niedziela, 16 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -26.

Ukryta Prawda o Naruto -26.
---Naruto----
Pod tym drzewem siedziałem z pół godziny. Dopiero jak sensei mną porządnie potrząsnął, wstałem i ruszyłem za nim do wioski. Cały czas miałem przed oczami przecięte ciało na pół. Gdy dotarliśmy do hotelu, ja poszedłem pod prysznic. Nie mogłem się na niczym skupić. W końcu po jakiś 30 minutach, wyszedłem z kabiny. Wytarłem się i ubrałem. Wyszedłem z łazienki i od razu zostałem posadzony na fotelu przez senseia. Yamato stał przede mną z rękoma założonymi na piersi, a jego mina nie wyrażała nic.
-Co się tam stało?
Wiedziałem, że będzie przesłuchanie.
-Sensei – zacząłem, nie wiedząc co powiedzieć. – Możemy pogadać o tym kiedy indziej.
Zapanowała cisza na moment, w której patrzyliśmy sobie w oczy.
-Dobra, dzisiaj dam ci spokój, ale jutro…
-Dobra, wiem.
-A tak poza tym, dobra robota. Idź spać jak chcesz.
Następnego dnia, obudziłem się przed senseiem. Była chyba 4 rano. Leżałem na łóżku z godzinę i patrzyłem się w sufit. W końcu znudziło mi się to, wstałem i ubrałem się cicho. Otworzyłem okno i wspiąłem się na dach. Położyłem się na nim i zacząłem wpatrywać w bezchmurne niebo. Słońce dopiero wstawało, budząc wszystkich do życia.
-Kimi…ko – wyszeptałem, rozmyślając nad tym wszystkim co mnie spotkało.
Nagle poczułem ostrze przy gardle i jakoś specjalnie nie przejąłem się tym.
-Musisz być bardziej czujny – usłyszałem głos Lisy, a następnie zabrała kunaia.
Usiadła obok mnie, ale nic nie mówiła.
-Powiesz w końcu – powiedziałem, nie odwracając wzroku z nieba.
-Więc co się tam stało? Wiem, że oni nie byli łatwymi przeciwnikami.
-O to ci chodzi.  Normalnie ich pokonałem.
-Jeśli normalnie nazywasz rozcięcie kogoś na pół to jesteś psycholem. W organizacji, wszyscy są ponumerowani, nie ze względu na umiejętności, a na poziom chakry. Lider jest trochę dziwny, bo uważa, że jak ktoś ma mniej chakry to jest słabszy.
-A tak w ogóle to czemu nie było tego lidera na walce.
-Nikt nigdy go nie widział twarzą w twarz. Pokazuję się tylko jako hologram.
 -Więc czemu mu służycie.
-Nie wiem, ja…
Przekręciłem się na bok, aby móc patrzeć jej w oczy.
-Ja… Tak naprawdę to ja i Hikari nie jesteśmy siostrami. Pochodzę z Kraju Błyskawic i jestem córką Lorda Feudalnego. Uciekłam z domu, a ta organizacja jest dobrą kryjówką.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć, normalnie mnie zatkało.
-Jeśli mogę spytać, to czemu uciekłaś.
-Miałam dość tego życia. Ciągle jakieś wyjazdy, spotkania, bale charytatywne. Ja wolę przeżyć jakąś przygodę.
-Nie myślisz, że twoi rodzice się o ciebie martwią?
-Wątpię, rzadko wracali na mnie uwagę. Pewnie nawet nie wiedzą, że mnie nie ma.
Wstałem i zacząłem się rozciągać. Leżenie na dachu nie jest zbyt wygodne.
-Jedyne co ci powiem, że odcinanie się od rodziny nie jest dobrym pomysłem.
-Skąd ty to możesz wiedzieć?
-Wiem i tyle. Nie mam rodziców. Nie wiem co to znaczy mieć rodzinę, ale wiem jedno, samotność jest najgorsza, jest gorsza nawet od śmierci.
-Może i masz rację. Muszę już iść – wstała i już miała skoczyć na dół, gdy się zatrzymała. – A przyjdźcie wieczorem nad ten wodospad.
Zeskoczyła na dół i weszła do hotelu, a ja wróciłem do pokoju. Sensei już nie spał i jadł śniadanie.
-Gdzie byłeś?
-Na dachu.
-Siadaj i jedz.
Bez żądnego słowa, usiadłem przy stoliku i zacząłem jeść kanapki. Panowała cisza, która była mi w ogóle nie przeszkadzała.
-Powiesz mi w końcu co się tam stało?
-Sensei… - zacząłem nie wiedząc co powiedzieć. – Nie chcę o tym mówić – dodałem ze spuszczoną głową w dół.
-Musisz mi to powiedzieć, rozumiem, że jest ci teraz ciężko, ale jako twój sensei muszę to wiedzieć.
-Po prostu ich pokonałem i dajmy już spokój.
-Naruto… - nim dokończył wstałem od stołu i wyszedłem z pokoju.
Wyszedłem z hotelu, tak aby nikt mnie nie widział. Włożyłem ręce do kieszeni dresów i szedłem przez port, patrząc jak ludzie załatwiają swoje sprawy. W pewnym momencie poczułem ból w klatce piersiowej. Gdy zobaczyłem jak małe dziecko spaceruje wraz z rodzicami. Na ich twarzach był uśmiech, ciepły, rodzinny, wtedy zabolało mnie serce. Ja nigdy tak nie miałem, a teraz mogłem im tylko zazdrościć.
W końcu wyszedłem z wioski i wszedłem w las. Trafiłem na zarośniętą polanę, trawa miała z metr wysokości, a przy małym stawiku były zwierzęta, które piły wodę.
-Może zrobię sobie trening – powiedziałem do siebie. –Tylko co tu poćwiczyć.
Usiadłem w cieniu i zacząłem myśleć. Spojrzałem na zwierzęta przy stawie i wpadłem na pomysł.
-Zgranie z wilkami.
Przypomniałem sobie, że jeszcze nigdy nie trenowałem z wilkami. Od razu przygryzłem palec i złożyłem pieczęcie.  W kłębie dymu pojawił się czarny wilk z granatową grzywą. Czerwone ślepia były skierowane prosto na mnie. To był Rish, wilk z którym walczyłem w teście. Pokazywał mi kły, więc pewnie nadal się gniewa.
-Cześć – powiedziałem.
-Witaj, Panie – powiedział z sarkazmem w głosie, kłaniając mi się.
-Mógłbyś zachowywać się normalnie, nie przepadam za sarkazmem. Nie chcę sług, tylko przyjaciół.
-Każdy człowiek, wolałby sługi zamiast przyjaciół. Jesteście wrednymi istotami, które zapanowały nad światem, a zwierzętom kazały się dostosować.
Gdy skończył mówić, uderzyłem go. Uderzył o drzewo i osunął się na ziemię. Skomlał głośno, a w jego ślepiach był strach. Podszedłem do niego, byłem wściekły, że ktoś mnie ocenia, nawet, gdy mnie nie zna. Klęknąłem przy nim, a on głośniej zaskomlał, pewnie myślał, że go dobiję.
-„Możesz mi pomóc go uleczyć?” – spytałem Kuramę.
Od razu zaczął mi wyjaśniać ile chakry przelać na dłonie, a następnie na jego ciało. Moja dłoń zaczęła się świecić na czarno, przyłożyłem ją do jego ciała. Od razu przestał skomleć, po paru minutach mógł wstać i normalnie funkcjonować.
-Wybacz, ale nie lubię, gdy ktoś mnie ocenia, gdy mnie nie zna – powiedział z przepraszającym uśmiechem na twarzy. – Naprawdę, ja nie chcę sług, ale jeśli chcesz tak uważać, to możesz znikać i już więcej nie przyzwę żądnego wilka.
Wstałem i odwróciłem się od niego. Zacząłem iść przed siebie.  Ręce założyłem na głowę, która odchyliłem do tyłu, by móc patrzeć w niebo.
-Czekaj – usłyszałem, gdy miałem wejść między drzewa.
Odwróciłem się, metr za mną stał Rish. Patrzył mi w oczy, a jego ogon falował dumnie za nim.
-Jeśli tego chcesz… to zostańmy przyjaciółmi.
Zamiast coś odpowiedzieć, klęknąłem przy nim. Nie mogłem się wtedy nie uśmiechnąć. Moja dłoń powędrowała na jego łeb i zacząłem go głaskać i drapać za uchem.
-Więc co chcesz ćwiczyć? – spytał po chwili.
-Na początek zgranie. Kage Bunshin no Jutsu. Będziemy atakować moje klony. Abyś mógł mnie rozróżnić zdejmę bluzę. Gotowy? – spytałem przyzywając miecz.
Zaczęliśmy walczyć. Z każdym rozwalonym klonem czułem, jak coraz lepiej nam idzie. Po kilku godzinach zarządziłem przerwę. Czułem się jeszcze nieźle, ale widziałem jak Rish jest zmęczony.
-Gdybyś umiał stworzyć mgłę, nasze ataki stały by się lepsze, przeciwnik nie wiedział by nawet co się stało.
-Mgłę?
-Tak.
-Suiton: Ukrycie we Mgle.
Polanę od razu otoczyła gęsta mgłą. Nie widziałem nawet dłoni, która była parę centymetrów od oczu.
-Takie coś? – spytałem, anulując jutsu.
-Tak, teraz tylko przydałaby ci się druga broń.
-Druga?
-Tak, dzięki niej będziesz mógł szybciej zabijać wrogów.
-Nie tak łatwo jest zdobyć odpowiednią broń.
-Więc ją stwórz.
-He?
-Stwórz ją z chakry, na przykład jakiś miecz czy pazury.
-Takie szpony jakie masz ty. Dobra możesz znikać, a ja coś pokombinuje.
-Na razie Naruto.
Gdy Rish zniknął, wstałem z ziemi i ruszyłem do hotelu. Ciągle myślałem nad wymyśleniem techniki i postanowiłem spróbować, stworzyć szpony z chakry.
Wszedłem do budynku, w którym się zatrzymaliśmy. Panował idealna cisza, a wszędzie panowała pustka. Nie zaprzątając się tym, ruszyłem do pokoju. Senseia również nie było. Wziąłem czyste ubranie i poszedłem pod prysznic. Po szybkim ogarnięciu się, wyszedłem z łazienki i spojrzałem na zegarek. Miałem jeszcze z godzinę do spotkania przy wodospadzie. Na korytarzu usłyszałem hałas, a po chwili do pokoju wszedł sensei.
-O jesteś Naruto.
-Tak, a stało się coś?
-Nie, ale nie było cię prawie cały dzień.
-Urządziłem sobie trening.
-Rozumiem.
-Wieczorem, mamy iść nad wodospad – powiedziałem patrzą mu w oczy. Po sekundzie skinął głową, wiedział o co mi chodzi.
Gdy nastał wieczór, stawiliśmy się w miejsce walki. Nie było tu żadnych śladów, ze ktoś tu walczył i zginęły tu dwie osoby. Jedyne co było słychać to szum wody.  Po chwili wodospad rozdzielił się na dwie połowy, ukazując przejście za nim. Z niego wyszło dziewięć osób. Każdy ubrany w czarny płaszcz i pomalowane maski w kształcie demonów. Stanęli przed nami.
-Zostajecie przyjęci w nasze szeregi, zajmiecie miejsca tych, których zabiłeś. Od teraz będziecie robić to co rozkaże lider oto wasze stroje.
W nasze ręce trafiły czarne płaszcze i maski. Od razu się ubraliśmy.
-Chodźcie zobaczycie bazę.
Zaczęli nas oprowadzać, gdy to się skończyło pokazali nam pokój. Ja od razu poszedłem pod prysznic i poszedłem spać.
Przez tydzień zapoznawaliśmy się z regułami panującymi w organizacji oraz na bliższym poznawaniu członków.  Zbieranie dokładniejszych danych o członkach, był drugoplanowych celem, najpierw musieliśmy zdobyć ich zaufanie.
W końcu po dwóch tygodniach od dołączenia do organizacji dostaliśmy misję. Było tak jak mówiła mi Lisa, lider pojawiał się jako hologram, wytyczał cele i znikał. Jedynce co było w nim charakterystyczne to oczy, byłem pewny, ze je gdzieś widziałem, ale nie wiedziałem gdzie, wiec zachowałem to dla siebie, a sama ich nazwa Rinnegan mi nic nie mówiła
Tak, wiec mieliśmy zabić jakąś dziewczynę w Kraju Skały, potrafi używać Elementu Lawy. Wyruszaliśmy od razu.
-Sensei, my chyba jej nie zabijemy – powiedziałem, aby przerwać panująca ciszę.
Skakaliśmy z drzewa na drzewo, aby być tam jak najszybciej. Maski trochę przeszkadzały w rozglądaniu się, ale mimo to wiedziałem, że sensei jest tuż obok mnie.
-Nie, wyjaśnimy jej to i powiemy, aby się dobrze ukryła i zmieniła tożsamość.
-A jak nas nie posłucha albo nie uwierzy?
-Coś wymyślimy, ale na pewno jej nie zabijemy.
-Oby – dodałem już cicho, pogrążając się w własnych myślach.
 -Powiesz mi w końcu, co się wtedy stało?
-Sensei, znowu do tego wracasz?
-Tak.
-Pójdźmy na układ, ty nie będziesz do tego wracał, a ja… powiem to wtedy, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
-Nie zbyt dobry układ.
-Ale nie masz wyjścia.
Po dwóch dnach dotarliśmy na miejsce. Była to spora, skalista polana, na jej środku stał mały drewniany domek. Z kominka leciał dym, a drzwi były otwarte na rozszerz, podobnie jak okna.  Podeszliśmy bliżej.
-Witajcie, szukacie kogoś? – usłyszeliśmy damski głos, gdy byliśmy jakieś 10 metrów od domku.
Spojrzeliśmy w górę, na dachu siedziała niebieskowłosa dziewczyna, krótkie włosy, ledwo sięgały jej do barków. Miała jakieś 15 lat, ubrana w białą bluzkę, pokazująca jej brzuch i krótką, czarną spódniczkę. W jej oczach była nie ufność. Spojrzałem w oczy senseia, a następnie zdjąłem maskę i kaptur.
-Szukamy Yuki Guranshi – powiedziałem.
-Mogę wiedzieć czego od niej chcecie? – spytała z zainteresowaniem.
-Nie – odparł Yamato.
-Wiec nie wiem gdzie jest.
-Mi się wydaje inaczej – powiedziałem pojawiając się obok niej.
Usiadłem sobie na dachu, a ona od razu odskoczyła i otoczyła ją zbroja z magmy.
-Chcemy się ostrzec.
-Chyba zabić. Myślisz, że o was nie słyszałam, polujecie na osoby z rzadkim kekkei genkai.
-My jesteśmy inni – odparłem patrząc w jej brązowe oczy. – Sensei powiedz jej.
-Pochodzimy z Konohy. Dołączyliśmy do tej organizacji, aby ją rozpracować. Jest to misja zlecona przez Hokage, oprócz niej nikt o niej nie wie, a w wiosce jesteśmy uznani za zdrajców.
-Myślisz, że w to uwierzę?
-Niby czemu?
-Na pewno jest to prosta bajeczka, która ma mnie uśpić.
-Gdybyśmy chcieli cię zabić, leżała byś martwa – powiedziałem jej do ucha, pojawiając się za nią i przystawiając jej kunaia do gardła.
Ta mniejsza wersja Hirashina jest super, mogę teleportować się na małe odległości bez żadnych kunai czy pieczęci, muszę tylko widzieć to miejsce. Muszę podziękować Kuramie, za podsunięcie tego pomysłu.  Zabrałem ostrze, aby się nie stopiło od jej zbroi, po czym zeskoczyłem na dół.
-Jak widzisz miałem dwie okazję, aby cię zabić, a tego nie zrobiłem.
Popatrzyła chwilę na nas, po czym jej zbroja zniknęła. Zeskoczyła przed drzwi domku i odwróciła się do nas plecami. 
-Chodźcie – powiedziała wchodząc do środka.
Wejście doprowadziła nas do salonu. Była tu jedna kanapa, fotel stolik ze szklanym blatem, kilka półek ze zdjęciami i szafa. Ściany były pomalowane na ciemną zieleń. Siedliśmy na kanapie, a sensei zdjął maskę i kaptur. Yuki wyszła chyba z kuchni z tacką ciastek, napojem i szklankami.
-Więc czego ode mnie chcecie? – spytała, gdy usiadła.
-Chcemy, abyś przeniosła się w inne miejsce, zmieniła tożsamość i starała się jej nie zdradzić, aby nie wyszło na jaw, że żyjesz – powiedziałem.


5 komentarzy:

  1. Fajne opowiadanie:-) Jestem ciekawa co będzie dalej;-) Czekam na nexta;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Subcio czekam na next.
    Pozdro i WENY

    OdpowiedzUsuń
  3. Odnośnie paringu dla Naruto proponuję Temari.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    zostali już członkami Akatsuki, ciekawe kim jest lider... cieszę się, że Rish zmienił swoje nastawienie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    zostali członkami ale ciekawe kim jest lider, Rish zmienił nastawienie i dobrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń