poniedziałek, 6 lipca 2015

Ukryta Prawda o Naruto -17.

Tutaj są moje inne, wcześniejsze opowiadania, gdyby ktoś chciał poczytać.
http://shippuuden.pl/user/fanfic.php?lookup=54325

Ukryta Prawda o Naruto -17.
----Naruto----
Obudził mnie wiatr. Gdy uchyliłem powieki zobaczyłem, że jestem w moim domu. Przekręciłem głową w stronę okna, była szarówka, co oznaczało, że słońce dopiero wstawało. Gdy chciałem wstać, moje ciało przeszył okropny ból, który mnie sparaliżował.
-Nie ruszaj się – przez otwarte drzwi wszedł Kurama.
To co mnie zdziwiło to trzy ogony. Dwa z nich spokojnie falowały za nim, a trzecim trzymał szklankę z wodą.
-Ta daleka teleportacja oraz dodatkowa osoba nadwyrężyła twój układ chakry. Najlepiej, abyś zrezygnował z treningów na kilka dni.
-Nie potrzebuje twoich rad – burknąłem cicho.
-Długo będziesz się dąsał?
-Nie dąsam się.
-Ale zachowujesz się jak dziecko.
-W pewnym sensie nim jestem – zacząłem się droczyć z nim, nie mogłem się na niego gniewać.
-Następnym razem pomogę ci w czymkolwiek będziesz chciał.
-We wszystkim? – spytałem upewniając się.
-Po przemyśleniu, raczej nie we wszystkim, dziewczynę znajdź se sam.
-Nie oto mi chodziło, idioto! – wydarłem się na niego co zaowocowało falą bólu i kaszlu.
Od razu się położyłem na łóżku.
-Wypij to – powiedział Kurama dając mi tą szklankę, co trzymał ogonem.
-Co to?
-Woda.
Gdy wypiłem zawartość szklanki zrobiło mi się lepiej. Nie czułem już zaschniętego gardła, a i mówić mi było łatwiej.
-Ile w ogóle spałem?
-Tylko noc. Chłopaka zostawiłem na tej polanie, ciebie zabrałem do domu, gdy wyczułem tylko chakre Nagato i Konan – wyjaśnił mi Kurama i zapadła cisza. – Wiesz co teraz będzie? – spytał mnie dość cicho i niepewnie.
-Ale o co chodzi?
-Wiesz, że mogą chcieć zrobić odwet na wiosce za zabranie tego dzieciaka.
-To niech przychodzą. Nie pozwolę, aby ktoś robił takie rzeczy z moją rodziną – powiedziałem i wstałem z łóżka mimo bólu.
-Co robisz?
-Cóż, dzisiaj jest piątek, więc raczej idę do Akademii.
-Coś nowego – powiedział Kurama, chichocząc.
-Od kiedy masz trzy ogony? – zadałem w końcu nurtujące mnie pytanie.
-Od kilku dni, wcześniej miałem chakry na dwa. Muszę nazbierać sporo chakry, więc trochę schodzi.
-Rozumiem.
Ubrałem się w swój dres i poszedłem do kuchni coś zjeść. Wstawiłem czajnik z wodą i wsypałem Ramen w proszku do miski.
-Mógłbyś trochę zmienić swoje życie – powiedział nagle Kurama.
-Czemu tak myślisz?
-No bo, chociaż ten pomarańczowy dres, jest ohydny. Po drugie dieta, człowiek nie może ciągle jeść Ramen.
-Co do Ramenu to nie jem go dużo. A co do dresu, to po co zmieniać coś co jest wygodne.
-Ale wygląda ohydnie, ludzie gadają…
-Nie obchodzi mnie to.
Skończyliśmy rozmawiać. Skończyłem jeść i zacząłem zakładać buty, aby wyjść. Kurama zniknął, a ja opuściłem dom. Słońce dawało ciepło, mimo, że była jesień, przez całą drogę do Akademii miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Pod Akademią byłem po parunastu minutach, lekcje zaczynały się za dziesięć minut, wiec udałem się do klasy. Nie było jeszcze wszystkich, ale ci którzy byli widocznie zdziwili się na mój widok.
-Naruto? – gdy usłyszałem swoje imię odwróciłem się do tyłu. Za mną siedziała Kisuka, a jej twarz wyrażała czyste zdziwienie.
-Co?
-Ty…ty przyszedłeś w Piątek do Akademii – stwierdziła nie dowierzając. Na serio to, aż takie dziwne.
-Noo – odparłem przeciągając ostatnią literę.
-O cześć Naruto – obok mnie usiadł Sasuke, który też był zdziwiony moją obecnością.
Na szczęście obyło się bez żadnych pytań, bo do Sali wszedł Iruka, który zastygnął w szoku, gdy mnie zobaczył.
-Dzień dobry Iruka-sensei.
-Dzie… dzień dobry – odparł w końcu i zajął swoje miejsce. – Widzę, że najlepszy uczeń w końcu przyszedł – powiedział patrząc się na mnie i podkreślając słowo „najlepszy”. Uśmiechnąłem się tylko do senseia. – Dzisiaj będziemy omawiać ważniejsze bitwy Yondaime Hokage oraz techniki dzięki, którym stał się taki silny. Ktoś chce coś powiedzieć?
Rękę podniosło kilka osób, w tym Sasuke, nieśmiała Hinata oraz Kisuka.
-Hinata – powiedział Iruka. – Jakie znasz Techniki Czwartego Hokage, lub jego słynne bitwy.
-„Ty to dopiero mógłbyś się wypowiedzieć na temat najsłynniejszej oraz ostatniej bitwy mojego ojca, co nie?” – spytałem w myślach.
-„Jeśli chcesz to mogę ci to opowiedzieć, a ty zabłyśniesz.”
-„Nie, dzięki. Nie potrzebuje rozgłosu, jeszcze ktoś zacznie coś podejrzewać, że nie uciekłeś, a zostałeś zapieczętowany.”
-Naruto czy ty słuchasz? – spytał Iruka.
-Tak.
-Więc co powiedziała Hinata?
-No… ona powiedziała… że – zacząłem się jąkać.
-Czyli nie słuchałeś. Za kare opowiedz dwie techniki Yondaime.
-Muszę?
-Tak, albo dostajesz jedynkę.
-A jeśli opowiem je, dostanę Piątkę?
-Nie.
-Niech będzie, więc Hirashin no Jutsu. Jutsu stworzone przez Drugiego Hokage, a ulepszone przez Czwartego Hokage. Polega ono na teleportacji do kunaia lub zostawionej pieczęci.
-A druga?
-Nie wiem, nie mam w głowie całego życia Yondaime.
-Dobra siadaj, wstawię ci Tróję. Tak więc, drugą najsłynniejszą Techniką Yondaime był Rasengan. Jutsu zostało stworzone przez Minato-sama, według jego senseia Jiraje, sanina Konohy, tworzył ją Trzy lata. Jedyną osobą, która używa tego jutsu jest właśnie Jiraya-sama, tylko on wie jak ją wykonać, ponieważ nigdzie nie została spisana, a podobno ostatnią wolą Yondaime było to, aby nikt jej nie poznał, tylko ten, którego wybrał, ale nikt nie wie o kogo chodzi.
-„Czyżby chodziło o mnie?”
-„Na pewno, w końcu jesteś jego synem. Techniki przeważnie przekazuję się potomstwu, a nie komuś obcemu.” -ucieszyłem się w duchu.
-„A tak w ogóle to dlaczego zaatakowałeś wioskę?”
-„Nie pamiętam. Mam dziurę w pamięci, ostatnie co pamiętam do walka z jakimś zamaskowanym gościem, a następnie ocknąłem się w tobie.”
-„Hmm, Jutsu Kontroli? Ale jak silny musi być ktoś, aby przejąć nad tobą kontrolę.”
Przerwaliśmy rozmowę, bo Iruka, znowu się wkurzył, że nie słucham. Do końca lekcji, już słuchałem nudnego wykładu. Po lekcjach od razu wybiegłem z Akademii i ruszyłem na ostatnią lekcję u Asami. Cały czas trzymała w tajemnic co dziś będziemy robić, więc jestem ciekawy co ona wymyśliła. Przez te treningi zżyliśmy się z sobą i jesteśmy przyjaciółmi.
Na polankę dobiegłem raz dwa. Asami jeszcze nie było, więc usiadłem pod drzewem i zacząłem czekać. Czarnowłosa dziewczyna Itachiego przyszła po paru minutach. W rękach jak zwykle miała dwie drewniane katany, która jedna powędrowała do mnie.
-Dzisiaj stoczymy walkę, pokazałam ci wszystko co uznałam, że ci się przyda. Poszło nam to dużo szybciej niż myślałam, opanowywałeś ruchy tak jakbyś miał Sharingana – nieświadomie zgadła, ale przecież jej tego nie powiem.
-Walkę?
-Tak.
Asami przyjęła podstawową pozycję do walki kataną, ja również to zrobiłem. Ruszyłem do ataku, zacząłem spokojnie, cięcie od dołu do góry. Odskoczyła do tyłu, a gdy jej stopa sięgnęła podłoża, od razu się odbiła i zaatakowała mnie.  Zablokowałem jej cięcie z prawej, ale moja katana ledwo wytrzymała. Spróbowałem  ja powalić kopnięciem w nogi, ale podskoczyła do góry, a gdy lądowała wbiła miecz  między moimi nogami.
Na mojej twarzy momentalnie pojawił się pot, a na jej twarzy uśmiech. Odskoczyła do tyłu i dała mi wstać i złapać trochę oddechu.
-Co tak słabo? – spytała z drwiącym uśmieszkiem. Próbowała wyprowadzić mnie z równowagi, abym zaatakował bezmyślnie.
Ruszyłem na nią biegiem, końcówkę katany trzymałem na dole, a rękojeść trzymałem obydwoma rękoma. Atakowałem ją najszybciej jak mogłem, ale mimo tego, ona blokowała wszystkie moje ciosy i wyprowadzała kontry, które ledwo zatrzymywałem.
-Przyłóż się.
-„Gdybym mógł tylko użyć Sharingana.”
Upadłem na tyłek, gdy odepchnęła mnie dość mocno do tyłu. Złapałem katanę, która leżała obok i mocno ścisnąłem rękojeść. Zerwałem się i zacząłem biec na Asami. Przesłałem do rąk chakrę. Gdy byłem blisko wyskoczyłem w powietrze i zamachnąłem się mocno. Gdy byłem nad nią, oprzytomniałem, od razu cofnąłem chakrę z rąk, Gdy nasze bronie się zderzyły posypały się drzazgi. Obydwie katany złamały się na pół, po czym upadły na ziemię. A my przewróciliśmy się na ziemię.  Obydwoje dyszeliśmy.
-Nie…zła walka – powiedziała Asami.
-Dzięki – odparłem kładąc się na ziemi.  –„Co ja chciałem zrobić? Najpierw Sharingan, a teraz wzmocnienie ciała chakrą. To była tylko zwykła walka.”
-Musimy jeszcze kiedyś powalczyć.
-Masz to jak w banku, ale może następnym razem użyjemy prawdziwych katan?
-Jak sobie kupisz, to owszem.
Poleżeliśmy jeszcze trochę na trawie, a potem zebraliśmy się i ruszyliśmy do wioski. Rozdzieliliśmy się przy bramie, ja poszedłem do domu, a Asami mówiła, że musi coś załatwić.  Gdy szedłem nadal miałem uczucie, że o czymś zapomniałem, te uczucie towarzyszyło mi dzisiaj przez cały dzień.
W końcu bocznymi uliczkami dotarłem do domu. Nie chciało mi się przeciskać przez tłum ludzi na głównej ulicy, dzisiaj odbywał się festyn na cześć Yondaime, który miał trwać całą noc. Gdy dotarłem do drzwi mojego domu, one od razu otworzyły się, pod naciskiem, a byłem pewny, że zamknąłem dom. 
Od razu stwierdziłem, że było coś nie tak. Wyostrzyłem zmysły i powoli wszedłem do środka, już miałem włączyć Sharingana, gdy nagle zapaliło się światło.
-Wszystkiego Najlepszego!
Aż podskoczyłem, gdy wszyscy krzyknęli. Byli tu Nagato, jego syn, Sasuke, Kisuka, Itachi z Asami, ojciec i matka Sasuke, Hinata, Hokage i  jakiś białowłosy starzec, który pisał coś w notesie, a jego wzrok był skierowany na dziewczynę starszego Uchihy.
-Co tu się dzieję? – spytałem nie rozumiejąc co oni tu robią. Zamiast mi odpowiedzieć, czekali, a po sekundzie do salonu weszła Konan z tortem, a wszyscy zaczęli śpiewać sto lat.
Teraz mi się przypomniało, dzisiaj był 11 Października, czyli moje urodziny, choć nadal nie rozumiałem po co oni to robią.
-Nie zdmuchniesz świeczek? – spytał Nagato.
-Nie rozumiem po co to robicie?
-Przecież dzisiaj są twoje urodziny.
-No i?
-Nie obchodziłeś nigdy urodzin?
-Nie.
-No to teraz zaczniesz, zdmuchaj świeczki, bo musze iść, zaraz powiedzieć przemowę – powiedziała Tsunade.
-No dobra.
Gdy tylko zdmuchnąłem świeczki, wszyscy zaczęli wyjmować prezenty. Dostałem kilka zwoi, jakiś naszyjnik, ciężarki na nogi, ciężarki na ręce i trochę innych rzeczy.
-Naruto – powiedział Nagato, podchodząc do mnie z Konan i ich synem. – Chcieliśmy ci kogoś przedstawić, to jest Haru, nasz syn – udałem, że jestem zdziwiony.
-Jak to?
-Później powiemy ci całą prawdę.
-Kim jest ten staruszek? – spytałem Hokage wskazując na białowłosego.
-To jest Jiraya, mój przyjaciel z drużyny, senin Konohy oraz mistrz Yondaime Hokage.
-”Mistrz taty” – pomyślałem, patrząc na niego. – Jest zboczeńcem? – spytałem, widząc jak patrzy na Asami.
-Spostrzegawczy jesteś.
-„W końcu trenowałem moją spostrzegawczość razem z Anbu” – stwierdziłem w myślach.
-Nie jestem zboczeńcem! – krzyknął ten Jiraya, podchodząc do nas.
-Słyszał nas pan? – spytałem.
-Oczywiście, jestem seninem.
-A może Ero-seninem? – zaproponowałem, a Tsunade wybuchła śmiechem.
-To do ciebie pasuje, Jiraya – powiedziała, przerywając śmiechem.
-Ty Tsunade lepiej idź głosić tę mowę – zdenerwowany poszedł, gdzieś w kąt.
-Ty go zaprosiłaś?
-Tak, szuka ucznia i myślałam, że weźmie ciebie.
-Mnie? Na pewno są lepsi ode mnie, na przykład Sasuke, czy Kisuka.
-Kisuka ma teraz mało wolnego czasu, pomaga matce w opiece nad młodszym rodzeństwem, a Sasuke? W jego klanie jest dużo silnych ludzi.
-Tutaj jest drugie dno – powiedziałem.
-Nie, nie ma drugiego dna.
-A mi się wydaje inaczej. Powiedz mi Babuniu co o mnie wiesz. Tylko powiedz prawdę.
-O tobie. Cóż w aktach nic nie ma. Z obserwacji wiem, że potrafisz być aktorem, w dodatku trenowałeś z Asami. A tak naprawdę Jiraya chcę cię szkolić z jednego powodu. Przypominasz mu Minato.
-Czwartego? Wątpię, Yondaime na pewno był geniuszem, a ja? Ledwo zdaję, niech lepiej ćwiczy jakiegoś geniusza, jak Sasuke, wioska bardziej na tym zyska.
-Albo bardzo kochasz wioskę, albo jesteś prawdziwym przyjacielem.
-A może jedno i drugie? – Tsunade się zaśmiała i wyszła, aby wygłosić przemowę na rozpoczęcie festynu.
-Idziemy na ten festyn? – padło pytanie z ust Asami.
Nikt nie miał nic do sprzeciwu, wiec wyszliśmy ja zamknąłem dom i ruszyliśmy na imprezkę. Świetnie się bawiliśmy, a najbardziej Haru, który widocznie był pierwszy na takim festynu. Biegał od stoiska do stoiska, ciągnąc za sobą rodziców, a na ich twarzy był duży uśmiech, że szczęścia ich syna. Kiedy o tym pomyślałem, wróciły do mnie słowa Kuramy. Ściągnąłem niebezpieczeństwo na wioskę, ale gdy widziałem ten uśmiech, ignorowałem to.
Kiedy przyjdą po niego, Kisuke, czy kogokolwiek, prawda o mnie wyjdzie na jaw. Pokaże im siłę, syna Czwartego Hokage.
-„Prawda Kurama?”
-„Prawda, do tego czasu zbiorę chakre, którą ci przekazałem, a wtedy…”
-„Ochronimy Konohę.”
-Ej, Naruto! – przed moją twarzą pojawiła się Kisuka.
-AAA! – krzyknąłem odskakując do tyłu. – Kisuka nie strasz mnie tak!
-Nie krzycz, wystraszysz mi brata.
Dopiero teraz zobaczyłem, że na jej rękach było dziecko. Był opatulony kocykiem i ciepło ubrany. Miał króciutkie ciemne włosy, a oczy były zamknięte. Widocznie spał, mógł mieć jakieś pół roku.
-To jest Zik, mój młodszy braciszek.
-Cześć Zik – powiedziałem uśmiechając się.
Akurat otworzył oczka i pierwsze co zobaczył to moją uśmiechniętą twarz. Już myślałem, ze zacznie płakać, ale on zaczął się śmiać, a po chwili dołączyła do niego Kisuka.


4 komentarze:

  1. I ZNOWU PIERWSZY JUPIKAJEJ!!!!!!
    Rozdział przepiękny nie mogę się doczekać
    więcej
    Pozdro z pod Konina
    RudyDixon

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopraw spokojna notka, przestawiająca cechy naru. Zapewne cisza przed burzą. Czekam na next'a.

    GraLord

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    cieszę się bardzo, że Jiraya chce trenować Naruto, ale Nagato miał ho trenować, ciekawe czy Tsunade zaczęła kojarzyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    o Jiraya chce trenować Naruto, ale to Nagato miał robić, ciekawe czy Tsunade zaczyna kojarzyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń