piątek, 28 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto-31.

 Ukryta Prawda o Naruto -31.
----Naruto----
-Naruto obudź się.
Ocknąłem się w swojej podświadomości. Leżałem pod klatką Kuramy w wodzie.
-Naruto.
-Ku….Kurama? – zapytałem zrywając się. – Obudziłeś się! – podbiegłem do niego i rzuciłem się na jego łapę.
-Już dawno się obudziłem, ale to ty spałeś.
-Co? Jak to? Przecież się obudziłem i… - usiadłem na jego łapie, patrząc się w jego oczy. – ostatnie co pamiętam to to, ze uderzyłem Odama Rasenganem i…
-To wszystko było iluzją, ktoś jakimś cudem uwięził cię w Genjutsu.
-Wiec Rinnegan i ten pakt i…i.
-To wszystko jest nie prawdą, ktoś chciał cię złamać.
-Ale kto to mógł być.
-Nie wiem, ale musimy się tego dowiedzieć, skoro uwięził cię w tak silnym genjutsu to jest to ktoś bardzo silny.
-Czyżby Obito?
-Wątpię, to jest ktoś silniejszy. Jak się czujesz?
-Dobrze.
-No to wracaj do żywych, Hosaki i Mei się już zaczynają martwić.
-----Narracja trzecio osobowa----
-----Gdzieś w jaskini-----
-Orochimaru! – męski krzyk rozszedł  się po całej jaskini, był pełen wrogości i dojrzałości. – Nie masz prawa nami tak sterować, taki śmieć jak ty nie ma prawa żyć
Czarnowłosy mężczyzna siedział na fotelu, miał wręcz biała cerę, a oczy wyglądały jak u kota, na oczami miał fioletowe paski, które kończyły się na nosie. W odpowiedzi na krzyk martwego członka klanu Uchiha zaczął się śmiać.
-Kiedy wypełnisz moje plany, może wrócisz do świata zmarłych Madara, podobnie jak reszta – Orochimaru wskazał na kilka trumien, które stały pod ścianą.
W środku byli pierwsi Czterej Kage, Konohy, jakaś blondwłosa kobieta, mężczyzna w dziwnej zbroi i masce na twarzy z opaską Amegakure i czerwono włosa kobieta z opaską Konohy.
-Zobacz Czterech Kage, potomkini Trzeciego syna Rikodu z Sharinganem i Mokutonem, Żona Czwartego Hokage Kushina Uzumaki, która potrafi używać złotych łańcuchów, Hanzo z Amegakure, który nadał mi tytuł Sanina, członkowie Akatsuki, którzy zostali zabici przez Naruto i Kyubiego, dzięki długim badaniom udało mi się ich ożywić z chakrą biju oraz ty Madara Uchiha, dzięki wam zniszczę Konohę.
-Jesteś gorszy niż Hashirama. Wykorzystałeś mnie do złapania w genjutsu jakiegoś blondasa, aby przeszedł na zła stronę. Gdybym mógł zabiłbym jego i ciebie.
-Nawet nie wiesz kto to był. Ten blondas to syn Czwartego Hokage i Kushiny Uzumaki, jest tak silny, że nie miałbyś z nim szans.
-Chyba kpisz! – w oczach Madary był Sharingan, ale mimo to nie mógł nic zrobić osobie, która go ożywiła.
Orochimaru zaczął się śmiać. Przez przypadek zwalił zwój, na ziemię, który się rozwinął, było to drzewo genealogiczne, na samym dole był napis Naruto Namikaze Uzumaki.
----Naruto-----
-Budzi się – usłyszałem głos Mei.
Otworzyłem oczy i od razu je zamknąłem, światło wręcz paliło mnie w oczy. Zamrugałem kilka razy i palenie ustało. Rozejrzałem się, byłem w domku Hosakiego, obok łózka na krześle siedziała Mei, była uśmiechnięta i szczęśliwa. W drzwiach stał Hosaki, miał opaskę na oczach.
-Tym razem to jest rzeczywistość – spytałem nim ugryzłem się w język.
-Co? – spytała Mei.
-Usiadłem na łóżku i zacząłem im wszystko opowiadać. Zajęło to kilka minut, po czym zapadła cisza, każdy był pogrążony we własnych myślach.
-Myślę, że musimy stąd odejść – powiedział Hosaki. – Jeśli ktoś naprawdę uwięził cię w genjutsu, to może również nas zaatakować.
-Gdzie pójdziemy? – spytała Mei.
-Do Konohy – odparł Hosaki.  – Ale najpierw niech Naruto dojdzie do siebie.
Oboje wyszli z pokoju, a ja wstałem i się ubrałem. W głowie ciągle miałem to co stało się w tym genjutsu, było tak realistyczne, że, aż mi ciarki przechodzą po plecach, gdy o tym myślę.
-W końcu wrócę do wioski – powiedziałem do siebie, podchodząc do lustra.
Przypomniałem sobie walkę z Akatsuki w Konosze, wtedy nawet nie miałem czasu pogadać z przyjaciółmi. Włączyłem Sharingana, trzy łezki zamieniły się shurikena. Mangekyo Sharingan zaczął się zmieniać, tym razem wzór był czerwony a źrenica stałą się czarna, wyglądał jak sześcioramienna gwiazda, w której środku była jeszcze jedna z trzema ramionami. Był podobny do Sharingana Kimiko.
Wyszedłem z pokoju, a następnie z domku. Na dworze było strasznie zimno i w dodatku padał śnieg. Odszedłem trochę na bok i zacząłem rozgrzewkę.
-Susano!
Nade mną pojawił czarny szkielet z wielkim dwuręcznym mieczem, po chwili miecz zamienił się w dwa mniejsze. Dezaktywowałem Susano.
-Amaterasu!
Jutsu w moim wykonaniu nie różniło się niczym od moich zwykłych ognistych technik. Skupiłem się bardziej i poczułem ból w oczach, dezaktywowałem Amaterasu, a następnie wyłączyłem Sharingana.
Upadłem na kolana, mój oddech stał się ciężki. Nagle poczułem czyjaś dłoń na ramieniu. Gdy się obejrzałem, zobaczyłem uśmiechnięta twarz Mei.
-Choć, na obiad. Pewnie jesteś głodny.
Wstałem, wytarłem mokre dłonie od śniegu o spodnie i włożyłem je do kieszeni dresów. Ruszyłem za wnuczką Hosakiego.
-Mei – zacząłem. –Skoro jesteś wnuczką Hosakiego, to masz Sharingana i potrafisz używać Mokutona?
-Nie, moja matka umiała, ale wyszła za kogoś z poza tych dwóch klanów, ale mam duże pokłady chakry z klanu Namikaze.
-Rozumiem.
-Wychował mnie dziadek, ponieważ rodzice zostali zabici, gdy miałam dwa lata.
-Przykro mi.
-Nie potrzebnie, szkoda czasu na rozpamiętywaniu.
Weszliśmy do domku. Na stole był ciepły obiad, na ten widok od razu się uśmiechnąłem. Hosaki jadł już posiłek, a po chwili i my do niego dołączyliśmy.
-Kiedy wyruszamy do Konohy?
-Możemy jeszcze dziś – odparł Hosaki.
-Jeśli użyję Hirashina znajdziemy się tak w mgnieniu oka.
-Nie, lepiej jeszcze nie nadwyrężaj tak swojego ciała. Taka podróż dobrze nam zrobi.
Po obiedzie pomogłem Mei posprzątać i oraz pakować ich rzeczy. Po dwóch godzinach byliśmy gotowi do wyruszenia, co też uczyniliśmy.
Szliśmy sobie spacerkiem, ze względu na Hosakiego. Po kilku godzinach śnieg zaczął ustępować kępką trawy. Na pierwszej lepszej polance rozpaliliśmy ognisko i rozstawiliśmy namioty.
-Idźcie spać ja będę pilnował obozu – powiedziałem, kończąc pieczoną rybę.
-To ja idę spać, dobranoc – powiedziała Mei.
-Mei, mogłabyś zmienić Naruto – powiedział Hosaki.
-Ale…
-Nie trzeba – wtrąciłem. – Dobranoc.
-Nie potrzebnie się wtrącałeś, jeśli zostaniemy w Konosze, musi się przyzwyczaić, że będzie wykonywała misję i musi mieć za coś odpowiedzialność.
-Muszę pomyśleć, a warta jest najlepszym czasem na to.
-Jak chcesz. Ja również pójdę spać.
Usiadłem na gałęzi drzewa, aby mieć dobry widok na polanę.
Coś koło północy dostrzegłem ruch na drugim końcu polany. Zeskoczyłem z drzewa i stanąłem przed obozem.
-Kim jesteś?
-Spokojnie Naruto – z cienia wyłonił się mężczyzna.
Miał długie czarne włosy i białą karnację skóry, oczy wyglądały jak kocie. Ubrany w czarne spodnie, związane grubym, fioletowym sznurem oraz biały podkoszulek.
-Kim jesteś i czego chcesz?
-Jestem Orochimaru i chce, abyś do mnie dołączył.
-Co?
-Przyłącz się, a dam ci moc, olbrzymią moc. Moc dzięki, której aktywujesz Rinnegana.
-Więc to Genjutsu to twoja sprawka, chcesz mnie przeciągnąć na swoją stronę.
-Razem zemścimy się na Konosze, w głębi serca na pewno chowasz urazę do wioski.
-O co ci chodzi?
-Od dziecka byłeś wykorzystywany, Hiruzen zlecił twoje szkolenie, abyś był bronią wioski. Przyłącz się do mnie, a razem ją zniszczymy.
-Skończ pieprzyć! – warknąłem zły. – Myślisz, ze nabiorę się na takie sztuczki. Zdrajca wioski, czarna owca Konohy, czyż nie Orochimaru!
-Widzę, ze o mnie słyszałeś.
Wyciągnąłem kunai i przygotowałem się do ataku.
 -Nie chcę z tobą walczyć, przyszedłem tylko porozmawiać.
-Lepiej się nie ruszaj – usłyszałem głos za sobą, a po chwili czułem stal przy gardle.
Przekręciłem lekko głowę, aby zobaczyć kto to jest. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy o Sharingan i długie czarne włosy.
-Madara Uchiha. Widzę, że skończyłeś swoje chore badania. „Kuso muszę jakoś zabrać stąd Hosakiego i Mei.”
-Nie próbuj żadnych sztuczek – powiedział Madara. –Jeśli złożysz choć jedną pieczęć zabiję cię.
Nagle z moich pleców wyrósł kawałek drzewa, który odepchnął Madare, następnie przy namiotach pojawiły się cztery klony. Dwa wbiegły do jednego i dwa do drugiego, w świetle ogniska zobaczyłem tylko Czarne Błyski.
-A jeśli nie złożę żądnych pieczęci? – spytałem odwracając się do Madary.
-Madara, unieszkodliw go – powiedział Orochimaru.
Nagle w różnych miejscach polany wbiło się kilka kunai. Na ich widok doznałem szoku, miały trzy ostrza i pieczęć na rękojeści.
-Jak widzisz Naruto, nie przyszedłem do ciebie sam. Jeszcze masz szanse, aby przyłączyć się do mnie.
-Zabiję cię!
Ruszyłem biegiem na gada, ale po chwili dostałem mocne kopniecie w brzuch i poleciałem na drzewo.
-Wybacz – spojrzałem na tego kto mnie kopnął.
Starłem strużkę krwi z brody i się podniosłem.
-Nic się nie stało, tato.
-Na…Naruto! – prawie, że krzyknął do mnie.
W jego oczach pojawiły się łzy. Nagle tata się spiął, spojrzałem na Orochimaru złożył jakąś pieczęć.
-„Nie dam im rady samemu, ale muszę chociaż spróbować.”
-Mam cię!
Odwróciłem się, aby zobaczyć lecąca pięść Madary. Czas jakby zwolnił, gdy pięść była centymetr od mojej twarzy zniknąłem w Czarnym Błysku. Pojawiłem się za Orochimaru.
-Rasengan!
Jutsu zamiast trafić Orochimaru, trafiło tatę, który pojawił się w Złotym Błysku.
-Tato!
-Spokojnie, nic mi nie jest. Naruto musisz uciekać.
 -Nigdzie nie idzie! – krzyknął Madara i uruchomił Susano.
Stałem i patrzyłem się. Miałem mętlik w głowie i nie wiedziałem co robić. Od jego Susano biła potęga, zamachnął się dwoma mieczami,  które były spowite przez niebieski ogień.
-Uciekaj! – krzyknął tata.
Jego miecze zbliżały się w szybkim tempie. W ostatniej chwili użyłem Hirashinu i zniknąłem.
-Kuso! Co robić?
-Rasengan! 
Obok mnie pojawił się tata, z Rasenganem w dłoni. Gdy miał mnie uderzyć zniknąłem i pojawiłem się wysoko w powietrzu.
-Susano!
Czarny duch trzymał w dłoniach wielki dwuręczny miecz. Zacząłem spadać w kierunku Madary.
-Demoniczne Cięcie!
Madara zablokował atak mieczami, ale moje uderzenie było tak mocne, ze przebiło się przez jego obronę i zniszczyło Susano.
-Nie wierzę! – krzyknął Madara, nim również został przecięty.
Jego ciało spadło na ziemię, od razu zaczęło się naprawiać.
-Aby nas zabić musisz nas zapieczętować.
Naprzeciw mnie stanął tata. Nie wytrzymałem i upadłem na ziemię.
-Cholera! Jeszcze za wcześnie na takie techniki – powiedziałem do siebie.
-Jestem z ciebie dumny, synku – oczy rozszerzyły mi się, a głowa sama się podniosła.
-Co?
-Jestem z ciebie dumny i twoja mama na pewno też jest.
Zatkało mnie, pierwszy raz słyszę coś takiego. Z chęcią bym skakał ze szczęścia, ale nie było na to czasu.
-Nie wskrzeszaj nas, my już nie należymy do tego świata.
-Co? Ale…
-Wiem, że brakuje ci nas, ale musisz to zrozumieć. Przestań patrzeć w przeszłość, ona się już nie liczy. Oddaliśmy życie w ochronie wioski i Ciebie.
-Ale…
-Naruto. Uciekaj, Madara zaraz się zregeneruje.
-Pewnie i tak jeszcze się spotkamy – powiedziałem posyłając tacie uśmiech.
Zniknąłem w Czarnym Błysku, pojawiłem się przy Hosakim, Mei i moich klonach, kilka kilometrów dalej.
-Kuso! – warknąłem nim upadłem na ziemię.
Klony zniknęły, a mi zamknęły się oczy.
-Ej Naruto! – krzyknęła Mei, ale to nic nie dało.
Gdy się obudziłem leżałem w śpiworze. Rozejrzałem się, ognisko już  się wypalało, przy mnie siedziała Mei. Robiło się już widno, a ona kołysała się do tyłu i do przodu. Chciałem się podnieść, ale tylko syknąłem z bólu i upadłem z powrotem.  Fala bólu przeszyła całe moje ciało.
-Leż! – rozkazała Mei, która się już obudziła. – Nadwyrężyłeś ciało. Nie powinieneś walczyć.
-Głowa mi pęka – powiedziałem cicho.
-Masz powinno pomóc – powiedziała podając mi jakiś napar.
-Ale to obrzydliwe! Chcesz mnie otruć?
-Nie idioto, chcę ci pomóc.
-Naruto kto to był? – do nas podszedł Hosaki.
-Orochimaru – odparłem po chwili. – Ożywił jakimś cudem Madare Uchihę i Czwartego Hokage.
-Nie dobrze. Skoro ich wskrzesił to pewnie wskrzesi jeszcze kogoś. Musimy się śpieszyć i ruszać do Wioski Gwiazd.
-Wioski Gwiazd? Przecież mieliśmy iść do Konohy.
-Tak, ale Hokage jest teraz tam.
-Jak to?
-Teraz trwają Igrzyska Wielkich Nacji.
-Co to jest?
-Ty nie wiesz?
-Mei, skąd ma wiedzieć.
-Więc tak, Wielkie Nacje rywalizują w różnych konkurencjach o tytuł najsilniejszej. Trwa to od czterech lat i jest organizowane co rok, rok temu wygrała wioska Chmury dzięki swojemu jinchuuriki.
-Poleż jeszcze trochę i ruszamy – powiedział Hosaki.
Położyłem się i zamknąłem oczy. W głowie ciągle miałem mętlik. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Zdjęcie Sharingana w Galerii.


wtorek, 25 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -30.

Ukryta Prawda o Naruto -30.
-----Naruto----
To był TEN dzień. Dzisiaj Hosaki miał mi przekazać swojego Sharingana. Od rana nie mogłem usiedzieć na miejscu, więc wybrałem się na trening. Gdy wybiła 10 wróciłem do domku, gdzie był Hosaki jakaś dziewczyna.
Miała długie blondwłosy, błękitne oczy i ciepły uśmiech.  Delikatne rysy twarzy i zgrabną sylwetkę. Na sobie miała białą bluzkę i krótką, ciemną spódniczkę.
-Cześć Naruto. To jest Mei, zajmie się nami po operacji.
-Cześć – powiedziałem do Mei. – Mimo mi cię poznać.
-Cześć, mi również.
-Skoro formalności mamy za sobą, przejdźmy do najważniejszego.
-Tak w ogóle gdzie odbędzie się ta operacja?
-Tutaj. Mei jest bardzo dobrym medykiem, więc nie musimy iść do szpitala.
-Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za tydzień będziesz normalnie widział – powiedziała do mnie.
-Chwila, a co będzie z tobą Hosaki-san?
-O mnie się nie martw.
-Jak to mam się nie martwić? Zostaniesz nie widomym.
-Naruto, moje życie dobiega końca, mogę umrzeć w każdej chwili, a ty masz całe życie przed sobą.
-Może już zaczniemy? – wtrąciła Mei.
-Tak – powiedział Hosaki.
-Nie – dodałem ja.
-Naruto nie zmuszaj mnie, abym coś ci zrobił.
-Hę? – mruknąłem, po czym spojrzałem mu w oczy.
Gdy się ocknąłem, strasznie bolała mnie głowa i nic nie widziałem. Niech to dziad, uśpił mnie genjutsu. Czułem pod palcami materiał, który mi zasłaniał oczy i chciałem go zdjąć, gdy poczułem delikatny dotyk na moich dłoniach.
-Nie zdejmuj go – była to Mei. – Wystąpiły małe problemy, ale wszystko jest dobrze.
-Kiedy będę mógł to zdjąć?
-Za miesiąc, jeśli nie będzie problemów.
-A co z Hosakim? – spytałem, lecz nic nie powiedziała. –Czy on?
-Niestety, umarł wczoraj. Jego ostatnie słowa brzmiały „Powiedz mu, żeby odbudował nasz klan, w nim jest nasza nadzieja, w nim jest moc Trzeciego Syna Rikodu Senina, to on zaprowadzi pokój na tym świecie.”
Skończyła mówić i zapanowała cisza. Nie wiedziałem co teraz robić.
-Ile spałem? – spytałem w końcu.
-Dwa miesiące.
-Czyli, że teraz mam leżeć przez miesiąc?
-Nie, masz tylko nie zdejmować opatrunku.
-Więc mogę wyjść?
-Tak, ale…
Nim skończyła wstałem z łóżka, zwalając kołdrę.
-Czekaj! – krzyknęła, z jej głosu można było wywnioskować, że jest wkurzona.
-Na co?
-Na mnie – usłyszałem znajomy głos.
-Ho…Hosaki-san?
-Tak, a co?
-Ty żyjesz? Mei mówiła…
-Co znowu nagadała moja wnuczka?
-To jest twoja wnuczka?!
-Tak, a co?
-Czemu nic nie mówiłeś?
-Bo nie pytałeś. Jak się czujesz?
-Dobrze.
-Czyli oczy się przyjęły, choć spałeś dość długo. Nie uważasz, że dwa miesiące to dużo.
-W sumie to bym jeszcze pospał – powiedziałem, ziewając.
Podszedłem do łóżka i się położyłem.
-Naruto? – powiedziała Mei.
 -Co?
-Ty wiesz, gdzie jest łóżko.
-Tak – odparłem i zdałem sobie sprawę, że widzę, w dość dziwny sposób.
Wszystko było czarne, a kontury były niebieskie, jednak, gdy się trochę skupiłem, zacząłem dostrzegać kolory, a rzeczy były wyraźniejsze.
-Zdejmuj mu to! – rozkazał Hosaki.
Gdy opatrunek zniknął z mojej twarzy, musiałem zamknąć oczy, od tego światła. Po chwili je otworzyłem i spojrzałem w oczy Hosakiego. Był w szoku, podobnie jak Mei, ich usta były otwarte co dawało komiczny efekt.
-Coś nie tak?
W i odpowiedzi tylko pokiwali głowami, mimo to nic nie powiedzieli, co mnie zaczęło wkurzać.
-Powiecie coś w końcu?!
Mei otrzeźwiała i podała mi lusterko. Zacząłem się przeglądać, oczy wyglądały jak Rinnegan Paina, ale zamiast być fioletowy był ciemnoniebieski. Byłem w szoku.
-Rin..negan – powiedziałem siadając. –Ale jak?
-W sumie, aktywowanie Rinnegana było tylko kwestia czasu i  ciężkich treningów, ale nigdy nie sądziłem, że ktoś go aktywuje od razu po przeszczepie.
-Coś mi się wydaję, że jeszcze poczekam z powrotem do wioski. Muszę nauczyć się go kontrolować.
-Będziesz miał tylko problem z technikami Rinnegana, nikt ich nie zna.
-O to się nie martw, zrobię mały wywiad z Painem.
-Co masz na myśli? – spytała Mei.
-Wkradnę się do jego umysłu.
-A jak go znajdziesz? Co?
-On mnie znajdzie, wystarczy, ze się dowie, że żyje albo o tym, ze ktoś po za nim ma Rinnegana, Obito, zaraz będzie chciał go w swoich szeregach.
-Wątpię, aby to wypaliło – powiedziała Mei.
-Wiec jak mam go znaleźć?
-W czasie, gdy będziesz go szukał, zdążysz go opanować, metodą prób i błędów. Czy nie tak trenowałeś do tej pory?
-Skąd to wiesz?
-Zwiedziłem sobie twój umysł, gdy wpadłeś w genjutsu – warknąłem tylko, że to nie fair, a Mei zaczęła się śmiać.
-Możesz go wyłączyć? – spytała Mei.
Gdy tylko spróbowałem go wyłączyć, czułem jak całe ciało drętwieje i uderzam głową w podłogę.
Ocknąłem się w nicości, jeśli można nazwać to miejsce, gdzie nic nie ma. Otaczała mnie ciemność, pustka, nic kompletne nic.
-Halo!? – krzyknąłem, ale usłyszałem tylko swoje echo.
-Nie krzycz tak – usłyszałem głos, od którego przeszły mi ciarki po plecach.
Odwróciłem się, za mną było coś, okryte czarnym płaszczem, zamiast normalnej dłoni miał kości, które trzymały dużą kosę.
-Kim jesteś? Gdzie jestem?
-Jestem śmiercią, a ty jesteś w moim świecie. Choć nie przyszła na ciebie pora. Po co tu przybyłeś?
-Co? Ja nie chciałem tu być, chciałem tylko wyłączyć Rinnegana i znalazłem się tu.
Nagle spod kaptura, pokazały się oczy. Był to Rinnegan.
-Rinnegan?  O co tu chodzi.
-Rinnegan, to oczy śmierci. Gdzie tylko się pojawią, jestem tam ja, czyli śmierć. Nie wiem skąd je masz, ale one potrafią nieść tylko zło.
-Na pewno nie, przecież Rikodu Senin…
-Zginął przez te oczy, gdyby był normalnym człowiekiem nie musiał by walczyć z Jubim.
-Wtedy świat by…
-Znalazłby się ktoś inny. A teraz zostałem śmiercią.
-Co? Ty jesteś...
-Tak ja byłem Rikodu Seninem, pod koniec mojego życia zacząłem szaleć przez te oczy, dlatego rozdzieliłem Jubiego i uwolniłem 9 biju, było pewne, ze po tym zginę. Po tym Rinnegana aktywował Madara, który jak wiadomo był zły, następnie Pain, czy Yahiko jak kto woli, również jest zły. Te oczy niosą tylko śmierć.
-Ja nie jestem zły!
-Skąd to możesz wiedzieć? Nie tobie jest oceniać.
-Co?
-To czy byłeś zły, czy dobry dowiesz się pod koniec życia, gdy staniesz przed sądem.
 -Co ty pieprzysz?! Chcę stąd wyjść!
-Wiec idź, kto ci broni. Zawsze znajdzie się droga do wyjścia stąd.
Odwróciłem się, ale zatrzymałem się w pół kroku.
-Jeśli ktoś umarł, może wrócić do żywych.
-Tak, dzięki Rinneganowi można kogoś wskrzesić, ale ten, który tego użyje umiera. Chcesz wskrzesić swoich rodziców – stwierdził.
-Skąd wiesz?
-Widzę twoje marzenia i wspomnienia. Obiecałeś ojcu, że ich wskrzesisz, ale to nie jest możliwe, aby równowaga się zachwiała. Kiedy ktoś się rodzi, ktoś musi umrzeć.
-Nie ma innego sposobu?
-Jest.
-Jaki? – wyrwałem się nim pomyślałem.
-Możesz podpisać że mną pakt.
-Jaki?
-Cena duszy Yondaime i jego żony jest wysoka, będzie cię kosztować 500 dusz.
-500 dusz?
-Tak, gdy oddasz mi tyle dusz, oddam ci rodziców.
-Jak niby miałbym to zrobić?
Za nim odpowiedział wyjął spod płaszcza jakiś mały sztylet, pokryty złotymi runami. W rękojeści miał jakiś czerwony kryształ. Rzucił mi go, a gdy go złapałem, kryształ zmienił kolor na czarny.
-Gdy kogoś zabijesz, zanurz go w krwi, wtedy zapieczętujesz duszę. Kiedy nazbierasz dosyć, pojawisz się w tym miejscu. Wiec zgadzasz się?
Przez chwile wpatrywałem się w ten sztylet, po czym spojrzałem w jego oczy.
-Tak.
Nagle sztylet zaczął się unosić i wbił mi się w serce. Oczy rozszerzyły mi się w szoku i padłem na podłogę, której nawet nie widziałem.
-AAAAA! – krzyknąłem, gdy się ocknąłem.
Zerwałem się z łóżka.
-Spokojnie –Mei złapała mnie za ramiona i próbowała mnie uspokoić.
Złapałem się w miejsce, gdy wbił się w sztylet. Pot spływał mi po twarzy nie miłosiernie, płuca chciały mi wyjść na wierzch, a serce waliło jak dzwon w kościele.
-To był tylko koszmar- powiedziała Mei.
Podała mi szklankę wody, którą od razu wypiłem.
-Co ci się śniło?
-Nie… nie wiem – odparłem nie wiedząc co o tym myśleć.
Położyłem się do łóżka i spojrzałem przez okno. Było ciemno. Mei wyszła z pokoju, a mój wzrok przeniósł się na sufit. Nagle poczułem, że mam coś na brzuchu pod kołdrą. Gdy spojrzałam pod nią, zobaczyłem sztylet ze złotymi runami.
Poczułem jak oczy rozszerzyły mi się w szoku, trzęsącą się ręką chwyciłem za rękojeść i wyjąłem go spod kołdry.
-Czyli nie był to sen – powiedziałem przypominając sobie całą rozmowę.
Leżałem z godzinę, patrząc w sufit. W końcu nie wytrzymałem i wstałem. Ubrałem się i wyszedłem z pokoju, spojrzałem na śpiącą Mei i wyszedłem z domku. Gdy tylko otworzyłem drzwi poczułem chłód na twarzy, który od razu mnie otrzeźwił. Ruszyłem w kierunku lasu.
Musiałem sobie potrenować.

-Naruto! – krzyk Mei rozproszył mnie i nie udało mi się wystrzelić z palców pocisków. –Naruto!
-Co? – spytałem, gdy w końcu mnie znalazła.
-Chodź, bandyci zaczepili dziadka.
Będzie dobra okazja, aby przetestować Rinnegana.
-Gdzie?
-W wiosce. Dziadek zawsze ich przepędzał, ale teraz jest ich więcej.
Złapałem za ramię Mei i zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Pojawiliśmy się na dachu jednego z budynków, w wiosce. Od razu zaoczyliśmy jak wszyscy ignorują bandę, która otoczyła Hosakiego. Od razu znalazłem się przed staruszkiem, trzymając Excalibura na barku.
-Młody bohater szuka guza – powiedział jeden z nich.
-Naruto – powiedział Hosaki.
-Spadać, stąd jeśli wam życie miłe.
-Grozisz mi? Mój ojczulek jest znanym politykiem, wiec lepiej sobie uważaj.
Chłopak, chyba w moim wieku, próbował mnie ominąć, ale gdy był na równi ze mną wyprostowałem rękę, którą trzymałem miecz.
-Powiedziałem spadać!
Jego oczy rozszerzyły się i odskoczył do tyłu.
-Brać go! – krzyknął, trzymając się za gardło.
-Suiton: Ukrycie we Mgle.
Wykonałem jedno z moich ulubionych jutsu, jednocześnie przywołując Risha, który o nic nie pytał tylko się rzucił na bandę. Było ich 10, akurat po pięciu.
-Demoniczne Pazury! – z mojej lewej dłoni wyrosły trzy czarne pazury, którymi podciąłem jednemu gardło. –Katon: Ogniste Lasso.
Sznur z czarnego ognia, owinął się jednemu z nich wokół szyi i zaczął palić. Jego krzyk roznosił się po całej okolicy i napawał mnie szczęściem.
-Demoniczne cięcie! – dwie połówki ciała przewróciły się na boki, ukazując swoje wnętrzności.
-Rasengan! – moja ręka przeszła na wylot, przez brzuch jakiegoś mięśniaka.
Ostatnim okazał się ten, który chciał mnie ominąć. Specjalnie dezaktywowałem mgłę, aby mógł zobaczyć swoich kompanów.
 Za każdym razem, gdy ktoś padał martwy maczałem sztylet w jego krwi. Ostrze najpierw stawało się czerwone od krwi, a po sekundzie kolor wracał do normalnego, srebrnego.
-Spadaj! – warknąłem, a on wystraszony zaczął uciekać, potrącając co rusz kogoś albo coś.
Wszyscy zaczęli się oglądać na mnie. Ja mając to gdzieś odwróciłem się w stronę gdzie był Hosaki, obok niego była Mei i pomagała mu wstać.
-Nie musiałeś ich zabijać – powiedział spokojnie Hosaki.
Złapałem ich i zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Pojawiliśmy się w domku, Mei od razu zaczęła oglądać dziadka, czy nie ma żądnych ran.
-Po co ich zabijałeś?
-Żeby już nikogo nie gnębili.
-Nic mi nie zrobili.
-Tobie nie, a innym?
-Skąd wiesz, ze komuś coś zrobili?
-Spojrzałem w umysł jednego z nich.
-Naruto, nie powinieneś tak robić, nie nam jest oceniać kogoś.
-Ja ich nie oceniłem, pomogłem zaprowadzić ich przed sąd ostateczny.
-Co masz na myśli? – spytała Mei.
-Nic.
-Otwierać! – usłyszeliśmy krzyk i walenie do drzwi.
-To pewnie strażnicy, dowiedzieli się co zrobiłeś.
-Nie, raczej ludzie tego knypka co go puściłem.
-Rozwalić dom!
Szybko rzuciłem się w kierunku Mei i Hosakiego i w ostatniej chwili ich złapałem. Zniknęliśmy za pomocą Hirashin, a dosłownie pół sekundy później domek został wysadzony. Pojawiliśmy się gdzieś w lesie, poza Krajem Żelaza. Położyłem ich pod jednym z drzew, byłem wściekły, a rządza mordu zaczęła mną panować.
-Zajmij się nim – warknąłem do Mei i zniknąłem w Czarnym Błysku.
Pojawiłem się na środku ruin domku. Dym z palących się desek zasłonił mnie, ale po chwili silny wiatr pozwolił im zobaczyć od kogo zostaną zabici. Byli do bandyci, tak jak zgadywałem.
-Brać go! – krzyknął jeden z nich, ale ja zniknąłem.
Pojawiłem się jakieś sto metrów nad ziemią. W mojej prawej dłoni zaczął tworzyć się Rasengan. Gdy był gotowy, poczułem silny ból, w całej ręce, zapewne po Rasenshurikenie, podczas walki z biju. Zignorowałem go i dodałem więcej chakry.  Powiększyłem go i zwiększyłem prędkość rotacji.

-Odama Rasengan! – ryknąłem wściekły uderzając w ziemię.

Na następny rozdział będziecie musieli trochę poczekać. Może poajwi się w tym tygodni, ale to tylko może. Zdjecie Mei w Galerii.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -29.

  Ukryta Prawda o Naruto -29.
----Naruto----
-Zginiemy! – krzyczeli na wszyscy w panice, na widok Bijudamy.
Kula była tak wielka jak jedna z kamiennych głów, jeśli trafią wioskę, zmiotą nas oraz sporą część Kraju Ognia.
-Kakashi-sensei możesz użyć na tym Kamui? – spytał Sasuke.
-Nie dam rady, jest zbyt duże.
-Więc co robić? – pytanie było skierowane do mnie.
Chciałem mu odpowiedzieć, ale znowu miałem wizję. Mój ojciec stał na swojej głowie Kage, naprzeciw niego stał Kurama, w jego oczach był Sharingan, co oznaczało, że był kontrolowany. Zaczął skupiać chakrę, tak jak biju teraz, a po kilku sekundach bijudama leciała w mojego ojca. On wyprostował dwa palce, wskazujący i środkowy, a resztę zgiął, podobnie u drugiej dłoni i skrzyżowałem tworząc znak X. Przed w powietrzu zaczęły pojawiać się jakieś znaki. Bijudama zaczęła znikać, aż w końcu całą została teleportowana gdzieś daleko.
-Naruto! – krzyk Sasuke przywrócił mnie do przytomności. – Na pewno wiesz co robić.
-Bijudama!
Zerwałem się i stanąłem przed wszystkimi. Moje ciało zaczęło być oplatane czarnymi smugami chakry, złożyłem taką samą pieczęć, a przede mną w powietrzu zaczęły rysować się jakieś znaki. Stało się tak samo, jak w tej wizji, Bijudama została teleportowana kilkanaście kilometrów od wioski.
Po kilku sekundach zobaczyliśmy łunę światła, chmury zostały przegonione znad epicentrum. Fala powietrza dotarła do nas po kolejnych kilku sekundach. Na twarzach wszystkich był wypisany szok.
-Jesteś silny – powiedział Pain. – W dodatku świetnie panujesz nad technikami Czwartego.
-Czego tu szukacie? – spytałem.
-Zemsty oraz biju. Wiemy, ze twoja przyjaciółka jest jinchuriki, wiec jeśli ją oddacie, może nic wam nie zrobimy.
-Nie oddamy wam Kisuki, a po za tym po co wam biju – wszyscy shinobi Konohy, zaczęli szeptać.
-Zadajesz głupie pytanie, odrodzimy Jubiego i zapanujemy nad światem.
-Nie odrodzicie Jubiego, bo do tego potrzebujecie Kyubiego, a o nim nie było słychać od kilkunastu lat.
-Odnalezienie Kyubiego to tylko sprawa czasu, na niego też przyjdzie kolej. Więc oddacie jinchuuriki?
-Którego?  Chcecie Kisuke czy mnie?
Wokół mnie zaczęła skupiać się pomarańczowa chakra. Po kilku sekundach stałem na łbie dziewięcioogoniastego lisa. Kurama zaryczał głośno, pokazując przy tym swoje kły.
-Kyubi! – krzyk Konohanczyków rozszedł się po okolicy.
-Kurama!
-Tak Naruto! Bijudama! – czarna kula, dwa razy większa niż poprzednia poleciała w stronę biju.
Jutsu Kuramy powaliło wszystkich. Przed wejściem do wioski powstał wielki krater, a drzewa w odległości jednego kilometra przestały istnieć. Postawiłem barierę nad wioską, aby nic się jej nie stało, mimo to mury zostały uszkodzone. Wszyscy byli zaskoczeni tym, ale nie było na to czasu.
-Babuniu! Ja zajmę się Biju, a wy resztą!
Nim Hokage coś odkrzyknęła, w myślach powiedziałem formułkę i ja oraz wszystkie biju zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Pojawiliśmy się nad morzem. Na szczęście w pobliżu nie było żadnych wiosek, czy osad.
-Teraz możemy zaszaleć – powiedziałem do Kuramy.
Od razu rzuciliśmy się do ataku, spychając ich na wodę.
-Susano! – pokryłem Kuramę Susano, zwiększając jego siłę, co najmniej dwukrotnie.
„Musimy najpierw pokonać Sanbiego, woda to jego żywioł” – poinformował mnie Kurama.
-„Spoko” – odparłem w myślach.
Kurama owinął swoje ogony wokół szyi każdego biju i porozrzucał ich po okolicy. Nim się zdążyli pozbierać, byliśmy przy Sanbim. Kurama przywalił mu z pięści w pancerz, przybijając go do ziemi. Jego ryk, rozszedł się po okolicy. Następnie z paszczy lisa, wystrzelił promień, który znokautował Żółwia.
Nagle poczuliśmy, że nie możemy się ruszyć. Sześcioogoniasty unieruchomił nas jakąś mazią, a Siedmioogoniasty leciał prosto w naszą stronę. Złapał nas i zaczął lecieć w niebo. Z minuty na minutę coraz trudniej się oddychało. W końcu nas puścił, zaczęliśmy lecieć w dół, nabierając prędkości. Gdy byliśmy jakieś 100 metrów nad ziemią, skupiłem się na Susano. Na grzbiecie Kuramy pojawiły się czarne skrzydła, dzięki którymi również mogliśmy latać.  Kurama wylądował na morzu, powodując spore fale. Z mojego oka leciało coraz więcej krwi oraz widziałem coraz gorzej.
-Żyjesz? – spytał Kurama.
-Ta… - burknąłem cicho, trzymając się za jedno oko. – Kończmy to. Nanabi znowu nadlatuje.
Tym razem Kurama, przywalił z pięści w twarz Żuka. Siła odrzuciła go na środek morza, był wykluczony z walki.
-Nie wdychaj tego! – krzyknął Kurama, gdy zostaliśmy spowici przez jakieś dziwne opary, z ust Sześcioogoniastego.
-Futon: Potrójne Tornado!
Moje jutsu zaczęło zasysać opary i transportowało je wysoko w niebo. Nagle Susano zaczęło znikać, a ja padłem na kolana.
-Już nie mogę! – powiedziałem do Kuramy.
-Spokojnie, damy radę bez tego. Musisz odpocząć.
-Nie, jeszcze mogę walczyć. Wyrzuć mnie w powietrze! – krzyknąłem skacząc mu na łapę.
Widziałem tą niechęć w jego oczach, ale zrobił to o go prosiłem. Na mojej dłoni zaczęła pojawiać się czarna, wirująca kula.
-Oby się udało – mruknąłem do siebie.
Kula zaczęła się zmieniać, miała kształt shurikena, wokół niej wirowały małe prądy powietrza oraz małe spirale ognia i wody. Mój Rasengan z trzema naturami był gotowy. Zacisnąłem mocniej dłoń, aby utrzymać niestabilne jutsu.
- Rasenshuriken!
Eksplozja była porównywalna do tej spowodowanej Bijudamą.  Moje jutsu powaliło sześcioogoniastego, oraz na jakiś czas wykluczyło mnie z walki. Spadłem na ziemię uderzając plecami o jakiś głaz. Czułem, ze regeneracja już trwa, ale potrwa dość długo. Spojrzałem na prawą rękę, była cała poharatana i ledwo ruszałem palcami. Mój wzrok przeniósł się na biju, leżał znokautowany, kilkanaście metrów ode mnie. Przekręciłem głowę, aby widzieć Kuramę, pokonał właśnie dwuogoniastego, został tylko Yonbi. Kurama widocznie osłabł, od walk, obrywał coraz częściej czy to od ciosów wręcz czy jakiś technik czteroogoniastego.
-Bijudama! – oba demony wystrzeliły w siebie, czarną kulę.
Jutsu zderzyły się mniej więcej w ołowie drogi do siebie. Przez chwilę, spierały się, aby potem wzbić się w powietrze i tam eksplodować. Gdy kurz opadł zobaczyłem jak Kurama jest przygniatany do ziemi przez tą małpę.
-Amaterasu! – z trudem wyskrobałem trochę chakry, aby użyć techniki Sharingana.
Głowa Yonbiego zaczęła się palić co wykorzystał Kurama, aby się uwolnić z jego uścisku. Podparłem się na pierwszym lepszym głazie i wstałem opierając się na nim.
-Mokuton: Drewniany Smok!
Z ziemi zaczęła wyrastać paszcza smoka, aby po chwili piąć się w górę i owijać wokół ciała czteroogoniastego. Użyłem to tego jutsu reszty chakry, teraz wszystko zostało w rękach Kuramy. Lis otworzył paszczę i wystrzelił w Yonbiego wielką kulę ognia, która znokautowała małpę.
-Uda…ło się – mruknął cicho.
Z trudem przekręciłem się na plecy, aby móc spojrzeć w niebo.  Był już zachód słońca i niebo miało piękną barwę. Zawsze lubiłem zachody słońca, czułem wtedy spokój, tak jest też tym razem. Kurama wrócił już do mojego ciała, ale chyba zapadł w głęboki sen, bo nic nie mówi. Spojrzałem na biju, członkowie Akatsuki znowu zaczęli przypominać siebie i chyba byli martwi.
 -Coś czuję, że i ja tak usnę – mruknąłem do siebie i zasnąłem.
-----Narracja trzecio osobowa----
Było już po północy, a po skalistym pustkowiu błąkało się mnóstwo osób.   W tle było słychać szum morza, każdy miał lampę w rękach, które dawały marne światło. Na twarzy każdego był smutek, z powodu marnej próby odnalezienia Naruto. Szukali już od kilku godzin, ale nic nie znaleźli.
-Hokage-sama – do blondynki, w zielonym płaszczu podeszła Rada wioski. – Musimy przerwać te poszukiwania i zabrać się za odbudowę wioski.
-Nie możemy go tak zostawić! – kobieta zdenerwowała się na myśl o zostawieniu Naruto. – Może być umierający.
-Albo już nie żyję – powiedziała starsza.
Nerwy Tsunade puściły, podeszła do starszej kobiety i uderzyła ją pięścią.
-Hokage-sama – do kobiety podszedł siwowłosy jonin z maską na twarzy i zakrytym lewym okiem.
-Czego Kakashi? – warknęła wkurzona Hokage.
-Trudno mi to powiedzieć, ale starszyzna chyba ma rację. Shinobi są zmęczeni, wioska jest zniszczona, a w tych ciemnościach łatwo o wypadek. Proponuje wrócić do wioski i rano wysłać kilka grup poszukiwawczych. Musimy być gotowi, że ponowią atak, w końcu Obito i Pain uciekli oraz nie wiemy jak zareagują inne wioski.
Kobieta przez chwilę patrzyła w przestrzeń, następnie westchnęła i skinęła głową.
-Wiem, że to trudne, okazało się, że Naruto jest synem mojego senseia.
-Właśnie, czemu ja o tym nie wiedziałam? – spytała, ale odpowiedziała jej tylko cisza. – Zbierz wszystkich i rozkaż wracać do wioski.
Sasuke stał i patrzył w dal. Gdy usłyszał rozkaz Kakashiego, starł łzę z polika i odwrócił się w jego stronę. Zaczął powoli do niego iść, gdyby tylko wiedział, że Naruto leży za najbliższym głazem. 
-Hokage-sama znaleźliśmy ciała członków Akatsuki. Są martwi i każde ciało ma otwartą pieczęć – powiedział jakiś jonin Konohy. – Może znaczyć to tylko jedno…
-Biju są na wolności – powiedziała zszokowana Tsunade.
Powoli shinobi zaczęli ruszać z powrotem do wioski. Tsunade ruszyła jako ostatnia, razem z Sasuke, Kakashim, Yamato i Kisuką.

Słońce powoli wstawało i zaczęła dawać marne światło na pobojowisko demonów. Przez to pustkowie szedł starszy mężczyzna. Z tyłu miał długie zaplecione w warkocz, siwe włosy. Na sobie miał brązowy płaszcz, a w dłoni miał laskę, którą się podpierał. Niebieskie oczy dokładnie lustrowały otoczenie, aż w końcu napotkały nieprzytomnego młodzieńca.  Podszedł do niego powoli i zarzucił go sobie na plecy, jedną ręką złapał za miecz, który leżał obok Naruto.
Z nieba zaczęły spadać krople wody, aby po chwili przemienić się w ulewny deszcz. Wyglądało to tak, jakby przyroda ubolewała nad stanem piętnastolatka. Staruszek z blondynem na plecach opuścił pobojowisko, a raptem kilka minut później w tym miejscu pojawiło się 10 osób, które zostały wyznaczone do poszukiwań. Każda osoba miała maskę na twarzy, w kształcie jakiegoś zwierzaka oraz znakiem Konohy, na sobie mieli jeszcze czarny lub biały płaszcz.
----Jakiś czas później-----
Naruto leżał na małym łóżku szczelnie okryty kołdrą, nie miał już na sobie bandaży, które przez trzy miesiące zakrywały jego ciało. Łóżko było w kącie pokoju, nad nim było okno, przez które nie można było zobaczyć nic innego jak śnieg. W kominku niedaleko łóżka palił się ogień, który dawał przyjemne ciepło. Przy kominku były dwa fotele, jeden z nich był zajęty przez staruszka, który go uratował. Siedział i ostrzył miecz blondyna. Co chwilę było słychać ja mężczyzna przejeżdża jakimś kamieniem po stali.
Naruto zaczął mrużyć oczy, w końcu otworzył je i pokazał światu oczy pełne błękitu, które wydawały się puste. Zaczął się podpierać łokciem oraz rozglądać po pokoju.
-Nie wstawaj – powiedział staruszek wstając z fotela. – Poleżysz jeszcze dość długo – Naruto do razu się położył, ale ciągle patrzył na swojego wybawcę.
-Gdzie jestem?
-U mnie w domu, w Kraju Żelaza.
-Co? Jak tu się znalazłem?
-Spokojnie wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw powiem ci kim jestem. Nim jednak to powiem, powiedz jak twój wzrok.
Chłopak chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
-Widzę wszystko przez mgłę, nadużyłem Sharingana w walce.
-Rozumiem. Jestem Hosaki Namikaze Uzumaki.
Oczy Naruto rozszerzyły się w szoku.
-Wyczułem, że potrzebujesz pomocy i tak cię znalazłem. Oprócz ciebie jestem ostatnią osobą, z połączonych klanów Namikaze i Uzumaki.
-Jak to wyczułeś?
-Nie potrafię tego wytłumaczyć.
-Ile spałem?
-Trzy miesiące.
-Ile?
-Trzy miesiące, a poleżysz jeszcze więcej. Poważnie nadwyrężyłeś swoje ciało, układ chakry, oczy, dobrze będzie jak za sześć miesięcy będziesz mógł zacząć chodzić.
-Mogę jakoś zawiadomić Konohę?
-Lepiej nie, teraz potrzebujesz spokoju.
-Rozumiem – odparł smutno Naruto.
-Kiedy wyzdrowiejesz oddam ci mojego Sharingana i powróci ci wzrok.
-Dziękuję.
-Jeszcze jest za wcześnie na dziękowania – powiedział starzec i odszedł od łóżka, dając chłopakowi spokój.
-„Kurama? Ej Kurama!”
Naruto próbował nawiązać jakikolwiek kontakt z lisem, ale Kurama nie odparł na żaden odzew. Chłopak nie mając nic innego do roboty, zasnął.
Następnego dnie, dzięki specjalnym naparom Hosakiego wzrok wyostrzył mu się na tyle, ze mógł normalnie funkcjonować.
Zima dłużyła się niemiłosiernie blondynowi, ale wszystko wskazywało na to, ze chłopak wróci do starej formy, a może nawet stanie się silniejszy. Na początku wiosny, mógł już chodzić na krótkie spacery, opierając się na Hosakim lub chodziku dla starców. Z kolejnym dniem chodził na dłuższe spacery.  Pod koniec wiosny chodził już o własnych siłach, a w połowie lata mógł biegać truchtem.
Przez ten czas młody Uzumaki cały czas tęsknił za przyjaciółmi, których nie widział już kilka lat, nie licząc czasu, podczas bitwy. Mimo, tego, że blondyn czuł się dobrze, nadal miał zakaz kontaktowania się z wioską.
W lecie chłopak przyłożył się do rehabilitacji, aby w zimie, gdy będzie najzimniej oraz będzie najwięcej śniegu, móc pomóc w pracach, takich jak odśnieżanie czy iść do wioski po zakupy.
Gdy minęło półtora roku od bitwy, Naruto zaczął wracać do starego stylu życia, czyli poświęcać czas na treningi, które nadzorował Hosaki oraz dawał mu różne rady.

W końcu po prawie trzech latach od pokonania pięciu biju nadszedł czas. Hosaki miał zamiar spełnić obietnicę, którą dał młodemu Namikaze, czyli oddać mu swojego Sharingana.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -28.

Ukryta Prawda o Naruto -28.
-----Dwa lata później-----
----Naruto----
Siedziałem w swoim pokoju. Właśnie wróciłem z senseiem z kolejnej misji i miałem zamiar przeleżeć resztę dnia. Ciszę przerwało pukanie do drzwi i do środka mojego pokoju wszedł Yamato. Skinął mi głową, a ja małym impulsem chakry aktywowałem pieczęć wyciszającą nałożoną na ściany pokoju.
-Masz tu raport z misji i pilnuj go. Nie długo  kończymy misję. Zdejmij pieczęć – powiedział wychodząc.
Dezaktywowałem pieczęć i wstałem z łóżka. Zwój wrzuciłem do kabury na kunaie i wyszedłem na zebranie członków organizacji. Przeszedłem przez długi korytarz, salon, kuchnię i wszedłem na kolejny korytarz, który prowadził już prosto do Sali obrad.
Przyszedłem jako ostatni, jako że moje miejsce było zajęte przez Yamato, usiadłem na wprost miejsca, gdzie pojawiał się lider. Po zaledwie kilku sekundach pojawił się hologram z fioletowymi oczami z czarnymi kręgami.  Jak zwykle zlustrował każdego wzrokiem, pomijając mnie, choć nie wiem czemu. Zaczął gadać coś nudnego, ale go nie słuchałem. Ciągle się zastanawiałem skąd go znam, żebym chociaż wiedział jaki ma kolor włosów.
-Słuchasz mnie?
-Ta…tak…tak.
-Naruto – powiedział chłodno lider. – Ciągle bujasz w obłokach, jeszcze raz i cię zabije – przekręciłem tylko oczami na to zdanie. –Wracając do sprawy szpiega.
Słowo szpieg mnie zaciekawiło i teraz kląłem na siebie, dlaczego nie słuchałem od początku.
-Naruto! Znowu mnie nie słuchasz!
-Uzumaki, choć raz mógłbyś nie przedłużać tych głupich spotkań – mruknął jeden z członków.
-Uzumaki? – spytał Lider, a jego mina wyrażała wściekłość. –Łapać tego szpiega! – wydarł się, a wszyscy zerwali się z krzeseł.
Przy gardle od razu poczułem kilka kunai. Spojrzałem mną Lisę, była skołowana i nie wiedziała co się dzieję. Siedziała na swoim miejscu i nie ruszała się nawet o milimetr. Spojrzałem na senseia, jego oczy również wyrażały szok, spojrzał mi w oczy i skinął delikatnie głową, co oznaczało koniec misji.
-Proszę, proszę. Czemu wcześniej nie skojarzyłem twojego nazwiska z tym zdrajcą Nagato.
-„Nagato?” Już wiem skąd cię kojarzę, jesteś przywódcą Akatsuki.
-Skąd mnie znasz?
-Nie ważne – warknąłem.
-Zabić ich!
Zniknąłem w Czarnym Błysku, pojawiłem się przy Lisie, złapałem ja za zakładnika.
-Jeśli chcesz odejść, przyjdź do Konohy, pomogę ci – szepnąłem jej na ucho i cofnąłem się do senseia.
Złapałem go za bark, a puściłem Lisę, wtedy poczułem ból w plecach, ale zignorowałem go. Razem zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Pojawiliśmy się przed drzwiami Sali obrad. Puściłem Yamato i odwróciłem się twarzą w stronę drzwi. Wyciągnąłem prawą dłoń, na której za pomocą chakry stworzyłem pieczęć. Przyłożyłem ją do drzwi, gdzie pojawił się taki sam znak.
-Trochę im zajmie wydostanie się stamtąd – powiedziałem szybko.
-Szykować się na atak na Konohę! – usłyszeliśmy krzyk lidera.
Szybko spojrzenie w oczy i ruszyliśmy biegiem do naszych pokoi, aby zabrać to co ważne. Po paru minutach byliśmy przed wejściem do bazy.
-Czekaj! – powiedział Yamato. – Doton: Kamienna Blokada.
Wejście zostało zablokowane przez wielki głaz. Po czym  ruszyliśmy w stronę wioski. Po zaledwie kilku kilometrach zaczynał dostawać mroczki przed oczami, przez co obsunęła mi się  noga z gałęzi i zacząłem spadać, na szczęście zdążyłem się zreflektować i gładko wylądować na ziemi. Gdy tylko sensei zobaczył, że jestem na ziemi pojawił się przede mną.
-Co jest? – spytał, a ja osunąłem mu się w ramiona.
----Narracja trzecio osobowa----
Blondyn osunął się nieprzytomny w ręce senseia. Yamato od razu wszystko zrozumiał, gdy zobaczył wbitego kunaia w plecy piętnastolatka.
-Kuso, trucizna – warknął mężczyzna, gdy zobaczył fioletową maź na końcówce ostrza. – Muszę go zabrać do szpitala, ale Konoha, Hokage nie wie o ataku.  Trudno, będą musieli sobie jakoś poradzić…
-Sensei, dam radę – wyszeptał niebieskooki.
-Naruto, umrzesz ni dotrzemy do Konohy – mężczyzna i oparł swojego ucznia o drzewo i sięgnął z plecaka butelkę z wodą.
-Nie. Nadszedł czas, nie możemy pozwolić, aby Akatuski i Czyściciele zaatakowali wioskę.
-Skąd wiesz, że Akatsuki też zaatakuje?
-Czuję, to, a poza tym będą mieli świetną okazję, na złapanie jinchuuriki.
-Jin…chuuriki? Skąd o niej wiesz?
-To długa historia. Jeśli Akatsuki użyje złapanych biju z wioski nie zostanie kamień na kamieniu.
-Ktoś musi cię wyleczyć.
-I wyleczy. Yamato-sensei znasz historię o ataku Kyubiego.
-Tak, ale co to ma do rzeczy?
-Dużo, otóż Kyuubi nie uciekł. Trzeci Hokage zataił wszystko co się wtedy stało. Dziewięcioogoniasty lis został zapieczętowany w dziecku Czwartego Hokage.
-Ale Yondaime nie miał żony, ani dziecka.
-Hokage może zataić dużo rzeczy, tak jak to, że jestem jinchuuriki Kyubiego oraz synem Czwartego Hokage – powiedział wstając.
Gdy blondyn wstał Yamato mógł zobaczyć jak rana sama się zalecza. Chłopak wstał z ziemi i czekał, aż jego sensei również to uczyni.
-C…co?
-Tak, wiem, że masz mnóstwo pytań, ale musimy biec do wioski.
----Konoha----
Spokojne południe w wiosce. Słońce górowało nad wszystkimi mieszkańcami, którzy są na dworze. Pięć wielkich kamiennych twarzy Kage, czuwa nad tym co bronili za życia. Jedna z nich przedstawia obecną Hokage, Tsunade Senju, która dzień jak co dzień spędzała w gabinecie i wypełniała papiery, dawała misję, wysłuchiwała raportów i wykonywała wiele innych zadań Kage.
-Hokage-sama! – jakiś chuunin wpadł do gabinetu bez pukania.  – Zespół sensorów wykrył dużą grupę shinobi, zmierzających do wioski. Maja bardzo duże pokłady chakry oraz raczej nie są przyjaźnie nastawieni.
-Ogłoś alarm!
-Tak jest!
Tsunade założyła swój zielony płaszcz i wyszła z gabinetu. Minęła swoją asystentkę Shizune w holu, która zaraz pobiegła za nią.  Po zaledwie kilkunastu minutach przed brama główną, zebrali się wszyscy chunnini i jonini, natomiast genini oraz kilku chunninów zajmowało się ewakuacją cywili.
Przed mieszkańcami Konohy stały dwie  przestępcze organizacje. Członkowie jeden byli ubrani w czarne płaszcze z czerwonymi chmurami, a na głowach mieli słomiane kapelusze. Członkowie drugiej mieli czarne płaszcze i maski w kształtach demonów.
-Czego… - zaczęła Hokage, ale przerwało jej wbicie się w ziemię między nimi kunaia z trzema ostrzami.
-Przepraszamy za spóźnienie – powiedział niebieskooki blondyn, pojawiając się w Czarnym Błysku. Obok niego stał jego sensei Yamato.
-Naruto – powiedzieli wszyscy jednocześnie.
-Tak to ja.
-Czego tu szukasz zdrajco?! – warknął jakiś shinobi. – I ty Yamto?
-Poczekajcie – powiedział Naruto. – Wszystko wyjaśnimy.
-Tu nie ma czego wyjaśniać. Zabić ich!
-Cisza! – krzyknęła Hokage.
-Dziękuje Hokage-sama – powiedział Yamato.
-Babuniu, misja została wykonana prawidłowo – powiedział Naruto rzucając blondynce zwój, wszyscy doznali szoku, oprócz Hokage.  – Chociaż nie całkiem.
-Jak to misja? – spytał Sasuke, podchodząc do Hokage.
-Mieli tajną misję, reszta później.
-Naruto Uzumaki – powiedział lider obu organizacji.
-Co?
-Zginiesz!
Tuż przed twarzą blondyna pojawił się numer 10 z Czyścicieli. W rękach miał katanę, która była wycelowana w głowę blondyna.
----Naruto---
Katana była zaledwie metr od mojego czoła. Uśmiechnąłem się i przywołałem swój miecz. Wykonałem szybkie cięcie niszcząc katanę oraz podcinając gardło dziesiątemu.
-Możecie chwile poczekać, musimy pogadać – wskazałem na wszystkich w bramie. –Chyba, że śpieszy wam się do grobu.
-Na niego!
-Lisa? – zadałem je oczywiste pytanie, ale ona nie wiedziała co zrobić.
Pojawiłem się w czarnym błysku, ogłuszyłem ją i zabrałem ze sobą do Babuni.
-Zaopiekuj się nią – powiedziałem poważnie, patrząc jej w oczy.
Nic nie powiedziała, wystarczyło mi skinienie głowy.  Odszedłem od nich, na kilka metrów, podszedłem do senseia.
-Sensei, idź do nich.
-Nie będziesz walczył sam – powiedział, a ja się tylko zaśmiałem.
-Nie będę – odparłem, przegryzając kciuk. – Przyzwanie.
-Część Naruto.
-Cześć. Chcesz się pobawić?
-Pewnie – odparł pokazując kły i pazury.
-Naruto co to ma znaczyć!?
-Zaraz pogadamy, tylko wyrzucę te śmieci spod bramy – odparłem śmiejąc się.
Nagle przede mną pojawił się drugi, prawie mnie trafił pięścią, ale ja odskoczyłem do tyłu robiąc salto w powietrzu.
-„Kai” – pomyślałem likwidując pieczęć. – Suiton: Ukrycie we Mgle.
Cała okolica została spowita przez gęstą mgłę.  Chwyciłem miecz w prawą dłoń, a na lewej pojawiły się trzy czarne szpony.
-Sasuke – usłyszałem głos Babuni. – Niech wszyscy przygotują się do ataku.
-Nie – odparł Yamato. – Niech nikt nie wchodzi w tą mgłę. Przez przypadek może zginąć.
-Co masz na myśli?
-Skoro Naruto użył tej techniki t znaczy, że chce walczyć sam.
-CO? Przecież nie da rady.
-Też tak myślałem, ale zmieniłem zdanie.
-Co cię do tego skłoniło?
-Za nim tutaj dotarliśmy, wyjawił mi swoje tajemnice.
-Ale jeśli Akatsuki użyje biju, Naruto nie ma szans – wtrąciła Kisuka.
-Nie, on jest jedyną osobą, która może ich pokonać.
-Rish! Ruszamy!
Wskoczyłem w  mgłę, od razu odnajdując ich. Jednego zaszedłem od tyłu, szpony wbiłem mu w plecy, a mieczem podciąłem gardło. Drugą osoba jaką znalazłem okazała się Hikari. Nie chciałem jej zabijać, więc ją tylko ogłuszyłem, słabym, lecz celnym ciosem w kark.  Następnie rzuciłem kilka shurikenów, nasączonych chakrą, które wbiły się głęboko w klatkę piersiową kogoś.
-Mam cię – usłyszałem za sobą, a chwilę później poczułem ból.
Spojrzałem w dół, wypluwając krew, z mojego brzucha wystawała końcówka katany. Mgła zaczęła opadać, gdy zniknęła wszyscy zobaczyli jak jestem przebity przez miecz. Rozejrzałem się wokoło, Rish także zabił kilku z nich. Zostało dwóch członków Czyścicieli oraz całe Akatsuki, które stało z boku.
-Naruto! – krzyk wszystkich rozszedł się chyba po całej wiosce.
Sasuke ruszył biegiem w moją stronę, ale został zaatakowany przez członka organizacji. Ten co trzymał miecz, jeszcze bardziej go wepchnął.
-Jak się czujesz, umierając?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnąłem. Zamknąłem oczy i złapałem za końcówkę katany. Ścisnąłem mocno ostrze i przekręciłem nadgarstek, łamiąc ostrze.
-Mogę spytać o to samo?
Przerażony wyciągnął miecz i odskoczył do tyłu. Rana zaczęła się zaleczać, a ja schyliłem się po miecz, ostrze zaczęło świecić na czarno, a smugi chakry krążyły wokół ostrza.
-Demoniczne cięcie! – krzyknąłem, posyłając czarną falę, która przecięła go na pół.
Za nim powstał głęboki rów, który sięga, prawie do bramy wioski. Sasuke i członek organizacji, zaprzestali walki, kiedy zobaczyli przecięte ciało na pół. Przez chwilę wpatrywałem się w krew, która robiła coraz większą kałużę, wokół przeciętego ciała.  Na mojej twarzy pojawił się duży uśmiech, spojrzałem na ostatniego.
Gdy miałem na niego ruszyć, poczułem ruch za sobą. Odwróciłem szybko głowę i zniknąłem w Czarnym Blasku, unikając czarnego pręta, który był centymetr od mojej głowy. Pojawiłem się za Painem, z czarną kulą w dłoni.
-Rasengan!
-Shinra Tensei!
Niewidzialna fala odrzuciła mnie, pod bramę. Po drodze, obiłem się kilka razy od ziemi.
-Skąd znasz to jutsu? – przy Yahiko pojawił się jakiś gościu.
Miał na sobie pomarańczową maskę, z jednym otworem na obok, w którym był Sharingan. Otrząsnąłem się szybko i wstałem, lekko utykając na lewą nogę.
-Skąd znasz jutsu Czwartek Hokage? – ponowił pytanie, w odpowiedzi zacząłem się tylko śmiać.  –Co cię tak śmieszy?
-To, jak mało wiesz o Konosze, mimo, że z niej pochodzisz. Mój przyjaciel cię poznał Obito, w naszej wiosce jest tak, że ojciec przekazuje swoje techniki swoim dzieciom.
-Zniszczyć wioskę! – krzyknął zdenerwowany Obito.
Pięciu członków Akatsuki, ustawiło się przed Painem. Złożyli jakieś pieczęcie, a ich ciała pokryła pomarańczowa chakra. Po kilku sekundach wyglądali jak miniaturki biju, w minuty na minutę byli coraz więksi, aż w końcu osiągnęli maksymalne rozmiary. Bestie liczyły od dwóch do siedmiu ogonów, brakowało tylko piecioogonaistego, który był w Kisuce.
-Przygotować się do obrony! – krzyknęła Hokage.
-Kuso! Musze tego użyć. Mokuton: Wielkie Więzienie!
Z ziemi zaczęły wyrastać drzewa, które owijały się wokół ciał biju, krępując ich ruchy. Kiedy ja byłem zajęty, Pain i Obito pojawili się po moich bokach, w ich dłoniach były czarne pręty. Kiedy mieli już mnie przebić, w miejscach, w które celowali pojawiły się czarne kości, a z moich oczu popłynęła krew. Obok mnie pojawił się Sasuke i Kisuka, którzy odrzucili ich.
-Jak się czujesz? –spytała Kisuka, ale nie miałem czasu gadać.
-Zaraz się uwolnią – powiedziałem tylko.
-Więc ich puść – usłyszałem głos Tsunade za mną.
Gdy tylko to zrobiłem, wszyscy shinobi rzucili się do ataku. Chciałem ruszyć im pomóc, ale dostałem mocny cios w głowę, który wbił mnie w ziemię.
-Oni sobie poradzą, a ty się wyspowiadasz.
-Spowiedź zrobię później – odparłem masując guza.
-Mów o co tu chodzi!
-Później wyjaśnię.
-Nie, teraz.
-Dobra, jestem synem Yondaime, misja się skomplikowała, Pain mnie rozpoznał i skojarzył nazwisko z Nagato. Pasuje?
-Na razie, a teraz cię podleczę.
-Więc ja ci zadam kilka pytań – wtrącił Sasuke. – Skąd masz Mokutona i Sharingana?
-„Sharingana? Kurde, nie wyłączyłem go.” Pochodząc z klanu Uzumaki i Namikaze mam tą moc. W skrócie jestem potomkiem trzeciego syna Rikodu Senina.
Spojrzałem na walkę. Szło kiepsko, a Akatsuki miało zamiar rozwalić wioskę jednym ruchem. Skupili się w jednym miejscu i zaczęli tworzyć bijudamę.


piątek, 21 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -27.

Ukryta Prawda o Naruto -27.
-----Naruto----
Gdy skończyliśmy wszystko wyjaśniać Yuki, ona wbiła się w fotel, dłońmi złapała za boki fotela i zaczęła rozmyślać. Siedziała tak dobre kilkanaście minut.
-Uznajmy, że wam wierzę…
-Musisz nam uwierzyć – wtrąciłem.
-Dobra, ale niby gdzie ja mam zamieszkać?
-Tego nie przemyśleliśmy – powiedział do mnie Yamato.
-Może Babunia Tsunade się zgodzi.
-Konoha? – spytał z zaskoczeniem w głosie Sensei. – Może wypalić, a gdy przestawimy Hokage całą sytuację na pewno się zgodzi i udzieli ci schronienia.
-Pozostaje tylko eskorta – dodałem. – Może wyślę z tobą sensei klona,  sam zajmę się eskortą po czym wrócę.
-A jeśli ktoś was zaatakuje, będzie lepiej, gdy ja wyślę z tobą klona.
-Ja mam więcej chakry, więc utrzymanie klona na dużą odległość dla mnie to pikuś.
Zapanowała cisza, Yamato trawił przez chwile te informacje, po czym skinął głową.
-Kage Bunshin no Jutsu – obok mnie pojawił się klon. – Sensei ruszaj już, po drodze może zrób coś, aby wyglądało na to, że walczyliśmy.
-Wiem – odparł. – Przekażesz Hokage zwój – powiedział dając mi jakiś zwój, po czym razem z klonem opuścili domek.
Czułem ich dość długo. Yuki w tym czasie spakowała wszystko co ważne lub potrzebne. Po godzinie wyszliśmy przed dom trzymałem dwie jej torby, ona miała jedną i plecak.
-Nie chcesz go opuszczać – stwierdziłem nawet na nią nie patrząc.
-Wychowałam się tu. Chociaż zmiana miejsca pomoże mi zapomnieć o śmierci rodziców.
-Wiesz, że musze go zniszczyć? Musi to wyglądać na pobojowisko.
-Rób co musisz – powiedziała, zamykając oczy i odwracając się plecami do chaty.
Na mojej dłoni pojawiła się czarna, wirująca kula. Gdy jutsu było gotowe, wyskoczyłem wysoko w powietrze. Kiedy już spadałem w dół, dodałem więcej chakry do kuli.
-Odama Rasengan!
Wielki huk, a po chwili fala uderzeniowa rozeszła się po okolicy. Gdy kurz opadł, było widać tylko duży krater oraz połamane deski, gdzieniegdzie leżał kawałek szkła.
-Katon: Ognista Kula. Suiton: Wodny Smok.
Okolica została lekko spopielona oraz zalana wodą. Teraz na pewno każdy pomyśli, ze była tu walka.
-Musimy się spieszyć, na pewno zaraz ktoś tu przyjdzie sprawdzić co się stało.
-Czemu nie składałeś pieczęci do jutsu?
-Nie muszę, niedawno to odkryłem i nie wiem jak to wytłumaczyć.
Złapałem torby i zaczęliśmy skakać po drzewach. Gdy byliśmy jakiś kilometr od zniszczonego domku złapałem ją za bark. Posłałam zdziwione spojrzenie, a w odpowiedzi zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Wylądowaliśmy na drodze, w oddali było widać mury wioski.
-Za jeden kilometr jest bariera wioski, nie powinni nas zaatakować, ale ja muszę założyć maskę.
Wyciągnąłem ze swojego plecaka, który był pod płaszczem maskę w kształcie Lisa, którą dostałem od Staruszka.
-Do wioski jest jeszcze kawałek drogi, więc chodźmy.
-Za…raz. Tro…chę mi nie…dobrze – powiedziała trzymając się za brzuch.
-Skutki pierwszej teleportacji, za chwilę minie – powiedziałem siadając pod drzewem.
Minęło jakieś 10 minut i Yuki mogła już iść. Szliśmy powoli, do wioski było ze 3 kilometry. Gdy dotarliśmy do bramy, zatrzymali nas strażnicy.
-Kim jesteście i czego tu szukacie.
-To jest Yuki Guranshi, ja jestem nazywany Lisem, chcemy widzieć się z Hokage – powiedziałem.
Przez chwilę strażnicy patrzyli się na nas, po czym skinęli sobie głowami.
-Chodźcie za mną.
-Nie mów nikomu o tej teleportacji – powiedziałem cicho do Yuki, gdy szliśmy za shinobi Konohy, skinęła mi głową.
-Poczekajcie tu – rozkazał strażnik, gdy byliśmy przed drzwiami Babuni.
Wszedł do środka i wrócił po jakiejś minucie.
-Możecie wejść – powiedział wpuszczając nas.
Weszliśmy do środka. Nic się tu nie zmieniło, odkąd opuściłem wioskę z Yamato. W środku był Team 7, mina mi trochę zrzedła. Oby nikt nie poznał mojej chakry.
-Ale Hoakge-sama, ja nie uwierzę, że to zrobił Naruto. Co się stało naprawdę? – powiedział prawie krzycząc Sasuke.
-Yamato na pewno nie spiskowałby przeciwko wiosce – dodał Kakashi.
 -Po za tym, po co mu były potrzebne zwoje Uchiha?
-Posłuchajcie powtórzę to jeszcze raz, Naruto i Yamato przyznali się do tego i zostali wygnani. Śledztwo jeszcze trwa, gdy czegoś się dowiem to was poinformuję, a teraz możecie wyjść?
Team 7 zaczął się zbierać. Przez chwile spojrzenie moje i Kisuki się spotkały, a jej oczy minimalnie się rozszerzyły, jakby w szoku. Nie wiedziałem o co jej może chodzić.
-„O cholera! Poznała maskę”
-„Ale nie wie, że to ty” – powiedział Kurama, torchę mnie usk
-Słucham? – spytała nas Hokage, gdy Team 7 wyszedł.
-Cześć Babuniu – powiedziałem zdejmując maskę.
-Naruto? Co ty tu robisz i kim ona jest?
-Spokojnie zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale lepiej niech nikt nie przeszkadza.
-Dobrze. W tej chwili nikt nie powinien nam przeszkadzać.
-Więc tak, to jest Yuki Guranshi, była celem moim i senseia, a właśnie mam zwój od senseia. Mieliśmy ja zabić, ale tylko upozorowaliśmy jej śmierć.
-Wnioskuję, że chcesz, aby tu zamieszkała jako inna osoba.
-Tak.
-Dobrze, dostaniesz mieszkanie nową osobowość oraz możesz zostać shinobi wioski jeśli chcesz.
-Dziękuje Hokage-sama – odparła kłaniając się nisko.
-Naruto mógłbyś uczyć się od niej dobrych manier.
-Po co Babuniu? – spytałem, próbując ją wkurzyć.
-Jeszcze raz mnie tak nazwij, a naprawdę cię wywalę z wioski!
-Krzycz głośniej, to misje zaraz szlak trafi – gdy skończyłem mówić, musiałem się uchylić przed butelką po Sake.
Hokage wręcz wrzała z wściekłości.
-WON MI STĄD TY MAŁY SMARKACZU!
-Na razie Yuki, Babuniu.
W pospiechu założyłem maskę i wybiegłem z gabinetu. Cały czas się śmiałem. Gdy wychodziłem z budynku, uspokoiłem się na tyle, że zamiast śmiać się, tylko chichotałem. Gdy tylko wyszedłem zderzyłem się z kimś. Na szczęście maska dobrze się trzymała. Gdy zobaczyłem kto to był zamarłem. Przede mną był Team 7.
-Przepraszam – powiedziałem wstając i pomagając wstać Sasuke.
Od razu ich wyminąłem i ruszyłem, ale poczułem ucisk na ramieniu.
-Co to były za krzyki? – spytał ich sensei, który trzymał mnie za ramię.
-Wasza Hokage jest bardzo nerwowa – odparłem wyrywając się.
Odwróciłem się do nich plecami i zacząłem iść w kierunku bramy. Nagle poczułem wzrost chakry za mną, gdy się odwróciłem zobaczyłem Sasuke z pięścią. Była kilka centymetrów od mojej twarzy. Zniknąłem w Czarnym Błysku, używając stworzonej techniki z pomocą Kuramy, Włąściwie to muszę ją nazwać, może tak… Janpu.  Pojawiłem się na słupie latarni, która była obok.
-To… - zaczął jąkać Kakashi. – To jest… Hirashin no Jutsu.
-Nie, to moja technika stworzona na podstawie Hirashinu, nazywa się Janpu.( czyt. Dżanpu. D.a) Prawdziwe Hirashin potrzebuje kunaia z pieczęcią, ja muszę tylko widzieć miejsce, w którym chcę się pojawić – wyjaśniłem pojawiając się przed nimi.
-Kim jesteś? – spytała Kisuka, patrząc mi w oczy.
-Sobą – odparłem chytrze. – A teraz wybaczcie, ale muszę znikać.
Ukłoniłem się nisko, dla zabawy przez co kaptur trochę mi się zsunął i ujawnił kępkę moich włosów. Od razu się wyprostowałem poprawiając kaptur i zniknąłem w Czarnych błysku, używając  Janpu. Pojawiłeś się za rogiem budynku. Przez chwilę patrzyłem na nich jak się rozglądają, po czym rzuciłem kunaia taty i teleportowałem się poza wioskę.
Pojawiłem się na drodze, kilka kilometrów od murów wioski. Zdjąłem maskę i włożyłem ją do plecaka, ręce założyłem za głowę i zacząłem spokojnie iść w kierunku bazy.
Na miejscu byłem w nocy. Przeszedłem przez wodospad, który sobie otworzyłem za pomocą chakry Futonu, dzięki temu byłem suchy. Udałem się do swojego pokoju, aby odpocząć.
Rano obudziło mnie walenie do drzwi. Usiadłem na łóżku, przetarłem zaspane oczy i szukając stopami kapci, wstałem. Miałem na sobie tylko bokserki i bluzkę. Dotarłem leniwie do drzwi i je uchyliłem.
-Lisa? Po co mnie budzisz? – spytałem wpuszczając ją do środka.
-Wczoraj mówiłeś, że potrenujemy przed południem.
-Przecież dopiero jest ranek.
-Jest prawie 12.
-Juuuż? – spytałem ziewając.
-Coś ty robił w nocy?
-Spałem, a co?
-Ile można spać?
-W moim przypadku bardzo długo.
-Więc ja cię zaraz obudzę.
Weszła do łazienki, a ja położyłem się do łóżka.
-Chwil, po co ona weszła do łazienki? – spytałem sam siebie.
Po sekundzie dostałem odpowiedź, Lisa wyszła z łazienki z wiadrem z wodą.
-Nie, czekaj. Już wstaję. NIE! – krzyknąłem, gdy oblała mnie zimną wodą.
-Masz pięć minut! – krzyknęła wychodząc z mojego pokoju.
-Niech no ja ją dorwę na tym treningu, sama zobaczy jak to jest dostać zimną wodą w twarz – mówiłem do siebie cicho, gdy się przebierałem.
Po drodze wszedłem do kuchni po jakąś kanapkę. Gdy dotarłem na polankę, na której mieliśmy trenować, ona już czekała na mnie.
-Co tak długo?
-Trenujemy?
Ustawiliśmy się naprzeciw sobie. Obniżyłem swój środek ciężkości i rozstawiłem szeroko nogi, aby stać twardo na ziemi. Mimo drobnej postury, Lisa miała sporo siły w sobie. Po kilku sekundach musiałem bronić się przed jej ciosami. Jej uderzenia były silne, czułem to za każdym razem, gdy blokowałem jej pięść. W dodatku szybkość i celność, też miała na wysokim poziomie, aż trudno uwierzyć, ze jest córką Lorda Feudalnego.
W końcu gdy się zmęczyła ja ruszyłem do ataku. Postanowiłem sprawdzić, czy dorówna mi szybkością. Całkiem dobrze jej szło, ale za każdym razem cofała się , a finał był taki,  że wywaliła się o korzeń drzewa.
-Z czego się śmiejesz?
-Zobaczysz. Suiton: Wodny Smok.
-ZABIJĘ CIĘ! – wydarła się na całą okolicę.
Mokre włosy, zasłoniły jej twarz, przez co nie widziałem jej grymasu złości.
-Zemsta jest słodka – powiedziałem odskakując od jej pięści. – Może cię osuszyć?
-Hę – mruknęła, nie rozumiejąc znaczenia moich słów.
-Katon: Ognisty Smok. Futon: Podmuch.
-Naruto.
-Co?
-Nie żyjesz – gdy podniosłą głowę, wyglądała jak jakaś stara czarownica.
Na głowie miała istną burzę włosów, ciuchy wyglądały, jakby pies je żuł, a następnie wypluł.
-Raiton: Pogrom.
Gdy złożyła pieczęcie, nic się nie stało, ale po paru sekundach z nieba zaczęły walić pioruny. Gdy ja ich unikałem ona stałą i się śmiała. Gdy jeden z nich miał mnie trafić, zniknąłem w Czarnym Błysku.
Znalazłem się w koronie drzewa, naprzeciwko Lisy. Chciałem już użyć jakiegoś jutsu, gdy przed oczami pojawił mi się dziwny obraz. Przede mną, byli ninja Kumo, w tym  Raikage, otoczony błyskawicami. Wtedy ręce same złożyły jakieś znaki, a w Raikage poleciał podmuch wiatru, kilkukrotnie większy niż ten, który ja wykonuję. Podmuch wzbił tumany kurzu, który zasłonił dokładnie cały teren. Potem widziałem tylko Złoty Błysk.
Ocknąłem się z powrotem na drzewie. Lisa szukała mnie krążąc po lesie. Zeskoczyłem tuż przednią.
-Tu jesteś. Raiton: Rażące Pociski.
Z jej palców, wystrzeliło z dwadzieścia małych kulek z których wylatywały małe błyskawice.
-Futon: Wielki Podmuch!
Jutsu dało taki sam efekt, jak w tej wizji. Kurz zasłonił okolicę o  średnicy około 40 metrów. Zniknąłem w Czarnym Błysku, używając Janpu i pojawiłem się za Lisą, przykładając jej kunaia do gardła. Ciszę przerywał jej kaszel od tego kurzu.
-Ja…jak?
-Normalnie. Wygrałem.
-Naruto! – usłyszałem krzyk senseia.
-Lisa!
-Chodź! – powiedziałem do Lisy i ruszyłem biegiem w kierunku bazy.
-Stało się coś?
-Misja.
-My też ruszamy na misję – dodała Hikari.
-Idę po rzeczy i możemy ruszać – powiedziałem i zniknąłem w Czarnym Błysku.
Pojawiłem się w swoim pokoju, przy łóżku, gdzie był ukryty kunai taty. Wyjąłem spod niego plecak i zacząłem pakować potrzebne rzeczy. Po paru minutach byłem przy wyjściu bazy.
-Skąd on zna to jutsu, dzięki któremu tak znika? – usłyszałem głos Lisy.
-Nie wiem, nic mi ostatnio nie mówi. On ma więcej tajemnic, niż się spodziewamy – tym razem był to głos Yamato-sensei.
-Skoro tak się ukrywa to może jest szpiegiem – powiedziała Hikari.
Zatkało mnie, postanowiłem jeszcze chwilę poczekać.
-W dodatku używa trzech natur. Musiał być trenowany – powiedziała Lisa.
-Jak to trzech natur, on używa dwóch – powiedział sensei.
-Gdy trenowaliśmy dzisiaj, używał Katonu, Futonu i Suitonu.
-Musimy go obserwować – powiedziała Hikari. – Pasowało by też powiedzieć o tym innym.
Teraz postanowiłem wyjść. Wybiegłem z za wodospadu, z plecakiem na plecach.
-Możemy ruszać.
-Dobrze. Na razie – powiedział do dziewczyn.
-Gdzie ruszamy?
-Do wioski Ukrytej w Chmurach. Jest tam jakiś chłopak, który używa Raitonu.
-No i?
-Jego Raiton jest najsilniejszy zaraz po ich Kage.
-To jeszcze niczego nie tłumaczy.
-Ma dopiero 12 lat.
-To już coś.
-A teraz powiedz mi, jak dużo masz przede mną tajemnic. Wiem, że słyszałeś rozmowę.
-Tak słyszałem ją. A to czy mam tajemnice czy nie to moja sprawa.
-Naruto tu nie chodzi tylko o ciebie. Przez te swoje tajemnice utrudniasz misję.
-Wiec o to chodzi. Misja, misja, misja. Sensei myślisz, ze oni też nie maja tajemnic.

Wyprzedziłem senseia, aby skończyć już tą rozmowę. 

czwartek, 20 sierpnia 2015

Info odnośnie ankiety.

Pisałem, żebyście pisali swoje propozycje odnoścnie praingu dla Naruto, ale nie mogę ich dodać do ankiety, dlatego, głosujcie jak coś w odpowiedziach komentarza.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -26.

Ukryta Prawda o Naruto -26.
---Naruto----
Pod tym drzewem siedziałem z pół godziny. Dopiero jak sensei mną porządnie potrząsnął, wstałem i ruszyłem za nim do wioski. Cały czas miałem przed oczami przecięte ciało na pół. Gdy dotarliśmy do hotelu, ja poszedłem pod prysznic. Nie mogłem się na niczym skupić. W końcu po jakiś 30 minutach, wyszedłem z kabiny. Wytarłem się i ubrałem. Wyszedłem z łazienki i od razu zostałem posadzony na fotelu przez senseia. Yamato stał przede mną z rękoma założonymi na piersi, a jego mina nie wyrażała nic.
-Co się tam stało?
Wiedziałem, że będzie przesłuchanie.
-Sensei – zacząłem, nie wiedząc co powiedzieć. – Możemy pogadać o tym kiedy indziej.
Zapanowała cisza na moment, w której patrzyliśmy sobie w oczy.
-Dobra, dzisiaj dam ci spokój, ale jutro…
-Dobra, wiem.
-A tak poza tym, dobra robota. Idź spać jak chcesz.
Następnego dnia, obudziłem się przed senseiem. Była chyba 4 rano. Leżałem na łóżku z godzinę i patrzyłem się w sufit. W końcu znudziło mi się to, wstałem i ubrałem się cicho. Otworzyłem okno i wspiąłem się na dach. Położyłem się na nim i zacząłem wpatrywać w bezchmurne niebo. Słońce dopiero wstawało, budząc wszystkich do życia.
-Kimi…ko – wyszeptałem, rozmyślając nad tym wszystkim co mnie spotkało.
Nagle poczułem ostrze przy gardle i jakoś specjalnie nie przejąłem się tym.
-Musisz być bardziej czujny – usłyszałem głos Lisy, a następnie zabrała kunaia.
Usiadła obok mnie, ale nic nie mówiła.
-Powiesz w końcu – powiedziałem, nie odwracając wzroku z nieba.
-Więc co się tam stało? Wiem, że oni nie byli łatwymi przeciwnikami.
-O to ci chodzi.  Normalnie ich pokonałem.
-Jeśli normalnie nazywasz rozcięcie kogoś na pół to jesteś psycholem. W organizacji, wszyscy są ponumerowani, nie ze względu na umiejętności, a na poziom chakry. Lider jest trochę dziwny, bo uważa, że jak ktoś ma mniej chakry to jest słabszy.
-A tak w ogóle to czemu nie było tego lidera na walce.
-Nikt nigdy go nie widział twarzą w twarz. Pokazuję się tylko jako hologram.
 -Więc czemu mu służycie.
-Nie wiem, ja…
Przekręciłem się na bok, aby móc patrzeć jej w oczy.
-Ja… Tak naprawdę to ja i Hikari nie jesteśmy siostrami. Pochodzę z Kraju Błyskawic i jestem córką Lorda Feudalnego. Uciekłam z domu, a ta organizacja jest dobrą kryjówką.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć, normalnie mnie zatkało.
-Jeśli mogę spytać, to czemu uciekłaś.
-Miałam dość tego życia. Ciągle jakieś wyjazdy, spotkania, bale charytatywne. Ja wolę przeżyć jakąś przygodę.
-Nie myślisz, że twoi rodzice się o ciebie martwią?
-Wątpię, rzadko wracali na mnie uwagę. Pewnie nawet nie wiedzą, że mnie nie ma.
Wstałem i zacząłem się rozciągać. Leżenie na dachu nie jest zbyt wygodne.
-Jedyne co ci powiem, że odcinanie się od rodziny nie jest dobrym pomysłem.
-Skąd ty to możesz wiedzieć?
-Wiem i tyle. Nie mam rodziców. Nie wiem co to znaczy mieć rodzinę, ale wiem jedno, samotność jest najgorsza, jest gorsza nawet od śmierci.
-Może i masz rację. Muszę już iść – wstała i już miała skoczyć na dół, gdy się zatrzymała. – A przyjdźcie wieczorem nad ten wodospad.
Zeskoczyła na dół i weszła do hotelu, a ja wróciłem do pokoju. Sensei już nie spał i jadł śniadanie.
-Gdzie byłeś?
-Na dachu.
-Siadaj i jedz.
Bez żądnego słowa, usiadłem przy stoliku i zacząłem jeść kanapki. Panowała cisza, która była mi w ogóle nie przeszkadzała.
-Powiesz mi w końcu co się tam stało?
-Sensei… - zacząłem nie wiedząc co powiedzieć. – Nie chcę o tym mówić – dodałem ze spuszczoną głową w dół.
-Musisz mi to powiedzieć, rozumiem, że jest ci teraz ciężko, ale jako twój sensei muszę to wiedzieć.
-Po prostu ich pokonałem i dajmy już spokój.
-Naruto… - nim dokończył wstałem od stołu i wyszedłem z pokoju.
Wyszedłem z hotelu, tak aby nikt mnie nie widział. Włożyłem ręce do kieszeni dresów i szedłem przez port, patrząc jak ludzie załatwiają swoje sprawy. W pewnym momencie poczułem ból w klatce piersiowej. Gdy zobaczyłem jak małe dziecko spaceruje wraz z rodzicami. Na ich twarzach był uśmiech, ciepły, rodzinny, wtedy zabolało mnie serce. Ja nigdy tak nie miałem, a teraz mogłem im tylko zazdrościć.
W końcu wyszedłem z wioski i wszedłem w las. Trafiłem na zarośniętą polanę, trawa miała z metr wysokości, a przy małym stawiku były zwierzęta, które piły wodę.
-Może zrobię sobie trening – powiedziałem do siebie. –Tylko co tu poćwiczyć.
Usiadłem w cieniu i zacząłem myśleć. Spojrzałem na zwierzęta przy stawie i wpadłem na pomysł.
-Zgranie z wilkami.
Przypomniałem sobie, że jeszcze nigdy nie trenowałem z wilkami. Od razu przygryzłem palec i złożyłem pieczęcie.  W kłębie dymu pojawił się czarny wilk z granatową grzywą. Czerwone ślepia były skierowane prosto na mnie. To był Rish, wilk z którym walczyłem w teście. Pokazywał mi kły, więc pewnie nadal się gniewa.
-Cześć – powiedziałem.
-Witaj, Panie – powiedział z sarkazmem w głosie, kłaniając mi się.
-Mógłbyś zachowywać się normalnie, nie przepadam za sarkazmem. Nie chcę sług, tylko przyjaciół.
-Każdy człowiek, wolałby sługi zamiast przyjaciół. Jesteście wrednymi istotami, które zapanowały nad światem, a zwierzętom kazały się dostosować.
Gdy skończył mówić, uderzyłem go. Uderzył o drzewo i osunął się na ziemię. Skomlał głośno, a w jego ślepiach był strach. Podszedłem do niego, byłem wściekły, że ktoś mnie ocenia, nawet, gdy mnie nie zna. Klęknąłem przy nim, a on głośniej zaskomlał, pewnie myślał, że go dobiję.
-„Możesz mi pomóc go uleczyć?” – spytałem Kuramę.
Od razu zaczął mi wyjaśniać ile chakry przelać na dłonie, a następnie na jego ciało. Moja dłoń zaczęła się świecić na czarno, przyłożyłem ją do jego ciała. Od razu przestał skomleć, po paru minutach mógł wstać i normalnie funkcjonować.
-Wybacz, ale nie lubię, gdy ktoś mnie ocenia, gdy mnie nie zna – powiedział z przepraszającym uśmiechem na twarzy. – Naprawdę, ja nie chcę sług, ale jeśli chcesz tak uważać, to możesz znikać i już więcej nie przyzwę żądnego wilka.
Wstałem i odwróciłem się od niego. Zacząłem iść przed siebie.  Ręce założyłem na głowę, która odchyliłem do tyłu, by móc patrzeć w niebo.
-Czekaj – usłyszałem, gdy miałem wejść między drzewa.
Odwróciłem się, metr za mną stał Rish. Patrzył mi w oczy, a jego ogon falował dumnie za nim.
-Jeśli tego chcesz… to zostańmy przyjaciółmi.
Zamiast coś odpowiedzieć, klęknąłem przy nim. Nie mogłem się wtedy nie uśmiechnąć. Moja dłoń powędrowała na jego łeb i zacząłem go głaskać i drapać za uchem.
-Więc co chcesz ćwiczyć? – spytał po chwili.
-Na początek zgranie. Kage Bunshin no Jutsu. Będziemy atakować moje klony. Abyś mógł mnie rozróżnić zdejmę bluzę. Gotowy? – spytałem przyzywając miecz.
Zaczęliśmy walczyć. Z każdym rozwalonym klonem czułem, jak coraz lepiej nam idzie. Po kilku godzinach zarządziłem przerwę. Czułem się jeszcze nieźle, ale widziałem jak Rish jest zmęczony.
-Gdybyś umiał stworzyć mgłę, nasze ataki stały by się lepsze, przeciwnik nie wiedział by nawet co się stało.
-Mgłę?
-Tak.
-Suiton: Ukrycie we Mgle.
Polanę od razu otoczyła gęsta mgłą. Nie widziałem nawet dłoni, która była parę centymetrów od oczu.
-Takie coś? – spytałem, anulując jutsu.
-Tak, teraz tylko przydałaby ci się druga broń.
-Druga?
-Tak, dzięki niej będziesz mógł szybciej zabijać wrogów.
-Nie tak łatwo jest zdobyć odpowiednią broń.
-Więc ją stwórz.
-He?
-Stwórz ją z chakry, na przykład jakiś miecz czy pazury.
-Takie szpony jakie masz ty. Dobra możesz znikać, a ja coś pokombinuje.
-Na razie Naruto.
Gdy Rish zniknął, wstałem z ziemi i ruszyłem do hotelu. Ciągle myślałem nad wymyśleniem techniki i postanowiłem spróbować, stworzyć szpony z chakry.
Wszedłem do budynku, w którym się zatrzymaliśmy. Panował idealna cisza, a wszędzie panowała pustka. Nie zaprzątając się tym, ruszyłem do pokoju. Senseia również nie było. Wziąłem czyste ubranie i poszedłem pod prysznic. Po szybkim ogarnięciu się, wyszedłem z łazienki i spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze z godzinę do spotkania przy wodospadzie. Na korytarzu usłyszałem hałas, a po chwili do pokoju wszedł sensei.
-O jesteś Naruto.
-Tak, a stało się coś?
-Nie, ale nie było cię prawie cały dzień.
-Urządziłem sobie trening.
-Rozumiem.
-Wieczorem, mamy iść nad wodospad – powiedziałem patrzą mu w oczy. Po sekundzie skinął głową, wiedział o co mi chodzi.
Gdy nastał wieczór, stawiliśmy się w miejsce walki. Nie było tu żadnych śladów, ze ktoś tu walczył i zginęły tu dwie osoby. Jedyne co było słychać to szum wody.  Po chwili wodospad rozdzielił się na dwie połowy, ukazując przejście za nim. Z niego wyszło dziewięć osób. Każdy ubrany w czarny płaszcz i pomalowane maski w kształcie demonów. Stanęli przed nami.
-Zostajecie przyjęci w nasze szeregi, zajmiecie miejsca tych, których zabiłeś. Od teraz będziecie robić to co rozkaże lider oto wasze stroje.
W nasze ręce trafiły czarne płaszcze i maski. Od razu się ubraliśmy.
-Chodźcie zobaczycie bazę.
Zaczęli nas oprowadzać, gdy to się skończyło pokazali nam pokój. Ja od razu poszedłem pod prysznic i poszedłem spać.
Przez tydzień zapoznawaliśmy się z regułami panującymi w organizacji oraz na bliższym poznawaniu członków.  Zbieranie dokładniejszych danych o członkach, był drugoplanowych celem, najpierw musieliśmy zdobyć ich zaufanie.
W końcu po dwóch tygodniach od dołączenia do organizacji dostaliśmy misję. Było tak jak mówiła mi Lisa, lider pojawiał się jako hologram, wytyczał cele i znikał. Jedynce co było w nim charakterystyczne to oczy, byłem pewny, ze je gdzieś widziałem, ale nie wiedziałem gdzie, wiec zachowałem to dla siebie, a sama ich nazwa Rinnegan mi nic nie mówiła
Tak, wiec mieliśmy zabić jakąś dziewczynę w Kraju Skały, potrafi używać Elementu Lawy. Wyruszaliśmy od razu.
-Sensei, my chyba jej nie zabijemy – powiedziałem, aby przerwać panująca ciszę.
Skakaliśmy z drzewa na drzewo, aby być tam jak najszybciej. Maski trochę przeszkadzały w rozglądaniu się, ale mimo to wiedziałem, że sensei jest tuż obok mnie.
-Nie, wyjaśnimy jej to i powiemy, aby się dobrze ukryła i zmieniła tożsamość.
-A jak nas nie posłucha albo nie uwierzy?
-Coś wymyślimy, ale na pewno jej nie zabijemy.
-Oby – dodałem już cicho, pogrążając się w własnych myślach.
 -Powiesz mi w końcu, co się wtedy stało?
-Sensei, znowu do tego wracasz?
-Tak.
-Pójdźmy na układ, ty nie będziesz do tego wracał, a ja… powiem to wtedy, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
-Nie zbyt dobry układ.
-Ale nie masz wyjścia.
Po dwóch dnach dotarliśmy na miejsce. Była to spora, skalista polana, na jej środku stał mały drewniany domek. Z kominka leciał dym, a drzwi były otwarte na rozszerz, podobnie jak okna.  Podeszliśmy bliżej.
-Witajcie, szukacie kogoś? – usłyszeliśmy damski głos, gdy byliśmy jakieś 10 metrów od domku.
Spojrzeliśmy w górę, na dachu siedziała niebieskowłosa dziewczyna, krótkie włosy, ledwo sięgały jej do barków. Miała jakieś 15 lat, ubrana w białą bluzkę, pokazująca jej brzuch i krótką, czarną spódniczkę. W jej oczach była nie ufność. Spojrzałem w oczy senseia, a następnie zdjąłem maskę i kaptur.
-Szukamy Yuki Guranshi – powiedziałem.
-Mogę wiedzieć czego od niej chcecie? – spytała z zainteresowaniem.
-Nie – odparł Yamato.
-Wiec nie wiem gdzie jest.
-Mi się wydaje inaczej – powiedziałem pojawiając się obok niej.
Usiadłem sobie na dachu, a ona od razu odskoczyła i otoczyła ją zbroja z magmy.
-Chcemy się ostrzec.
-Chyba zabić. Myślisz, że o was nie słyszałam, polujecie na osoby z rzadkim kekkei genkai.
-My jesteśmy inni – odparłem patrząc w jej brązowe oczy. – Sensei powiedz jej.
-Pochodzimy z Konohy. Dołączyliśmy do tej organizacji, aby ją rozpracować. Jest to misja zlecona przez Hokage, oprócz niej nikt o niej nie wie, a w wiosce jesteśmy uznani za zdrajców.
-Myślisz, że w to uwierzę?
-Niby czemu?
-Na pewno jest to prosta bajeczka, która ma mnie uśpić.
-Gdybyśmy chcieli cię zabić, leżała byś martwa – powiedziałem jej do ucha, pojawiając się za nią i przystawiając jej kunaia do gardła.
Ta mniejsza wersja Hirashina jest super, mogę teleportować się na małe odległości bez żadnych kunai czy pieczęci, muszę tylko widzieć to miejsce. Muszę podziękować Kuramie, za podsunięcie tego pomysłu.  Zabrałem ostrze, aby się nie stopiło od jej zbroi, po czym zeskoczyłem na dół.
-Jak widzisz miałem dwie okazję, aby cię zabić, a tego nie zrobiłem.
Popatrzyła chwilę na nas, po czym jej zbroja zniknęła. Zeskoczyła przed drzwi domku i odwróciła się do nas plecami. 
-Chodźcie – powiedziała wchodząc do środka.
Wejście doprowadziła nas do salonu. Była tu jedna kanapa, fotel stolik ze szklanym blatem, kilka półek ze zdjęciami i szafa. Ściany były pomalowane na ciemną zieleń. Siedliśmy na kanapie, a sensei zdjął maskę i kaptur. Yuki wyszła chyba z kuchni z tacką ciastek, napojem i szklankami.
-Więc czego ode mnie chcecie? – spytała, gdy usiadła.
-Chcemy, abyś przeniosła się w inne miejsce, zmieniła tożsamość i starała się jej nie zdradzić, aby nie wyszło na jaw, że żyjesz – powiedziałem.