wtorek, 11 sierpnia 2015

Ukryta Prawda o Naruto -25.

Ukryta Prawda o Naruto -25.
-----Naruto----
Staliśmy w bezruchu kilka minut, a moje oczy przez cały czas były skierowane na tego jednego. Czułem jak moja chakra zaczyna buzować. Nagle zawiał silniejszy, liście z drzew zmusiły mnie do przymknięcia oczu.  Kiedy otworzyłem oczy, na klifie nikogo nie było.
-Więc po co tu nas wezwałeś Zein? I co to za dzieciak i mężczyzna?
-Ten chłopak rzucił wyzwanie Keinowi, więc jak głoszą nasze zasady, będziemy głosować.
Ten cały Kein spojrzał mi w oczy, co mnie zdziwiło to to, że jego brązowe tęczówki nie wyrażały żadnych emocji. Głosowanie skończyło się na tym, że prawie wszyscy zagłosowali za tym, aby odbyła się walka.
-Będziemy walczyć dwóch na dwóch. Zgaduję, ze twoim partnerem jest on – powiedział Kein.
-Nie, będę walczył sam.
-Zaraz Naruto – wtrącił się sensei, ale machnąłem na niego ręką, aby przestał.
-Więc zaczynajmy. To jest mój partner, Kai.
Obaj zrzucili płaszcze, pod którymi mieli stroje bojowe, maski zostawili na twarzach. Wszyscy odskoczyli na kilka kroków. Nim się spostrzegłem otoczyła nas złota bariera, oddzielając nas od wszystkich. Wyraźnie widziałem w niej swoje odbicie.
-Teraz nikt nam nie przeszkodzi. Nie martw się, zginiesz szybką śmiercią.
Kai rzucił się na mnie pierwszy, w mgnieniu oka znalazł się za mną.
-To nie z tobą mam porachunki! – krzyknąłem uderzając go w brzuch.
Przez maskę wydostało się trochę krwi, jego oczy prawie wyszły na wierzch, a siła odrzuciła go. Uderzył w swoją barierę i odbił się od niej plecami.
-Ma pare w łapie – powiedział cicho, gdy się otrząsnął.
-Albo ty jesteś słaby w Taijutsu – dodał Kein. – Jesteś typem Genjutsu i potrafisz stawiać dobre bariery, więc po co walczysz wręcz.
-Nie chciałem, aby to tak szybko się skończyło. –Złożył kilka pieczęci i rozpłynął się w powietrzu.
-Kai! – krzyknąłem niwelując genjutsu.  –Skończycie się bawić?
-Użyj lepszego genjutsu.
Czekałem spokojnie na kolejne genjutsu. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech, co pewnie zaciekawiło Keina, który stał z założonymi rękoma na piersi w tym samym miejscu od początku walki.  Tym razem niebo stało się czarne, wszędzie były stare spróchniałe drzewa, które wyglądały jak straszydła. Ja byłem przywiązany żyłkami do kilku z nich, a przede mną stał Kai z uśmiechem na twarzy.
-Nie często spotykam kogoś, który uśmiecha się przed śmiercią.
-Mogę powiedzieć to samo – powiedziałem i włączyłem Sharingana.
Najpierw zwykłego z trzema łezkami, a po sekundzie Mangekyo Sharingana, tym razem już całkowicie aktywowanego.
-Co?! – krzyknął nim został złapany w genjutsu.
Mrugnąłem, wyłączając Sharingana. Gdy otworzyłem oczy byłem na polu walki. Kai leżał nieprzytomny z boku, ale bariera się trzymała.
-Teraz nie będzie już nam przeszkadzać – powiedziałem do niego.
Zabójca Kimiko spojrzał na kompana jakby od niechcenia.
-Czego chcesz?
-Zemścić się.
-Słucham?
– Zabiłeś moją kuzynkę! Zemszczę się za nią!
-Zabiłem wiele osób. Nie pamiętam.
-Ja ci przypomnę!
W moich oczach pojawił się Mangekyo Sharingan, a ręce same złożyły jakieś pieczęcie.
-Mokuton: Opętanie.
Moja ręka powędrowała do ziemi, a on został spętany przez pnącza, które wyrosły spod jego stup. Byłem pewny, ze nie będzie w stanie wykonać żadnego ruchu, ale on rozerwał je samymi mięśniami.
-Ciekawe, ostatnią osobę jaką zabiłem z tą umiejętnością była jakaś dziewucha.
-Właśnie za nią zginiesz.
Wściekły rzuciłem się na niego. Moje Taijutsu nie dorównywało jego, ale mimo to udało mi się go parę razy celnie i mocno uderzyć.
-Katon: Ogniste Pociski!
W moja stronę poleciały setki małych kul ognia. Dzięki Sharinganowi i dużej szybkości udało mi się ominąć wszystkie. Gdy moja uwaga była poświęcona na omijanie kul ognia, Kein zaszedł mnie o tyłu i kopnął w plecy. Uderzenie było tak mocne, że odbiłem się od bariery.
-Jesteś o parę lat za młody, żeby ze mną konkurować, mimo, że pochodzisz z rodu Trzeciego syna Rikodu Senina.
Oparłem się pięściami o ziemię i próbowałem uspokoić oddech. Kiedy podniosłem wzrok, on był przy tym drugim i budził go z Genjutsu. Potem pomógł mu wstać. Kai cały czas trzymał się za głowę.
-Ale mi się kręci w głowie.
-Trochę długo się bawimy. Kończmy to.
Tym razem to ja się rzuciłem na nich. Najpierw podbiegłem do Kaia z kunaiem w ręku i wykonałem szybkie cięcie, próbują oderżnąć mu gardło, ale on odchylił się do tyłu, ostrze przeleciało kilka centymetrów od tętnicy.
Kiedy robiłem pchnięcie w stronę jego serca, coś przeleciało mi przed oczami i przecięło kunaia na pół. Odskoczyłem do tyłu i spojrzałem na moją broń wyrzucając ją gdzieś na bok. Spojrzałem na to co przecięło stal. Kein stał z kataną w rękach. Ostrze było srebrne, a rękojeść czarna, okryta bandażem.
-Muszę cię zmartwić, z całe organizacji, ja najlepiej walczę kataną.
Postanowiłem sprostać tej katanie swoim mieczem. Obydwaj przyglądali się mojej broni, a ja w tym czasie przygotowywałem się do starcia. Zaatakował szybko i mocno, uderzeniem z góry. Sparowałem cios, przekręcając miecz na płasko i unosząc go nad głowę. Uderzenie wbiło mnie w ziemię, robiąc mały krater. Przepychaliśmy się przez jakaś minutę, przegrałem to starcie.  Odepchnął mnie od siebie, a następnie kopnął w brzuch.  Zatrzymałem się na barierze.
-To koniec – usłyszałem.
Podniosłem głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
-Dałeś nam trochę rozrywki, ale teraz zginiesz. Nie jesteś ostatnim, którego zabiję z takimi umiejętnościami.  Choć muszę ci przyznać, że trudno znaleźć takich brzdąców, którzy walczą na tak dużym poziomie.
-Pośpiesz się.
-Może wezmę sobie twoje oczy – powiedział raczej do siebie, aby mnie zdenerwować. – Żałuję, ze nie wziąłem Sharingana tej twojej kuzynki, zrobiłbym z nich lepszy użytek niż ta dziewucha.
Zacisnąłem dłoń na mieczu i zamknąłem oczy. Czułem jak jego katana jest tuz nad moją głową.
-„K…AI” – pomyślałem likwidując pieczęć.
Czarna chakra zaczęła ze mnie wręcz wyciekać.
-Co z nim jest? – powiedzieli obaj.
Podniosłem się, głowę nadal spuszczałem w dół. Gdy podniosłem głowę, obaj mogli dokładnie zobaczyć mojego Mangekyo Sharingana.
-Już nigdy więcej nikogo nie zabijesz – powiedziałem cicho.
Jednym ruchem przywołałem trzy kunaie taty.
-Wiesz co to za kunaie?
-To są kunaie czasoprzestrzenne – odparł Kai. – Dzięki nim można się teleportować.
 Ja w tym czasie rzuciłem je w trzy różne miejsca. Całą chakrę, która mnie oplatała przesłałem do miecza. Srebrne ostrze, stało się czarne.
Obaj przygotowali się do obrony. Zrobiłem jeszcze jeden głęboki oddech i zaatakowałem. Ruszyłem biegiem, aby w końcu skończyć tą walkę. Gdy byłem kilka metrów od nich wyskoczyłem w górę i zaatakowałem mieczem Keina. Zablokował mój atak swoją kataną, ale już przy pierwszym zetknięciu się naszych broni, na jego ostrzu pojawiły się pęknięcia.  Po okolicy rozeszła się fala powietrza, która utworzyła się z naszego zderzenia, a jego nogi wbiły się w ziemię.
Nie spodziewanie, wydmuchnąłem Kulę Ognia, nie robiąc żadnej pieczęci. Ogień pochłonął go, a ja odskoczyłem. Po chwili ogień zgasł, jego ubranie jeszcze się tliło, a maska była ubrudzona w sadzy.
-„Nie zrobiłem, żadnej pieczęci” – powiedziałem do siebie w myślach.
-„Są osoby, które nie musza składać pieczęci do technik” – poinformował mnie Kurama. – „Musiałem aktywować to razem z Mokutonem.”
Na mojej twarzy pojawił się uśmieszek, a w całej okolicy zaczęła skraplać się woda. Wokół nas pojawiły się setki czarnych senbonów.
-Katon: Ognisty Smok!
Moje jutsu wyparowało od ognia, a smok gnał w moją stronę.
-Mokuton: Drewniana Kopuła.
Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że znam jutsu, Mokutona, które wykonywał sensei. Zawsze starałem się mieć aktywowanego Sharingana, gdy je wykonywał, ale nie zdawałem sobie sprawy, że je zapamiętam.
Gdy kopuła opadła widziałem tylko Keina. Zacząłem się rozglądać za tym drugim, ale nigdzie go nie było. Zacisnąłem mocniej dłoń na mieczu i czekałem na atak. Przerzuciłem rękojeść do lewej ręki, a prawą zrobiłem Rasengana.
-Rasengan! – krzyknąłem uderzając w przestrzeń za mną.
-J..jak? – przede mną pojawił się Kai, Rasengan wbił się w jego ciało, z ust płynęła mu krew, podobnie jak z rany lał się strumień czerwonej cieczy.
Spojrzeliśmy sobie jeszcze w oczy, nim padł martwy na ziemię.
-To było jego wyjątkowe jutsu, jeszcze nikt go nie znalazł, gdy go używał.
Nie skomentowałem tego co powiedział, tylko odwróciłem się w jego stronę. Spojrzałem zaciekawiony na barierę, myślałem, że zniknie, gdy jej twórca zginie, ale tak się nie stało.
-Zniknie dopiero po walce.
Mój wzrok wrócił na niego. Jego ręka była przy masce i zdjęła ją. Podobnie z płaszczem, rzucił je na bok. Miał długie podające na plecy blondwłosy, brązowe oczy, a na sobie czarne spodnie, związane u dołu bandażem, sandały na nogach, koszulkę z jakimś lwem na piersi i kamizelką na to.
-Zasłużyłeś, aby zobaczyć moją twarz. Teraz możemy walczyć na poważnie.
Gdy skończył mówić w ciągu sekundy pojawił się przede mną, a jego pieść leciała w moją twarz. Wyraźnie widziałem, jak zaczęła zwalniać podobnie jak kiedyś broń Sasuke podczas naszych sparingów. Kiedy była centymetr od mojego nosa, zniknąłem w Czarnych Blasku. Pojawiłem się kilka metrów dalej, przy kunaiu.
Wykorzystałem jego zaskoczenie i tym razem ja doskoczyłem do niego z podobna szybkością. On zamiast zrobić unik , złapał moją pięść, wykorzystał mój pęd i rzucił mnie w górę. Pojawił się po mojej prawej, zdobił salto do przodu i kopnął mnie piętą w brzuch. Gdy już miałem uderzyć w ziemię podmieniłem się z ciałem jego towarzysza.
-Kage Bunshin no Jutsu – powiedziałem, a obok mnie pojawiło się dziesięć klonów.
Klony od razu wyciągnęły kunaie i shurikeny. Na mój znak rzuciły się w jego stronę.
-Katon: Ognisty Krąg.
Spod jego stóp zaczął się rozciągać ognisty krąg, który palił wszystko na swojej drodze. Klony zniknęły po zetknięciu się  z nim.
-Suiton: Wodny Bicz.
Wokół moich rąk pojawiła się spirala wodna. Zamachnąłem się, a woda w postaci bicza popędziła w jego stronę. Owinęły się wokół niego, blokując mu ręce i nogi. Przyciągnąłem go do siebie i przywaliłem mu z pięści, okrytej Czarnym Ogniem, prosto w twarz. Poleciał w miejsce, w którym stał chwilę temu.
Po kilku sekundach pozbierał się i wstał.
-Katon: Ogniste Tornado.
-Suiton: Wodna Kopuła.
Pod wpływem temperatury, woda zaczęła wrzeć i parować. Było blisko, abym został spalony, ale wpadłem na pomysł. Stworzyłem klona, dałem mu więcej chakry, aby wytrzymał ten atak, a sam zacząłem kopać w ziemi dziurę. Po minucie dostałem wspomnienia klona, wraz z położeniem Keina.
Był nade mną. Użyłem Hirashina i pojawiłem się tuż za nim, w mojej ręce pojawiła się czarna, wirująca kula, którą uderzyłem go, w plecy. Uderzył w barierę i osunął się na ziemię. Był ledwo żywy, zgadywałem, że złamałem mu kręgosłup. Podszedł do niego powoli.
-Do…bij mn…ie – wydyszał.
-Proszę bardzo – odparłem.
Uniosłem miecz w górę, a ostrze zaczęło świecić się na czarno. Zamachnąłem się w dół, wypuszczając czarny sierp, który go dobił. Czarna chakra z uderzenia rozeszła się po całej barierze. Pod wpływem tej chakry, rozprysnęła się na tysiące kawałeczków. Wyłączyłem Sharingana i odwołałem miecz.
Rozejrzałem się po wszystkich, każdy był zszokowany samym pobojowiskiem. Dopiero po chwili zaczęli odzyskiwać mowę. Nie zwracałem na to uwagi. Stałem nad jego ciałem i patrzyłem się w nie tempo. Nie czułem nic, złości, radości, czy jakiś innych uczuć. Czułem jedynie pustkę.
Mój oddech zaczął się uspokajać. Podszedł do mnie Yamato-sensei. Spojrzałem mu w oczy, był przerażony, pytanie tylko czym. Tym, że walczyłem, czy tym, że zabiłem.
-Lisa, podejdź tu do nas! – krzyknął jeden z nich.

Zaczęli o czymś dyskutować. Ja w tym czasie usiadłem w cieniu drzewa, zacząłem się zastanawiać co teraz będzie. Dokonałem swojej zemsty, która nic nie dała. Stałem się mordercą w oczach senseia.

7 komentarzy:

  1. Nice wreszcie kutas zdechł oj zasłużył sobie... :D Czekam na next:D

    OdpowiedzUsuń
  2. zajebista notka jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny.
    Walka Naruto bardzo mi się podobała. Czekam na ciąg dalszy...
    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny.
    Walka Naruto bardzo mi się podobała. Czekam na ciąg dalszy...
    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Nyaaa~!
    Bardzo fajnie :D
    Taki Naruto to like a boss..
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      ta walka naprawdę wspaniała, Naruto obydwu pokonał sam, choć zastamawiam co mysli o tym Yamato...
      Dużo weny życzę...
      Pozdrawiam serdecznie Aga

      Usuń
  6. Hej,
    walka naprawdę wspaniała, pokonał obydwu ;) choć co o tym myśli Yamato...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń