Ukryta Prawda o Naruto – 36.
----Naruto----
Sasuke wystrzelił strzałę, prosto w Madarę. Madara
skrzyżował cztery miecze i zablokował atak. Następnie rzucił się na Sasuke. Gdy
był przednim wyskoczył w powietrze i zamachnął się mieczami.
-Giń! – krzyknął, ale wkroczyłem do akcji.
Gdy miecze byłe kawałek od Sasuke, uruchomiłem Susano. Moim
dwuręcznym mieczem, zablokowałem wszystkie naraz. Następnie odepchnąłem go do
tyłu.
-Sasuke, idź znajdź Orochimaru! – krzyknąłem do niego.
-Nie zostawię cię samego.
-Jeśli go pokonasz, jutsu powinno się dezaktywować.
Popatrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, po czym
dezaktywował Susano i wbiegł do ruin wioski.
-No to teraz możemy zaczynać zabawę.
Obok Madary w Złotym Błysku pojawił się tata.
-Naruto ty chyba nie chcesz walczyć z nami sam?! – krzyknął
do mnie tata.
-Nie, nigdy nie byłem sam – odparłem tajemniczo, a obok mnie
zaczął pojawiać się Kurama.
Dezaktywowałem Susano i stanąłem na jego łbie. Jego ryk
zapewne było słychać w Konosze, od razu przyjął pozycję bojową.
-Pokaż na co cię stać! – krzyknął Madara i ruszył do ataku.
-Zaraz zobaczysz moc, którą pokonaliśmy pięć biju!
Kurama rzucił się na Susano Madary i przygniótł je do ziemi.
-Bijudama!
Czarna kula trafiła prosto w jego głowę. Następnie chwycił
go ogonami, zamachnął się i rzucił nim w górę.
-Rasenshuriken!
Ulepszony Rasengan uderzył go w plecy, po czym nastąpiła
silna eksplozja. Pojawiła się wielka, jasna kopuła, przypominająca małe słońce.
Gdy zniknęła, Madara upadł na ziemię. Miał kilka ran, które od razu zaczęli się
zasklepiać.
-To było mocne – powiedział wstając. – Już dawno nie miałem
takiej walki. Ostatnim godnym przeciwnikiem był Hashirama.
-Taki wielki wojownik, a daje się kontrolować – powiedziałem
z kpiną.
-Szczeniaku, zważ na słowa. Orochimaru mnie kontroluje, bo
mu na to pozwalam. Dawno nie miałem rozrywki, mogę w każdej chwili wyrwać się
spod tego jutsu.
-„Kuso, Gdzie jest tata?” – pomyślałem.
Tata chwilę po tym pojawił się za mną i cisnął mi w plecy
Rasengana. Siła odrzuciła mnie prosto do Madary, który złapał mnie mocnym
uściskiem na krtań.
-Patrz! – krzyknął rzucając mną w drzewo.
Przez chwilę byłem ogłuszony, ale widziałem jak składa
jakieś pieczęcie. Całym jego ciało zaczęło świecić jasnym światłem. Nade mną
pojawił się tata, podniósł mnie i skrępował mi jakikolwiek ruch.
-Musisz uciekać – powiedział mi do ucha. – Orochimaru wskrzesił wszystkich
Hokage, kilku innych Kage, członków Akatsuki oraz byłych jinchuurikich – z
każdym słowem, moje oczy się rozszerzały.
-Oby Sasuke go zabił – powiedziałem tylko i światło ustało.
Na pierwszy rzut oka w Madarze nic się nie zmieniło, ale po
chwili zacząłem wyczuwać z w nim inną chakrę.
-Co on zrobił? – spytałem cicho.
-Chyba się wskrzesił.
-C…co? Kuso!
Wyrwałem się z uścisku ojca i kopnąłem go w brzuch. Nim się
odwróciłem w stronę Madary on stał przy mnie. Zamachnął się i jednym uderzeniem
wyrzucił mnie w górę.
-To jest ta moc, którą pokonałeś pięć biju. Daj mi
wszystkie, a rozniosę je w pył!
Wyskoczył wysoko w powietrze. Zrobił nade mną obrót i kopnął
mnie piętą w brzuch. Wyplułem trochę krwi i uderzyłem w ziemię. Uderzeniem
zrobiłem mały krater, a w powietrze wzbiło się sporo kurzu.
-Katon: Ogniste Pociski!
W ostatniej sekundzie dzięki Hirashinowi udało mi się
uniknąć gradu małych ognistych kul. Pojawiłem się kilka metrów obok. W plecach
czułem silny ból, który wręcz przeszywał całe moje ciało. Zignorowałem to i
rzuciłem się na Madarę.
Uderzyłem mocnym prostym, ale zatrzymałem się na jego
gardzie. Siła cofnęła go o jakiś metr, następnie doskoczyłem i chciałem go
kopnąć w głowę, ale moja noga zatrzymała się na jego prawej ręce. Chwycił mnie
mocno i przyciągnął do siebie. Drugą ręką uderzył mnie w brzuch. Zatrzymałem się na jakimś drzewie.
Od razu się pozbierałem i wstałem.
-Katon: Ognisty Smok! Futon: Wielki Podmuch.
Ogień stał się dwa razy większy, gdy połączył się z wiatrem.
Niestety jutsu zatrzymało się na niewidzialnej barierze, po czym rozproszyło
się. Na prawej dłoni stworzyłem czarną, wirującą kulę.
-Rasengan!
Madara przyjął cios na gardę. Wtedy na mojej twarzy pojawił
się uśmiech. Nim jutsu go odrzuciło, dotknąłem drugą dłonią jego barku,
nakładając na niego pieczęć. Nastąpiła mała eksplozja, która odrzuciła go na
kilkanaście metrów. Zatrzymał się na wielkim głazie.
-Co… coś ty zrobił?
-Nałożyłem na ciebie pieczęć, przez jakiś czas nie będziesz
mógł się poruszać. Kage Bunshin no Jutsu.
Zostawiłem klona, który miał go pilnować, a sam poszedłem
szukać taty. Po paru minutach zobaczyłem jak walczy z Sasuke. Sasuke był nieźle
poraniony i stał opierając się o jakiś zawalony budynek. Na przeciw niego stało
czterech Hokage.
Drugi złożył jakieś pieczęcie i posłał w Sasuke, wielki wir
wodny. Gdy jutsu było metr od niego, pojawiłem się przed nim.
-Katon: Wielka Fala Ognia!
Czarny ogień, rozszedł się po całym wirze. Woda zaczęła
parować, dając nam małą zasłonę dymną, która została rozwiana po kilku
sekundach.
-Na…Naruto – powiedział Sasuke.
-Na…ruto – powtórzył Drugi, niedowierzając, w jego głosie
wyczułem zainteresowanie.
-Naruto to ty? – powiedział Trzeci.
-Tak staruszku – odparłem.
-Naruto uciekajcie! – krzyknął tata.
-Co z Madarą? – spytał Sasuke.
-Nałożyłem na niego pieczęć, przez chwilę nie będzie się
ruszał.
-Madara! Jego też wskrzesił? – powiedział Hashirama.
-W dodatku użył jakiegoś jutsu i teraz jest prawdziwy,
wyrwał się spod kontroli Orochimaru – dodał tata.
Obok mnie pojawił się Kurama zeskakując z dachu.
-Kyuubi! – krzyknęli trzej pierwsi Hokage.
-Kurama zabierz go do Konohy – powiedziałem poważnie.
-Nie zostawię cię samego Naruto – powiedział Kurama z
poważną miną, ale pod moim wzrokiem zmiękł.
-Nie ma czasu na gadanie.
Kurama podszedł do Sasuke i przerzucił go sobie przez
grzbiet. Sasuke się opierał, ale Kurama poradził sobie z nim dzięki ogonom.
-Tylko nie zgiń, znowu – powiedział Sasuke nim zniknęli.
-Naruto, co to miało znaczyć? – spytał tata.
-Dla nich już raz byłem martwy.
-Co?
-Po walce z pięcioma biju.
-Pięcioma biju? – powtórzył Trzeci. – Jak silny jesteś
Naruto?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnąłem i aktywowałem Sharingana
na najwyższym poziomie.
-Sharingan?
-Wiec moje domysły były prawdziwe, jesteś potomkiem
Trzeciego syna Rikodu – powiedział Staruszek.
-Wybaczcie, ale nie daruję wam tego co zrobiliście. Pozbędę
się was, a potem Orochimaru – mój głos stał się poważny i niski.
-Odważne słowa szczeniaku – powiedział Drugi.
-Mokuton: Wielki Smok! – spod nóg Pierwszego wystrzeliła
drewniana paszcza smoka, która mknęła w moją stronę.
-Excalibur – powiedziałem cicho.
Gdy tylko miecz pojawił się w moich rękach, zamachnąłem się
posyłając czarną falę energii, która rozcięła smoka. Drugi Hokage dzięki
Hirashinowi pojawił się po mojej prawej. Miał kunaia w dłoniach. Zablokowałem
jego atak, po czym szybki cięciem rozciąłem jego tułów na pół. Górna część
ciała upadła jakiś metr od nóg.
-Mokuton: Uwięzienie! – krzyknąłem przykładając dłonie do
ziemi.
Spod ich nóg zaczęły wyrastać gałęzie, które owijały się
wokół ich ciał. Tata zdążył uciec, ale Pierwszy i Trzeci już nie.
-Mokuton – powiedzieli zaskoczeni.
Wyskoczyłem w powietrze i zrobiłem salto do tyłu. W miejscu
gdzie stałem pojawił się tata.
-Suiton: Wodny Smok!
Tata uniknął jutsu, ale Pierwszy i Trzeci zostali zmyci.
-Panujesz nad trzema żywiołami? – spytał tata, gdy pojawił
się przede mną. –I to na wysokim poziomie. Jestem z ciebie dumny – gdybym mógł
to bym się wzruszył, pierwszy raz usłyszałem takie słowa.
-Tak nas nie pokonasz, musisz nas zapieczętować – Drugi już
się zregenerował i stanął obok mojego ojca.
-Wiem to! „Wszystko jest gotowe, teraz tylko muszę…” – moje
rozmyślanie zostało przerwane.
Poczułem silny ból , a przed oczami pokazały mi się mroczki.
Spojrzałem w dół, zobaczyłem jakąś rękę wystającą z mojej klatki piersiowej.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem uśmiechniętą twarz Madary.
-I co szczeniaku.
-Naruto! – spojrzałem w oczy ojca.
-Prze…praszam – wyszeptałem i upadłem na ziemię.
----Narracja trzecio osobowa----
Naruto padł na ziemię. Z dziury w jego klatce piersiowej
wylewało się coraz więcej krwi. Przestał oddychać, a Minato czuł jak ulatuje z
niego chakra. Madara stał nad jego ciałem i śmiał się.
-Naruto! – krzyknął Minato i rzucił się na Madarę.
Gdy był metr od niego jakaś siła kazała mu się zatrzymać i
stanąć sztywno. Nie mógł wykonać najmniejszego ruchu palcem. Z cienia jakiegoś
budynku wyszedł Orochimaru. Na jego twarzy był szyderczy uśmiech. Podszedł do
Minato i spojrzał na martwego chłopaka, następnie na Madarę.
-Miało to wyglądać inaczej, ale nie będę nad tym ubolewał.
-Myślałeś, że będziesz w stanie mnie kontrolować? – spytał
Uchiha.
-Nie, wiedziałem, że nie będę kontrolować Rinnegana.
-Teraz mogę cię zabić.
-Ja bym tego nie robił. Wiesz mamy podobne cele. Oboje
chcemy zniszczyć Konohę. Dołącz do naszego sojuszu.
-Jakiego sojuszu?
-Obito i Pain chcą zniszczyć Konohę, ja chcę zniszczyć
Konohę, a ty chcesz się zemścić. Mamy ten sam cel.
-Może więcej szczegółów.
-Chodź spotkamy się z nimi.
Orochimaru złożył jakąś pieczęć, a wszyscy Hokage zostali
zamknięci w jakiś trumnach, które zniknęły pod ziemią. Opuścili ruiny wioski,
kierując się w nieznanym miejscu.
---Konoha----
-Jak to został sam walcząc! – wydarła się Hokage.
Przed nią stał Sasuke, a obok niego Kurama. Rany Uchihy
zostały już zaleczone, oprócz jednej. Została tylko skaleczona duma, że
zostawił przyjaciela samego.
-Nie mogłem nic na to poradzić, Kyuubi…
-No właśnie, co ty tu robisz?
-Od dawna nie jestem zapieczętowany, więc mogę opuszczać
ciało Naruto kiedy chce.
-Idź do szpitala na badania, ja musze kogoś wysłać.
Poprowadzisz ich.
-Ta…k.
-Co się stało?
-Naruto. Nie wyczuwam go, w dodatku nie mogę wrócić do jego
ciała, musze tam wracać.
Kyuubi wyskoczył przez okno i zaczął pędzić w kierunku, z
którego nie dawno przybiegł.
Po kilkunastu minutach duża grupa shinobi Konoha ruszyła w
ślady dziewiecioogoniastego lisa. Po kilkunastu godzinach byli przed ruinami.
Przeszukiwali ulicę po ulicy, aby tylko odnaleźć Naruto.
-O nie – powiedziała Hokage widząc, Kurame, przy ciele
blondyna.
Podbiegła do nich i klękła przy nich. Gdy zobaczyła dziurę w
piersi, zatkała sobie usta dłońmi, a w jej oczach pojawiły się łzy. Po chwili
wokół nich zebrali się wszyscy.
Zapanowała cisza, która była przerywana szlochem i płaczem. Nawet z
nieba zaczęły padać krople, które po kilku chwilach przerodziły się w ulewę.
Nikomu nawet nie przeszkadzało, że obok nich leży demon, któremu również
spływały łzy z oczu.
-Co… co tu się stało?- wyszeptała Tsunade.
-Czterech Hokage i Uchiha Madara – powiedział cicho Kyuubi.
-Czemu go zostawiłeś?
-Znasz go, wiesz, ze wolałby sam zginąć, niż poświęcić
przyjaciół. Teraz nie pozostało nam nic innego jak go pochować i przygotować
się do wojny.
Tak jak powiedział Kurama, ciało Naruto zostało zabrane do
wioski. Na pogrzeb przyszli wszyscy, a wieść o tym szybko obiegła świat. Deszcz
nie ustawał od śmierci syna Czwartego. Świat wydawał się być ponury, a szloch i
płacz nie dodawał temu pozytywnego uroku. Dla wszystkich to był najgorszy dzień
w życiu, a zapowiadało się jeszcze gorzej.
Każdy zadawał sobie pytanie co teraz będzie. Kurama zniknął, nawet
Tsunade nie wiedziała co się z nim stało.
Po tygodniu przybyła delegacja z każdej wiosek, nawet z Iwy,
Naruto mimo zatargów z Tsuchikage,
Naruto wzbudził w nim szacunek. Tsunade dostała kondolencję i obietnicę,
że wszystkie wioski będą walczyć razem z wrogiem, ale nikt nie wiedział czy to
była prawda czy tylko kłamstwo, które miało podnieść ich na duchu.
Dni powoli mijały, a w wiosce nadal była ponura atmosfera.
Niby wszystko wróciło do normalności, ale to nie było to samo. Sasuke całe dnie
przesiadywał na polu treningowym lub na misjach. Nikt nie mógł do niego
dotrzeć, Itachi czy własna matka. Jedynie Hinacie udało się dwa razy przemówić,
aby odpoczął.
---Gdzieś daleko----
Ciemność. Nie widział nic innego, ale dzięki swoim doujutsu
wiedział gdzie ma iść. Doskonale widział pięć dużych skupisk chakry. Gdyby nie
bardzo jasna cera, która jest charakterystyczna dla jego klanu byłby nie
widoczny. Czarne włosy zlały się z panującym mrokiem. Gdy uszedł kilkanaście
kroków, ciasna jaskinia przerodziła się w wielka jamę, w której zmieściła by
się połowa Konohy. Stanął po środku i zaczął się rozglądać. Nagle z każdej
strony zaczęły tworzyć się wielkie kule chakry. Było ich pięć.
-Shinra Tensei! – wypowiedział dwa słowa, a wszystkie jutsu
się rozproszyły.
W suficie powstało kilka małych otworów przez które zaczęła
wpadać światło. Oświetliło mężczyznę i pięć biju.
-W końcu was znalazłem, jesteście mi potrzebni – powiedział,
a oczy demonów się zmieniły na takie same jak jego.
Zamiast normalnych oczu, demony miały Rinnegana. Śmiech
Madary rozszedł się całej okolicy.