Ukryta Prawda o Naruto -25.
-----Naruto----
Staliśmy w bezruchu kilka minut, a moje oczy przez cały czas
były skierowane na tego jednego. Czułem jak moja chakra zaczyna buzować. Nagle
zawiał silniejszy, liście z drzew zmusiły mnie do przymknięcia oczu. Kiedy otworzyłem oczy, na klifie nikogo nie
było.
-Więc po co tu nas wezwałeś Zein? I co to za dzieciak i
mężczyzna?
-Ten chłopak rzucił wyzwanie Keinowi, więc jak głoszą nasze
zasady, będziemy głosować.
Ten cały Kein spojrzał mi w oczy, co mnie zdziwiło to to, że
jego brązowe tęczówki nie wyrażały żadnych emocji. Głosowanie skończyło się na
tym, że prawie wszyscy zagłosowali za tym, aby odbyła się walka.
-Będziemy walczyć dwóch na dwóch. Zgaduję, ze twoim
partnerem jest on – powiedział Kein.
-Nie, będę walczył sam.
-Zaraz Naruto – wtrącił się sensei, ale machnąłem na niego
ręką, aby przestał.
-Więc zaczynajmy. To jest mój partner, Kai.
Obaj zrzucili płaszcze, pod którymi mieli stroje bojowe,
maski zostawili na twarzach. Wszyscy odskoczyli na kilka kroków. Nim się
spostrzegłem otoczyła nas złota bariera, oddzielając nas od wszystkich.
Wyraźnie widziałem w niej swoje odbicie.
-Teraz nikt nam nie przeszkodzi. Nie martw się, zginiesz
szybką śmiercią.
Kai rzucił się na mnie pierwszy, w mgnieniu oka znalazł się
za mną.
-To nie z tobą mam porachunki! – krzyknąłem uderzając go w
brzuch.
Przez maskę wydostało się trochę krwi, jego oczy prawie
wyszły na wierzch, a siła odrzuciła go. Uderzył w swoją barierę i odbił się od
niej plecami.
-Ma pare w łapie – powiedział cicho, gdy się otrząsnął.
-Albo ty jesteś słaby w Taijutsu – dodał Kein. – Jesteś
typem Genjutsu i potrafisz stawiać dobre bariery, więc po co walczysz wręcz.
-Nie chciałem, aby to tak szybko się skończyło. –Złożył
kilka pieczęci i rozpłynął się w powietrzu.
-Kai! – krzyknąłem niwelując genjutsu. –Skończycie się bawić?
-Użyj lepszego genjutsu.
Czekałem spokojnie na kolejne genjutsu. Z mojej twarzy nie
znikał uśmiech, co pewnie zaciekawiło Keina, który stał z założonymi rękoma na
piersi w tym samym miejscu od początku walki.
Tym razem niebo stało się czarne, wszędzie były stare spróchniałe
drzewa, które wyglądały jak straszydła. Ja byłem przywiązany żyłkami do kilku z
nich, a przede mną stał Kai z uśmiechem na twarzy.
-Nie często spotykam kogoś, który uśmiecha się przed
śmiercią.
-Mogę powiedzieć to samo – powiedziałem i włączyłem
Sharingana.
Najpierw zwykłego z trzema łezkami, a po sekundzie Mangekyo
Sharingana, tym razem już całkowicie aktywowanego.
-Co?! – krzyknął nim został złapany w genjutsu.
Mrugnąłem, wyłączając Sharingana. Gdy otworzyłem oczy byłem
na polu walki. Kai leżał nieprzytomny z boku, ale bariera się trzymała.
-Teraz nie będzie już nam przeszkadzać – powiedziałem do
niego.
Zabójca Kimiko spojrzał na kompana jakby od niechcenia.
-Czego chcesz?
-Zemścić się.
-Słucham?
– Zabiłeś moją kuzynkę! Zemszczę się za nią!
-Zabiłem wiele osób. Nie pamiętam.
-Ja ci przypomnę!
W moich oczach pojawił się Mangekyo Sharingan, a ręce same
złożyły jakieś pieczęcie.
-Mokuton: Opętanie.
Moja ręka powędrowała do ziemi, a on został spętany przez pnącza,
które wyrosły spod jego stup. Byłem pewny, ze nie będzie w stanie wykonać
żadnego ruchu, ale on rozerwał je samymi mięśniami.
-Ciekawe, ostatnią osobę jaką zabiłem z tą umiejętnością
była jakaś dziewucha.
-Właśnie za nią zginiesz.
Wściekły rzuciłem się na niego. Moje Taijutsu nie
dorównywało jego, ale mimo to udało mi się go parę razy celnie i mocno uderzyć.
-Katon: Ogniste Pociski!
W moja stronę poleciały setki małych kul ognia. Dzięki Sharinganowi
i dużej szybkości udało mi się ominąć wszystkie. Gdy moja uwaga była poświęcona
na omijanie kul ognia, Kein zaszedł mnie o tyłu i kopnął w plecy. Uderzenie
było tak mocne, że odbiłem się od bariery.
-Jesteś o parę lat za młody, żeby ze mną konkurować, mimo,
że pochodzisz z rodu Trzeciego syna Rikodu Senina.
Oparłem się pięściami o ziemię i próbowałem uspokoić oddech.
Kiedy podniosłem wzrok, on był przy tym drugim i budził go z Genjutsu. Potem
pomógł mu wstać. Kai cały czas trzymał się za głowę.
-Ale mi się kręci w głowie.
-Trochę długo się bawimy. Kończmy to.
Tym razem to ja się rzuciłem na nich. Najpierw podbiegłem do
Kaia z kunaiem w ręku i wykonałem szybkie cięcie, próbują oderżnąć mu gardło,
ale on odchylił się do tyłu, ostrze przeleciało kilka centymetrów od tętnicy.
Kiedy robiłem pchnięcie w stronę jego serca, coś przeleciało
mi przed oczami i przecięło kunaia na pół. Odskoczyłem do tyłu i spojrzałem na
moją broń wyrzucając ją gdzieś na bok. Spojrzałem na to co przecięło stal. Kein
stał z kataną w rękach. Ostrze było srebrne, a rękojeść czarna, okryta
bandażem.
-Muszę cię zmartwić, z całe organizacji, ja najlepiej walczę
kataną.
Postanowiłem sprostać tej katanie swoim mieczem. Obydwaj
przyglądali się mojej broni, a ja w tym czasie przygotowywałem się do starcia.
Zaatakował szybko i mocno, uderzeniem z góry. Sparowałem cios, przekręcając
miecz na płasko i unosząc go nad głowę. Uderzenie wbiło mnie w ziemię, robiąc
mały krater. Przepychaliśmy się przez jakaś minutę, przegrałem to starcie. Odepchnął mnie od siebie, a następnie kopnął
w brzuch. Zatrzymałem się na barierze.
-To koniec – usłyszałem.
Podniosłem głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
-Dałeś nam trochę rozrywki, ale teraz zginiesz. Nie jesteś
ostatnim, którego zabiję z takimi umiejętnościami. Choć muszę ci przyznać, że trudno znaleźć
takich brzdąców, którzy walczą na tak dużym poziomie.
-Pośpiesz się.
-Może wezmę sobie twoje oczy – powiedział raczej do siebie,
aby mnie zdenerwować. – Żałuję, ze nie wziąłem Sharingana tej twojej kuzynki,
zrobiłbym z nich lepszy użytek niż ta dziewucha.
Zacisnąłem dłoń na mieczu i zamknąłem oczy. Czułem jak jego
katana jest tuz nad moją głową.
-„K…AI” – pomyślałem likwidując pieczęć.
Czarna chakra zaczęła ze mnie wręcz wyciekać.
-Co z nim jest? – powiedzieli obaj.
Podniosłem się, głowę nadal spuszczałem w dół. Gdy
podniosłem głowę, obaj mogli dokładnie zobaczyć mojego Mangekyo Sharingana.
-Już nigdy więcej nikogo nie zabijesz – powiedziałem cicho.
Jednym ruchem przywołałem trzy kunaie taty.
-Wiesz co to za kunaie?
-To są kunaie czasoprzestrzenne – odparł Kai. – Dzięki nim
można się teleportować.
Ja w tym czasie
rzuciłem je w trzy różne miejsca. Całą chakrę, która mnie oplatała przesłałem
do miecza. Srebrne ostrze, stało się czarne.
Obaj przygotowali się do obrony. Zrobiłem jeszcze jeden
głęboki oddech i zaatakowałem. Ruszyłem biegiem, aby w końcu skończyć tą walkę.
Gdy byłem kilka metrów od nich wyskoczyłem w górę i zaatakowałem mieczem Keina.
Zablokował mój atak swoją kataną, ale już przy pierwszym zetknięciu się naszych
broni, na jego ostrzu pojawiły się pęknięcia.
Po okolicy rozeszła się fala powietrza, która utworzyła się z naszego
zderzenia, a jego nogi wbiły się w ziemię.
Nie spodziewanie, wydmuchnąłem Kulę Ognia, nie robiąc żadnej
pieczęci. Ogień pochłonął go, a ja odskoczyłem. Po chwili ogień zgasł, jego
ubranie jeszcze się tliło, a maska była ubrudzona w sadzy.
-„Nie zrobiłem, żadnej pieczęci” – powiedziałem do siebie w
myślach.
-„Są osoby, które nie musza składać pieczęci do technik” –
poinformował mnie Kurama. – „Musiałem aktywować to razem z Mokutonem.”
Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, a w całej okolicy
zaczęła skraplać się woda. Wokół nas pojawiły się setki czarnych senbonów.
-Katon: Ognisty Smok!
Moje jutsu wyparowało od ognia, a smok gnał w moją stronę.
-Mokuton: Drewniana Kopuła.
Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że znam jutsu, Mokutona,
które wykonywał sensei. Zawsze starałem się mieć aktywowanego Sharingana, gdy
je wykonywał, ale nie zdawałem sobie sprawy, że je zapamiętam.
Gdy kopuła opadła widziałem tylko Keina. Zacząłem się
rozglądać za tym drugim, ale nigdzie go nie było. Zacisnąłem mocniej dłoń na
mieczu i czekałem na atak. Przerzuciłem rękojeść do lewej ręki, a prawą
zrobiłem Rasengana.
-Rasengan! – krzyknąłem uderzając w przestrzeń za mną.
-J..jak? – przede mną pojawił się Kai, Rasengan wbił się w
jego ciało, z ust płynęła mu krew, podobnie jak z rany lał się strumień
czerwonej cieczy.
Spojrzeliśmy sobie jeszcze w oczy, nim padł martwy na
ziemię.
-To było jego wyjątkowe jutsu, jeszcze nikt go nie znalazł,
gdy go używał.
Nie skomentowałem tego co powiedział, tylko odwróciłem się w
jego stronę. Spojrzałem zaciekawiony na barierę, myślałem, że zniknie, gdy jej
twórca zginie, ale tak się nie stało.
-Zniknie dopiero po walce.
Mój wzrok wrócił na niego. Jego ręka była przy masce i
zdjęła ją. Podobnie z płaszczem, rzucił je na bok. Miał długie podające na
plecy blondwłosy, brązowe oczy, a na sobie czarne spodnie, związane u dołu
bandażem, sandały na nogach, koszulkę z jakimś lwem na piersi i kamizelką na
to.
-Zasłużyłeś, aby zobaczyć moją twarz. Teraz możemy walczyć
na poważnie.
Gdy skończył mówić w ciągu sekundy pojawił się przede mną, a
jego pieść leciała w moją twarz. Wyraźnie widziałem, jak zaczęła zwalniać
podobnie jak kiedyś broń Sasuke podczas naszych sparingów. Kiedy była centymetr
od mojego nosa, zniknąłem w Czarnych Blasku. Pojawiłem się kilka metrów dalej,
przy kunaiu.
Wykorzystałem jego zaskoczenie i tym razem ja doskoczyłem do
niego z podobna szybkością. On zamiast zrobić unik , złapał moją pięść,
wykorzystał mój pęd i rzucił mnie w górę. Pojawił się po mojej prawej, zdobił
salto do przodu i kopnął mnie piętą w brzuch. Gdy już miałem uderzyć w ziemię
podmieniłem się z ciałem jego towarzysza.
-Kage Bunshin no Jutsu – powiedziałem, a obok mnie pojawiło
się dziesięć klonów.
Klony od razu wyciągnęły kunaie i shurikeny. Na mój znak
rzuciły się w jego stronę.
-Katon: Ognisty Krąg.
Spod jego stóp zaczął się rozciągać ognisty krąg, który
palił wszystko na swojej drodze. Klony zniknęły po zetknięciu się z nim.
-Suiton: Wodny Bicz.
Wokół moich rąk pojawiła się spirala wodna. Zamachnąłem się,
a woda w postaci bicza popędziła w jego stronę. Owinęły się wokół niego,
blokując mu ręce i nogi. Przyciągnąłem go do siebie i przywaliłem mu z pięści,
okrytej Czarnym Ogniem, prosto w twarz. Poleciał w miejsce, w którym stał
chwilę temu.
Po kilku sekundach pozbierał się i wstał.
-Katon: Ogniste Tornado.
-Suiton: Wodna Kopuła.
Pod wpływem temperatury, woda zaczęła wrzeć i parować. Było
blisko, abym został spalony, ale wpadłem na pomysł. Stworzyłem klona, dałem mu
więcej chakry, aby wytrzymał ten atak, a sam zacząłem kopać w ziemi dziurę. Po
minucie dostałem wspomnienia klona, wraz z położeniem Keina.
Był nade mną. Użyłem Hirashina i pojawiłem się tuż za nim, w
mojej ręce pojawiła się czarna, wirująca kula, którą uderzyłem go, w plecy.
Uderzył w barierę i osunął się na ziemię. Był ledwo żywy, zgadywałem, że
złamałem mu kręgosłup. Podszedł do niego powoli.
-Do…bij mn…ie – wydyszał.
-Proszę bardzo – odparłem.
Uniosłem miecz w górę, a ostrze zaczęło świecić się na
czarno. Zamachnąłem się w dół, wypuszczając czarny sierp, który go dobił.
Czarna chakra z uderzenia rozeszła się po całej barierze. Pod wpływem tej
chakry, rozprysnęła się na tysiące kawałeczków. Wyłączyłem Sharingana i
odwołałem miecz.
Rozejrzałem się po wszystkich, każdy był zszokowany samym
pobojowiskiem. Dopiero po chwili zaczęli odzyskiwać mowę. Nie zwracałem na to
uwagi. Stałem nad jego ciałem i patrzyłem się w nie tempo. Nie czułem nic,
złości, radości, czy jakiś innych uczuć. Czułem jedynie pustkę.
Mój oddech zaczął się uspokajać. Podszedł do mnie
Yamato-sensei. Spojrzałem mu w oczy, był przerażony, pytanie tylko czym. Tym, że
walczyłem, czy tym, że zabiłem.
-Lisa, podejdź tu do nas! – krzyknął jeden z nich.
Zaczęli o czymś dyskutować. Ja w tym czasie usiadłem w
cieniu drzewa, zacząłem się zastanawiać co teraz będzie. Dokonałem swojej
zemsty, która nic nie dała. Stałem się mordercą w oczach senseia.
Nice wreszcie kutas zdechł oj zasłużył sobie... :D Czekam na next:D
OdpowiedzUsuńzajebista notka jak zawsze.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńWalka Naruto bardzo mi się podobała. Czekam na ciąg dalszy...
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńWalka Naruto bardzo mi się podobała. Czekam na ciąg dalszy...
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Nyaaa~!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie :D
Taki Naruto to like a boss..
Czekam na next!
Hej,
Usuńta walka naprawdę wspaniała, Naruto obydwu pokonał sam, choć zastamawiam co mysli o tym Yamato...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwalka naprawdę wspaniała, pokonał obydwu ;) choć co o tym myśli Yamato...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia