Ukryta Prawda o
Naruto -29.
----Naruto----
-Zginiemy! – krzyczeli na wszyscy w panice, na widok
Bijudamy.
Kula była tak wielka jak jedna z kamiennych głów, jeśli
trafią wioskę, zmiotą nas oraz sporą część Kraju Ognia.
-Kakashi-sensei możesz użyć na tym Kamui? – spytał Sasuke.
-Nie dam rady, jest zbyt duże.
-Więc co robić? – pytanie było skierowane do mnie.
Chciałem mu odpowiedzieć, ale znowu miałem wizję. Mój ojciec
stał na swojej głowie Kage, naprzeciw niego stał Kurama, w jego oczach był
Sharingan, co oznaczało, że był kontrolowany. Zaczął skupiać chakrę, tak jak
biju teraz, a po kilku sekundach bijudama leciała w mojego ojca. On wyprostował
dwa palce, wskazujący i środkowy, a resztę zgiął, podobnie u drugiej dłoni i
skrzyżowałem tworząc znak X. Przed w powietrzu zaczęły pojawiać się jakieś
znaki. Bijudama zaczęła znikać, aż w końcu całą została teleportowana gdzieś
daleko.
-Naruto! – krzyk Sasuke przywrócił mnie do przytomności. –
Na pewno wiesz co robić.
-Bijudama!
Zerwałem się i stanąłem przed wszystkimi. Moje ciało zaczęło
być oplatane czarnymi smugami chakry, złożyłem taką samą pieczęć, a przede mną
w powietrzu zaczęły rysować się jakieś znaki. Stało się tak samo, jak w tej
wizji, Bijudama została teleportowana kilkanaście kilometrów od wioski.
Po kilku sekundach zobaczyliśmy łunę światła, chmury zostały
przegonione znad epicentrum. Fala powietrza dotarła do nas po kolejnych kilku
sekundach. Na twarzach wszystkich był wypisany szok.
-Jesteś silny – powiedział Pain. – W dodatku świetnie
panujesz nad technikami Czwartego.
-Czego tu szukacie? – spytałem.
-Zemsty oraz biju. Wiemy, ze twoja przyjaciółka jest
jinchuriki, wiec jeśli ją oddacie, może nic wam nie zrobimy.
-Nie oddamy wam Kisuki, a po za tym po co wam biju – wszyscy
shinobi Konohy, zaczęli szeptać.
-Zadajesz głupie pytanie, odrodzimy Jubiego i zapanujemy nad
światem.
-Nie odrodzicie Jubiego, bo do tego potrzebujecie Kyubiego,
a o nim nie było słychać od kilkunastu lat.
-Odnalezienie Kyubiego to tylko sprawa czasu, na niego też
przyjdzie kolej. Więc oddacie jinchuuriki?
-Którego? Chcecie
Kisuke czy mnie?
Wokół mnie zaczęła skupiać się pomarańczowa chakra. Po kilku
sekundach stałem na łbie dziewięcioogoniastego lisa. Kurama zaryczał głośno,
pokazując przy tym swoje kły.
-Kyubi! – krzyk Konohanczyków rozszedł się po okolicy.
-Kurama!
-Tak Naruto! Bijudama! – czarna kula, dwa razy większa niż
poprzednia poleciała w stronę biju.
Jutsu Kuramy powaliło wszystkich. Przed wejściem do wioski
powstał wielki krater, a drzewa w odległości jednego kilometra przestały
istnieć. Postawiłem barierę nad wioską, aby nic się jej nie stało, mimo to mury
zostały uszkodzone. Wszyscy byli zaskoczeni tym, ale nie było na to czasu.
-Babuniu! Ja zajmę się Biju, a wy resztą!
Nim Hokage coś odkrzyknęła, w myślach powiedziałem formułkę
i ja oraz wszystkie biju zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Pojawiliśmy się nad
morzem. Na szczęście w pobliżu nie było żadnych wiosek, czy osad.
-Teraz możemy zaszaleć – powiedziałem do Kuramy.
Od razu rzuciliśmy się do ataku, spychając ich na wodę.
-Susano! – pokryłem Kuramę Susano, zwiększając jego siłę, co
najmniej dwukrotnie.
„Musimy najpierw pokonać Sanbiego, woda to jego żywioł” –
poinformował mnie Kurama.
-„Spoko” – odparłem w myślach.
Kurama owinął swoje ogony wokół szyi każdego biju i porozrzucał
ich po okolicy. Nim się zdążyli pozbierać, byliśmy przy Sanbim. Kurama
przywalił mu z pięści w pancerz, przybijając go do ziemi. Jego ryk, rozszedł
się po okolicy. Następnie z paszczy lisa, wystrzelił promień, który znokautował
Żółwia.
Nagle poczuliśmy, że nie możemy się ruszyć. Sześcioogoniasty
unieruchomił nas jakąś mazią, a Siedmioogoniasty leciał prosto w naszą stronę.
Złapał nas i zaczął lecieć w niebo. Z minuty na minutę coraz trudniej się
oddychało. W końcu nas puścił, zaczęliśmy lecieć w dół, nabierając prędkości.
Gdy byliśmy jakieś 100 metrów nad ziemią, skupiłem się na Susano. Na grzbiecie
Kuramy pojawiły się czarne skrzydła, dzięki którymi również mogliśmy latać. Kurama wylądował na morzu, powodując spore
fale. Z mojego oka leciało coraz więcej krwi oraz widziałem coraz gorzej.
-Żyjesz? – spytał Kurama.
-Ta… - burknąłem cicho, trzymając się za jedno oko. –
Kończmy to. Nanabi znowu nadlatuje.
Tym razem Kurama, przywalił z pięści w twarz Żuka. Siła
odrzuciła go na środek morza, był wykluczony z walki.
-Nie wdychaj tego! – krzyknął Kurama, gdy zostaliśmy spowici
przez jakieś dziwne opary, z ust Sześcioogoniastego.
-Futon: Potrójne Tornado!
Moje jutsu zaczęło zasysać opary i transportowało je wysoko
w niebo. Nagle Susano zaczęło znikać, a ja padłem na kolana.
-Już nie mogę! – powiedziałem do Kuramy.
-Spokojnie, damy radę bez tego. Musisz odpocząć.
-Nie, jeszcze mogę walczyć. Wyrzuć mnie w powietrze! –
krzyknąłem skacząc mu na łapę.
Widziałem tą niechęć w jego oczach, ale zrobił to o go prosiłem.
Na mojej dłoni zaczęła pojawiać się czarna, wirująca kula.
-Oby się udało – mruknąłem do siebie.
Kula zaczęła się zmieniać, miała kształt shurikena, wokół
niej wirowały małe prądy powietrza oraz małe spirale ognia i wody. Mój Rasengan
z trzema naturami był gotowy. Zacisnąłem mocniej dłoń, aby utrzymać niestabilne
jutsu.
- Rasenshuriken!
Eksplozja była porównywalna do tej spowodowanej Bijudamą. Moje jutsu powaliło sześcioogoniastego, oraz
na jakiś czas wykluczyło mnie z walki. Spadłem na ziemię uderzając plecami o
jakiś głaz. Czułem, ze regeneracja już trwa, ale potrwa dość długo. Spojrzałem
na prawą rękę, była cała poharatana i ledwo ruszałem palcami. Mój wzrok
przeniósł się na biju, leżał znokautowany, kilkanaście metrów ode mnie.
Przekręciłem głowę, aby widzieć Kuramę, pokonał właśnie dwuogoniastego, został
tylko Yonbi. Kurama widocznie osłabł, od walk, obrywał coraz częściej czy to od
ciosów wręcz czy jakiś technik czteroogoniastego.
-Bijudama! – oba demony wystrzeliły w siebie, czarną kulę.
Jutsu zderzyły się mniej więcej w ołowie drogi do siebie.
Przez chwilę, spierały się, aby potem wzbić się w powietrze i tam eksplodować.
Gdy kurz opadł zobaczyłem jak Kurama jest przygniatany do ziemi przez tą małpę.
-Amaterasu! – z trudem wyskrobałem trochę chakry, aby użyć
techniki Sharingana.
Głowa Yonbiego zaczęła się palić co wykorzystał Kurama, aby
się uwolnić z jego uścisku. Podparłem się na pierwszym lepszym głazie i wstałem
opierając się na nim.
-Mokuton: Drewniany Smok!
Z ziemi zaczęła wyrastać paszcza smoka, aby po chwili piąć
się w górę i owijać wokół ciała czteroogoniastego. Użyłem to tego jutsu reszty
chakry, teraz wszystko zostało w rękach Kuramy. Lis otworzył paszczę i
wystrzelił w Yonbiego wielką kulę ognia, która znokautowała małpę.
-Uda…ło się – mruknął cicho.
Z trudem przekręciłem się na plecy, aby móc spojrzeć w
niebo. Był już zachód słońca i niebo
miało piękną barwę. Zawsze lubiłem zachody słońca, czułem wtedy spokój, tak
jest też tym razem. Kurama wrócił już do mojego ciała, ale chyba zapadł w
głęboki sen, bo nic nie mówi. Spojrzałem na biju, członkowie Akatsuki znowu
zaczęli przypominać siebie i chyba byli martwi.
-Coś czuję, że i ja
tak usnę – mruknąłem do siebie i zasnąłem.
-----Narracja trzecio osobowa----
Było już po północy, a po skalistym pustkowiu błąkało się
mnóstwo osób. W tle było słychać szum
morza, każdy miał lampę w rękach, które dawały marne światło. Na twarzy każdego
był smutek, z powodu marnej próby odnalezienia Naruto. Szukali już od kilku
godzin, ale nic nie znaleźli.
-Hokage-sama – do blondynki, w zielonym płaszczu podeszła
Rada wioski. – Musimy przerwać te poszukiwania i zabrać się za odbudowę wioski.
-Nie możemy go tak zostawić! – kobieta zdenerwowała się na
myśl o zostawieniu Naruto. – Może być umierający.
-Albo już nie żyję – powiedziała starsza.
Nerwy Tsunade puściły, podeszła do starszej kobiety i
uderzyła ją pięścią.
-Hokage-sama – do kobiety podszedł siwowłosy jonin z maską
na twarzy i zakrytym lewym okiem.
-Czego Kakashi? – warknęła wkurzona Hokage.
-Trudno mi to powiedzieć, ale starszyzna chyba ma rację.
Shinobi są zmęczeni, wioska jest zniszczona, a w tych ciemnościach łatwo o
wypadek. Proponuje wrócić do wioski i rano wysłać kilka grup poszukiwawczych.
Musimy być gotowi, że ponowią atak, w końcu Obito i Pain uciekli oraz nie wiemy
jak zareagują inne wioski.
Kobieta przez chwilę patrzyła w przestrzeń, następnie
westchnęła i skinęła głową.
-Wiem, że to trudne, okazało się, że Naruto jest synem
mojego senseia.
-Właśnie, czemu ja o tym nie wiedziałam? – spytała, ale
odpowiedziała jej tylko cisza. – Zbierz wszystkich i rozkaż wracać do wioski.
Sasuke stał i patrzył w dal. Gdy usłyszał rozkaz Kakashiego,
starł łzę z polika i odwrócił się w jego stronę. Zaczął powoli do niego iść,
gdyby tylko wiedział, że Naruto leży za najbliższym głazem.
-Hokage-sama znaleźliśmy ciała członków Akatsuki. Są martwi
i każde ciało ma otwartą pieczęć – powiedział jakiś jonin Konohy. – Może
znaczyć to tylko jedno…
-Biju są na wolności – powiedziała zszokowana Tsunade.
Powoli shinobi zaczęli ruszać z powrotem do wioski. Tsunade
ruszyła jako ostatnia, razem z Sasuke, Kakashim, Yamato i Kisuką.
Słońce powoli wstawało i zaczęła dawać marne światło na
pobojowisko demonów. Przez to pustkowie szedł starszy mężczyzna. Z tyłu miał
długie zaplecione w warkocz, siwe włosy. Na sobie miał brązowy płaszcz, a w
dłoni miał laskę, którą się podpierał. Niebieskie oczy dokładnie lustrowały
otoczenie, aż w końcu napotkały nieprzytomnego młodzieńca. Podszedł do niego powoli i zarzucił go sobie
na plecy, jedną ręką złapał za miecz, który leżał obok Naruto.
Z nieba zaczęły spadać krople wody, aby po chwili przemienić
się w ulewny deszcz. Wyglądało to tak, jakby przyroda ubolewała nad stanem
piętnastolatka. Staruszek z blondynem na plecach opuścił pobojowisko, a raptem
kilka minut później w tym miejscu pojawiło się 10 osób, które zostały
wyznaczone do poszukiwań. Każda osoba miała maskę na twarzy, w kształcie
jakiegoś zwierzaka oraz znakiem Konohy, na sobie mieli jeszcze czarny lub biały
płaszcz.
----Jakiś czas później-----
Naruto leżał na małym łóżku szczelnie okryty kołdrą, nie
miał już na sobie bandaży, które przez trzy miesiące zakrywały jego ciało.
Łóżko było w kącie pokoju, nad nim było okno, przez które nie można było
zobaczyć nic innego jak śnieg. W kominku niedaleko łóżka palił się ogień, który
dawał przyjemne ciepło. Przy kominku były dwa fotele, jeden z nich był zajęty
przez staruszka, który go uratował. Siedział i ostrzył miecz blondyna. Co
chwilę było słychać ja mężczyzna przejeżdża jakimś kamieniem po stali.
Naruto zaczął mrużyć oczy, w końcu otworzył je i pokazał
światu oczy pełne błękitu, które wydawały się puste. Zaczął się podpierać
łokciem oraz rozglądać po pokoju.
-Nie wstawaj – powiedział staruszek wstając z fotela. –
Poleżysz jeszcze dość długo – Naruto do razu się położył, ale ciągle patrzył na
swojego wybawcę.
-Gdzie jestem?
-U mnie w domu, w Kraju Żelaza.
-Co? Jak tu się znalazłem?
-Spokojnie wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw powiem ci
kim jestem. Nim jednak to powiem, powiedz jak twój wzrok.
Chłopak chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
-Widzę wszystko przez mgłę, nadużyłem Sharingana w walce.
-Rozumiem. Jestem Hosaki Namikaze Uzumaki.
Oczy Naruto rozszerzyły się w szoku.
-Wyczułem, że potrzebujesz pomocy i tak cię znalazłem. Oprócz
ciebie jestem ostatnią osobą, z połączonych klanów Namikaze i Uzumaki.
-Jak to wyczułeś?
-Nie potrafię tego wytłumaczyć.
-Ile spałem?
-Trzy miesiące.
-Ile?
-Trzy miesiące, a poleżysz jeszcze więcej. Poważnie
nadwyrężyłeś swoje ciało, układ chakry, oczy, dobrze będzie jak za sześć
miesięcy będziesz mógł zacząć chodzić.
-Mogę jakoś zawiadomić Konohę?
-Lepiej nie, teraz potrzebujesz spokoju.
-Rozumiem – odparł smutno Naruto.
-Kiedy wyzdrowiejesz oddam ci mojego Sharingana i powróci ci
wzrok.
-Dziękuję.
-Jeszcze jest za wcześnie na dziękowania – powiedział
starzec i odszedł od łóżka, dając chłopakowi spokój.
-„Kurama? Ej Kurama!”
Naruto próbował nawiązać jakikolwiek kontakt z lisem, ale Kurama
nie odparł na żaden odzew. Chłopak nie mając nic innego do roboty, zasnął.
Następnego dnie, dzięki specjalnym naparom Hosakiego wzrok
wyostrzył mu się na tyle, ze mógł normalnie funkcjonować.
Zima dłużyła się niemiłosiernie blondynowi, ale wszystko
wskazywało na to, ze chłopak wróci do starej formy, a może nawet stanie się
silniejszy. Na początku wiosny, mógł już chodzić na krótkie spacery, opierając
się na Hosakim lub chodziku dla starców. Z kolejnym dniem chodził na dłuższe
spacery. Pod koniec wiosny chodził już o
własnych siłach, a w połowie lata mógł biegać truchtem.
Przez ten czas młody Uzumaki cały czas tęsknił za
przyjaciółmi, których nie widział już kilka lat, nie licząc czasu, podczas
bitwy. Mimo, tego, że blondyn czuł się dobrze, nadal miał zakaz kontaktowania
się z wioską.
W lecie chłopak przyłożył się do rehabilitacji, aby w zimie,
gdy będzie najzimniej oraz będzie najwięcej śniegu, móc pomóc w pracach, takich
jak odśnieżanie czy iść do wioski po zakupy.
Gdy minęło półtora roku od bitwy, Naruto zaczął wracać do
starego stylu życia, czyli poświęcać czas na treningi, które nadzorował Hosaki
oraz dawał mu różne rady.
W końcu po prawie trzech latach od pokonania pięciu biju
nadszedł czas. Hosaki miał zamiar spełnić obietnicę, którą dał młodemu
Namikaze, czyli oddać mu swojego Sharingana.
Yeay, tego sie nie spodziewałam. Mam nadzieje, że rozdział 30 będzie jutro.
OdpowiedzUsuńPozdro i WENY
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, jak zawsze.
OdpowiedzUsuńFAJNY ROZDZIALIK I MIŁE ZASKOCZENIE ŻE JEST TAK SZYBKO CZEKAM NA NEXT
OdpowiedzUsuńHosaki-jiji :D
OdpowiedzUsuńNaru obudzi rinne ;)
Nananana! Na na na! Lajf is laajf! If ju hool get de pawer ju ol of de rest! XD
OdpowiedzUsuńNice, fajny ten Jiji ;-; Naruto to sie kurcze nameczy nim do wioski dotrze...
A te jego wizje? Semanifiqe!
Rozdział świetny; ) weny życzę; )
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńocho spotkał jeszcze jedną osobę z klanu, walka wspaniała, ale co z tamtymi biju i samym Kuramą? a co w wiosce się działo przez ten czas...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńoch spotkał jeszcze jednego członka klanu... walka świetna, a co z tamtymi bijuu u samym Kuramą, odsypia? a co w wiosce przez ten czas się działo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia