sobota, 26 września 2015

Ukryta Prawda o Naruto - 36.

Ukryta Prawda o Naruto – 36.
----Naruto----
Sasuke wystrzelił strzałę, prosto w Madarę. Madara skrzyżował cztery miecze i zablokował atak. Następnie rzucił się na Sasuke. Gdy był przednim wyskoczył w powietrze i zamachnął się mieczami.
-Giń! – krzyknął, ale wkroczyłem do akcji.
Gdy miecze byłe kawałek od Sasuke, uruchomiłem Susano. Moim dwuręcznym mieczem, zablokowałem wszystkie naraz. Następnie odepchnąłem go do tyłu.
-Sasuke, idź znajdź Orochimaru! – krzyknąłem do niego.
-Nie zostawię cię samego.
-Jeśli go pokonasz, jutsu powinno się dezaktywować.
Popatrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, po czym dezaktywował Susano i wbiegł do ruin wioski.
-No to teraz możemy zaczynać zabawę.
Obok Madary w Złotym Błysku pojawił się tata.
-Naruto ty chyba nie chcesz walczyć z nami sam?! – krzyknął do mnie tata.
-Nie, nigdy nie byłem sam – odparłem tajemniczo, a obok mnie zaczął pojawiać się Kurama.
Dezaktywowałem Susano i stanąłem na jego łbie. Jego ryk zapewne było słychać w Konosze, od razu przyjął pozycję bojową.
-Pokaż na co cię stać! – krzyknął Madara i ruszył do ataku.
-Zaraz zobaczysz moc, którą pokonaliśmy pięć biju!
Kurama rzucił się na Susano Madary i przygniótł je do ziemi.
-Bijudama!
Czarna kula trafiła prosto w jego głowę. Następnie chwycił go ogonami, zamachnął się i rzucił nim w górę.
-Rasenshuriken!
Ulepszony Rasengan uderzył go w plecy, po czym nastąpiła silna eksplozja. Pojawiła się wielka, jasna kopuła, przypominająca małe słońce. Gdy zniknęła, Madara upadł na ziemię. Miał kilka ran, które od razu zaczęli się zasklepiać.
-To było mocne – powiedział wstając. – Już dawno nie miałem takiej walki. Ostatnim godnym przeciwnikiem był Hashirama.
-Taki wielki wojownik, a daje się kontrolować – powiedziałem z kpiną.
-Szczeniaku, zważ na słowa. Orochimaru mnie kontroluje, bo mu na to pozwalam. Dawno nie miałem rozrywki, mogę w każdej chwili wyrwać się spod tego jutsu.
-„Kuso, Gdzie jest tata?” – pomyślałem.
Tata chwilę po tym pojawił się za mną i cisnął mi w plecy Rasengana. Siła odrzuciła mnie prosto do Madary, który złapał mnie mocnym uściskiem na krtań.
-Patrz! – krzyknął rzucając mną w drzewo.
Przez chwilę byłem ogłuszony, ale widziałem jak składa jakieś pieczęcie. Całym jego ciało zaczęło świecić jasnym światłem. Nade mną pojawił się tata, podniósł mnie i skrępował mi jakikolwiek ruch.
-Musisz uciekać – powiedział mi do  ucha. – Orochimaru wskrzesił wszystkich Hokage, kilku innych Kage, członków Akatsuki oraz byłych jinchuurikich – z każdym słowem, moje oczy się rozszerzały.
-Oby Sasuke go zabił – powiedziałem tylko i światło ustało.
Na pierwszy rzut oka w Madarze nic się nie zmieniło, ale po chwili zacząłem wyczuwać z w nim inną chakrę.
-Co on zrobił? – spytałem cicho.
-Chyba się wskrzesił.
-C…co?  Kuso!
Wyrwałem się z uścisku ojca i kopnąłem go w brzuch. Nim się odwróciłem w stronę Madary on stał przy mnie. Zamachnął się i jednym uderzeniem wyrzucił mnie w górę.
-To jest ta moc, którą pokonałeś pięć biju. Daj mi wszystkie, a rozniosę je w pył!
Wyskoczył wysoko w powietrze. Zrobił nade mną obrót i kopnął mnie piętą w brzuch. Wyplułem trochę krwi i uderzyłem w ziemię. Uderzeniem zrobiłem mały krater, a w powietrze wzbiło się sporo kurzu.
-Katon: Ogniste Pociski!
W ostatniej sekundzie dzięki Hirashinowi udało mi się uniknąć gradu małych ognistych kul. Pojawiłem się kilka metrów obok. W plecach czułem silny ból, który wręcz przeszywał całe moje ciało. Zignorowałem to i rzuciłem się na Madarę.  
Uderzyłem mocnym prostym, ale zatrzymałem się na jego gardzie. Siła cofnęła go o jakiś metr, następnie doskoczyłem i chciałem go kopnąć w głowę, ale moja noga zatrzymała się na jego prawej ręce. Chwycił mnie mocno i przyciągnął do siebie. Drugą ręką uderzył mnie  w brzuch. Zatrzymałem się na jakimś drzewie. Od razu się pozbierałem i wstałem.
-Katon: Ognisty Smok! Futon: Wielki Podmuch.
Ogień stał się dwa razy większy, gdy połączył się z wiatrem. Niestety jutsu zatrzymało się na niewidzialnej barierze, po czym rozproszyło się. Na prawej dłoni stworzyłem czarną, wirującą kulę.
-Rasengan!
Madara przyjął cios na gardę. Wtedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nim jutsu go odrzuciło, dotknąłem drugą dłonią jego barku, nakładając na niego pieczęć. Nastąpiła mała eksplozja, która odrzuciła go na kilkanaście metrów. Zatrzymał się na wielkim głazie.
-Co… coś ty zrobił?
-Nałożyłem na ciebie pieczęć, przez jakiś czas nie będziesz mógł się poruszać. Kage Bunshin no Jutsu.
Zostawiłem klona, który miał go pilnować, a sam poszedłem szukać taty. Po paru minutach zobaczyłem jak walczy z Sasuke. Sasuke był nieźle poraniony i stał opierając się o jakiś zawalony budynek. Na przeciw niego stało czterech Hokage.
Drugi złożył jakieś pieczęcie i posłał w Sasuke, wielki wir wodny. Gdy jutsu było metr od niego, pojawiłem się przed nim.
-Katon: Wielka Fala Ognia!
Czarny ogień, rozszedł się po całym wirze. Woda zaczęła parować, dając nam małą zasłonę dymną, która została rozwiana po kilku sekundach.
-Na…Naruto – powiedział Sasuke.
-Na…ruto – powtórzył Drugi, niedowierzając, w jego głosie wyczułem zainteresowanie.
-Naruto to ty? – powiedział Trzeci.
-Tak staruszku – odparłem.
-Naruto uciekajcie! – krzyknął tata.
-Co z Madarą? – spytał Sasuke.
-Nałożyłem na niego pieczęć, przez chwilę nie będzie się ruszał.
-Madara! Jego też wskrzesił? – powiedział Hashirama.
-W dodatku użył jakiegoś jutsu i teraz jest prawdziwy, wyrwał się spod kontroli Orochimaru – dodał tata.
Obok mnie pojawił się Kurama zeskakując z dachu.
-Kyuubi! – krzyknęli trzej pierwsi Hokage.
-Kurama zabierz go do Konohy – powiedziałem poważnie.
-Nie zostawię cię samego Naruto – powiedział Kurama z poważną miną, ale pod moim wzrokiem zmiękł.
-Nie ma czasu na gadanie.
Kurama podszedł do Sasuke i przerzucił go sobie przez grzbiet. Sasuke się opierał, ale Kurama poradził sobie z nim dzięki ogonom.
-Tylko nie zgiń, znowu – powiedział Sasuke nim zniknęli.
-Naruto, co to miało znaczyć? – spytał tata.
-Dla nich już raz byłem martwy.
-Co?
-Po walce z pięcioma biju.
-Pięcioma biju? – powtórzył Trzeci. – Jak silny jesteś Naruto?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnąłem i aktywowałem Sharingana na najwyższym poziomie.
-Sharingan?
-Wiec moje domysły były prawdziwe, jesteś potomkiem Trzeciego syna Rikodu – powiedział Staruszek.
-Wybaczcie, ale nie daruję wam tego co zrobiliście. Pozbędę się was, a potem Orochimaru – mój głos stał się poważny i niski.
-Odważne słowa szczeniaku – powiedział Drugi.
-Mokuton: Wielki Smok! – spod nóg Pierwszego wystrzeliła drewniana paszcza smoka, która mknęła w moją stronę.
-Excalibur – powiedziałem cicho.
Gdy tylko miecz pojawił się w moich rękach, zamachnąłem się posyłając czarną falę energii, która rozcięła smoka. Drugi Hokage dzięki Hirashinowi pojawił się po mojej prawej. Miał kunaia w dłoniach. Zablokowałem jego atak, po czym szybki cięciem rozciąłem jego tułów na pół. Górna część ciała upadła jakiś metr od nóg.
-Mokuton: Uwięzienie! – krzyknąłem przykładając dłonie do ziemi.
Spod ich nóg zaczęły wyrastać gałęzie, które owijały się wokół ich ciał. Tata zdążył uciec, ale Pierwszy i Trzeci już nie.
-Mokuton – powiedzieli zaskoczeni.
Wyskoczyłem w powietrze i zrobiłem salto do tyłu. W miejscu gdzie stałem pojawił się tata.
-Suiton: Wodny Smok!
Tata uniknął jutsu, ale Pierwszy i Trzeci zostali zmyci.
-Panujesz nad trzema żywiołami? – spytał tata, gdy pojawił się przede mną. –I to na wysokim poziomie. Jestem z ciebie dumny – gdybym mógł to bym się wzruszył, pierwszy raz usłyszałem takie słowa.
-Tak nas nie pokonasz, musisz nas zapieczętować – Drugi już się zregenerował i stanął obok mojego ojca.
-Wiem to! „Wszystko jest gotowe, teraz tylko muszę…” – moje rozmyślanie zostało przerwane.
Poczułem silny ból , a przed oczami pokazały mi się mroczki. Spojrzałem w dół, zobaczyłem jakąś rękę wystającą z mojej klatki piersiowej. Odwróciłem głowę i zobaczyłem uśmiechniętą twarz Madary.
-I co szczeniaku.
-Naruto! – spojrzałem w oczy ojca.
-Prze…praszam – wyszeptałem i upadłem na ziemię.
----Narracja trzecio osobowa----
Naruto padł na ziemię. Z dziury w jego klatce piersiowej wylewało się coraz więcej krwi. Przestał oddychać, a Minato czuł jak ulatuje z niego chakra. Madara stał nad jego ciałem i śmiał się.
-Naruto! – krzyknął Minato i rzucił się na Madarę.
Gdy był metr od niego jakaś siła kazała mu się zatrzymać i stanąć sztywno. Nie mógł wykonać najmniejszego ruchu palcem. Z cienia jakiegoś budynku wyszedł Orochimaru. Na jego twarzy był szyderczy uśmiech. Podszedł do Minato i spojrzał na martwego chłopaka, następnie na Madarę.
-Miało to wyglądać inaczej, ale nie będę nad tym ubolewał.
-Myślałeś, że będziesz w stanie mnie kontrolować? – spytał Uchiha.
-Nie, wiedziałem, że nie będę kontrolować Rinnegana.
-Teraz mogę cię zabić.
-Ja bym tego nie robił. Wiesz mamy podobne cele. Oboje chcemy zniszczyć Konohę. Dołącz do naszego sojuszu.
-Jakiego sojuszu?
-Obito i Pain chcą zniszczyć Konohę, ja chcę zniszczyć Konohę, a ty chcesz się zemścić. Mamy ten sam cel.
-Może więcej szczegółów.
-Chodź spotkamy się z nimi.
Orochimaru złożył jakąś pieczęć, a wszyscy Hokage zostali zamknięci w jakiś trumnach, które zniknęły pod ziemią. Opuścili ruiny wioski, kierując się w nieznanym miejscu.
---Konoha----
-Jak to został sam walcząc! – wydarła się Hokage.
Przed nią stał Sasuke, a obok niego Kurama. Rany Uchihy zostały już zaleczone, oprócz jednej. Została tylko skaleczona duma, że zostawił przyjaciela samego.
-Nie mogłem nic na to poradzić, Kyuubi…
-No właśnie, co ty tu robisz?
-Od dawna nie jestem zapieczętowany, więc mogę opuszczać ciało Naruto kiedy chce.
-Idź do szpitala na badania, ja musze kogoś wysłać. Poprowadzisz ich.
-Ta…k.
-Co się stało?
-Naruto. Nie wyczuwam go, w dodatku nie mogę wrócić do jego ciała, musze tam wracać.
Kyuubi wyskoczył przez okno i zaczął pędzić w kierunku, z którego nie dawno przybiegł.
Po kilkunastu minutach duża grupa shinobi Konoha ruszyła w ślady dziewiecioogoniastego lisa. Po kilkunastu godzinach byli przed ruinami. Przeszukiwali ulicę po ulicy, aby tylko odnaleźć Naruto.
-O nie – powiedziała Hokage widząc, Kurame, przy ciele blondyna.
Podbiegła do nich i klękła przy nich. Gdy zobaczyła dziurę w piersi, zatkała sobie usta dłońmi, a w jej oczach pojawiły się łzy. Po chwili wokół nich zebrali się wszyscy.  Zapanowała cisza, która była przerywana szlochem i płaczem. Nawet z nieba zaczęły padać krople, które po kilku chwilach przerodziły się w ulewę. Nikomu nawet nie przeszkadzało, że obok nich leży demon, któremu również spływały łzy z oczu.
-Co… co tu się stało?- wyszeptała  Tsunade.
-Czterech Hokage i Uchiha Madara – powiedział cicho Kyuubi.
-Czemu go zostawiłeś?
-Znasz go, wiesz, ze wolałby sam zginąć, niż poświęcić przyjaciół. Teraz nie pozostało nam nic innego jak go pochować i przygotować się do wojny.
Tak jak powiedział Kurama, ciało Naruto zostało zabrane do wioski. Na pogrzeb przyszli wszyscy, a wieść o tym szybko obiegła świat. Deszcz nie ustawał od śmierci syna Czwartego. Świat wydawał się być ponury, a szloch i płacz nie dodawał temu pozytywnego uroku. Dla wszystkich to był najgorszy dzień w życiu, a zapowiadało się jeszcze gorzej.  Każdy zadawał sobie pytanie co teraz będzie. Kurama zniknął, nawet Tsunade nie wiedziała co się z nim stało.
Po tygodniu przybyła delegacja z każdej wiosek, nawet z Iwy, Naruto mimo zatargów z Tsuchikage,  Naruto wzbudził w nim szacunek. Tsunade dostała kondolencję i obietnicę, że wszystkie wioski będą walczyć razem z wrogiem, ale nikt nie wiedział czy to była prawda czy tylko kłamstwo, które miało podnieść ich na duchu.
Dni powoli mijały, a w wiosce nadal była ponura atmosfera. Niby wszystko wróciło do normalności, ale to nie było to samo. Sasuke całe dnie przesiadywał na polu treningowym lub na misjach. Nikt nie mógł do niego dotrzeć, Itachi czy własna matka. Jedynie Hinacie udało się dwa razy przemówić, aby odpoczął.
---Gdzieś daleko----
Ciemność. Nie widział nic innego, ale dzięki swoim doujutsu wiedział gdzie ma iść. Doskonale widział pięć dużych skupisk chakry. Gdyby nie bardzo jasna cera, która jest charakterystyczna dla jego klanu byłby nie widoczny. Czarne włosy zlały się z panującym mrokiem. Gdy uszedł kilkanaście kroków, ciasna jaskinia przerodziła się w wielka jamę, w której zmieściła by się połowa Konohy. Stanął po środku i zaczął się rozglądać. Nagle z każdej strony zaczęły tworzyć się wielkie kule chakry. Było ich pięć.
-Shinra Tensei! – wypowiedział dwa słowa, a wszystkie jutsu się rozproszyły.
W suficie powstało kilka małych otworów przez które zaczęła wpadać światło. Oświetliło mężczyznę i pięć biju.
-W końcu was znalazłem, jesteście mi potrzebni – powiedział, a oczy demonów się zmieniły na takie same jak jego.

Zamiast normalnych oczu, demony miały Rinnegana. Śmiech Madary rozszedł się całej okolicy.

sobota, 19 września 2015

Ukryta Prawda o Naruto -35.

Od teraz notki nie będa pojawiały się częściej, niż jedna na tydzień.
Ukryta Prawda o Naruto -35.
----Naruto----
 Byłem przygnieciony przez trzy osoby, którymi okazały się moje przyszłe żony. Kisuka tuliła moja prawą rękę do swoich piersi,  a Mei lewą. Lisa leżała dosłownie na moim brzuchu i unosiła się razem z moimi oddechami. Każda była tylko w bieliźnie, czułem jak na moich polikach robią się wypieki, a ten widok coraz bardziej  mnie podniecał. Wszystkie miały białe staniki i koronkowe majtki  tego samego  koloru.
-Opanuj się – powiedziałem do siebie.
Nagle zaczęły się budzić. Pierwsza podniosła się Kisuka, gdy tylko zobaczyła zaistniałą sytuacją, zarumieniła się lekko. Usiadła podpierając się na jednej ręce, a drugą przecierała oczy. Druga była Mei, u niej było to samo.
-Cześć Naru – powiedziały cicho, wkładając w to jak najwięcej słodkości.
-Cześć – odparłem ponuro. – Możecie mi powiedzieć co to ma znaczyć? – spytałem budząc przy tym Lisę.
-Cześć kochanie! – krzyknęła od razu.
-Chciałyśmy spać razem z tobą? – odparła pytaniem na pytanie Kisuka.
-Chyba ci się to podoba? – spytała Lisa.
-C…co?
Nim cos zrobiłem Lisa usiadła mi na brzuchu i wbiła mi się w usta. Najpierw byłem oszołomiony, ale po chwili zacząłem oddawać pocałunki.

W południe wyszedłem z domu. Ciągle byłem lekko skołowany dość nietypowym porankiem. Dziewczyny jeszcze śpią, a ja ruszyłem do Hokage. Wszedłem z kulturą do budynku, a następnie ruszyłem schodami do góry. Zapukałem do drzwi i wszedłem
-Witaj Babuniu – powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
-Coś ty taki wesoły?
-A tak jakoś. Masz dla mnie jakąś misję?
-Chyba coś sobie wyjaśniliście – stwierdziła, wertując różne kartki. – Dobrze, że jesteś, bo miała po ciebie kogoś posłać. Na granicy Kraju Ognia i Ziemi, jest pewne wioska, ponoć widziano tam Obito i Orochimaru.
-Mam to potwierdzić?
-Tak.
-Ruszam od razu.
-Czekaj dam ci kogoś.
-Nie trzeba, jeśli będzie tam Orochimaru może wywiązać się poważna walka.
-Dlatego pójdzie z tobą Sasuke.
-Sasuke?
-Tak, zaraz powinien tu być.
Usłyszeliśmy pukanie, a następnie do gabinetu wszedł Sasuke.
Był ubrany w czarne spodnie i biały podkoszulek ze znakiem klanu. Na nogach miał zwykłe sandały, a przy pasie miał przewieszoną katanę. Wymieniliśmy spojrzenia, po czym stanął obok mnie.
-Wysyłam was na misję, w ponoć w Wiosce Ohana widziano Obito i Orochimaru. Macie to sprawdzić. Naruto tylko sprawdzić, zero walki, to cię tyczy głównie ciebie.
-Co? Akurat!
-Jeśli się nie dostosujesz, zostaniesz ukarany.
-Tak jak za atak na Kage?
-Dobra idźcie już – powiedziała, upadając na fotel.
Opuściliśmy gabinet, a następnie budynek.
-To co? Za godzinę pod bramą? – spytałem.
-Ta.
Rozeszliśmy się w swoje strony. Dotarłem do domu, po parunastu minutach. Panowała idealna cisza.
-Pewnie jeszcze śpią – powiedziałem do siebie.
Wszedłem po cichu do pokoju. Było tak jak przypuszczałem, dziewczyny spały w moim łóżku. Podszedłem do szafy i zacząłem po cichu pakować plecak. Na koniec napisałem kartkę i wyszedłem.
Gdy wychodziłem do głowy mi wpadło, że dawno nie widziałem Hosakiego. Gdy dotarliśmy do Konohy, nie chciał z nami zamieszkać, wolał zamieszkać w domu starców, wśród ludzi w podobnym wieku. Najpierw nalegaliśmy, ale to była jego wola.
Pod bramą byłem punktualnie, na twarzy ciągle miałem uśmiech. Sasuke był przede mną, stał oparty o mur w cieniu, z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
-Ruszamy? – spytałem, na co skinął głową.
Sasuke narzuca tempo, ja się tylko dostosowałem.
-O co chcesz spytać? – powiedział Sasuke, po jakiejś godzinie biegu. – Od kilku minut chcesz o coś spytać, ale nie wiesz jak?
-Jak zginął twój ojciec?
-Zasłonił mnie przed mieczem Susano Obito – odparł po chwili smutno. – Potem przekazał mi swoje oczy.
Zapanowała cisza, już o nic nie pytałem, tylko pogrążyłem się we własnych myślach. Sasuke chyba tez tak zrobił, bo ciągle patrzył się przed siebie.
-Obóz? – spytał nagle, a  ja skinąłem głową.
Zeskoczyliśmy na drogę i weszliśmy w las, aby poszukać jakiejś  polany do nocowania.
-Ta się nada – powiedziałem wychodząc na małą polane otoczoną wysokimi drzewami.
-Nazbieram drewna.
-To ja zbuduje dom.
-Co? – spytał zdziwiony, ale nic mu nie powiedziałem.
Przyłożyłem dłonie do ziemi, a na środku polany zaczął wyrastać drewniany dom.
-Mamy lokum – powiedziałem, gdy skończyłem.
-Pozer – mruknął Sasuke i poszedł po drewno na opał.
Po parunastu minutach siedzieliśmy przy ognisku, piekliśmy ryby, z płynącej obok rzeki.
-Jak myślisz co tam znajdziemy? – spytał nagle Sasuke.
-Nie wiem – powiedziałem. – Ale jeśli będzie tam obito albo Orochimaru…
-Wiesz, że mamy nie walczyć.
-Ja bym tego nie nazywał walką, a małą potyczką.
-Jak zwał tak zwał.
-Sasuke… - zaczął patrząc mu w oczy. – Jeśli znajdziemy tam Orochimaru, nie ważne co by się działo nie walcz z moim ojcem.
-Czemu?
-Nie ważne po prostu z nim nie walcz.
-Co przede mną ukrywasz.
-Gdy miałem trochę wolnego czasu, poczytałem trochę o jutsu Drugiego. Edo Tensei, które opanował Orochimaru, pozwala wskrzesić kogoś i mieć go pod kontrolą, a do tego ma nieograniczoną chakrę.
-Wiem, że będą niebezpieczni…
-Nie o to chodzi. Chodzi o to, ze zginiesz po pierwszej minucie. Nie nadążysz Sharinganem za jego Hirashinem.
-A może ty dasz mu radę?!
-Tak, do walki z nieśmiertelnymi trzeba mieć dużo chakry i znać silne jutsu pieczętujące.
-Chrzanisz, w tej chwili masz mniej chakry ode mnie.
-Nie Sasuke, mam najwięcej chakry na świecie.
-Co?
-Co sądzisz o mojej chakrze?
-Co to za pytanie? – spytał, ale nie mu nie powiedziałem. – Jest dość nie typowa i silniejsza niż kogokolwiek.
-Właśnie jest nie typowa i silniejsza od ludzkiej. Wiesz co się stanie, gdy chakry demona i człowieka się zmieszają?
-Nie.
-Powstanie to – powiedziałem, uwalniając trochę chakry. – Tak, Kyubi oddał mi całą swoją chakrę, przez co może ze mnie wychodzić kiedy chce. Nasze chakry się zmieszały i teraz mam półdemoniczną chakrę.
-Ale to nie wyjaśnia, że masz jej mniej niż ja?
-To się stało, gdy chodziliśmy jeszcze do Akademii. Jak myślisz co by było, gdyby byle genin wyczuł ode mnie chakre z drugiego końca wioski.
-Zapanował by zamęt.
-Właśnie, dlatego od kilku lat pieczętuję swoją chakrę.
-Pieczętujesz? – w odpowiedzi zdjąłem pieczęć.
Sasuke z szoku aż wstał i się cofnął pod naporem mojej energii. Po chwili zapieczętowałem chakrę.
-Chcesz to idź spać, ja musze coś przemyśleć.
Po chwili Sasuke zniknął za drzwiami domku, ja położyłem się na trawie i zacząłem patrzeć na bezchmurne niebo.
-Ta…to co mam zrobić, gdy cię spotkam? – spytałem sam siebie.
Noc minęła spokojnie. Rano po śniadaniu i zatarciu śladów ruszyliśmy dalej. Nie rozmawialiśmy już na wczorajsze tematy.
-Bandyci – powiedział nagle Sasuke i uniknął lecącego shurikena, który wbił w gałąź na którą miał wylądować.
Zeskoczyłem na drogę i stanąłem obok Sasuke. Przed nami stała spora grupka bandytów. Każdy uzbrojony w stary miecz, jakieś siekiery czy jeszcze cos innego.
-Dalej nie pójdziecie, chyba że zapłacicie – powiedział jakiś muskularny gościu z dużymi mieczem przerzuconym przez bark.
-Spadać, nie chcę mi się z wami użerać! – krzyknąłem, chyba ich denerwując.
-Nie ma kasy, nie ma przejścia.
Zignorowałem jego słowa i zacząłem iść przed siebie.
-Naruto co ty? – spytał Sasuke.
Gdy byłem przed nim spojrzałem mu w oczy.
-Zmykaj, zabicie takiego chłoptasia to dla nas pryszcz.
-To dobrze, bo zabicie takiego debila, to dla mnie bułka z masłem.
Przywołałem miecz i szybkim cięciem pozbawiłem go głowy. Ciało upadło bezwładnie na ziemię, a wokół niego zaczęła robić się coraz większa kałuża krwi. Głowa upadła metr od ciała.
-Ktoś jeszcze?
-Brać go! – krzyknął ktoś.
Wszyscy rzucili się na mnie. Gdy byli blisko zrobiłem szybki obrót, wypuszczając z miecza czarną falę, która rozcięła wszystkich na pół. Ciała poupadały wokół mnie, a ich krew łączyła się pod moimi stopami.
-Idziesz? – spytałem, odwołując miecz.
-Po co ich zabijałeś? – spytał od razu, mnie doganiając.
-A ty co byś zrobił?
-Mogliśmy ich minąć.
-Wtedy Orochimaru czy Obito, mogli by zdążyć uciec.
-Od kiedy taki jesteś?
-Znaczy się jaki?
-Robisz wszystko, aby wykonać misję, zabijasz z zimną krwią.
-Zawsze taki byłem, jeśli tego nie zauważyłeś. Mam swoje zasady.
-Ciekawe jakie?
-Robię wszystko, aby wykonać misję. Nie toleruję kłamców, ale przyjaciół cenię ponad własne życie – odparłem zadziwiając go tym. –Wiec jeśli chcesz zabij mnie, nie będę się bronił.
Zakończyliśmy rozmowę. Sasuke był widocznie zszokowany moją wypowiedzią. Niczego się już nie czepiał. Zaczęliśmy skakać po drzewach.
-Czemu tak bardzo chcesz dorwać Obito i Orochimaru? – spytał nagle Sasuke.
-Orochimaru wskrzesił mojego ojca, a przez Obito jestem sierotą.
-Jak to?
-Obito użył Kyuubiego do ataku na wioskę. Gdyby nie on, miałbym rodzinę.
-Nigdy nie mówiłeś.
-Bo nie było o czym.
Wieczorem zatrzymaliśmy się na małej polance, podobnej do wczorajszej. Gdy piekliśmy ryby, poczułem zapach krwi w powietrzu.
-Czujesz to? – spytałem zrywając się z ziemi.
-Co?
-Krew, w powietrzu jest zapach krwi.
-No i może jakieś zwierzę czy coś?
-Aby wyczuć zapach krwi, musi być jej mnóstwo.
-Ja nic nie czuję?
-Mam bardziej wyćwiczone zmysły. Pewnie dlatego?
-Do wioski jest jeszcze z pięć godzin drogi.
-Musimy to sprawdzić.
-Nie myślisz chyba, że Orochimaru wybił całą wioskę.
-Kto wie co temu szaleńcowi trafi do łba.
-Nawet jeśli ruszymy biegiem, dotrzemy tam za trzy godziny.
-Musimy przyśpieszyć.
-mogę użyć Przyzwania, ale i tak dotrzemy tam za godzinę.
-Dobre i to.
-Przyzwanie.
W wielkim obłoku dymu, pojawiła się wielka ropucha. Miała katanę przy pasie, duża fajkę w ustach i niebieski płaszcz na sobie.
-Czego szczeniaku? – powiedziała ropucha.
-Podrzucisz nas Gamabunta? Musimy dotrzeć jak najszybciej do wioski, możliwe, ze jest tam Orochimaru.
-Tak, wskakujcie.
Wskoczyliśmy na jego grzbiet, od razu przyczepiłem się chakrą do niego, aby nie spaść, podczas podróży. Zaczął skakać, pokonując duże odległości. Drogę skróciliśmy do jednej godziny. Z dala widzieliśmy jak wioska się pali. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści.
-Mieliśmy nie walczyć – powiedział Sasuke, kładąc swoją dłoń, na moim barku.
-To trzeba skończyć – powiedziałem niskim tonem. – Nie możemy pozwolić, aby dalej kogoś zabijał bez powodu.
-Ale…
-Wiem co mówiła Tsunade i mam to gdzieś.
To był już ostatni skok. Gdy tylko wzbił się w powietrze, ujrzałem Orochimaru. Stał przed bramą wioski, z rękoma na piersi. Na jego twarzy był uśmieszek. Krew we mnie zawrzała. Włączyłem Sharingana i przyzwałem miecz.
-Co ty robisz? – spytał Sasuke.
W odpowiedzi tylko odbiłem się od Gamabunty, tworząc małą falę powietrza z odbicia. Gdy byłem metr od Orochimaru zamachnąłem się. Mój miecz został zablokowany przez kunaia. Przede mną pojawił się Uchiha Madara.  Wykonał szybki obrót i kopnął mnie w brzuch, odrzucając na kilka metrów. Obiłem się rękoma od ziemi i gładko wylądowałem na ziemi.
-Witaj Naruto-kun – powiedział Orochimaru z uśmiechem na twarzy.
-Rinnegan – powiedział zszokowany, gdy zobaczyłem oczy Madary. – Dzięki niemu złapałeś mnie w genjutsu.
-Dowiedziałeś się, że to ja.
-Zrozumiałem to, gdy tylko ujrzałem te oczy. Wiesz, że mogę aktywować Rinnegana i stanowię zagrożenie dla ciebie.
-Dobra dedukcja, Naruto-kun.
-Pytanie tylko co ty planujesz?
-Wkrótce zobaczysz. Pytanie tylko po której stronie staniesz?
-O co ci chodzi?
 -Po stronie kogoś, kto się wykorzystuje, czy po mojej, jeśli tylko chcesz dam ci dużą moc.
-Nie dzięki. Prędzej zginę, niż stanę po twojej stronie.
-Jeśli sobie tego życzysz, wskrzeszę cię i będziesz musiał stanąć o mojej stronie.
Obok Nich pojawił się mój ojciec. Jego wzrok wyrażał zmartwienie, a postawa, gotowość do walki.
-Wybacz synku.
-Zapłacisz mi za to Orochimaru! – obok mnie pojawił się Sasuke. – Co tak długo?
-Tsunade wiedziała, że zaczniesz walkę i kazała mi wysłać jej wiadomość.
Madara rzucił się na Sasuke, a Czwarty na mnie.
-Mam nadzieję, że dobrze panujesz nad Hirashinem – powiedział do mnie, pojawiając się za mną.
Ja się tylko uśmiechnąłem i zniknąłem w Czarny Błysku. Pojawiłem się za nim z gotowym Rasenganem w dłoni.
-Ulepszyłem go – powiedziałem cicho. –Rasengan!
Gdy czarna kula, miała dotknąć pleców mojego taty, zniknął w Złotym Błysku.
-To będzie trudna walka – powiedziałem do siebie i spojrzałem w stronę Sasuke.
-Futon: Potrójny Cyklon.
-Futon: Potrójny Cyklon.
Dwie silne techniki zderzyły się i zaczęły się przepychać. Moja widocznie była silniejsza.
-Katon: Ognisty Smok.
Głowa smoka, z Czarnego ognia, uderzyła w dwa jutsu, które zniknęły pod jej naporem, po czym poleciała w stronę taty. Tata dostał techniką i zaczął się palić.
-Mam chwile, aby pomóc Sasuke.
Odwróciłem się i zobaczyłem dwa Susano. Jedno niebieskie, miało cztery ręce i dwie twarze, jedną z przodu i drugą z tyłu. W każdej ręce miał duży miecz, który płonął niebieskim ogniem.

 Naprzeciw niego stało fioletowe Susano. W dłoniach miał łuk i strzałę, która była gotowa do wystrzelenia.

piątek, 11 września 2015

Ukryta Prawda o Naruto -34.

Następna ntka może pojawić się za tydzień i jest to termin minimalny.
Ukryta Prawda o Naruto -34.
----Naruto----
-Chyba się budzi – usłyszałem głos Kisuki tuz nad moim uchem.
Zmrużyłem oczy, aby je po chwili otworzyć. Pierwsze co widziałem tu twarz Lisy.
-AA! – krzyknąłem podrywając się i zwalając ją ze mnie.  – Co tu się dzieję? – spytałem widząc, ze jestem w szpitalu.
Po prawej siedziała Kisuka, trzymała moją dłoń w swoich, po lewej miałem Mei, która również trzymała moją dłoń, natomiast Lisa usadowiła się na moich nogach.
Na każdej twarzy był duży uśmiech.
-Co tam kochaniutki? – spytała Lisa.
-Co? Jaki kochaniutki?
-Oj, oj oj, nie denerwuj się tak – powiedziała Kisuka.
-Co się właściwie stało?
-Hokage tylko powiedział, ze zemdlałeś, jak ci cos powiedziała.
-Ale chyba wszyscy się domyślamy co ci powiedziała – dodała Mei.
-I wy się na to zgadzacie?
-Tak – odparły krótko, na co opadłem na łóżko.
-A co na to wasze rodziny? Im się to pewnie nie spodoba.
-Moi rodzice nawet to poparli, powiedzieli, że jesteś bardzo silny i na pewno będziesz mnie chronił – odparła Kisuka.
-Mój tata o niczym nie wie – dodała Kisuka.
-A tym Mei? – spytałem, patrząc jej w oczy.
-Dziadek nie miał nic przeciwko temu.
Opadłem bez sił łóżko i zamknąłem oczy.
-Co nie podobamy ci się? – spytała Lisa.
-Nie, nie, nie. Nie o to chodzi. Jak wy to sobie wyobrażacie? Ludzie będą gadać…
- No i?
-Szczerze, to ktoś podsłuchał twoją rozmowę z Hokage i teraz cała wioska wie, ze masz mieć całą naszą trójkę, za żony – powiedziała Kisuka.
 -Kto to?!
-Nie wiemy.
-Niech no ja się tylko dowiem kto to! – warknąłem zaciskając pięści na pościeli.
Zapanowała cisza, w której było tylko słychać nasze oddechy. W końcu wypuściłem głośno powietrze i rozluźniałem uścisk.
-Możecie wyjść, chciałbym się ubrać.
-A co wstydzisz się nas? – spytała Lisa. – W końcu już nie długo, będziemy takim czworokącikiem.
-Ciebie to pewnie nieźle bawi? – spytałem.
-Rzadko się słyszy o takich sytuacjach, a co dopiero bierze w nich udział.
-Lisa, czy ty w ogóle traktujesz to na poważnie?
-Oczywiście, nasz mężusiu.
Wstałem, rzucając na nią kołdrę. Okazało się, ze mam na sobie tylko bokserki. Na twarzy Mei i Kisuki od razu pojawiły się widoczne rumieńce.
-Ej! – krzyknęła Lisa, ale ucichła, gdy wytknęła  głowę. –Już przechodzimy do nocy poślubnej? – spytała ze śmiechem.
-Lisa, chyba trochę przesadzasz – powiedziała Mei. – Nasz Naruś nie ma jeszcze osiemnastki.
A myślałem, że tylko Lisa, w duchu jest jeszcze dzieckiem. Widać są zboczone, oby Kisuka, była inna.
-Musimy poczekać, aż stanie się dorosły – dodała Kisuka, a ja zmieniłem zdanie co do niej.
-Jesteście zboczone – stwierdziłem na głos, nim si e ugryzłem w język.
-No i.  Nam się to podoba. Decyzja, że zostaniemy twoimi żonami zapadła  jak tylko wróciłeś do wioski. Więc się już przyzwyczaiłyśmy i się lepiej poznałyśmy.
-Nam to w ogóle nie przeszkadza – dodała Mei.
-O mój jeny, co to za ludzie – mruknąłem pod nosem.
-A właśnie – zaczęła Kisuka. – Wszyscy domagają się małych wyjaśnień o tobie, więc wieczorem masz być u Sasuke – mruknąłem tylko na zgodę.
-Jeszcze coś, czy mogę już iść?
-Już uciekasz? – spytała Lisa.
-Tak, muszę iść do Hokage.
-Tylko znowu nie zemdlej – powiedziała Lisa,  z chichotem.
Zniknąłem w Czarnym Błysku i pojawiłem się w gabinecie Babuni.
-Już się obudziłeś? – spytała zaskoczona.
-Jak widać - mruknąłem , nie miałem humoru na długie gadanki.
-Czegoś chcesz?
-Chce wiedzieć czemu zapadła taka decyzja bez mojej zgody.
-Jeśli chodzi o to to idź do Starszyzny. Są rzeczy, w których nawet ja nie mam zdania.
-Jak to?
-Drugi i Trzeci dali zbyt dużą władzę starszyźnie i tyle. A co chcesz się wycofać?
-Jak to ma w ogóle wyglądać? To nie jest normalne.
-I co na to poradzisz. Szukaj jakiś plusów. A jeśli to wszystko to idź już.
Wyszedłem z budynku i udałem się do domu. Po drodze modliłem się, aby nie spotkać żadnej z dziewczyn. Musiałem to sobie poukładać w głowie. Po drodze, niektórzy ludzie patrzyli się na mnie dość dziwnie, a niektórzy prawie się kłaniali na powitanie.
Wszedłem po cichu do domu. Gdy byłem w holu słyszałem głosy dziewczyn, przemknąłem cicho do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Po przeleżeniu godzinie ode chciało mi się siedzieć, więc zabrałem trochę broni i ruszyłem na pole treningowe.  Zacząłem od ostrej rozgrzewki.  Po godzinie przywołałem miecz i zacząłem okaleczać jedno z drzew. Gdy się zmęczyłem odskoczyłem na środek pola. Skupiłem chakre w mieczu i posłałem dużą falę energii w drzewo.
-Demoniczne cięcie!
Atak ściął kilka z drzew, po czym zniknął. Drzewa przewaliły się na siebie, a ja postanowiłem usiąść na nich. Odwołałem miecz i wskoczyłem na nie.
-Skończyłeś? – usłyszałem głos za sobą.
-Tak – odparłem nawet nie odwracając się. – Coś cię sprowadza sensei?
-Chciałem porozmawiać i może pokazać ci kilka technik Mokutona.
-Serio?
-Gdybyś powiedział, że potrafisz używać Mokutona, to bym ci pokazał je wcześniej.
-Gdyby moi rodzice żyli, nie musiałbym ukrywać swoich zdolności – zripostowałem. – Jeśli chcesz możesz mi zarzucać liczne kłamstwa, ale wiedz, że robiłem to też dla waszego bezpieczeństwa.
Yamato sensei usiadł obok mnie. Oparł się o jedno z drzew i zaczął spoglądać w niebo.
-Co przez to rozumiesz?
 -Sensei pomysł. Co b było gdyby ktoś się dowiedział, dwunastolatek panuje nad Mokutonem, posiada Sharingana i w dodatku jest jinchuurikim i synem Czwartego Hokage.
-Ktoś miałby chrapkę na ciebie.
-Sam widzisz.
-To co jeszcze potrafisz z Mokutona.
-Sensei, wiesz co odkryłem tworząc jutsu elementu drewna? To, że Mokuton inaczej można nazwać technikami wyobraźni.
-Czyli?
-Za pomocą drewna można stworzyć prawie wszystko.
-Rozumiem.
-Budynek, smoka, jakieś zwierzę, klona, drzewo czy roślinę – zacząłem po kolei wyliczać. – Im lepsza wyobraźnia, tym lepsze jutsu. Kiedyś próbowałem dobrać się do technik Pierwszego, ale nie dałem rady, nie mogłem nawet ich znaleźć, dzięki temu musiałem tworzyć własne.
-To co trenujemy?
-Może innym razem, teraz musze iść do Sasuke.
- Więc do zobaczenia.
- Ta.. do następnego – mruknąłem znikając.
Pojawiłem się w swoim pokoju. Nie słyszałem żadnych głosów z dołu, więc pewnie nikogo nie ma. Wziąłem pierwsze lepsze ciuchy i ruszyłem do łazienki. Po długim prysznicu wyszedłem z łazienki. W kuchni zrobiłem sobie dwie kanapki i herbatę. Po szybkiej kolacji zerknąłem na zegarek i zacząłem się zbierać do Sasuke.
Wyszedłem z domu i ruszyłem do dzielnicy  Uchiha. W domu Sasuke paliło się światło. Gdy miałem już chwycić za klamkę, drzwi same się otworzyły. Stała w nich matka Sasuke.
-Witaj Naruto. Dawno cię nie widziałam.
-Witaj Mikoto-san – odparłem kłaniając się. – Jest Sasuke?
-Tak, mówił, że masz przyjść. Sporo urosłeś odkąd się ostatni raz widzieliśmy – powiedziała wpuszczając mnie do środka.
-Minęło parę lat.
-Wszyscy są w salonie, ja wychodzę.
-Do widzenia.
Wszedłem do salonu. Byli tu wszyscy z naszego rocznika, siedzieli na pufach wokół stolika. Gdy mnie zobaczyli zapanowała cisza.
-Cześć – powiedziałem, próbując rozluźnić atmosferę.
-Usiądziesz w końcu? – spytał Sasuke, wskazując na poduszkę obok niego.
-No to Naruto opowiadaj – powiedzieli jednocześnie.
-Ale co?
-No jak pokonałeś te pięć biju.
-Nie walczyłem sam, był ze mną Kurama. Razem ich pokonaliśmy, potem zemdlałem. Obudziłem się w domu Hosakiego, który się mną zajmował.
Na szczęście przez całe spotkanie nikt nie pytał o mój przyszły ślub, nawet dziewczyny zachowywały się normalnie. Dalej opowiadaliśmy sobie nawzajem co się działo.
-Tak w ogóle Sasuke, gdzie jest twój ojciec, chciałem go przeprosić za kradzież zwoi.
-Nie żyje, zginął w walce z Akatsuki – odparł smutno.
-Przepraszam, nie wiedziałem.
Sasuke wstał z pufy i wszedł na górę. Zapanowała cisza, Hinata wstała i poszła za nim. Dalej atmosfera była napięta i panowała cisza. W końcu wszyscy zaczęli się rozchodzić. Gdy wszyscy wyszli, miałem iść za nimi, ale stanąłem przed drzwiami  i spojrzałem na zdjęcie Fugaku. Odwróciłem się i wszedłem na górę. Zapukałem do drzwi Sasuke i uchyliłem je. Doznałem szoku, gdy zobaczyłem jak Sasuke płacze w ramionach Hinaty.
-Możemy pogadać?
-Zostawię was, poza tym musze już iść – powiedziała Hinata i wszyła z pokoju.
-Nigdy cię nie widziałem jak płakałaś – powiedziałem próbując rozluźnić atmosferę. Mimo to nic nie powiedział, tylko patrzył się na mnie.
-Mów, czego chcesz?
-Wiesz co zrobiłem, gdy się dowiedziałem kim są moi rodzice?
-Niby skąd mam to wiedzieć, jesteś jedną wielką, chodzącą zagadką.
-Poświęciłem się treningowi – powiedziałem siadając obok niego. – Żeby potem, gdy ich spotkam, móc spojrzeć im w oczy, żeby wtedy usłyszeć coś czego nigdy od niech nie usłyszałem.
-Co takiego?
-Że są ze mnie dumni. Więc jeśli chcesz to siedź tu i płacz, albo weź się w garść.
-Dzięki. Jeśli powiesz, o tym komuś zabiję cię – powiedział, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
-Akurat dasz mi radę płaczku.
-Nie żyjesz!
-Czekaj, może pójdziemy na pole. Tym razem nikt nie zatrzyma twoich jutsu.
Złapałem go za bark i zniknęliśmy w Czarnym Błysku. Pojawiliśmy się na polu za moim domem. Było dość duże i na uboczu wioski.
-Ćwiczyłeś coś przez te lata? – spytałem odskakując od niego.
-Nawet nie wiesz ile – powiedział przywołując katanę.
-Katana?
-Pokaz co potrafisz! – krzyknął rzucając się na mnie.
Zrobił kilka kroków i wybił się w powietrze. Chciał zaatakować mnie z góry, ale zatrzymałem jego ostrze swoim mieczem, gdy był kilka centymetrów od mojej twarzy. Jego oczy rozszerzyły się minimalnie, po czym odskoczył.
-To jest mój miecz – powiedziałem obracając nim. – Excalibur. Dostałem go, gdy przeszedłem test u wilków, aby byli moimi summonami.
-Ja swój zdobyłem podczas treningu z Jirayą.
-Ero-senin?
-Pasuje to do niego.
-Wiec jednak wziął cię na ucznia?
-Co masz na myśli?
 -Chciał, abym został jego uczniem, bo przypominałem mu Czwartego, Odmówiłem mu i powiedziałem o tobie – wyjaśniłem atakując.
Po krótkim siłowaniu się odskoczyliśmy od siebie.
-Jak się czujesz, wiedząc, że masz mieć trzy żony?
-Dziwnie. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Im to w ogóle nie przeszkadza.
-Znaczy się komu?
-Kisuce, Lisie i Mei.
-Więc to one będą twoimi żonami.
-Babunia kazała mi szukać jakiś plusów, ale jakoś żadnych nie widzę.
-Jak to? – spytał wyprostowując się. – Nie podoba ci się, ze będziesz miał trzy żony.
-Już sam nie wiem co o tym myśleć. A fakt, że Orochimaru wskrzesił mojego ojca, kompletnie mnie dobija.
-Czujesz coś do nich?
-Chyba tak.
-Więc wszystko będzie dobrze.
-A u ciebie jak z Hinatą?
-Skąd sugerujesz, ze jestem z nią?
-A jakiej innej dziewczynie był płakał w ramionach, poza Mikoto-san?
-W sumie to bardzo dobrze.
-To jak kończymy, czy przechodzimy na wyższy poziom? – w odpowiedzi przegryzł tylko kciuka i złożył kilka pieczęci. Po chwili zrobiłem to samo, tyle, ze ja nie składałem żadnych pieczęci.
-Przyzwanie! – krzyknęliśmy jednocześnie, uderzając dłońmi w ziemię.
Gdy dym się rozwiał obok mnie stał Rish. Naprzeciw nas stał Sasuke, a obok niego żaba ciut wyższa od niego.
-Witaj Sasuke.
-Cześć Gamakichi.
-Cześć Naruto.
-Cześć Rish.
-Pakt z ropuchami?
-Tak, a ty jak widzę masz wilki. Pokaż jak zgrani jesteście.
-Skoro tego chcesz! Suiton: Ukrycie we mgle!
-Skąd znasz to jutsu?!
-Skopiowałem je od Zabuzy i musze, przyznać, że jest bardzo przydatne, gdy przeciwników jest więcej! Jest lepsza zabawa!
-Zachowujesz się czasami jak psychopata!
-Buu! – krzyknąłem mu do ucha.
Sasuke od razu się odwrócił i ciął katana, ale ja zniknąłem w Czarnym Błysku.  Pojawiłem się przed nim i uderzyłem go w brzuch.
-To wszystko na co cię stać.
-Katon: Kula Ognia.
-Tam mnie nie było!
-Przestań uciekać.
-Nie uciekam, to ty źle celujesz – powiedziałem, opierając się o jego plecy swoimi.
Od razu zamachnął się kataną, ale przeszyła tylko mgłę.
-Gamakichi! – krzyknął a po chwili wybili się w powietrze.
Ropucha wypluła dużo oleju, a on wykonał ogniste jutsu.
-Suiton: Wodny Cyklon!
Na ziemi pojawiło się małe wodne tornado, które zaczęło rosnąć w ekspresowym tempie. Po paru sekundach było wysokie na jakieś dwadzieścia metrów, i na pewno było widoczne z każdego punktu w wiosce.
Gdy jutsu się zetknęły, woda zaczęła parować, ale mim o to ogień zgasł pierwszy. Tornado kręciło się jeszcze przez chwilę, po czym się rozprysnęło. Na ziemię spadły tysiące małych kropel, a po chwili spadł też Sasuke na Gamakichim.
-To było dobre – powiedział odwołując zwierzę.
-Wiem i wygrałem.
-Co? – spytał, ale po sekundzie Rish skończył na jego plecy i przewrócił go na ziemię, przygniatając go.
-Dobra Rish możesz znikać – powiedziałem i pomogłem wstać Sasuke.
-Chce rewanżu.
-Ale nie dzisiaj, chce mi się spać.
-W sumie to mi też.
-Podrzucić cię.
Gdy podrzuciłem Sasuke do domu, teleportowałem się do Babuni.
-Naruto! Wiesz co to są drzwi?! – krzyknęła na przywitanie.
-Dawno z nich nie korzystałem – odparłem z uśmiechem.
-Ehh – burknęła siadając na swoim krześle.  – Co cię do mnie sprowadza?
-Chcę wiedzieć, czy wiesz coś o Obito i Yahiko, albo Orochimaru.
-Nie, nie mam żadnych informacji, ale mam coś innego dla ciebie.
-Znaczy się?
-Rada postanowiła, że twoje przyszłe żony mają mieszkać już razem z tobą.
-CO!?
-Wybacz, a teraz won!
Wróciłem do domu, na szczęście dziewczyny już spały. Wziąłem szybki prysznic i rzuciłem się na łóżko.
-Co jest? – powiedziałem, gdy się obudziłem następnego dnia.

Byłem przygnieciony do łóżka, przez trzy osoby.

niedziela, 6 września 2015

Drugi blog.

Postanowiłem z moich poprzednich opowiadań zrobić blog, więc pierwsza seria Naruto na nowo jest już na blogu, który jest w zakładce Moje inne blogi. Druga i trzeci seria pojawi się w krótce, a opowiadanie Naruto jako demon postanowiłem napisać jeszcze raz, ale to później. Najpierw skończę tę opowiadanie i następne, na które mam już pomysł i dopiero wezmę się za Naruto jako demon.

sobota, 5 września 2015

Ukryta Prawda o Naruto -33.

Od razu piszę, że nie miałem pomysłu jak skończyć te igrzyska, więc jesłi wam się nie spodoba, to ma chociaż nadzieję, że końcówka wam to wynagrodzi. 

Ukryta Prawda o Naruto -33.
---Naruto---
-Co? – spytałem zdziwiony.
-Zostaniesz zatrzymany za atak na Kage.
-Mam mu puścić płazem, to, że obraził mojego ojca?
-Niestety.
-Nie ma mowy!
Nim postawiłem kolejny krok, zostałem otoczony przez drewnianą klatkę. Spojrzałem zszokowany na mojego byłego senseia.
-Nawet wy jesteście przeciwko mnie?
-Wybacz Naruto.
-Widzisz – zaczął Tsuchikage. – Nawet twoi kamraci, mają cię za głupka. Jesteś taki sam jak twój ojczulek.
-Zamknij się! – krzyknąłem uderzając w kraty. – Nie znasz mnie, ani nie znałeś mojego ojca! Przepraszam znałeś mojego ojca, z opowiadań, jak sam rozgromił całą twoją armię!
-Ty mały smarku!
Tsuchikage przyłożył do siebie dłonie, a między nimi pojawił się jakiś przezroczysty kwadrat.
-Element Pyłu: Rozgromienie!
Jutsu trafiło w klatkę, a następnie we mnie. Czułem jak moje ciało jest rozrywane, na malutkie kawałeczki. Aktywowałem Sharingana, aby się ochronić. Jego jutsu wzbiło tumany kurzu w powietrzu, które mnie otoczyły.
-Naruto!
-Tsuchikage coś ty narobił!
-Pozbyłem się zmartwienia – odparł pół śmiechem.
Zacząłem się śmiać, a wszyscy zamilkli. Kurz momentalnie się rozwiał, po klatce nie było śladu, a moje branie było w strzępach. Byłem otoczony przez czarne kości, które były pokryte płomieniami.
- Susano!
W ciągu sekundy mój duchowy wojownik pojawił się, nade mną. Był wyższy od areny, a w dłoniach dzierżył wielki, dwuręczny tasak.  Wbiłem go w ziemię, robiąc małe trzęsienie ziemi. Mina Tsuchikage była bezcenna, to przerażenie napawało mnie radością. Podobnie wyglądali jego shinobi oraz cała reszta.
-I co teraz!? Nadal masz coś do powiedzenia, na mój temat lub mojej rodziny?!
-To jakiś potwór! – nie przejmował mnie krzyk zwykłych shinobi. Cały czas patrzyłem się w oczy starca.
Uniosłem miecz i zamachnąłem się. Ostrze wbiło się głęboko  ziemię, robiąc małe trzęsienie ziemi oraz wzbiło jeszcze większe tumany kurzu, niż jutsu Tsuchikage. Dy kurz opadł, każdy mógł zobaczyć, że mój miecz jest zaledwie trzy centymetry od głowy Onokiego. Dezaktywowałem Susano. Stanąłem przed Onokim.
-Nie martw się nie zabiję cię, ale… - spojrzałem mu w oczy łapiąc go w genjutsu. – Jeśli przeżyje obudzi się jutro.
-Brać go! – krzyknęli shinobi Iwy.
Wszyscy momentalnie się na mnie rzucili. W ciągu kilku sekunda pojawiłem się obok każdego i obezwładniłem ich.
-Marne śmiecie! – warknąłem, gdy wszyscy leżeli nieprzytomni.
Podszedłem do moich znajomych i przyczepiłem każdego swoją chakrą. Następnie za pomocą Hirashinu pojawiliśmy się w wiosce.
-Naruto do mnie! – wydarła się od razu Hokage.
Idąc przez wioskę robiłem duże zamieszanie, ale nie obchodziło mnie to. Do gabinetu dotarliśmy po paru minutach.
-Gadaj co to miało być?!
-Nic.
-Chcesz wywołać wojnę?
-Splamił honor mojego ojca!
-Wiem, ze to dla ciebie ważne, ale…
-Zostawmy to, jest coś ważniejszego.
-Co takiego? – spytała zaciekawiona i zaniepokojona.
-Orochimaru.
-Od dawna o nim nie słyszałam.
-Wskrzesił Madare Uchihę i mojego ojca.
-Co zrobił?
-Walczyłem z nimi, nim dotarliśmy do wioski Gwiazd, nie byli w pełni sił, ale jednak…
-Nie dobrze. Musimy go odnaleźć nim wykona jakiś ruch. W dodatku też od dawna nie słyszałam nic o Obito i Painie.
Zapanowała cisza. Hokage była strasznie zamyślona, dopiero po chwili zorientowała się, że ciągle tu siedzę.
 -Możesz iść.
-Gdzie?
-No tak, twój dom został sprzedany, ale dom Yondaime ciągle stoi. Wiesz gdzie jest?
-To ten stary budynek na zachód od centra?
-Tak i jeśli możesz to niech Mei i Hosaki zamieszkają na razie z tobą.
-Dobra.
Wyszedłem z gabinetu. Gdy szedłem przez wioskę, każdy szeptał na mój temat. Rozglądałem się w poszukiwaniu Mei i Hosakiego. Każdy patrzył na mnie z byka, tak jakbym był jakimś potworem. Zapewne plotki już się rozniosły co zrobiłem na tych Igrzyskach.
-Tu jesteście – powiedziałem widząc w parku Mei i Hosakiego.
-Gdzieś ty znowu się podział?! – wybuchła Mei.
-U Hokage. Chodźcie idziemy do domu.
-Jakiego?
-Mojego ojca.
Szliśmy powoli, aby Mei mogła się rozejrzeć po wiosce. Ja też to robiłem, nie widziałem jej od kilku lat. Dużo się nie zmieniła, była większa i to dużo. Ciągle dbano o zieleń w wiosce, było pełno drzew oraz dużo małych parków.
-Jesteśmy na miejscu, chyba – powiedziałem stając przed furtką.
-To rudera – powiedziała Mei.
Miała trochę racji, budynek był zapuszczony. Deski odchodziły, albo ich w ogóle nie było. Trawa była wysoka na dobre pół metra. Szyby powybijane, na ziemi leżało sporo dachówek z dachu, gdy otwierałem furtkę, ta zaczęła głośno skrzypieć.  Do drzwi prowadziła wyłożona kamieniami ścieżka, która była trochę zarośnięta trawą. W spróchniałych drzwiach była dziura wielkości pięści. Pewnie jakiś pijak chciał się na czymś wyżyć.
-Masz klucz?
-Do czego? – spytałem i chwyciłem klamkę.
Przez moje ciało przeszła jakieś dziwne uczucie. Następnie od klamki zaczęła się rozchodzić dziwna fala. Spróchniałe deski, stały się jak nowe, dachówki znalazły się na swoim miejscu, wysoka trawa zniknęła i zastąpił ją ładny trawnik, rdza z furtki znikła, a w oknach były szyby.
-Genjutsu? – spytałem sam siebie.
-Nas się pytasz, to twój dom – zripostowała Mei.
Weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w holu, w którym były różne drzwi, na ścianach były różne obrazy przedstawiające różne krajobrazy.
Pierwsze drzwi na lewo, to była kuchnia. Kilka szafek, lodówka, mikrofala, stolik, niczym się nie wyróżniała. Jedynie widok był ładny, na ogród, w którym było widać różne kwiaty.  Naprzeciwko kuchni była łazienka. Hol kończył się w salonie, na jego środku był stolik z szklanym blatem, z jednej strony była sofa, a z drugiej dwa fotele. Na ścianach były dwie pułki z kwiatami. Pod nimi była komoda, na której było dużo zdjęć, na których byli moi rodzice. Schody prowadziły na górę, zapewne do sypialni.  W salonie było kilka drzwi. Jedne prowadziły do garderoby, drugie do magazynu na wszystko, a trzecie do piwnicy. Na górze było 5 sypialni i dwie łazienki.
 Wszedłem do jednego. Na środku stało łóżeczko dla dziecka, w którym było pełno pluszaków. Na drewnie był napis „Kochany Naruto”. Z oka poleciała mi łza, którą starłem. Wyszedłem z niego i zacząłem się dalej rozglądać.
Wieczorem wyszedłem z domu. Wszedłem do ogrodu i zacząłem oglądać różne kwiaty. Po jakiś trzydziestu minutach zerwałem ich kilka i opuściłem posiadłość. Ruszyłem bocznymi uliczkami w miejsce, którego prawie nigdy nie odwiedzałem. W ciemnościach czułem się najlepiej, nikt mnie wtedy nie widział i nie słyszał. Po parunastu minutach dotarłem na wejście cmentarza.
Widziałem dużo nagrobków, większość z nich to młode osoby, które zginęły na wojnie lub misji. Dotarłem do nagrobku mamy. Była to zwykła tablica wbita w ziemię, z imieniem, nazwiskiem i datą. Klęknąłem przy nim i włożyłem połowę kwiatów do wazoniku.
-„Czemu wszystko tak się potoczyło?” – zapytałem sam siebie w myślach pytanie, na które nigdy nie poznam odpowiedzi.
Po jakiejś godzinie wstałem i ruszyłem dalej. Tym razem klęknąłem przed dużym nagrobkiem. Kwiaty włożyłem do wazonu i również zamyśliłem się.
-„Chciałbym, abyśmy mogli być razem, tato.”
Mimo, że się powstrzymywałem, rozpłakałem się jak dziecko. Wstałem i poszedłem na pole treningowe, aby się na czymś wyżyć. Stanąłem na środku pola, naprzeciw jakiegoś pala. Zacząłem go okładać pięściami. 
Z każdym ciosem waliłem coraz więcej, aż w końcu rozwaliłem pal na dwie części. Oparłem się o kolana i próbowałem uspokoić oddech. Upadłem na plecy, rozkładając się na miękkiej trawie.  Księżyc dawał przyjemne dla oka światło, które rozświetlało całą polanę.
-Co jest Naruto? – obok mnie pojawił się Kurama, w małej formie.
-Nic.
-Przecież widzę. Chodzi o Orochimaru.
-Nie.
-O igrzyska?
-Nie.
-Więc pewnie o twojego staruszka – trafił w sedno. – Pewnie się zastanawiasz, co by było gdyby oni żyli.
-Skąd wiesz?
-Mam już swoje lata i znam się trochę na ludziach.
-Powiedz mi Kurama.
-Co takiego?
-Co mam zrobić jak dojdzie do walki z moim tatą?
-Odpowiedź na te pytanie musisz znaleźć sam. Ale na pewno staniesz do walki, nie pozwolisz, aby ktoś zranił twoich przyjaciół, no i chyba nie pozwolisz jakiejś gadzinie kontrolować ojca. Uśmiechnąłem się tylko. Zamknąłem oczy i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudziłem się rano, czując krople wody na poliku. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem ciemne chmury na niebie, z których kropił deszcz. Podniosłem się do siadu i zobaczyłem śpiącego Kurame na moich nogach.
-Wstawaj – powiedziałem do niego, ale nie zadziałało.
Nim go obudziłem z nieba lunął deszcz, który od razu go obudził. Wstałem i podbiegłem pod drzewo. Usiadłem pod nim i zacząłem czekać, aż przestanie padać.
-Ale się rozpadało – powiedziałem do siebie, patrząc w chmury.
-Ta, ja znikam – powiedział Kurama i zniknął.
Nie chciało m się czekać, aż przestanie padać, więc wyszedłem na środek pola i zacząłem trenować.
-Katon: Ogniste Tornado!
Wielkie tornado opatulone ognistymi spiralami, od razu wysuszyło trawę na polanie, ktra znowu została zmoczona, gdy jutsu zniknęło.
-Rasengan! – krzyknąłem uderzając małą, czarną kulą w pal, po którym zostały same drzazgi.
-Naruto Uzumaki – obok mnie pojawił się w chmurce dymu członek Anbu. – Hokage cię wzywa! – powiedział i zniknął od razu.
-Pasowały by się przebrać – powiedziałem do siebie i zniknąłem w Czarnym Błysku.
Pojawiłem się w swoim pokoju. Złapałem jakieś ciuchy i pobiegłem do łazienki. Po szybkim prysznicu zszedłem do kuchni, złapałem jakieś jabłko i wyszedłem z domu, zarzucając na siebie nieprzemakalny płaszcz. Gdy byłem w połowie drogi, chmury zaczęły się rozchodzić, a promienie słońca zaczęły docierać do ziemi. Na niebie pojawiła się duża tęcza.
 Po kilkunastu minutach dotarłem do drzwi Hokage. Zapukałem i wszedłem do środka. Za biurkiem jak zwykle siedziała Babunia, która była zasłonięta papierami.  Po chwili dostrzegłem kilkanaście osób, które stały z boku. Sasuke, Itachi, Asami, Kisuka, Lisa, Yamato sensei, Kakashi sensei, Hikari, Nagato i Konan oraz kilka innych osób.
-Dobrze, że już jesteś Naruto – powiedziała Hokage.
-Po co mnie wzywałaś?
-Nadszedł czas, abyś dokładnie wszystko wyjaśnił – powiedział Sasuke.
-Na początek, może to, że jesteś jinchuuriki.
-Nie widzę tu nic co trzeba by wyjaśniać, jestem nosicielem biju i tyle.
-Widać dobrze nad nim panujesz – powiedziała Kisuka.
-Nie musze go kontrolować, Kyubi jest dobrym przyjacielem. Chcecie go poznać?
-Nie! Czekaj…
W kłębach dymu pojawi się Kurama, wielkości dużego psa. Z tyłu falowało dziewięć ogonów. Siedział na tylnych łapach obok mnie.
-To jest Kurama – powiedziałem kładąc rękę na jego łbie.
-Cześć – powiedział swoim basowym głosem.
Na twarzy wszystkich przeszedł szok, a po tym ciągle był strach.
-Coś jeszcze? – spytałem przerywając ciszę.
-Tak – powiedziała Babunia, wypuszczając głośno powietrze. –Czemu Trzeci wszystko zataił?
-Nie wiem, pewnie chciał, abym był bezpieczny.
-Byłeś trenowany za nim dołączyłeś do Akademii? – spytał Kakashi.
-Byłem szkolony przez Anbu. Itachi cos o tym wie, prawda?
-E… no… tak.
-Zresztą Kakashi-sensei kojarzysz mnie, moją pierwsza misją było eskortowanie Kisuki.
-To byłeś ty?
-Podczas tej misji, spotkałem kuzynkę Kimiko…
-Gdzie ona jest?
-Nie żyje, wtedy zaatakował nas jakiś gościu, był właśnie z tej organizacji, co ją szpiegowaliśmy.
-Naruto… czy to był ten… - zaczął mój były sensei.
-Tak, zgodziłem się na tą misję, tylko po to, aby się zemścić. To był ten, z którym walczyłem, ni dołączyliśmy do nich.
-Rozumiemy.
-Jeszcze jedno, czemu lider cię poznał?
-Gdy Nagato i Konan sprowadzili się do wioski, podsłuchałem ich rozmowę. Wtedy dowiedziałem się o  ich synu. Gdy wysłał sokoła z wiadomością o jinchuuriki, ruszyłem za nim. Trafiłem do siedziby Akatsuki. Deidara mnie znalazł i zaprowadził do lidera, Paina. Po tym trafiłem do celi, przebiłem się przez ścianę do ich syna i za pomocą Hirashina uciekłem.
-Od kiedy wiesz, kim są twoi rodzice?
-Trochę dowiedziałem się, przed śmiercią staruszka Trzeciego, a resztę ze zwoju który dostałem od Nagato.
-Skoro masz Sharingana i Mokutona, możesz aktywować Rinnegana? – spytał Sasuke. Nad tym pytaniem musiałem się zastanowić.
-Nie wiem. Może tak, a może nie. Nie ma o tym żadnych zwojów i nie wiem kogo mógłbym spytać.
-No to teraz jeszcze o Orochimaru. Co wiesz dokładnie o nim
-Nic, chciał abym przeszedł na jego stronę. Odmówiłem, a potem próbował zaciągnąć mnie sią. Wskrzesił Madare Uchihę i mojego ojca, zapewne wskrzesił również innych silnych shinobi.
-Jak to wskrzesił? – spytał Kakashi.
-Nie wskrzesił ich dosłownie, po prostu mają swoją świadomość, swoje ciało, ale nad nim nie panują. W dodatku jedyny sposób, aby ich pokonać to zapieczętowanie.
-To wszystko? – spytała Lisa.
-Raczej tak.
-Więc możecie iść, ty Naruto jeszcze zostać. Jest jeszcze jedna sprawa.
Wszyscy zaczęli wychodzić, a ja siedziałem zaciekawiony na swoim miejscu. Gdy drzwi się zamknęły, Babunia zaczęła się we mnie wpatrywać. Cisza panowała kilka minut.
-Więc o co chodzi? – spytałem nie pewnie.
-W zasadzie są dwie sprawy. Pierwsza jest taka, ze był u mnie Hosaki i prosił, abyś zaopiekował się jego wnuczką, gdy on umrze.
-Czemu przyszedł z tym do ciebie, a nie do mnie? – spytałem i sięgnąłem po szklankę z wodą, która stała na biurku.
-Nie wiem. Druga sprawa jest taka, że starszyzna chce, abyś w dniu swoich osiemnastych urodzin wziął ślub z co najmniej trójką kobiet – całą woda, która miałem w ustach wylądowała na biurku i podłodze, a ja zacząłem się krztusić.
-CO!?
-Starszyzna chce, byś odbudował klan Namikaze dlatego jesteś zobowiązany paktem odbudowy klanu.
-Jest w ogóle coś takiego!?
-Teraz już tak.
-Nie zgadzam się!
-Nie masz wyboru, po za tym żony są już wybrane. Wszystko jest załatwione, a one się zgodziły.
-Niby kto się zgodził?!
-Skończ się wydzierać. Kisuka, Lisa i Mei, one będą twoimi żonami.

Ostatnie co pamiętam to nagły ból głowy i upadek na posadzkę.

wtorek, 1 września 2015

Ukryta Prawda o Naruto -32.

Rozdzialik z okazji końca wakacji, choć nie ma się z czego cieszyć.

Ukryta Prawda o Naruto -32.
-----Naruto----
Podróż do wioski Gwiazd zajęła nam dwa dni. Wioska była mała, ale za to arena była jak pół Konohy. Był tu wielu różnych ludzi, wszystkie stragany były zapełnione. Panował tu szum, każdy rozmawiał na temat tych Igrzysk. W oddali było widać zamek, zapewne władcy tej wyspy.
Jedno stoisko zwróciło moją uwagę, było to stoisko z różnymi maskami. Jedna rzuciła mi się w oczy, w kształcie Lisa, była identyczna do tej, którą dał mi Staruszek. Podszedłem do tego straganu i kupiłem sobie tą maskę.
-Po co ci ona? – spytała Mei.
-Kiedyś dostałem taką od Trzeciego Hokage, była identyczna, wiec budzi wspomnienia.
-Rozumiem.
-Tak w ogóle to gdzie teraz idziemy.
-Musimy znaleźć Hokage.
-To może kogoś spytamy?
-Nie trzeba – powiedziała Mei.  –Patrzcie!
Na ścianie areny był wielki telewizor, który nadawał z areny, aby każdy mógł oglądać Igrzyska. Akurat teraz była pokazywani wszyscy Kage. Ruszyliśmy od razu na arenę, po drodze cały czas spoglądałem na ten ekran. Obraz zmienił się na punktację.
-Nie wierzę, Konoha jest ostatnia – powiedziałem niedowierzając.
-Widać Kumo znowu wygra – dodała Mei.
Na arenę weszliśmy bez problemu. Problemy zaczęły się później, było tu tyle ludzi, ze nie można było przejść. Najgorzej miała Mei, która cały czas trzymałą Hosakiego za rękę, aby się nie zgubił. Po jakiś trzydziestu minutach zabrzmiał gong, a wszyscy zaczęli się rozchodzić.
-Teraz jest dwudziestominutowa przerwa – powiedziała Mei.
-Wykorzystajmy ją – powiedziałem przyśpieszając kroku.
-Naruto, spokojnie. Zdążymy.
-Na pewno?
-Tak.
Po dziesięciu minutach marszu doszliśmy do strefy dla ważniejszych gości, w tym Kage.
-Stać! – krzyknął strażnik. –Czego tu szuakcie?
-My do Hokage.
-Pokazać przepustki.
-Jakie przepustki?
-Nie ma przepustek, nie ma wejścia.
Mimo to próbowałem go wyminąć, ale zagrodził mi drogę włócznią.
-Szedłem tu dwa dni, aby spotkać się z Hokage, wiec byle jaki strażnik mi w niczym nie przeszkodzi!
Chwyciłem za włócznię i przełamałem ją na pół. Spojrzałem twardym wzrokiem na strażnika, widać było, ze się przestraszył. Odszedł na bok i nas przepuścił.
-Co to strażniczy, skoro się boją? – powiedziałem do siebie.
-Pochodzą z Wioski Gwiazd więc, nie znają się za bardzo na walce – powiedziała Mei.
-Masz dużą wiedzę.
-Sporo czytam.
Przeszliśmy przez hol i dotarliśmy do schodów. Na górze również była widownia, przeszliśmy przez nią i dotarliśmy do pomieszczenia, gdzie byli Kage.
-Stać!
-Znowu strażnik?
-Czego tu szukacie.
-Hokage.
-Chodźcie za mną.
Nie wiedząc co robić ruszyłem za nim.  Po paru minutach dotarliśmy do jakiegoś pokoju. Strażnik zapukał i wszedł do środka. Po chwili wyszedł i nas wpuścił.
Weszliśmy do środka, był to zwykły pokój, gdzie można była odpocząć. Babunia siedziała w fotelu i patrzyła się na nas.
-Nie ma mnie dwa lata i wioska już schodzi na psy – powiedziałem, a na jej czole pojawiła się żyłka.
-Mów kim jesteś. Nie mam humoru na takie bzdety.
Nic już nie mówiąc zdjąłem maskę. Jej reakcja była śmieszna. Najpierw zbladłą, jej oczy rozszerzyły się, następnie zerwała się i mnie przytuliła.
-Naruto, żyjesz.
-Tak i czuję się świetnie – odparłem. Puściła mnie i usiadła z powrotem na fotelu.
-Gdzie byłeś i kim są twoi towarzysze?
-To jest Hosaki Namikaze Uuzmaki, a to jego wnuczka Mei. Znalazł mnie i opiekowali się mną.
-Czemu nie dałeś żądnego znaku życia przez ponad dwa lata.
-Naruto potrzebował dużo odpoczynku i spokoju – powiedział za mnie Hosaki.
-Później  o tym porozmawiamy. Powiedz Babuniu, o co chodzi z tymi Igrzyskami.
-Szkoda o tym gadać. Brakuje nam dobrych shinobi, aby zając chociaż trzecie miejsce.
-A Sasuke, Kisuka i reszta?
-Sasuke, Neji, Kisuka, Yuki, Lee wygrali swoje pojedynki i konkurencje, ale reszcie się nie udało.
-Jest aż tak trudno?
-Niektóre konkurencję są trudne, ale trudniejsze jest odpowiednie dobranie ludzi do nich. Na przykład, gdy w konkurencji, w której brała udział Tenten, lepszy byłby Kiba, ponieważ trzeba było wywęszyć kilka rzeczy pod ziemią. Nie wiadomo na czym będzie polegała konkurencja, oprócz ostatniej. Ostatnia zawsze jest walką.
-Więc wystaw Sasuke.
-Nie można, już występował.
-Więc pozwól mi walczyć. Kto ma walczyć z Konohy.
-Został tylko Shino. Nie wiem czy to dobry pomysł, abyś walczył.
-Spokojnie, nie martw się o nic.
-Wywołasz zamieszanie?
-Ja nie będę walczył, będzie walczył Kitsune.
Babunia zagryzła dolną wargę i nie odzywała się przez chwilę. Dopiero, gdy usłyszeliśmy gong, odezwała się.
-Dobra. Idź na arenę ja załatwię resztę. Jeśli jakimś cudem pokonasz wszystkich wygramy to.
-W końcu się rozerwę – powiedziałem rozprostowując kości. –Po walce musimy poważnie porozmawiać – mój ton się zmienił, co zaskoczyło Hokage.
Wyszedłem z pokoju i udałem się na arenę.  Za mną szła Mei i Hosaki.
-Idźcie na trybuny, usiądzie, gdzieś.
-Opłaca nam się tam iść? – spytała żartobliwie Mei.
-Nie – odparłem krótko i wyszedłem na arenę.
Byli tu już wszyscy. Nieźle opalony facet z goglami przeciwsłonecznymi. Na głowie miał białą chustkę ze znakiem Wioski Chmury, w dłoniach jakiś notatnik i długopis. Na plecach miał osiem katan, co mnie zaskoczyło. Ubrany w czarne spodnie i biały bezrękawnik.
Kolejną osobą był czarnowłosy chłopak, z jego brązowych oczu biła pewność siebie. Ubrany w standardowy strój jonina Wioski Skały. Skoro miał strój jonina, w tak młodym wieku musi być silny. Miał na oko 17 lat. Niczym innym się nie wyróżniał.
Kolejnym chłopakiem był brązowowłosy chunin z Wioski Piasku. Na plecach miał dwa sztylety, chustka zasłaniała mu pół twarzy. Zielone oczy dokładnie lustrowały teren i przeciwników.
Kolejną osoba był mężczyzna z Wioski Mgły. Miał na plecach dwie długie katany. Na lewym poliku, aż do oka miał szramę po ranie. Podobnie jak poprzedni dokładnie oglądał przeciwników.
Ostatnią osobą był sędzia, choć na niego nie zwracałem jakiejkolwiek uwagi.
-Kim jesteś? – spytał sędzia.
-Kitsune, zastępuje Shino Aburame.
-To nie dozwolone! – krzyknął chłopak ze Skały.
-No i? Boisz się?
-Chyba śnisz, Konoha za każdym razem przegrywa i tym razem będzie tak samo.
-Skoro tak sądzisz, to czego się pienisz? – spytałem z irytacją w głosie.
-Cisza! – krzyknął sędzia. – Zaraz będziecie mogli się wyżyć. Jedyną zasadą jest odrobina rozsądku, macie uważać na ściany areny.
-Więc nie będę mógł użyć lepszych technik – powiedziałem z lekkim zawodem.
-Ciekawe jakich?
-Takich, które zmiotą tą arenę z powierzchni ziemi.
-Cisza! Rozpoczynamy ostatnią konkurencję, polega ona na walce. Ten, kto ostatni ustanie na nogach wygrywa.
-Mogę się założyć, że ten Kitsune padnie jako pierwszy. Czas Konohy minął.
-Sędzio zmieniam zdanie – powiedziałem nagle.
-Jakie?
-Zamiast Kitsune – powiedziałem  łapiąc za płaszcz i maskę. – Jestem Naruto Namikaze Uuzmaki!
Po ich twarzach przeszedł szok i niedowierzanie, podobnie po widowni przeszły krzyki niedowierzania.
-Nie… nie wierzę – powiedział gość z Chmury,  upadł mu ołówek. –To ty pokonałeś pięć biju.
  -Start! – krzyknął sędzia i odskoczył na bok.
-Odama Rasengan! – krzyknąłem uderzając w ziemię.
Cały plac areny uległ zniszczeniu. W powietrze wzbiły się tumany kurzu. Co rusz słyszałem czyjś kaszel.
-Futon: Podmuch!
Czyjeś jutsu rozwiało kurz, było skierowane we mnie, musiałem zasłonić oczy, aby nie dostało się do nich piasku.
-Nie wierzę, rozwalił podłoże jednym jutsu.
-To jakiś potwór.
-Wiec potwora, trzeba pokonać potworem! – powiedział facet z Chmury.
Jego ciało zostało otoczone przez pomarańczowa chakrę, a następnie przybrał kolejną formę. Skóra została zdarta, a krew zafarbowała chakrę. Z tyłu miał osiem ogonów, zaczęły wyrastać mu kości.
-O Tak! – krzyknął i ruszył do ataku.
Skrzyżowałem ręce przed twarz, aby zablokować atak. Mimo to siła wbiła  mnie w ścianę areny.
-Też mi potwór – usłyszałem czyjś głos.
-Wystarczyło jedno uderzenie.
-Konoha jest tylko mocna w gębie – nerwy zaczęły mi puszczać. Wkurzony wstałem i wyszedłem.
-Masz parę w łapie – powiedziałem otrzepując się z kurzu. – Ale takim atakiem to ty nawet nie powalisz Ichibiego.
-Yoton: Gejzer! – chłopak z Mgły złożył jakieś pieczęcie i przyłożył dłonie do ziemi.
Najpierw nic się nie stało, ale o chwili ziemia zaczęła się trząść i pękać  miejscu gdzie stałem. Gdy spod moich nóg wystrzelił gejzer lawy, zniknąłem w Czarnym Błysku.
-Bardzo dobre jutsu, ale jesteś strasznie wolny.
-To jest jutsu Czwartego Hokage.
-Tak. Walczyłeś z moim ojcem.
-Oj…cem? Jesteś synem Yondaime Hokage?
-Doton: Trumna.

Z moich boków wyrosły dwie połówki trumny z duża liczbą kolców w środku. W ciągu sekundy, zetknęły się tam gdzie stałem.
 -Nadal za wolno – powiedziałem pojawiając się za ich plecami.
-Przestać uciekać, tylko walcz!
-Ja nie uciekam, tylko przedłużam walkę. Nie chcę aby skończyła się zbyt szybko.
-Sabaku Kyu!
Piasek zaczął się owijać wokół mnie, ale nim zakrył mi usta, rozwiałem go jedną ręką.
-Jesteś uczniem Kazekage?
-Tak i jestem w tym bardzo dobry.
-Bijudama!
Złożyłem dłonie tak samo jak wtedy w obronie wioski. Bijudama została teleportowana gdzieś daleko w góry.
-Miało nie być niszczycielskich technik – powiedziałem do ośmioogoniastego, uśmiechając się wrednie.  – Czas chyba kończyć. Mokuton: Mistyczny Las.
Z ziemi zaczęły wyrastać drzewa, które owijały się wokół każdego i wysysały chakrę. Najdłużej zeszło z jinchuuriki, ale po kilku minutach i on został pozbawiony energii. Gdy cofnąłem jutsu, wszyscy leżeli nieprzytomni na ziemi.
-Czy ktoś jeszcze ma do zarzucenia, że Konoha jest słaba! – krzyknąłem, ale nikt nie warzył się odezwać. – Tak myślałem! – powiedziałem i zszedłem z areny.
Jeszcze długo słyszałem jak shinobi Wioski Liścia skandują moje imię. Gdy tylko minąłem drzwi napotkałem mnóstwo par oczu, na sobie.
-Cześć – powiedziałem do wszystkich.
-Tylko tyle masz do powiedzenia! – krzyknęła Kisuka.
-Myśleliśmy, ze nie żyjesz! Nagle pojawiasz się na arenie, pokonujesz wszystkich dwoma jutsu i mówisz tyko cześć! – wydarł się Sasuke.
-Arena, chyba nie jest najlepszym miejscem na rozmowę. Wytłumaczę wszystko w wiosce.
-Nie, powiesz teraz – powiedziała, któraś dziewczyna z tyłu.
-Lisa? – przede mną pojawiła się Lisa, o dziwo miała ochraniacz Konohy.
-Tak, a teraz mów? Szukaliśmy cię i to długo.
-Kiedy walczyłem jakimś cudem mój krewny wyczuł, że potrzebuję pomocy. Znalazł mnie i zaopiekował się mną. To jest wszystko tak w skrócie.
-Chyba skrót skrótu – powiedział kpiąca Sasuke.
-Ja tez się cieszę, że was widzę, ale musze iść do Babuni.
-Ile razy ci mówiłam, abyś mnie tak nie nazywał?
Wszyscy zrobili przejście. Przed mną stanęła Hokage. Ręce miała założone na piersiach, a wzrok był surowy.
-Skończyłeś walkę więc o czym chciałeś pogadać? – spytała poważnie.
-Nie tutaj,  musimy mieć pewność, że nikt nie podsłuchuje – odparłem tak samo poważnym tonem, co zdziwiło wszystkich.
-Do wioski jest prawie 3 dni drogi – powiedziała Tsunade.
-Znajdziemy się tam szybciej.
-Więc zaraz po zakończeniu tych Igrzysk wracamy do wioski.
Skinąłem jej głową i zniknąłem w Czarnym Błysku. Pojawiłem się w wiosce. Od razu ruszyłem w poszukiwaniu Mei i Hosakiego. Udało mi się ich znaleźć po jakiejś godzinie, pod wejściem na arenę.
-Tu jesteście – powiedziałem podchodząc do nich.
-Gdzieś ty był, cały czas cię szukamy!
-I nawzajem. Może pójdziemy coś zjeść?
-Z chęcią.
Po paru minutach znaleźliśmy jakąś knajpkę. Zamówiłem dla nas jedzenie i picie, po czym zajęliśmy wolny stolik.
-Dałeś niezły pokaz – powiedziała Mei.
-Taa…
-Cos się stało?
-Nie, czemu pytasz?
-Bo jesteś jakiś markotny? Chodzi o tamto?
-Tak, jeśli Orochimaru wskrzesił ich, to bóg wie kogo jeszcze.
-Powiedziałeś o tym Hokage?
-Nie, jeszcze. Zaraz po zakończeniu ruszamy do wioski, tam wszystko wytłumaczę.
Po zjedzeniu, ruszyliśmy na poszukiwania Hokage. Okazało się, że sama nas znalazła.
-Naruto tu jesteś. Chodź zaraz będą wyniki, idź na arenę.
Biegiem ruszyłem na arenę, Mei i Hosaki poszli na trybuny, a Hokage na swoje miejsce. Wszyscy uczestnicy stali obok siebie, ja stałem przy Sasuke. Kage stali za sędzią, który gadał coś do wszystkich, ale chyba nikt go nie słuchał.
-Zanim ogłosisz wyniki – do sędzi podszedł Raikage. – Czy w regulaminie jest napisane, ze tuż przed walką można zmieniać zawodnika?
-Regulamin…
-A co, chcesz rewanżu, że twój brat przegrał? – spytał z kpiną.
-Zamilcz jeśli chcesz żyć smarku!
-A w facjatę chcesz oberwać!?
-Naruto! – krzyknął Sasuke. – Opanuj się, chcesz wywołać wojnę.
-Twój koleżka ma rację. To, że jakimś cudem pokonałeś wszystkich, nie znaczy, że ta marna wioska jest najsilniejsza – wtrącił TsuchiKage.
-Coś powiedział staruchu?
-Zważaj na słowa smarkaczu. Widać, że jesteś tak samo głupi jak twój ojczulek.
-Proszę o spokój. Tsuchikage, proszę nie prowokować Naruto – powiedział sędzia.
-Jeszcze słowo, na temat mojego ojca, a sprawię, że będziesz błagał o litość.
-Twój ojciec był najgłupszym….
Miarka się przebrała. Aktywowałem Sharingana, a z mojego ciała zaczęła wydobywać się czarna chakra. Moje intencja mordu musiała przerazić każdego, było to widać po ich twarzach. Zacząłem iść w jego kierunku, nagle zostałem otoczony przez wszystkich shinobi Wioski Skały, którzy tu byli.
-Naruto! – krzyk Babuni rozniósł się po całej okolicy. – Uspokój się!
-Bo co?
-Bo zostaniesz zatrzymany!