sobota, 4 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -16.

Ukryta Prawda o Naruto -16.
----Naruto-----
-Naruto starczy – powiedział po raz wtórny Kurama.
-Jeszcze nie- odparłem.
-Od dwóch tygodni ćwiczysz kontrolę chakry, aby móc wyczuwać i rozróżniać przyjaciół od wrogów, już lepiej tego nie zrobisz.
-Ciągle czuję, że mi czegoś brakuję. Powinienem móc odróżnić chakrę jinchuuriki od zwykłego shinobi, ale nie mogę. A jeśli Kisuka jest jinchuuriki, będzie potrzebowała ochrony.
Kurama miał rację, dwa tygodnie temu dowiedziałem się, że moja koleżanka jest taka jak ja. A trochę później dotarła do mnie pewna rzecz. Gdy jako Kitsune eskortowałem ją i jej rodzinę, jej ojciec spytał się mnie czy mam pewność czy nikt nas nie zaatakuje. Wtedy tylko myślałem, że martwią się o ich jedyną córkę, ale teraz do mnie dotarło, nie martwili się o nią tylko jako córkę, ale i kontener na demona, a takie osoby potrzebuję najlepszej ochrony.
-To jest Konoha, jest tu wielu świetnych shinobi. Siedzisz na tej polanie od kilku godzin, na pewno jesteś głodny i spragniony, nie mówiąc już o zaległościach w Akademii.
-O zaległości się nie martw. Teraz omawiają Yondaime Hokage, a ja wiem o nim wszystko.
-W końcu był twoim ojcem, ale… chwila jak to wszystko?
-Oprócz technik podarował mi też trochę wiedzy.
-Rozumiem, więc jakie techniki ci przekazał.
-Nie wiem.
-Jak to?
-Oprócz Rasengana i Hirashina nie mogę sobie przypomnieć innych, a wiem, że mi je przekazywał, bo widziałem obrazy jak wyglądały, ale gdy chce sobie je przypomnieć, wszystko widzę przez mgłę.
-Możliwe jest, że będziesz mógł je wykonać w odpowiednim czasie – powiedział Kurama, na co ja wzruszyłem ramionami i wróciłem do ćwiczeń kontroli chakry. – W końcu Hokage się tobą zainteresuje i będziesz śledziony przez Anbu.
-Dobra już! – krzyknąłem zdenerwowany. – Pójdę jutro do Akademii, a teraz do domu, tylko się zamknij.
-Proszę bardzo – powiedział i zniknął.
-----Narracja trzecio osobowa----
Czerwonowłosy mężczyzna szedł przez ulicę wioski. Co chwilę przed oczami przelatywał mu żółty liść, który spadał z drzewa, których na ulicy było pełno. W końcu była już jesień, dni robiły się coraz krótsze i chłodniejsze. Gdy zawiał mocniejszy wiatr, porywał mnóstwo liści do tańca z ulicy.  W końcu dotarł do budynku administracyjnego, od razu wszedł do środka, i ruszył na sama górę do gabinetu Godaime.
-Wejść! – w całym budynku dało się słyszeć donośny kobiecy krzyk.
-Witaj Hokage-sama.
-Nagato? Co cię do mnie sprowadza?
-Mam jedno pytanie dotyczące Naruto.
-O co chodzi?
-Chciałbym wiedzieć kiedy ma urodziny.
-Urodziny? Nie możesz się jego spytać?
-Chciałem, ale od Sasuke słyszałem, że są jakoś teraz, więc chce mu cos kupić.
-Poczekaj musze sprawdzić – powiedziała blondynka wstając od biurka i podchodząc do szafy z różnymi aktami. – N, n, n, n – powtarzała wertując papiery. – Jest Naruto – powiedziała i wróciła na swoje miejsce. -Data urodzenia, 11 Października X792 (rok zmyślony d.a.).
-Jutro? W rocznicę śmierci Yondaime? Ale zbieg okoliczności – skomentował Uzumaki.
-Ta…ak – odparła Hokage.
-Ja już pójdę, do widzenia – rzekł wychodząc.
Natomiast Senju wpatrywała się w akta dzieciaka, a w szczególności w zdjęcie i datę urodzenia.
-Niee, to nie możliwe – powiedziała i odłożyła akta Naruto, na swoje miejsce i wróciła do wcześniejszej pracy.
Natomiast Nagato wrócił do domu, w którym Konan robiła obiad. Od razu poszedł za zapachem, który prowadził do kuchni.
-I jak?
-Jutro – odparł Nagato.
-Co chcesz mu kupić?
-W sumie to nie wiem, może jakąś katanę?
-Z książki to on raczej się nie ucieszy – odparła, na co obydwoje zachichotali. Gdy oni tak rozmawiali, nie zauważyli, że przed ich oknem ktoś przebiegł. – Co teraz masz zamiar zrobić? No wiesz w tej spawie – atmosfera od razu zrobiła się ponura, śmiechy od razu poszły w niepamięć.
-Powiem Yahiko to co wiem, jutro rano wyśle orła z wiadomością.
Blondyn, który podsłuchiwał tą rozmowę, zniknął w Czarnym Błysku.
-----Naruto-----
Tyle mi wystarczyło, od razu zniknąłem za pomocą Hirashinu, który zamiast być Złoty, stał się czarny podobnie jak Rasengan. Pojawiłem się w domu i od razu napisałem list.
Uratuję jutro waszego syna, zostawię go wieczorem na polanie na zachód od wioski. Nie chcę dziękowań, ale macie wyjawić całą prawdę Hokage.
To co robiłem było niewybaczalne. W końcu śledziłem swojego kuzyna przez dwa tygodnie, ale jeśli przysłowie „Cel uświęca środki”  to może mi wybaczą. Przez dwa tygodnie dyskretnie ich podsłuchiwałem i zbierałem wszystkie informacje na temat ich przetrzymywanego syna oraz organizacji dla której szpiegują.  Akatsuki coś mi dzwoni, ale nie wiem w którym kościele.
-Kurama zaniesiesz go jutro, kiedy wyruszę.
-Ty chyba nie chcesz iść sam na całą organizację?
-Nie będę walczył tylko odbije tego chłopaka i uciekam za pomocą Hirashin no Jutsu.
-To nie jest dobry pomysł.    
-Posłuchaj – Kurama zaczął mnie denerwować tym swoim gadaniem. Mój głos stał się wyższy, niż był zawsze. – Jeśli oni dostaną ten list, oni zaatakują wioskę, aby porwać Kitsuke, jeśli ty tego nie zrobisz ja to zrobię, możesz znikać. Zrobię wszystko, aby moi przyjaciele byli bezpieczni.
Wsadziłem list do kieszeni i poszedłem się przejść po wiosce. Wsadziłem ręce w kieszenie dresów, a głowę spuściłem w dół. Nogi same mnie niosły, nawet nie interesował mnie kierunek. Nawet nie spostrzegłem jak znalazłem się pod Ichiraku Ramen. Jak zwykle gdy poczułem zapach Ramenu musiałem wejść na do środka i zjeść trochę.
-Ohayo Staruszku! – krzyknąłem na wejściu.
-Cześć Naruto.   
-To co zawsze – powiedziałem siadając przy barze.
-Już podaję – odparł i zniknął za kotarą, aby po kilku sekundach wrócić z pełną miską zupki.
-Jak zwykle przepyszny – powiedziałem po pierwszym kęsie.
-A ty jak zwykle zjadasz w kilka sekund – powiedział kucharz, gdy otrzymał miskę z powrotem. – Jeszcze?
-Nie, musze już iść. Ile płacę?
-6 Ryo. (1Ryo = 1 Zł. D.a)
-Do widzenia!
-Na razie Naruto.
Ruszyłem na pole treningowe, na którym trenowałem z Asami. Nie miałem już chęci na żaden trening, ale krótki trening nie zaszkodzi. Szybko dotarłem na polane, a Asami już na mnie czekała. Bez żadnych gadanin, wziąłem od niej drewniana katanę i przyjąłem postawę do walki.
Następnego dnia wstałem wcześnie. Słońce dopiero wstawało za horyzontu. Szybko się uszykowałem i wyszedłem z domu. Dotarcie pod dom Nagato zajęło mi parę minut, ukryłem się tak, aby mnie nie widzieli i czekałem, aż wyjdzie.
Stało się to po niecałej godzinie. Od razu stworzyłem klona, który miał podrzucić liścik, a sam poszedłem za moim kuzynem. Ruszył do centrum wioski. Wszedł do budynku z którego można wysyłać listy poza wioskę. Wskoczyłem na jakiś dach, aby widzieć, w którym kierunku poleci sokół z jego listem. Od razu za nim ruszyłem, dogonienie go za pomocą Hirashinu zajęło mi chwilę, teraz tylko musiałem podążać za nim.
Z czasem miałem coraz więcej wątpliwości. Nie wiem nic o tych ludziach, nie wiem jak wygląda syn Nagato, no i jak silni są, że zmusili Nagato i Konan do szpiegostwa.
-A może to tylko bujda z tym synem, a oni należą do nich i wiedział, że podsłuchuję. Ale wtedy nie rozmawialiby o tym. To gdzieś tutaj.
Sokół zaczął zniżać się, aż w końcu usiadł na skale, która była przy jakiejś jaskini. Szybko teleportowałem się do niego i go złapałem. Następnie teleportowałem się do wcześniej rzuconego kunaia, który był jakiś kilometr od jaskini. Wyjąłem list i puściłem sokoła w drogę powrotną. Znowu pojawiłem się przed jaskinią.
Gdy wchodziłem do środka miałem chęć, zawrócić i wiać, ale, zawsze znajdę jakieś ale, tym razem wystarczył mi liścik, który zostawiłem. Jeśli to prawda to zrobiłbym im niepotrzebną nadzieję.
-Zgubiłeś się? - usłyszałem za sobą jakiś męski głos.
Gdy się odwróciłem zobaczyłem blondyna z dość długą fryzurą, która zasłaniała jedno oko. Na sobie miał czarny płaszcz z czerwonymi chmurami. Przełknąłem głośno ślinę.
-Zgubiłeś się? – powtórzył uśmiechając się. – Wiesz, nie jest to dobra kryjówka, dla małego chłopczyka.
-Nie jestem mały – powiedziałem w końcu.
Poczułem jak oblewa mnie pot, sama jego chakra mnie przerażała.
-„Może niepotrzebnie trenowałem tą kontrolę chakry.”
W końcu jeśli bym nie mógł wyczuć czyjejś aury chakry, nie byłbym przerażony.
-Co tu robisz? – spytał mijając mnie.
-Nic – odparłem nie wiedząc co powiedzieć.
-To spadaj stąd, czekam na list.
-Od kogo?
-Nie twój interes mały.
-Deidara – z jaskini wyszedł jakiś przygarbiony mężczyzna. Na twarzy miał chustkę, a na sobie podobnie jak blondyn czarny płaszcz z czerwonymi chmurami. – Lider się denerwuje, gdzie ten list i kto to jest?
-Listu jeszcze nie ma, a ten dzieciak tu siedział.
-Bierz go i idziemy do lidera.
-Nigdzie nie idę – zaprotestowałem, gdy ten Deidara stał nade mną.
-Nie masz nic do gadania.
Chciałem coś odpyskować, ale poczułem jak coś owija się wokół mojego pasa. Gdy spojrzałem w dół zobaczyłem stalowy ogon, który miał niezły ścisk. Następnie podniósł mnie do góry i zaczęliśmy iść w głąb jaskini.
Nie minęło dużo czasu, jak na ścianach pojawiły się pochodnie oświetlające drogę. Dziwne było, że po bokach zaczęły pojawiać się drzwi. Było ich całkiem sporo, ale zatrzymaliśmy się przy jednych. Deidara zapukał i po chwili weszliśmy do środka. Panował mrok, były tylko trzy świeczki, jedna na biurku i dwie po bokach ścian.  Nie było nawet widać, kto siedzi za biurkiem. Było tylko widać fioletowe oczy z czarnymi kręgami.
-Witaj liderze – powiedzieli tamci.
-Kto to jest?
-Nie wiem, siedział przy wejściu do jaskini.
-Wrzuć go do celi. Masz list?
-Jeszcze nie przyszedł.
-Jeśli nie przyjdzie do wieczora zabij bachora. Nagato zobaczy, że z nami się nie zadziera, nas się nie zdradza dla jakiegoś kuzyna – jego głos był wyprany z emocji, a oczy mimo dziwnego wyglądu wydawały się być puste.
Gdy tylko poczułem grunt pod stopami, ktoś złapał mnie za ramię i wyciągnął z tego gabinetu. Deidara ciągnął mnie przez korytarze.
-Kim jesteście? – spytałem, ale odpowiedziała mi cisza. – Dziwni jesteście.
-Zamknij się jeśli chcesz żyć.
-Jest tu jeszcze jakiś dzieciak? O jakim bachorze on mówił?
-Nie ważne?
-Kto to jest ten Nagato?
-Jeśli ci powiem zamilkniesz? – mój plan się powiódł, skinąłem głową.
-Syn Nagato, który chciał nas zdradzić, gdy dowiedział się o kuzynie. Pasuje? – skinąłem mu głową. –To się zamknij!
Wrzucił mnie do celi i zamknął kratę. Szybko się rozejrzałem była pusta, ściany były murowane, nie wiem jak grube, w dodatku nie wiedziałem gdzie jest ten chłopak.
-Gdzie jest ten chłopak? Nudno tak samemu.
-Z boku – powiedział pokazując na moją prawą stronę.  –Co ty robisz?
-Ja? – spytałem z uśmiechem. – Uciekam i zabieram kuzyna! Rasengan!
Czarny Rasengan jest po prostu super. Jednym uderzeniem rozwaliłem ścianę, która miała z pół metra grubości. Na twarzy tego Deidary był szok, a nie miałem czasu podziwiać jego twarzy i głupoty. Szybko przeszedłem do sąsiedniej celi, nim ktoś tu przyjdzie.
Mały czerwonowłosy chłopiec był przykuty do ściany. Siedział w kacie i cały się trząsł, jego brązowe oczy, patrzyły się na mnie z szokiem. Ubrania były brudne i podarte. Szybko do niego podbiegłem.
-Nie bój się, uratuję cię – powiedziałem uśmiechając się.
Deidara oprzytomniał i zaczął otwierać celę. Za pomocą chakry rozerwałem łańcuchy i podniosłem chłopca. Miał może 6 lat, a jego waga… na pewno był głodowany. 
Deidara wszedł do celi, a za nim pojawił się jakieś osoby. Nie zwracałem na nich uwagę.
-Na razie, frajerze – powiedziałem i zniknąłem w Czarnym Błysku.
Pojawiliśmy się jakiś kilometr od Konohy. Od razu upadłem na kolana, a chłopak leżał nieprzytomny przede mną,  mój oddech stał się ciężki i szybki. Więc tak to jest przenieść się z kimś, trzeba zużyć sporo energii, ale za to odległość była spora. Słońce już zachodziła, a ja muszę przejść jeszcze kawałek drogi do tej polany.
Podniosłem chłopca, który leżał nieprzytomny i powolnym krokiem zacząłem iść.
-Może pomóc – z pieczęci wyszedł Kurama. – Dobrze ci poszło.
-Teraz to mi komplementy prawisz! – krzyknąłem na niego.
-Naru…to – widocznie go zatkało.
Otwierał już pysk, aby cos powiedzieć, ale ja straciłem czucie w całym ciele i padłem na ziemię, razem z chłopakiem na rękach. Straciłem przytomność.
----Kurama----
Gdy chciałem coś mu powiedzieć, on padł na ziemię i zemdlał. Szybko do niego podbiegłem i zacząłem go szturchać nosem w policzek, ale, nic to nie dawało. Dobrze, że zebrałem energii na trzy ogony. Od razu się powiększyłem do rozmiarów konia, jedna puszysta kita rozdzieliła się na trzy. Owinąłem ogony wokół ich ciał i ruszyłem biegiem. Najpierw na polanę, gdzie miał zostawić chłopaka. Wyczuwałem, że ktoś tu idzie i była to znajoma chakra więc ruszyłem z Naruto do jego domu.
                  

                                                                             

5 komentarzy:

  1. Jestem pierwszy JEJ !!!!!!!
    Rozdział wspaniały cud miód.

    OdpowiedzUsuń
  2. Blondasek bohater :>
    W końcu zrozumiałam o co chodzi z dzieckiem, baka....
    No ale do rzeczy, rozdział w porządku, tylko krótki jak zwykle i mały Naruto przechytrzył Akatsuki O.o tego jeszcze nie było!
    Piąta coś podejrzewa:>
    Zapraszam na next: http://naruto-lost-tears.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Doprawdy interesując, to rozbudza moją banie w tą gorączkę. Doprawdy ciekawa szybka notka czekam na next.

    GraLord

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    czyli naprawdę Akatsuki uwięziło ich syna, tak uwolnienie w pięknym stylu, haha Tsunade pogłówkuj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    czyli Akatsuki naprawdę uwieziło ich syna... tak uwolnienie w pięknym stylu... och Tsunade pogłówkuj trochę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń