podopiecznego. W końcu zobaczył jego bluzę, była przysypana gruzami, od razu tam podbiegł i jedną ręką zaczął oddalać gruz, w drugiej trzymał zapaloną zapałkę. Gdy się dokopał zobaczył, że to sama bluza. Jego twarz zbladła, była widoczna w ciemności, bez zapałek.
-Naruto! – krzyknął głośno.
-Sensei! – usłyszał krzyk z głębin jaskini.
Yamato od razu się zerwał, zapalił zapałkę i zaczął iść w kierunku głosu. Ciągle nawołując ucznia.
-Gdzie jesteś?
-Tutaj.
W końcu się znaleźli, Yamato odetchnął z ulgą. Chciał zobaczyć stan blondyna, ale słabe światło uniemożliwiało to.
-Masz zapałki? – spytał Uzumaki.
-Jest jeszcze jedna.
-Gdzieś tu chyba czułem świecę, gdy szukałem jakiegoś wyjścia.
Od razu wzięli się za szukanie. Było tak jak mówił Naruto, Yamato znalazł świecę, która od razu zapalił. Od razu zrobiło się jaśniej, mogli się dokładnie rozejrzeć. Była to jakaś jaskinia z okrągłym sufitem na wysokości jakiś pięciu metrów. Była tu sofa, łóżko, stół, była to ewidentnie jakaś kryjówka. Nagle Naruto podszedł do ściany i zaczął ją macać.
-Co robisz Naruto?
-Szukam wyjścia, musieli jakoś stad wyjść.
-Eksplozja pewnie zawaliła wszystkie wyjścia.
-Wiec co zrobimy? – chłopak odwrócił się w stronę senseia.
-Musimy odkopać wyjście.
-Jak?
-Użyję mojego Mokutona.
Przeszli do miejsca, w którym obudził się Yamato. Sensei Uzumakiego podszedł do gruzów i zaczął je uważnie oglądać. W końcu po paru minutach przyłożył dłoń do głazu, a drugą dłonią złożył jakąś pieczęć. Naruto stał z tyłu.
-„Może je skopiuje” – stwierdził sobie w myślach, od razu aktywował Sharingana.
Dłoń przyłożona do głazu zmieniła się w drewno. Niebieskooki widział jak wbija się między gruzami, a po paru minutach zaczęło się rozrastać, rozpychając jednocześnie gruzy. Naruto widząc przebijające się światło, dezaktywował doujutsu.
-Proszę, mamy wyjście – powiedział zadowolony Yamato i ruszył pierwszy, a za nim Naruto.
Stanęli przed zrobionym przejściem. Naruto od razu zaczął się rozciągać, natomiast Yamato oglądał chłopaka, czy niema żadnych ran. Oprócz różnych otarć i siniaków nic nie zobaczył.
-Co teraz? – spytał Naruto.
-Nie wiem – odparł Yamato. – Mamy co najmniej kilkanaście godzin do tyłu.
-Może nie – powiedział poważnie Naruto. – Sensei masz mapę okolicy.
-Jeśli da rade coś z niej odczytać to tak.
Członek Anbu wyciągnął jakiś zwój, rozłożył go na sporym kamieniu i dał podejść blondynowi, który od razu zaczął szukać siebie na mapie.
-My jesteśmy tutaj. Za nim weszliśmy do jaskini słyszałem brzdęk monet, co oznaczało, że zrobili jakiś napad.  Kiedy nas zaszli nie widziałem u nich żadnego plecaka czy zwoju, gdzie mogli zapieczętować kasę, więc musieli zostawić gdzieś worki z pieniędzmi. Najpewniej gdzieś przy wejścia, abyśmy nie widzieli. Jeśli liczyć na to, że nie potrafią pieczętować czegoś w zwojach, to udadzą się do najbliższej wioski. Najbliższa wioska jest w Kraju Fal, ewentualnie udadzą się do ruin Wioski… - zatrzymał się na chwilę, aby móc przeczytać zamazaną nazwę wioski. – Nie mogę rozczytać
-Wioski Wiru. Była to osada shinobi z klanu Uzumaki, pewnie twoi krewni, została zniszczona podczas wojny, a wszystkich z twojego klanu wymordowano, przeżyły tylko nieliczne osoby. Poza tym masz, dobrą dedukcja, ale co jeśli jednak potrafią pieczętować?
-Misja zostanie skończona porażką, a oni uciekną z pieniędzmi.
-Wiec ruszamy do Kraju Fal. Możliwe, że spotkamy drużynę Kakashiego, więc pożyczymy od niego jednego psa ninja.
-A co mu damy do powąchania? Przecież musi złapać trop.
-Znalazłem pół notki wybuchowej, to powinno wystarczyć.
-----Naruto----
Ruszyliśmy biegiem w kierunku Kraju Fal. Skakaliśmy po konarach drzew, aby dotrzeć tam jak najszybciej. Po dwóch godzinach musieliśmy zrobić odpoczynek. Ich zasadzka była niebezpieczna, ale na szczęście nikt nie ucierpiał.

W końcu byliśmy blisko granicy Kraju Ognia.  Z każdym krokiem była coraz gęstsza mgła, w której nie było trudno się zgubić. Na szczęście dzięki Sharinganowi dobrze widziałem mojego senseia i coś co mnie niepokoiło. Mianowicie w tej mgle była chakra. Wyłączyłem Sharingana, gdy mgła zaczęła się przerzedzać.
-Ta mgła była jakaś dziwna – powiedziałem do senseia, gdy się zatrzymaliśmy.
-Muszę się z tobą zgodzić. To było jutsu polegające na tworzeniu mgły, co oznacza, że ktoś tu walczył.
-Sensei, tam jest Team 7! – krzyknąłem widząc moich przyjaciół pod drzewem.
-Chodź, sprawdzimy co się stało.
-Sasuke! Kisuka! – krzyknąłem, gdy byliśmy blisko nich.
Podnieśli głowy i spojrzeli na mnie. Ich twarze wyrażały zmęczenie i przerażenie. Sakura spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. Kakashi natomiast spojrzał na Yamato, z boku siedział jakiś staruszek.
-Naruto? – spytali jednocześnie. – Co ty tu robisz?
-Małe komplikacje podczas misji.
-My mamy podobnie. Zaatakował nas jakiś gościu z wielkim mieczem, potem pojawił się jakiś inny gościu, który zabił tego pierwszego i zabrał jego ciało – wyjaśnił Sasuke.
-To on zrobił tą dziwną mgłę?
-Tak – odparł Kakashi. – Był to Momochi Zabuza.
-Macie szczęście, że żyjecie – powiedział Yamato.
-A wy?
-Wpadliśmy zasadzkę i tropimy dwójkę bandytów.
-Kakashi potrzebujemy jednego z twoich psów – poprosił sensei.
-Będziecie musieli poczekać, moje psy walczyły razem z nami i muszą odpocząć.
-To może na razie pomożemy w ich misji? – spytałem senseia.
-Jeśli tylko chcą – odparł Yamato.
-Cóż Zabuza to niebezpieczny przeciwnik, wiec przyda się dodatkowa pomoc – powiedział Kakashi.
-Może rozbijemy tutaj obóz – zaproponował staruszek.
-Tak, przyda nam się odpoczynek. Tak w ogóle to jest Tazuna, mamy go eskortować do Kraju Fal oraz ochraniać go do ukończenia budowy mostu.
-Dobrze się składa, bo podejrzewamy, że nasze cele przebywają w Wiosce Fal.
-Sasuke, Sakura, przynieś drzewo, my rozbijemy namioty.
-Sensei – zacząłem niepewnie.
-Tak Naruto?
-Jak my będziemy spać? Kazałeś mi nie brać  namiotu.
-Zaraz zobaczysz – odparł tajemniczo. Wyszedł na środek polanki, złożył jakieś pieczęcie i dotknął dłońmi ziemi. Nagle spod ziemi zaczęły wyrastać belki drewna, które formowały domek.  Dosłownie kopara mi opadła, zresztą drużynie 7 i temu staruszkowi też. Jedynie Kakashi nie był tym zaskoczony.
-Dlatego Naruto nie kazałem ci brać namiotu – powiedział zadowolony ze swojego wyczynu.
-A są tam jakieś łóżka?
-Łóżka mogę zrobić, ale materacy już nie.
-Rozdzielimy warty i możemy iść spać.
Rano około 10 ruszyliśmy w dalszą podróż. Szliśmy wolnym tempem, nie to co wcześniej pędziliśmy na złamanie karku. Mogłem w, końcu zregenerować do końca chakrę, która zużyłem w nocy na małym treningu. Podróżowaliśmy w luźnym szyku. Sakura, Sasuke i Kisuka szli z przodu, o czymś rozmawiając, za nimi szedłem ja, potem szli nasi mistrzowie i Tazuna.
-„Nuuuudzi mi się” – zawyłem w myślach, licząc, ze Kurama zacznie rozmowę, ale zamiast odpowiedzi dostałem tylko odgłos chrapania.
-Ej Naruto! – krzyknął mi ktoś do ucha, aż odskoczyłem.
-Nie krzycz mi do ucha! – odkrzyknąłem Sasuke, który szedł obok mnie.
-W końcu się obudziłeś.
-Co chcesz?
-Jak wyglądają twoje treningi z senseiem?
-Przede wszystkim walczymy oraz ćwiczę kontrole chakry.
-Po co to?
-Co, po co?
-No ta kontrola chakry.
-Kakashi, nie uczyłeś ich jeszcze kontroli chakry? – usłyszeliśmy pytanie z ust mojego senseia.
 -Miałem ich właśnie tego uczyć, gdy Hokage dała nam tą misję. Gdy dotrzemy do domu Tazuny, zajmę się ich treningiem.
-O co chodzi z tą kontrolą chakry? – spytał cały Team 7.
-Naruto wyjaśnisz im? – spytał Yamato, na co skinąłem głową.
-Kontrola chakry polega na takim jej wykorzystaniu, aby na przykład chodzić po drzewach bez użycia rąk, albo chodzeniu po wodzie. Dzięki temu zużywamy mniej chakry do tworzenia technik – ich miny były bezcenne.
Na pewno myśleli jakim cudem najgorszy uczeń Akademii przekazuje im tą wiedzę.
-Lepiej im to zademonstruj.
Podszedłem do drzewa, skupiłem trochę chakry i zacząłem wchodzić na drzewo, gdy wszedłem na sam czubek zeskoczyłem, robiąc kilka salt i gładko lądując przed nimi.
-Zdolny dzieciak – powiedział Tazuna. – Na pewno pochodzi z uzdolnionej rodziny.
-Naruto jest sierotą, nikt, nawet Hokage nie wie kto jest jego rodzicami – odparł mój sensei.
-Jak to?
-Niestety to jest tajne – odparł szeptem, aby nikt nie usłyszał, ale ja i tak to słyszałem.
-A jak brzmi jego nazwisko?
-Uzumaki – odparłem zamiast mojego senseia.
-Uzumaki? – powtórzył drapiąc się po brodzie. –Coś mi mówi to nazwisko.
-Zapewne wioska Wiru – powiedział Kakashi. – Pamiętam, że klan z tym nazwiskiem w niej rządził.
-No tak. Wioska Wiru. Mieszkali tam niezwykle dobrzy ludzie, ale niestety przypłacili tą dobroć życiem. Mieli bardzo dobre umiejętności w pieczętowaniu. Ten chłopak też potrafi wykorzystywać pieczęcie?
-Nie. Ale kto wie, może kiedyś.
-Ten chłopak oprócz kontroli chakry coś potrafi.
-Niech Pan spyta go.
-Kakashi-sensei może na to odpowiedzieć – powiedziałem do nich. – Widział jak trenowałem w nocy.
-Skąd wiesz? – spytał zdziwiony.
-Mam swoje sposoby.
-Strasznie tajemniczy chłopak – powiedział na koniec rozmowy Tazuna.
Dalej rozmowa zeszła na inne tematy. Głównie o Kraju Fal. Kiedy byliśmy już w domu Tazuny, przywitała nas jego córka, jej mąż i wnuk. Dostaliśmy kolację i poszliśmy spać.
Następnego dnia Team 7 wziął się za trening, Yamato pisał wiadomość do Hokage, a ja poszedłem na miasto rozejrzeć się. Może zdarzy się cud i znajdę naszych rabusiów.  Gdy szedłem przez te miasto żal ściskał mi serce. Brud, bieda, głód, chuligaństwo, inaczej nie dało się opisać tej sytuacji, a za sprawą tego wszystkiego był niejaki Gato, który podobno mieszka na skraju Miasta.
Postanowiłem złożyć mu wizytę. Udałem się do jego,  jak się okazała wili, której nie powstydził by się Lord Feudalny Kraju Ognia, czy innego Kraju. Ogrodzenie miało wysokość dobrych 3 metrów, kamery, strażnicy, drut kolczasty, a z za ogrodzenia dało się słychać psy, i raczej nie były to małe pieski.
Zrobiłem kilka większych oddechów i zacząłem się wkradać po ogrodzeniu, gdy byłem na wysokości kamer, poczekałem, aż się odwróci w drugą stronę i przeskoczyłem na drzewo, które rosło w ogrodzenie. Teraz mogłem łatwo obserwować strażników. Było ich z dwudziestu, kilku miało katany. Mogłem mieć ciężki orzech do zgryzienia.




wtorek, 14 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -19.

Przepraszam za zwłokę, ale nie miałem weny, chęci i trochę czasu na pisanie, ale w koncu udało mi się w końcu coś nabazgrać. Na nastepną notkę, będziecie musieli poczekać, poniewać musze oddać laptopa do sformatowania i nie będe miał na czym pisać.

Ukryta Prawda o Naruto -19.
----Naruto----
Do szpitala szliśmy dobre pół godziny. Ludzie dość dziwnie się na nas patrzyli, ale miałem to gdzieś. Gdy weszliśmy do szpitala, od razu uderzył nas ten specyficzny zapach. Podeszliśmy do recepcji, ale nikogo tu nie było. Czekaliśmy kilka minut, ale nikt nadal nie przychodził.
-Naruto? – obejrzałem się w stronę głosu.
Okazało się, ze była to Tsunade, na jej twarzy było zdziwienie, w dłoniach miała jakąś kartę.
-Co się stało? – spytała, gdy zobaczyła Yamato, w kiepskim stanie.
-Sensei chyba ma złamane żebro.
-Jak to się stało?
-Wypadek przy teście – powiedział Yamato.
-Zaraz mi to opowiesz. Chodź – Hokage zaprowadziła nas do jednej z sal.
Osadziłem senseia na jednym z łóżek i stanąłem  z boku. Dłonie Godaime zalśniły zieloną chakrą i przyłożyła do bolącego miejsca.
-Miałeś złamane żebro, przez kilka dni będziesz odczuwał ból – powiedziała, gdy skończyła. – Nie nadwyrężaj się przed trzy dni. A teraz opowiedz co się stało.
-Zaczęliśmy test, walczyliśmy trochę.
-I Naruto tak cię uszkodził? - spytała blondynka, Yamato zamiast odpowiedzieć spuścił głowę w dół, w geście wstydu. Hokage zaczęła chichotać. –Dzieciak świeżo po Akademii powalił Jonina – powiedziała w żarcie.
-Ale Hokage-sama – zaczął Yamato, ale zatrzymał się, jakby nie wiedząc co powiedzieć. – To nie jest zwykły dzieciak, zna dużo silnych jutsu, a jego chakra… jest czarna jak smoła – Tsunade patrzyła się na niego.
-Chyba próbujesz się wymigać.
-Więc niech Naruto uwolni trochę chakry.
-Nie wiem czy to dobry pomysł uwalniać chakre w szpitalu. Ktoś może pomyśleć, że to atak – powiedziałem, nie bardzo przekonany co do tego pomysłu.
-Zrób to Naruto – powiedziała Babunia.
Złożyłem jedną ręką pieczęć, a wokół mnie zaczęła owijać się czarna smuga. Spojrzałem w oczy babuni, wyrażały szok, a oczy Yamato triumf. Przerwałem to, a chakra zniknęła, rozpływając się w powietrzu.
-I co – powiedział mój sensei.
-Musimy ci zrobić badania, to nie jest normalne – powiedziała lekko przerażona babunia.
-Ale jak tak mam od bardzo dawna – powiedziałem, próbując ją uspokoić.
-Czemu nie mówiłeś? To może być niebezpieczne.
-Moje jutsu są silniejsze, moja regeneracja jest większa.
-Jakie jutsu? – spytała zaciekawiona. – Podobno nie znasz żądnych jutsu.
-E no – wymamrotałem zakłopotany, moja ręka powędrowała za głowę i zacząłem się drapać po karku. – Gdy chodziłem na wagary to…
-To…
-Noo ćwiczyłem różne jutsu. Czasami brałem jakieś zwoje z biblioteki. Raz mi się zdarzyło wykraść ten wielki spod szkła.
-Zakazany Zwój? Ty bachorze, wiesz co by się stało, gdyby ktoś go ukradł! – wydarła się na mnie.
-Nauczyłem się tylko jednego jutsu z niego – zasłoniłem twarz w geście obrony.
-Hokage-sama – wtrącił się Yamato. – Naruto jest naprawdę silny, mógłby konkurować z chuninami.
-„Chyba chciałeś powiedzieć Joninami, Yamato-sensei” – dopowiedziałem sobie w myślach.
-Czemu ja o tym nie wiem? – znowu zaczęła patrzeć się na mnie.  Jej wzrok był przenikliwy i przerażający.
-E no… jak by to powiedzieć, nikt o tym nie wie. Nawet Sasuke.
-Czemu, nie ufasz nam.
-Nie – zaprzeczyłem. – Po prostu nie widziałem powodu, aby ktoś o tym wiedział.
-Dobra możesz iść.
-Poczekaj jeszcze – powiedział Yamato. – Bądź jutro w południe na naszym polu treningowym.
-Czyli, że…
-Zostaniemy drużyną.
-HURA! – z krzykiem wybiegłem ze szpitala.
----Narracja trzecio osobowa----
Naruto wybiegł z krzykiem z Sali. Tsunade patrzyła na to z uśmieszkiem na twarzy.
-Yamato – zaczęła w końcu. – Chcę znać jego wszystkie umiejętności.
-Dobrze Hokage-sama.
-Możesz iść do domu, ale pamiętaj, aby się nie przemęczać.
-Hai.

Naruto w tym czasie, postanowił uczcić to w Ichiraku Ramen.
-Ohayo Staruszku! – wbiegł do środka ze standardowym okrzykiem.
-Cześć Naruto. To co zawsze.
-Tak, razy 6.
-Już podaję.
Gdy usiadł dopiero się rozejrzał. W środku było kilku shinobi, którzy patrzyli się na niego zdziwieni. Niczym  się nie przejmując zaczął jeść. Po kilku minutach opuszczał Bar Ramen.
----Naruto----
Gdy zjadłem ruszyłem na polanę treningową. Miałem zamiar dalej trenować techniki Katon, ale do tego musiałem mieć pewność, że nikt nie będzie mnie obserwował.
-Również jest czarny – powiedziałem, gdy czarna kula ognia trafiła w drzewo.
Po chwili całe drzewo zajęło się czarnym ogniem, a po kilku minutach spaliło się na popiół, a ogień się wypalił. Zastanawiała mnie jedna rzecz, czy teraz nie będę bardziej pilnowany.
Potrenowałem jeszcze trochę i wróciłem do domu, aby odpocząć.    
Następnego dnia czekałem o 12, na drugim polu treningowym na senseia. Zjawił się po kilku minutach.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedział na przywitanie.
-Nic się nie stało. Co dzisiaj ćwiczymy? Ty będziesz trenował kontrole chakry.
-Znaczy się chodzenie po drzewach?
-Widzę, że słyszałeś już o tym. Tak, właśnie to.
-Ja już to potrafię – aby to udowodnić, podszedłem do jednego z drzew i zacząłem wchodzić na górę.
-A po wodzie?
-Ciągle się zanurzam do kostek.
-Więc ćwiczysz chodzenie po wodzie.
Przeszliśmy kawałem w stronę małego stawu. Od razu zacząłem skupiać chakrę i wszedłem na wodę. Zrobiłem kilka kroków i zanurzyłem się kilka centymetrów. Mocniej się skupiłem i znowu byłem na powierzchni.
-Jak to jest, że poza Akademią jesteś geniuszem? – spytał mnie nagle sensei, przez co się zdekoncentrowałem i zanurzyłem po kolana.
-Może dlatego, że wolę praktykę niż teorię.
-Więc jak wyjaśnisz zajęcia praktyczne – patrzył się na mnie wzrokiem, jakby chciał mi zrobić rentgen mózgu.
-Nie lubię pokazywać swoich umiejętności przy innych. Skoro nie muszę tego robić, to tego nie robię.
-Więc przymnie będziesz ukazywał swój geniusz?
-Jaki ze mnie geniusz?
-Znasz sporo technik, potrafisz podstawy walki kataną i chodzisz po wodzie zaraz po Akademii. Ostatnim takim geniuszem jest Kakashi, uczeń Yondaime.
-Wydaję się senseiowi.
-Dobra, ćwicz dalej, a ja sobie posiedzę.
Yamato sobie usiadł w cieniu drzewa, a ja musiałem ćwiczyć chodzenie po wodzie.
-„Ciekawe jakiego senseia ma Sasuke?” – spytałem sam siebie i od razu poczułem jak zanurzam się w wodzie.
-Zdekoncentrowałeś się. Musisz ćwiczyć koncentrację – usłyszałem głos senseia.
-Niby jak?
-Chodź za mną.
Weszliśmy w głąb lasu. Sensei prowadził mnie gdzieś przez gęstwiny. Co rusz prawie dostawałem gałązką w twarz. W końcu po paru minutach wyszliśmy na dużą  polanę. Po jej środku było małe drzewko, które dawało mały cień, na drewnianą ławeczkę.  Usiadłem na niej, a sensei stanął przede mną.
-Koncentrację najlepiej ćwiczyć medytując. Żeby ci to ułatwić, będziesz siedział…
-Na tej ławeczce?
-Nie, pod wodospadem – rozejrzałem się zdziwiony, gdzie niby jest ten wodospad, tu nawet nie ma strumyka. –Pewnie się zastanawiasz gdzie jest ten wodospad – skinąłem mu głową.
Sensei złożył kilka pieczęci, a z ziemi zaczął wysuwać się klif, wysoki na jakieś 30 metrów. Patrzyłem na to zszokowany, Yamato wskoczył na samą górę i złożył inne pieczęcie. Po chwili z góry spływał wodospad, o szerokości jakiś 3 metrów. Następnie sensei zeskoczył i stanął obok mnie.
-Siadaj – wskazał na kamień pod wodospadem.
-„Ciekawe gdzie jest Kurama?” – przeszło mi nagle przez myśl.
Odpowiedź nadeszło dość szybko, Kurama zeskoczył z klifu i podszedł do mnie udając zwykłego lisa. Kucnąłem i zacząłem go drapać za uchem.
-To twój lis?
-Tak, nazywa się Kurama.
-Później go popieścisz, siadaj tam i medytuj.
Zrobiłem tak jak mi kazał sensei, tylko, że najpierw się rozebrałem. Powoli podszedłem do wodospadu i usiadłem, ale za sekundę się zerwałem.
-Ta woda jest lodowata! – wydarłem się na całe gardło.
-Zimna woda jest najlepsza do medytacji, pomaga oczyścić umysł, ze wszystkim myśli.
-Niech będzie – powiedziałem i usiadłem z powrotem na kamieniu.
Czułem jak się trzęsę z zimna, ale po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do niskiej temperatury. Woda spływała po moim ciele, zostawiając po sobie strużki. Z każdą chwilą byłem coraz spokojniejszy.
-Naruto – usłyszałem cichy głos senseia. – Naruto – tym razem był głośniejszy, a po chwili poczułem jak ktoś mną potrząsa.
Otworzyłem oczy i spojrzałem zdziwiony na Yamato. Po chwili dopiero zobaczyłem, że jest już ciemno.
-W końcu, nie mogłem cię dobudzić. Siedziałeś tak kilka godzin.
-Naprawdę? – dopytałem niedowierzając.
-Chodź, bo się jeszcze rozchorujesz, postawię ci coś ciepłego – mógłbym przysiąść, że usłyszałem śmiech Kuramy w głowie.
Ubrałem się i ruszyliśmy w stronę wioski. Dotarcie tam zajęło nam kilkanaście minut,  przy bramie zobaczyłem Sasuke, Kisuke i Sakure, stali razem z jakimś mężczyzną. Poznałem go, to z nim się zderzyłem w dniu Egzaminu. Podeszliśmy do nich. 
-Cześć wam – powiedziałem.
-Cześć Naruto – powiedzieli Sasuke i Kisuka, Sakura tyko coś tam burknęła.
-To wasz sensei?
-Tak – odparł Sasuke. – Ma na imię Kakashi.
-A jak z tobą? – wtrąciła Kisuka.
-Super, to jest mój sensei, Yamato. – wskazałem na Yamato, który rozmawiał z Kakashim. – Co teraz robicie?
-Właśnie skończyliśmy test senseia i zostaliśmy jego drużyną.
-Na czym polegał?
-Na odebraniu mu dzwoneczków ( nie będę wyjaśniał tego testu, każdy chyba wie o co chodzi. D.a)
-Mój polegał na tym, że jak zmęczę senseia w walce to zdam i się udało.
-Ciekawe jak? Przecież ty nic nie umiesz – wtrąciła się Sakura.
-Sakura nie ładnie tak obrażać kogoś. Gdyby nic nie umiał Yamato nie byłby jego senseiem – powiedział Kakashi. – Cześć Naruto.
-Dzień dobry.
-Znacie się? – zapytał Sasuke.
-Wpadliśmy na siebie w dniu waszego Egzamin na Genina – wyjaśnił za mnie Kakashi.
-Nawet biegnąc po dachach można na kogoś wpaść – dodałem śmiejąc się.
-Możecie iść – powiedział Kakashi do swojego Teamu.
-Ty też – dodał Yamato.
-Ale sensei miałeś mi postawić Ramen.
-Innym razem.
Prychnąłem i zacząłem iść razem z Sasuke, Kisuką oraz Sakurą.
-Chodź do mnie, mama kazała mi przekazać, abyś przyszedł do nas na kolację.
-Pójdę się tylko przebrać – powiedziałem i wskoczyłem na dach. – Na razie – powiedziałem do Kisuki.
Po drodze wpadłem na pomysł, aby od jutra zacząć brać misje. Chciałbym w końcu wyjść poza wioskę.
-Jak to znowu misja D, od tygodnia już wykonuję misje rangi D. Daj nam Babuniu chociaż rangę C.
Od tygodnia, dzień w dzień goniłem tego kociego demona. Jako, że byłem jednym geninem w mojej drużynie szło mi to opornie, ale zawsze go łapałem. Teraz stałem razem z senseiem Yamato przed Babunią i czekaliśmy na jakąś misję.
-Naruto, tak nie wolno – powiedział do mnie sensei, dając mi kuksańca w głowę.
-Ale sensei, ty też masz już tego na pewno dosyć.
-Mozę i tak, ale nie wolno tak zwracać się do Hokage.
-Ale Babuni to nie przeszkadza.
-Cisza! – krzyknęła, Hokage uspokajając nas. – Jeśli dostaniesz rangę C to się uspokoisz?- spytała, w głosie było słychać, że ma mnie dość na dzisiaj. Skinąłem jej głową.
-W tamtym tygodniu zbiegł rabuś, nie jest wyszkolony, więc dacie radę. Macie go odstawić do Suny, tam stanie przed sadem.
-Czemu akurat tam? – spytałem.
-Ponieważ, pochodzi z ich wioski. Yamato masz tu opis i wynocha mi z gabinetu.
Gdy tylko wyszliśmy z gabinetu na mojej twarzy był duży uśmiech.
-Dobrze to zaplanowałem co?
-Tak.
-Więc kiedy wyruszamy?
-Za godzinę pod bramą główną. Wiesz co spakować?
-Namiot, ubrania, jedzenie, broń. Coś jeszcze?
-Nie powinniśmy jutro wrócić, więc wystarczy, weź jeszcze trochę wody pitnej, a i nie bierz namiotu.
-To jak będziemy spać.
-Zobaczysz – powiedział i zniknął w białym dymie, zostawiając mnie zdezorientowanego na środku ulicy.
Wszedłem w boczną uliczkę i, gdy się upewniłem, że nikt mnie nie widzi, zniknąłem w Czarnym Błysku. Pojawiłem się w salonie. Zacząłem szukać jakiegoś plecaka, gdy go znalazłem spakowałem to co musiałem i wyszedłem z domu, zamykając go na klucz. Gdy dotarłem pod bramę, mój sensei już tu był.
-Ruszamy? – spytał, gdy mnie zobaczył.
-Yhym – mruknąłem i skinąłem mu głową.
-Jeśli dobrze pójdzie, to dzisiaj go znajdziemy i złapiemy, a jutro wrócimy do wioski.
-Kim jest ten rabuś?
-Został schwytany dwa tygodnie temu i czekał na wyrok. Ktoś mu pomógł uciec tydzień temu, dzień przy wyrokiem.
-Wspólnik?
-Najprawdopodobniej.
-Czyli, że może ich być dwóch.
-Wszystko jest możliwe.
-Powiesz mi w końcu sensei, jak będziemy spać.
-Nie – odparł krótko.
Uznałem, że się tego nie dowiem, więc umilkłem. Może się to wydawać głupie, ale przez całą drogę zastanawiałem się jak będziemy spać. Wprawdzie, mógłbym nas przenieść do wioski, ale nie chcę jeszcze pokazywać swoich umiejętności.
-Za jakieś pięć godzin, zrobi się ciemno, wiec musimy się pośpieszyć – poinformował mnie Yamato, po jakiś dwóch godzinach podróży.
Skinąłem mu głową i przesłałem do nóg trochę chakry, od razu przyspieszając,  zacząłem skakać na większe odległości. Wyprzedziłem senseia, który lekko się zdziwił moją prędkością. Jednak po chwili dogonił mnie.
-Wzmacniasz się chakrą?

-Trochę, nie potrafię tak kontrolować chakry jak Babunia Tsunade, ale jak widać nieźle przyśpieszam. 

czwartek, 9 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -18.

Ukryta Prawda o Naruto -18.
-----Mały przeskok w czasie-----
Ciepły, wiosenny dzień. Wydaję się zwykły, podobny do innych, ale ten dzień jest jednym z najważniejszych dni uczniów na ostatnim roku Akademii Ninja. Dzisiaj odbywał się egzamin na Genina. Większość dzieciaków, pewnie nie mogła spać w nocy z tego podekscytowania, ale zawsze jest jakiś wyjątek. Tym wyjątkiem jest syn Czwartego Hokage i Kushiny Uzumaki. Naruto spał jak kamień, kompletnie zapominając jaki jest dziś dzień.
Obudziły go dopiero promienie słońca, które zaczęły wpadać do jego pokoju, przez niezasłonięte okno.  Czapeczka nocna zsunęła mu się na oczy, a po chwili wylądowała na poduszce. Chłopak usiadł i dotknął gołymi stopami podłogi. Gdy wstał, podłoga zatrzeszczała od nacisku. Blondyn ziewnął i zaczął się przeciągać. Podszedł powoli do okna i je otworzył. Od razu poczuł przyjemny wiaterek, który go otrzeźwił.
-Wspaniały dzień na zdanie Egzaminu na Genina – powiedział do siebie.
Po kilku sekundach jego mina zmieniła się, wyglądał jakby zobaczył duchy swoich rodziców. Dotarło do niego co powiedział. Jego wzrok szybko się przeniósł na zegarek, była już 9, a egzamin rozpoczynał się o 8.40, czyli był już spóźniony 20 minut. Od razy się ubrał, chwycił jakieś jabłko  i wybiegł z domu.
-Cholera! Jak mogłem zaspać, wczoraj byłem pewny, ze nie będę mógł spać, przez całą noc. Przepraszam! – krzyknął blondyn, gdy przewrócił jakiś wózek.
Staruszek raczej nie przyjął przeprosin, bo krzyczał za nim i machał na niego ręką. Naruto widząc przed sobą tłum ludzi, wskoczył na dach i zaczął po nich biec.  Już widział budynek Akademii, gdy zderzył się z jakimś shinobi. Odbił się od niego i poleciał na plecy.
-Przepraszam – powiedział masując sobie głowę. – Nawet na dachu można się zderzyć z kimś – powiedział do siebie i spojrzał na osobę, z którą się zderzył.
Był to mężczyzna, miał siwe sterczące włosy, maskę na twarzy, a opaska ze znakiem Liścia zasłaniała jedno oko.  Na sobie miał zwykły strój jonina, jaki noszą w Konosze. Mężczyzna również upadł, ale odbił się rękoma i stanął na nogach.
-Gdzie się tak śpieszysz?
-Na Egzamin na Genina – powiedział szybko i wstał. – Przepraszam, ale już jestem spóźniony.
-To biegnij – powiedział bez żadnych uczuć.
Naruto znowu ruszył biegiem, ale tym razem był bardziej ostrożny. Na szczęście dotarł do Akademii, już bez żadnych niespodzianek. Wbiegł do środka budynku i biegł przez korytarze, w kierunku Sali, w której mieli się spotkać.
Wpadł do środka Sali, mało nie wyważając drzwi z zawiasów. Wszyscy się na niego spojrzeli. W klasie byli uczniowie, wszyscy mieli opaski na głowach, Tsunade siedziała za  biurkiem, a Iruka stał przed klasą i trzymał jakieś kartki przed oczami.
-Spóźniłem się – stwierdził chłopak.
-Niestety, Naruto. Musisz spróbować za rok – powiedział Iruka.
-Co? – spyta zaskoczony blondyn.
-Nie przyszedłeś, a egzamin skończył się parę minut temu.
-A nie można…
-Nie, takie są zasady, chyba, że Czcigodna – wskazał na Hokage, która przyglądała się Uzumakiego, podobnie jak reszta klasy. – Zrobi ci oddzielny test i pozwoli zostać geninem.
-Poczekaj na korytarzu – powiedziała Tsunade.
Naruto od razu posmutniał, ale posłusznie wyszedł z Sali. Jego bliżsi przyjaciele patrzyli na to smutni. Chcieli jakoś pomóc, ale mieli związane ręce w tej sprawie. Gdy drzwi się zamknęły, wrócili do rozdzielania drużyn. Po parunastu minutach wszyscy zaczęli wychodzić z Sali. Naruto siedział na parapecie, wpatrzony w podłogę. Sasuke razem z Kisuką podeszli do chłopaka.
-Naruto – zwrócił Sasuke na sobie jego uwagę.
-Co? – burknął cicho.
-Nie martw się będzie dobrze, Hokage coś wymyśli – powiedziała Kisuka, Naruto uśmiechnął się do niej i zaczął wpatrywać się w nich.
-Z kim jesteście w drużynie?
-Wyszło tak, że w drużynie jesteśmy razem, trzecim członkiem jest Sakura – odpowiedział Sasuke.
-Chciałbym być z wami w drużynie – powiedział Naruto.
-Naruto! – krzyknęła Tsunade z końca korytarza.
-Lepiej już idź.
-Na razie! – krzyknął jeszcze blondyn biegnąc do Hokage. – Wymyśliłaś coś babuniu?
-Nazwij mnie tak jeszcze raz, a nigdy nie zostaniesz shinobim. A jeśli chodzi o Egzamin, jeśli Jonin, którego wybiorę zechce mieć jednego Genina to to nim zostaniesz.
-Jak to jednego Genina? Drużyna musi być złożona z czterech członków.
-Bywają wyjątki. Drużyny z twojego rocznika są pełne, czyli w jednej drużynie było by pięciu członków. Jeden Jonin może mieć problem z dopilnowaniem czterech geninów, dlatego i tak któraś drużyna była by złożona z dwóch członków.
-Rozumiem. Kogo wybrałaś?
-Kapitan Yamato.
-Nie kojarzę.
-Musisz go dopiero poznać.
-Gdzie go spotkam?
-Spokojnie, musze go jeszcze poinformować o tym.
-Co? – spytał załamany.
-A tobie co? – spytała rozśmieszona kobieta.
-Skoro on jeszcze o tym nie wie, to pewnie się nie zgodzi.
-Będziesz musiał go przekonać. Siadaj na kanapie i czekaj – rozkazała blondynka.
Naruto teraz dopiero zauważył, że są w gabinecie Piątej. Naruto usiadł na czerwonej kanapie i z nudów zaczął liczyć deski na podłodze. Gdy już to zrobił jego wzrok padł na portrety poprzednich Kage. Najdłużej patrzył na swojego ojca, ale w końcu zwrócił uwagę na resztę.
-„Tata, Staruszek, Drugi i Pierwszy Hokage.”
-Coś ty taki zapatrzony w te obrazy?
-„Oglądam sobie ojca, a co?” – odparł sobie w myślach. -  Kiedyś i mój tam zawiśnie.
-Już to słyszałam.
-Długo jeszcze?
-Zaraz powinien przyjść.
-A tak w ogóle, to Hashirama jako jedyny używał Mokutona w wiosce.
-Nie, ale jako jedyny mógł tworzyć tak silne techniki.
-Kto jeszcze go używał?
-Możliwe, że twój przyszły sensei. Kapitan Yamato może go używać. A czemu to cię tak ciekawi?
-„Próbuję nauczyć się opanować mojego Mokutona, ale nigdzie nie ma technik z nim związanych.” Tak jakoś.
W końcu rozległo się pukanie, do środka wszedł mężczyzna miał krótkie brązowe włosy. Stanął na środku gabinetu i ukłonił się przed Hokage. Dopiero po chwili zerknął na Naruto, gdy zobaczył blondyna, posłał Tsunade pytające spojrzenie.
------Naruto-----
-Kapitanie Yamato, to jest Naruto Uzumaki. Drużyny z jego rocznika są pełne, a został tylko on.
-Mam zostać jego senseiem?
-Tak, o ile się zgodzisz.
-Wątpię, abym był dobrym senseiem.
-Lepszy jest byle jaki sensei, niż siedzenie drugiego roku w Akademii – powiedziałem.
-Naruto tak? – spytał Yamato.
-Tak.
-Możesz na chwilę wyjść, chcę porozmawiać z Hokage.
Skinąłem głową i wyszedłem z gabinetu. Podszedłem do otwartego okna i usiadłem na parapecie, moje nogi zwisały sobie po drugiej stronie okna, a mój wzrok utkwił w chmurach. Siedziałem tak z pięć minut, po tym czasie drzwi się odchyliły i stanął w nich Yamato.
-Wejdź – od razu zszedłem z okna i ruszyłem do uchylonych drzwi. Po sekundzie stałem obok Yamato, po środku gabinetu.
-Więc Naruto – zaczęła Tsunade. – Kapitan Yamato zgodził się…
-Super! – krzyknąłem ze szczęścia.
-Ale… - od razu ucichłem, a w mojej głowie pojawiły się wątpliwości. – na razie tylko na okres próbny. Możecie iść się poznać. Za tydzień przyjdźcie o tej porze, Yamto dokona wyboru.
-Tak jest – odpowiedzieliśmy obaj i wyszliśmy z gabinetu.
-Chciałbym poznać twoje umiejętności – powiedział Yamato. – W papierach pisze, że orłem nie jesteś, ale Hokage mi powiedziała, że ćwiczyłeś walkę kataną.
-Teraz?
-Jeśli chcesz i masz czas.
-Na trening zawsze mam czas – uśmiechnąłem się.
-Więc chodźmy na jakieś pole treningowe.
Ruszyliśmy w stronę pól treningowych, po drodze opowiadaliśmy sobie różne rzeczy o sobie, choć raczej to  ja więcej mówiłem. Kapitan Yamato był… dziwny. Jego ruchy były nienaturalne, jak na zwykłego jonina, wokół niego panowała aura tajemniczości, tak jakby był w Anbu. Pamiętam, że zawsze się czułem się tak samo przy Kruku.
-Był pan w Anbu? – spytałem nagle, a na jego twarzy pojawił się szok, co mnie utwierdziło.
-C…co?
-Rusza się pan trochę inaczej niż zwykły jonina, więc musiał Pan więcej trenować, w dodatku wokół pana jest taka dziwna aura tajemniczości. W dodatku mało Pan mówi o sobie, czyli jak każdy w Anbu, ukrywa Pan swoją tożsamość.
-----Narracja trzecio osobowa----
-„Niesamowite” – pomyślał Yamato, patrząc w niebieskie oczy, w których była pewność siebie. –„To jest ten klasowy błazen? Nawet jonini nie potrafią rozróżnić kto jest w Anbu, a kto nie.”
-Skoro Pan nic nie odpowiada znaczy to, że trafiłem.
-Jesteś bardzo spostrzegawczy Naruto, ale nikomu o tym nie mów.
-Dobrze.
-Czemu w twoich papierach nie było napisane, że jesteś tak spostrzegawczy, inteligencje na pewno też masz dużo.
-Mało kto zna mnie od góry do dołu – powiedział chłopiec tajemniczo.
-„Nosi maski, tak jak członkowie Anbu, tylko, że Anbu kryją swoją tożsamość, a Naruto swoje zachowanie. Bardzo ciekawy chłopiec.”
-Jakie jutsu pan potrafi?
-Z natury ziemi i wody.
-A Mokutona potrafi pan używać. Hokage mi to powiedziała.
-Tak. A ty coś potrafisz?
-Cieniste Klony, Przemianę, Podmianę, teraz ćwiczę Cieniste Klony Shurikenów i trochę z Futona.
-Znowu mnie zaskoczyłeś, w tak młodym wieku panujesz nad naturą.
-Ale niech zostanie to między nami. Nie chcę, aby ktoś wiedział.
-Czemu?
-Bo zaczną się wykurzające pytania. Każdy wie, ze ledwo zdawałem, wiec skąd znam te jutsu.
-Rozumiem, nikomu nie powiem, tak jak ty , że byłem w Anbu.
-Zgoda.
Resztę drogi minęli w ciszy. Naruto od razu zabrał się za rozgrzewkę, a Yamato przyglądał się chłopcu. Po dziesięciu minutach Naruto skończył i stanął naprzeciw swojego senseia.
-Powalczymy trochę, pokażesz i trochę swoich umiejętności, a potem zdecyduję czy wracasz do Akademii czy nie.
-Co?
-Podstawowy test senseia, jeśli nie zdasz wracasz do Akademii. Zaczynajmy.
Mimo rozpoczęcia walki nikt się nie ruszył. Wiatr się zmógł, rozczochrując włosy obu mężczyzn. W końcu pierwszy ruszył się blondyn. Zaczął od TaiJutsu, ale Yamato miał widoczną przewagę. Po kilku minutach walki na pięści, Naruto dobył kunaia. Podobna broń po chwili znalazła się w rękach jonina.
Za każdym razem, gdy się zderzali na ziemię leciały iskry. Yamato był zaskoczony poziomem jaki pokazywał blondyn.
-Kage Bunshin no Jutsu.
Naruto stworzył pięć klonów i razem w szóstkę okrążyli bruneta. Yamato złożył kilka pieczęci i przyłożył dłoń do ziemi. Po kilku sekundach przed blondynami wyrosły gałęzie, które owinęła się wokół pasa każdego niebieskookiego. Klony od razu zniknęły, a Naruto zaczął się szamotać na wszystkie możliwe strony.
-To chyba koniec, użyłem słabszej wersji tego jutsu. Ta lepsza wysysa jeszcze chakrę, więc… - Naruto w tym momencie zamienił się z kłodą, którą zobaczył na drugim krańcu polany.
Yamato popatrzył tylko jak Naruto znika w krzakach, już miał się za nim rzucić w pogoń, ale postanowił czekać i zobaczyć co wymyśli. Stanął na środku pola treningowego i czekał na ruch Naruto.
----Naruto----
Schowałem się w krzakach i czekałem, co zrobi Yamato-sensei. O dziwo stanął na środku pola i zaczął czekać.
-Pewnie chce zobaczyć co zrobię – powiedziałem do siebie.
Od razu zacząłem obmyślać strategię. Nie byłem w tym dobry, więc wziąłem się za wykonanie pierwszego lepszego planu, który przyszedł mi do głowy. Już chciałem zacząć go okrążać, gdy coś sobie uświadomiłem. Był w Anbu i na pewno mnie wyczuję, gdy będę go okrążał, ale i na to są sposoby.
-Kage Bunshin no Jutsu – obok mnie pojawiło się kilka klonów.
Od razu zaczęły obiegać Yamato-sensei. Ja stałem za drzewem i obserwowałem zachowanie senseia z ukrycia.  W pewnej chwili odwrócił się na prawo. Już chciał tam biec, ale usłyszał ruch z drugiej strony. Chyba do niego doszło co się dzieję. Wszyscy naraz wyskoczyliśmy i zaczęliśmy rzucać bronią.
-Shuriken Kage Bunshin no Jutsu!
Ja i moje klony stworzyliśmy dodatkowo po 10 podrób broni. Twarz senseia wyrażała zaskoczenie, ale szybko wziął się w garść. Złożył kilka pieczęci i przyłożył dłonie do ziemi. W ciągu sekundy nad nim powstała drewniana kopuła, która przyjęła na siebie cios.
Wylądowałem kilka metrów od kopuły. Nie przewidziałem tego więc, zacząłem improwizować. Złożyłem kilka pieczęci.
-Fuuton: Podmuch!
Wydmuchnąłem strumień powietrza w senseia, gdy tylko kopuła zaczęła się opuszczać. O dziwo strumień powietrza był czarny co zdziwiło Yamato oraz mnie. Sensei oberwał jutsu i poleciał na drzewa. Jutsu zamiast się od razu rozproszyć, dalej parło wbijając Yamato w drzwo, w końcu drzewo nie wytrzymało i złamało się pod naciskiem. W końcu strumień powietrza rozproszył się, a sensei opadł na ziemię.  Dalej stałem w szoku w tym samym miejscu i patrzyłem na swoje dłonie.
-„Co się stało? Wcześniej moje techniki  Fuuton były przezroczyste.”
-„Na pewno to ma związek z twoja chakrą, ale nie wiem jak to wytłumaczyć. Możliwe, że teraz wszystkie twoje techniki będą czarne” – wyjaśnił Kurama. – „Lepiej sprawdź co z nim jest.”
Dobiegłem do senseia i kucnąłem przy nim. Jego oddech był dość ciężki, ale równy. Trzymał się ręką za żebro.
-Yamato-sensei – szturchnąłem go lekko, by sprawdzić czy jest przytomny.
-Naruto co to było?
-Jedno z moich jutsu Fuuton, ale nie wiem czemu było czarne i tak silne.
-To nie jest zwykłe, twoja chakra… ona jest czarna jak smoła. To nie jest normalne…
-Wiem, ale najpierw lepiej, aby ktoś cię obejrzał.

Pomogłem wstać senseiowi i powoli zaczęliśmy iść w kierunku szpitala.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -17.

Tutaj są moje inne, wcześniejsze opowiadania, gdyby ktoś chciał poczytać.
http://shippuuden.pl/user/fanfic.php?lookup=54325

Ukryta Prawda o Naruto -17.
----Naruto----
Obudził mnie wiatr. Gdy uchyliłem powieki zobaczyłem, że jestem w moim domu. Przekręciłem głową w stronę okna, była szarówka, co oznaczało, że słońce dopiero wstawało. Gdy chciałem wstać, moje ciało przeszył okropny ból, który mnie sparaliżował.
-Nie ruszaj się – przez otwarte drzwi wszedł Kurama.
To co mnie zdziwiło to trzy ogony. Dwa z nich spokojnie falowały za nim, a trzecim trzymał szklankę z wodą.
-Ta daleka teleportacja oraz dodatkowa osoba nadwyrężyła twój układ chakry. Najlepiej, abyś zrezygnował z treningów na kilka dni.
-Nie potrzebuje twoich rad – burknąłem cicho.
-Długo będziesz się dąsał?
-Nie dąsam się.
-Ale zachowujesz się jak dziecko.
-W pewnym sensie nim jestem – zacząłem się droczyć z nim, nie mogłem się na niego gniewać.
-Następnym razem pomogę ci w czymkolwiek będziesz chciał.
-We wszystkim? – spytałem upewniając się.
-Po przemyśleniu, raczej nie we wszystkim, dziewczynę znajdź se sam.
-Nie oto mi chodziło, idioto! – wydarłem się na niego co zaowocowało falą bólu i kaszlu.
Od razu się położyłem na łóżku.
-Wypij to – powiedział Kurama dając mi tą szklankę, co trzymał ogonem.
-Co to?
-Woda.
Gdy wypiłem zawartość szklanki zrobiło mi się lepiej. Nie czułem już zaschniętego gardła, a i mówić mi było łatwiej.
-Ile w ogóle spałem?
-Tylko noc. Chłopaka zostawiłem na tej polanie, ciebie zabrałem do domu, gdy wyczułem tylko chakre Nagato i Konan – wyjaśnił mi Kurama i zapadła cisza. – Wiesz co teraz będzie? – spytał mnie dość cicho i niepewnie.
-Ale o co chodzi?
-Wiesz, że mogą chcieć zrobić odwet na wiosce za zabranie tego dzieciaka.
-To niech przychodzą. Nie pozwolę, aby ktoś robił takie rzeczy z moją rodziną – powiedziałem i wstałem z łóżka mimo bólu.
-Co robisz?
-Cóż, dzisiaj jest piątek, więc raczej idę do Akademii.
-Coś nowego – powiedział Kurama, chichocząc.
-Od kiedy masz trzy ogony? – zadałem w końcu nurtujące mnie pytanie.
-Od kilku dni, wcześniej miałem chakry na dwa. Muszę nazbierać sporo chakry, więc trochę schodzi.
-Rozumiem.
Ubrałem się w swój dres i poszedłem do kuchni coś zjeść. Wstawiłem czajnik z wodą i wsypałem Ramen w proszku do miski.
-Mógłbyś trochę zmienić swoje życie – powiedział nagle Kurama.
-Czemu tak myślisz?
-No bo, chociaż ten pomarańczowy dres, jest ohydny. Po drugie dieta, człowiek nie może ciągle jeść Ramen.
-Co do Ramenu to nie jem go dużo. A co do dresu, to po co zmieniać coś co jest wygodne.
-Ale wygląda ohydnie, ludzie gadają…
-Nie obchodzi mnie to.
Skończyliśmy rozmawiać. Skończyłem jeść i zacząłem zakładać buty, aby wyjść. Kurama zniknął, a ja opuściłem dom. Słońce dawało ciepło, mimo, że była jesień, przez całą drogę do Akademii miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Pod Akademią byłem po parunastu minutach, lekcje zaczynały się za dziesięć minut, wiec udałem się do klasy. Nie było jeszcze wszystkich, ale ci którzy byli widocznie zdziwili się na mój widok.
-Naruto? – gdy usłyszałem swoje imię odwróciłem się do tyłu. Za mną siedziała Kisuka, a jej twarz wyrażała czyste zdziwienie.
-Co?
-Ty…ty przyszedłeś w Piątek do Akademii – stwierdziła nie dowierzając. Na serio to, aż takie dziwne.
-Noo – odparłem przeciągając ostatnią literę.
-O cześć Naruto – obok mnie usiadł Sasuke, który też był zdziwiony moją obecnością.
Na szczęście obyło się bez żadnych pytań, bo do Sali wszedł Iruka, który zastygnął w szoku, gdy mnie zobaczył.
-Dzień dobry Iruka-sensei.
-Dzie… dzień dobry – odparł w końcu i zajął swoje miejsce. – Widzę, że najlepszy uczeń w końcu przyszedł – powiedział patrząc się na mnie i podkreślając słowo „najlepszy”. Uśmiechnąłem się tylko do senseia. – Dzisiaj będziemy omawiać ważniejsze bitwy Yondaime Hokage oraz techniki dzięki, którym stał się taki silny. Ktoś chce coś powiedzieć?
Rękę podniosło kilka osób, w tym Sasuke, nieśmiała Hinata oraz Kisuka.
-Hinata – powiedział Iruka. – Jakie znasz Techniki Czwartego Hokage, lub jego słynne bitwy.
-„Ty to dopiero mógłbyś się wypowiedzieć na temat najsłynniejszej oraz ostatniej bitwy mojego ojca, co nie?” – spytałem w myślach.
-„Jeśli chcesz to mogę ci to opowiedzieć, a ty zabłyśniesz.”
-„Nie, dzięki. Nie potrzebuje rozgłosu, jeszcze ktoś zacznie coś podejrzewać, że nie uciekłeś, a zostałeś zapieczętowany.”
-Naruto czy ty słuchasz? – spytał Iruka.
-Tak.
-Więc co powiedziała Hinata?
-No… ona powiedziała… że – zacząłem się jąkać.
-Czyli nie słuchałeś. Za kare opowiedz dwie techniki Yondaime.
-Muszę?
-Tak, albo dostajesz jedynkę.
-A jeśli opowiem je, dostanę Piątkę?
-Nie.
-Niech będzie, więc Hirashin no Jutsu. Jutsu stworzone przez Drugiego Hokage, a ulepszone przez Czwartego Hokage. Polega ono na teleportacji do kunaia lub zostawionej pieczęci.
-A druga?
-Nie wiem, nie mam w głowie całego życia Yondaime.
-Dobra siadaj, wstawię ci Tróję. Tak więc, drugą najsłynniejszą Techniką Yondaime był Rasengan. Jutsu zostało stworzone przez Minato-sama, według jego senseia Jiraje, sanina Konohy, tworzył ją Trzy lata. Jedyną osobą, która używa tego jutsu jest właśnie Jiraya-sama, tylko on wie jak ją wykonać, ponieważ nigdzie nie została spisana, a podobno ostatnią wolą Yondaime było to, aby nikt jej nie poznał, tylko ten, którego wybrał, ale nikt nie wie o kogo chodzi.
-„Czyżby chodziło o mnie?”
-„Na pewno, w końcu jesteś jego synem. Techniki przeważnie przekazuję się potomstwu, a nie komuś obcemu.” -ucieszyłem się w duchu.
-„A tak w ogóle to dlaczego zaatakowałeś wioskę?”
-„Nie pamiętam. Mam dziurę w pamięci, ostatnie co pamiętam do walka z jakimś zamaskowanym gościem, a następnie ocknąłem się w tobie.”
-„Hmm, Jutsu Kontroli? Ale jak silny musi być ktoś, aby przejąć nad tobą kontrolę.”
Przerwaliśmy rozmowę, bo Iruka, znowu się wkurzył, że nie słucham. Do końca lekcji, już słuchałem nudnego wykładu. Po lekcjach od razu wybiegłem z Akademii i ruszyłem na ostatnią lekcję u Asami. Cały czas trzymała w tajemnic co dziś będziemy robić, więc jestem ciekawy co ona wymyśliła. Przez te treningi zżyliśmy się z sobą i jesteśmy przyjaciółmi.
Na polankę dobiegłem raz dwa. Asami jeszcze nie było, więc usiadłem pod drzewem i zacząłem czekać. Czarnowłosa dziewczyna Itachiego przyszła po paru minutach. W rękach jak zwykle miała dwie drewniane katany, która jedna powędrowała do mnie.
-Dzisiaj stoczymy walkę, pokazałam ci wszystko co uznałam, że ci się przyda. Poszło nam to dużo szybciej niż myślałam, opanowywałeś ruchy tak jakbyś miał Sharingana – nieświadomie zgadła, ale przecież jej tego nie powiem.
-Walkę?
-Tak.
Asami przyjęła podstawową pozycję do walki kataną, ja również to zrobiłem. Ruszyłem do ataku, zacząłem spokojnie, cięcie od dołu do góry. Odskoczyła do tyłu, a gdy jej stopa sięgnęła podłoża, od razu się odbiła i zaatakowała mnie.  Zablokowałem jej cięcie z prawej, ale moja katana ledwo wytrzymała. Spróbowałem  ja powalić kopnięciem w nogi, ale podskoczyła do góry, a gdy lądowała wbiła miecz  między moimi nogami.
Na mojej twarzy momentalnie pojawił się pot, a na jej twarzy uśmiech. Odskoczyła do tyłu i dała mi wstać i złapać trochę oddechu.
-Co tak słabo? – spytała z drwiącym uśmieszkiem. Próbowała wyprowadzić mnie z równowagi, abym zaatakował bezmyślnie.
Ruszyłem na nią biegiem, końcówkę katany trzymałem na dole, a rękojeść trzymałem obydwoma rękoma. Atakowałem ją najszybciej jak mogłem, ale mimo tego, ona blokowała wszystkie moje ciosy i wyprowadzała kontry, które ledwo zatrzymywałem.
-Przyłóż się.
-„Gdybym mógł tylko użyć Sharingana.”
Upadłem na tyłek, gdy odepchnęła mnie dość mocno do tyłu. Złapałem katanę, która leżała obok i mocno ścisnąłem rękojeść. Zerwałem się i zacząłem biec na Asami. Przesłałem do rąk chakrę. Gdy byłem blisko wyskoczyłem w powietrze i zamachnąłem się mocno. Gdy byłem nad nią, oprzytomniałem, od razu cofnąłem chakrę z rąk, Gdy nasze bronie się zderzyły posypały się drzazgi. Obydwie katany złamały się na pół, po czym upadły na ziemię. A my przewróciliśmy się na ziemię.  Obydwoje dyszeliśmy.
-Nie…zła walka – powiedziała Asami.
-Dzięki – odparłem kładąc się na ziemi.  –„Co ja chciałem zrobić? Najpierw Sharingan, a teraz wzmocnienie ciała chakrą. To była tylko zwykła walka.”
-Musimy jeszcze kiedyś powalczyć.
-Masz to jak w banku, ale może następnym razem użyjemy prawdziwych katan?
-Jak sobie kupisz, to owszem.
Poleżeliśmy jeszcze trochę na trawie, a potem zebraliśmy się i ruszyliśmy do wioski. Rozdzieliliśmy się przy bramie, ja poszedłem do domu, a Asami mówiła, że musi coś załatwić.  Gdy szedłem nadal miałem uczucie, że o czymś zapomniałem, te uczucie towarzyszyło mi dzisiaj przez cały dzień.
W końcu bocznymi uliczkami dotarłem do domu. Nie chciało mi się przeciskać przez tłum ludzi na głównej ulicy, dzisiaj odbywał się festyn na cześć Yondaime, który miał trwać całą noc. Gdy dotarłem do drzwi mojego domu, one od razu otworzyły się, pod naciskiem, a byłem pewny, że zamknąłem dom. 
Od razu stwierdziłem, że było coś nie tak. Wyostrzyłem zmysły i powoli wszedłem do środka, już miałem włączyć Sharingana, gdy nagle zapaliło się światło.
-Wszystkiego Najlepszego!
Aż podskoczyłem, gdy wszyscy krzyknęli. Byli tu Nagato, jego syn, Sasuke, Kisuka, Itachi z Asami, ojciec i matka Sasuke, Hinata, Hokage i  jakiś białowłosy starzec, który pisał coś w notesie, a jego wzrok był skierowany na dziewczynę starszego Uchihy.
-Co tu się dzieję? – spytałem nie rozumiejąc co oni tu robią. Zamiast mi odpowiedzieć, czekali, a po sekundzie do salonu weszła Konan z tortem, a wszyscy zaczęli śpiewać sto lat.
Teraz mi się przypomniało, dzisiaj był 11 Października, czyli moje urodziny, choć nadal nie rozumiałem po co oni to robią.
-Nie zdmuchniesz świeczek? – spytał Nagato.
-Nie rozumiem po co to robicie?
-Przecież dzisiaj są twoje urodziny.
-No i?
-Nie obchodziłeś nigdy urodzin?
-Nie.
-No to teraz zaczniesz, zdmuchaj świeczki, bo musze iść, zaraz powiedzieć przemowę – powiedziała Tsunade.
-No dobra.
Gdy tylko zdmuchnąłem świeczki, wszyscy zaczęli wyjmować prezenty. Dostałem kilka zwoi, jakiś naszyjnik, ciężarki na nogi, ciężarki na ręce i trochę innych rzeczy.
-Naruto – powiedział Nagato, podchodząc do mnie z Konan i ich synem. – Chcieliśmy ci kogoś przedstawić, to jest Haru, nasz syn – udałem, że jestem zdziwiony.
-Jak to?
-Później powiemy ci całą prawdę.
-Kim jest ten staruszek? – spytałem Hokage wskazując na białowłosego.
-To jest Jiraya, mój przyjaciel z drużyny, senin Konohy oraz mistrz Yondaime Hokage.
-”Mistrz taty” – pomyślałem, patrząc na niego. – Jest zboczeńcem? – spytałem, widząc jak patrzy na Asami.
-Spostrzegawczy jesteś.
-„W końcu trenowałem moją spostrzegawczość razem z Anbu” – stwierdziłem w myślach.
-Nie jestem zboczeńcem! – krzyknął ten Jiraya, podchodząc do nas.
-Słyszał nas pan? – spytałem.
-Oczywiście, jestem seninem.
-A może Ero-seninem? – zaproponowałem, a Tsunade wybuchła śmiechem.
-To do ciebie pasuje, Jiraya – powiedziała, przerywając śmiechem.
-Ty Tsunade lepiej idź głosić tę mowę – zdenerwowany poszedł, gdzieś w kąt.
-Ty go zaprosiłaś?
-Tak, szuka ucznia i myślałam, że weźmie ciebie.
-Mnie? Na pewno są lepsi ode mnie, na przykład Sasuke, czy Kisuka.
-Kisuka ma teraz mało wolnego czasu, pomaga matce w opiece nad młodszym rodzeństwem, a Sasuke? W jego klanie jest dużo silnych ludzi.
-Tutaj jest drugie dno – powiedziałem.
-Nie, nie ma drugiego dna.
-A mi się wydaje inaczej. Powiedz mi Babuniu co o mnie wiesz. Tylko powiedz prawdę.
-O tobie. Cóż w aktach nic nie ma. Z obserwacji wiem, że potrafisz być aktorem, w dodatku trenowałeś z Asami. A tak naprawdę Jiraya chcę cię szkolić z jednego powodu. Przypominasz mu Minato.
-Czwartego? Wątpię, Yondaime na pewno był geniuszem, a ja? Ledwo zdaję, niech lepiej ćwiczy jakiegoś geniusza, jak Sasuke, wioska bardziej na tym zyska.
-Albo bardzo kochasz wioskę, albo jesteś prawdziwym przyjacielem.
-A może jedno i drugie? – Tsunade się zaśmiała i wyszła, aby wygłosić przemowę na rozpoczęcie festynu.
-Idziemy na ten festyn? – padło pytanie z ust Asami.
Nikt nie miał nic do sprzeciwu, wiec wyszliśmy ja zamknąłem dom i ruszyliśmy na imprezkę. Świetnie się bawiliśmy, a najbardziej Haru, który widocznie był pierwszy na takim festynu. Biegał od stoiska do stoiska, ciągnąc za sobą rodziców, a na ich twarzy był duży uśmiech, że szczęścia ich syna. Kiedy o tym pomyślałem, wróciły do mnie słowa Kuramy. Ściągnąłem niebezpieczeństwo na wioskę, ale gdy widziałem ten uśmiech, ignorowałem to.
Kiedy przyjdą po niego, Kisuke, czy kogokolwiek, prawda o mnie wyjdzie na jaw. Pokaże im siłę, syna Czwartego Hokage.
-„Prawda Kurama?”
-„Prawda, do tego czasu zbiorę chakre, którą ci przekazałem, a wtedy…”
-„Ochronimy Konohę.”
-Ej, Naruto! – przed moją twarzą pojawiła się Kisuka.
-AAA! – krzyknąłem odskakując do tyłu. – Kisuka nie strasz mnie tak!
-Nie krzycz, wystraszysz mi brata.
Dopiero teraz zobaczyłem, że na jej rękach było dziecko. Był opatulony kocykiem i ciepło ubrany. Miał króciutkie ciemne włosy, a oczy były zamknięte. Widocznie spał, mógł mieć jakieś pół roku.
-To jest Zik, mój młodszy braciszek.
-Cześć Zik – powiedziałem uśmiechając się.
Akurat otworzył oczka i pierwsze co zobaczył to moją uśmiechniętą twarz. Już myślałem, ze zacznie płakać, ale on zaczął się śmiać, a po chwili dołączyła do niego Kisuka.