niedziela, 18 października 2015

Nowe opo.

Stworzyłem już nowego bloga, na którym pojawił się prolog. Zapraszam.
 Link jest tutaj . KLIK

sobota, 17 października 2015

Epilog.

Według mnie to jest najgorszy rozdział, nie umiem pisac epilogów, więc przepraszam, jeśłi się nie spodoba.

Epilog.
Naruto wyszedł z łazienki, ubrany w swój codzienny strój, w którym chodził do swojego gabinetu. Wszedł do kuchni, gdzie zrobił sobie kilka kanapek, które zjadł i opił herbatą. Następnie wszedł do pokoi swoich dzieci.  Cała trójka smacznie spała na swoich łóżkach. Mieli po cztery lata.
Hiro, wygląd miał ojca, ale charakter pół na pół. Miał pół cech Naruto i pół cech Lisy co daje niezłą mieszankę. Leżał rozkopany na łóżku, a kołdra leżała gdzieś na podłodze. Rozpięta koszulka od piżamy i śmieszna czapeczka na głowie. Jego siostry miały szczęście, że nie chrapał. Naruto zawsze się uśmiechał na taki widok.
Podszedł do drugiego łóżeczka. Spała na niej mała blondynka, wtulona w małego futrzanego lisa. Szczelnie okryta kołdrą, było widać jej tylko blondwłosy i kawałek główki. Rysy twarzy miała Mei. Pocałował ją w czoło i podszedł dalej.
Na ostatnim łóżku, również spała dziewczynka. Jej brązowe włosy, chowały się pod kołdrą, spod której wystawała tylko jej głowa i pysk pluszowego psiaka. Jej rysy twarzy przypominały Naruto. Również dał jej całusa w czoło i wyszedł cicho zamykając drzwi.
Założył swój czarny płaszcz i wyszedł z domu.
Za nim dotarł do swojego gabinetu, udał się na cmentarz. Robił to co tydzień, osobiście dbał o groby swoich rodziców i poprzednich Hokage, w tym Tsunade. Na każdym grobie zawsze paliła się świeczka i były świeże kwiaty.
W końcu, gdy dotarł do gabinetu, zobaczył stos papierów do wypełnienia. Przyzwyczaił się już do tego widoku, w końcu jest Hokage od 6 lat i nikt nie miał prawa mu zarzucić, że źle wypełnia swoje obowiązki, jako Hokage, mąż czy ojciec.
Sam Naruto zmienił się przez ten czas. Stało się praktycznie zaraz po wygraniu wojny. Stał się poważnym i dorósł. Gdy go ktoś pytał o to, zawsze odpowiadał, że śmierć zmienia człowieka.
Obiecał sobie, że sam dopilnuje pokoju, między wszystkimi wioskami, ale zawsze pójdą za nim inni.

Chłopak, który był sierotą, w końcu ma coś czego nigdy nie miał. Ma rodzinę.  Był ćwiczony od najmłodszych lat, wtedy nie rozumiał tego, a teraz wie. Stał się obrońca wioski, jak mawiał mu Trzeci i miał wypełniać ten obowiązek do końca, aż do śmierci. 

niedziela, 11 października 2015

Ukryta Prawda o Naruto -40.

Nie chcę tego pisać, ale straciłem pomysły na kontynuowania tego opowiadania, więc następny rozdział to będzie chyba Epilog. Chyba, że coś mi wpadnie do głowy.

Ukryta Prawda o Naruto -40.
Minato jak i reszta wskrzeszonych ludzi poczuła ulgę. Mogli wykonywać już ruchy, które chcieli. Walki z nimi ustały, każdy był zdziwiony takim przebiegiem. Naruto stał przy martwym ciele Orochimaru i patrzył się na nie. Obok niego pojawił się Czwarty wraz z resztą Kage.
-Naruto – Minato od razu przytulił syna. – Jestem z ciebie dumny.
-Yondaime nie mamy dużo czasu – powiedział Pierwszy.
-Tak.
-Naruto Uzumaki Namikaze – zaczął Pierwszy. – Wzbudziłeś w nas szacunek, jesteś naprawdę silnym shinobi.
-Chcemy wiedzieć, czy masz zamiar chronić wioski – wtrącił Drugi.
-Nie rozumiem twojego pytania. Czemu miałbym jej nie bronić?
Martwi Kage tylko spojrzeli po sobie i kiwnęli sobie głowom.
-Od teraz Naruto jesteś Szóstym Hokage.
-C…co? – blondyn aż, się zakrztusił tymi słowami z ust Trzeciego Hokage.
-Wiem, że dasz sobie radę, wierzymy w ciebie. Oczywiście nie musisz przyjmować tego stanowiska, ale czy to nie było jedno z twoich marzeń.
-No tak, ale…
-Naruto, nasz czas się kończy – powiedział Minato, a ich ciała zaczęły świecić jasnym światłem.
Chłopak widząc to rzucił się, aby przytulić ojca.
-Powodzenia na ślubie, będziemy go oglądać – szepnął Czwarty. – Jeszcze jedno – powiedział i dotknął czoła syna palcem. – Przekaz ją Kyuubiemu, na pewno mu się przyda.
-Ta, czasami się wkurzał na brak drugiej połowy chakry – zaśmiał się chłopak.
Nagle Czterej Kage stanęli okrążając Uzumakiego. Z ich ciał wystrzeliły złote promienie w niebo, po czym znikli. W Naruto nic się nie zmieniło z wyglądu, ale było czuć, ze jego chakra jest silniejsza. Z jego oczu biła siła i spokój. Na plecach płaszcza pojawił się napis „Szósty Hokage”.
Wszyscy shinobi patrzyli się na to z szokiem. W prawej dłoni pojawił się miecz Uzumakiego, a na jego plecach pochwa na niego.
-----Naruto----
Teraz mogłem walczyć. Uspokoiłem się i czekałem na Madarę. Wystawiłem lewą rękę na bok, aby zablokować jego pięść.  Płaszcz zaczął trzepotać pod wpływem powietrza z siły uderzenia.
-Zmieńmy miejsce walki, nie chcę zniszczyć wioski – powiedziałem spokojnie.
-Nie bój się, nie ucierpi za bardzo.
-Powiedziałem zmieńmy miejsce.
Pojawiłem się przed nim i jednym kopnięciem posłałem go w powietrze. Wyskoczyłem w górę i kopnięciami posyłałem go coraz wyżej.  W końcu pojawiłem się nad nim i kopnięciem posłałem w dół. Gdy był metr nad ziemią, pojawiłem się pod nim i kopnąłem z obrotu w brzuch. Wypluł trochę krwi i poleciał w las, niszcząc przy tym kilka drzew.
Powoli do niego szedłem. Wypluł trochę krwi i wstał, w jego oczach był Rinnegan, a całym ciałem wyrażał wściekłość. Zaczął wydawać mordercze intencje.
-Nie przegram z tobą.
Wystawił ręce do góry, a z nich wystrzeliły fioletowe łańcuchy, które wystrzeliły do biju. Wessał je do swojego ciała. Gdy to zrobił wyciągnął zwój, z którego rozpieczętował jakiś dziwny pojemnik.
-Stworzę Jubiego w swoim ciele!
Z pojemników wystrzeliła pomarańczowa chakra, która przyjęła formę biju, których nie miało Akatsuki. Ruszyłem do ataku. Przygotowałem miecz do cięcia, ale nim do niego dobiegłem, niewidzialna fala zaczęła mnie odpychać. Zaparłem się mocno na nogach i zasłoniłem oczy ostrzem.
Pomarańczowa chakra wsiąkła w ciało Madary. Po sekundzie wokół niego pojawiła się bańka, z gęstej, prawie czerwonej chakry.
-Demoniczne cięcie!
Jutsu ścięło wszystkie drzewa wokół, ale bańka została nienaruszona.
-Muszę jakoś zabezpieczyć wioskę – powiedziałem do siebie.
Rzuciłem cztery kunaie, tworząc duży kwadrat. Zacząłem wznosić barierę. Gdy skończyłem Madara jeszcze był chroniony. Po kilku sekundach bańka eksplodowała. W powietrze unosiło się dużo pary, która wszystko zasłaniała. Gdy opadła, zobaczyłem Madarę. Jego wygląd się zmienił( wygląda tak jak w anime. D.aut.) Jego skóra jaki, ubiór był jasny, włosy stały się białe, a z czoła wyrastały mu dwa rogi. Nad nim lewitowały czarne kule, a w dłoni miał kostur.
Nagle upadł na kolana i złapał się za głowę.
-Jubu chcę przejąć nad nim kontrolę – mruknąłem do siebie i mocniej ścisnąłem miecz.
Ruszyłem do ataku. Robiąc trzy kroki, byłem przed nim, gdy atakowałem mieczem z góry, ostrze zostało zablokowane przez kostur, który sekundę temu leżał na ziemi.  Nim się zorientowałem co się dzieję, czarna kula wbiła mi się w brzuch.
Odleciałem do tyłu, a gdy się zatrzymałem na drzewie, nastąpiła eksplozja. Po barierze rozeszła się fala i całą siła eksplozji poszła w niebo. Gdy moja świadomość wróciła, nie mogłem ruszyć lewą ręką i nie widziałem na lewe oko. Dotknąłem prawą ręką polika, czułem na nim krew. Wstałem i podniosłem swój miecz.
-„Muszę go pokonać” – pomyślałem sobie i stanąłem pewnie naprzeciw jego.
-Jeszcze żyjesz? Powinieneś gryźć ziemię, po takiej eksplozji.
-Zawsze byłem bardziej wytrzymały od innych.
-To nic nie zmienia – powiedział i ruszył do ataku.
Zaatakował kosturem z góry. Zablokowałem jego uderzenie mieczem, a siłą wręcz zmiotła głaz z mojej prawej. Jego twarzy wyrażała szok. Następnie zaatakował z boku i znowu blok, tym razem kilka drzew przestało istnieć. Posła we mnie czarną kulę, która za nim lewitowała. Leciała prosto w moją głowę, gdy była blisko, tylko ją przechyliłem w bok.
-Jakim cudem jeszcze żyjesz? Moja moc powinna cię zmieść  z ziemi.
-To nie była twoja moc. Ten głaz i te drzewa zniszczyła moja moc. Może i masz w sobie Jubiego, ale on cię tylko osłabia. Gdy nie masz dla kogo walczyć, im masz więcej siły tym jesteś słabszy. Twoja moc cię zaślepia.
-Skończ pieprzyć! – krzyknął Madara i rzucił się do ataku.
Schyliłem się przed jego ciosem, dałem krok do przodu i rozciąłem mu prawy bok, następnie zrobiłem obrót robiąc mu ranę na plecach, na koniec przeskoczyłem nad nim i poważnie zraniłem jego prawą rękę. 
-Rasengan!
Wycelowałem prosto w klatkę piersiową. Siła odrzuciła go do tyłu, swoim ciałem zrobił długi rów. Jego rana od razu zaczęła się zasklepiać. Podobnie jak rany po mieczu.
Spojrzałem na swojego Excalibura. Przesłałem chakre do niego, a ostre zaczęło się świecić na czarno.
-Skończę to tym atakiem – powiedziałem do siebie i uniosłem miecz nad głowę. – Cięcie Półksiężyca!
Łuk w kształcie półksiężyca z zawrotną prędkością pomknął w Madarę. Trafił przecinając jego ciało na pół.  Odwróciłem się i dezaktywowałem barierę, miecz schowałem do pochwy na plecach. Zacząłem iść w kierunku wioski.
Gdy uszedłem kilkanaście metrów coś mnie tknęło, aby się odwrócić. Wtedy zobaczyłem jak jego ciało się regeneruje, ale była mała różnica. Był pokryty płaszczem z pomarańczowej chakry.
-Teraz jestem jak Bóg, mnie się nie da zabić.
Jedyne co poczułem to silny cios w szczękę. A potem łamanie drzew własnym ciałem. Zatrzymałem się dopiero, gdy ktoś mnie złapał. Otworzyłem oko i zobaczyłem buzię Babuni Tsunade.
-Uci…kajcie – wyszeptałem, a ona posłała mi zdziwione spojrzenie.
-Stawimy mu czoła. Poczekaj uzdrowię ci oko.
-Wchłonął i zapanował nad Juubim – powiedziałem już głośniej.
-Spokojnie, wszystko skończy się dobrze.
Babunia mówiła jak najgłośniej, aby zagłuszyć dźwięki shinobi, którzy umierali.
-Nic nie będzie dobrze! –warknąłem i wstałem.
-No to mamy zrobić? – spytała załamanym głosem.
Odwróciłem się, a płaszcz zafalował za mną.
-Walczyć – powiedziałem pewnie.
Ruszyłem lewą ręką, aby zobaczyć czy jest sprawna. Czekałem, aż Madara zaatakuje. Obok mnie pojawił się Kurama. Jego ogony falowały na wietrze, a jego oczy wyrażały determinację.
-Masz prezent od mojego ojca – powiedziałem dotykając jego grzbietu.
-Moja druga połowa chakry – powiedział niedowierzając.  – Choć to nie wiele zmienia.
Zacząłem skupiać całą swoją chakrę w całym ciele, aby wytrzymać atak Madary, który natarł po chwili. Najpierw zaatakował jedną pięścią, którą złapałem, potem drugą, którą też złapałem. Pod moimi nogami powstał mały krater o średnicy kilku metrów, a nogi zapadły się z ziemię.
-Musimy mu pomóc! – krzyknął Sasuke
-Nie, musze zrobić to sam – odkrzyknąłem.
Jedna z czarnych kul eksplodowała, potem druga i trzecia. Tak zniknęły wszystkie kule, eksplozje nie były wielkie, ale za to silniejsze od poprzedniej, która zniszczyła duży kawał lasu.
Po wszystkich eksplozjach nadal trzymałem Madare, który był w odrobinę lepszym  stanie niż ja.
-Skończyły ci się kulki – powiedziałem niemrawo się uśmiechając.  –Sasuke stój! Nie ruszaj się stamtąd.
-Co ty chcesz robić, dzieciaku?!
-Coś co powinienem zrobić na początku, zapieczętować cię! Fujin: Pieczęć Nicości!
Na moim ciele pojawiły się czarne znaki, które zaczęły przechodzić na ciało Madary. Gdy na moim ciele nie było żadnych znaków, Madara zaczął krzyczeć z bólu. Znaki zaczęły odklejać się od jego ciała i stworzyły okrąg w powietrzu, który wypełnił się czarną mazią.
-Ta technika zapieczętuje nas na zawsze! Już nigdy nie powstanie Juubi, ani nikt nas nie wskrzesi.
-Naruto, nie!
Puściłem Madarę, bo pieczęć zaczęła nas zasysać.
-NIE! – krzyknął Madara łapiąc się jakiegoś gruzu.
Ja powoli leciałem w powietrzu w kierunku okręgu, ale nagle się zatrzymałem. Spojrzałem do tyłu, Kurama złapał mnie ogonami i mocno trzymał. Uśmiechnąłem się.
-Futon: Powietrzny Pocisk!
Siłą wiatru, zmusiła Madarę do puszczenia się. Pieczęć zassała go, a następnie zniknęła zostawiając po sobie samo wspomnienie. Madara zaczął przyciągać mnie do siebie, to było jedyne co pamiętam ostatnie.
----Narracja trzecio osobowa---
Naruto zemdlał między ogonami Kuramy, który położył go pod Tsunade. Ta od razu zaczęła badać jego ciało. Wszyscy ustawili się w okręgu.
-Co to było za jutsu?
-Specjalne Fuinjutsu, znał je tylko Rikodu – wyjaśnił Kyuubi.
-Przeżyje? – spytał ktoś z tłumu.
-Ma strasznie mało chakry, wygląda to tak, aby jego źródło wygasało.
-Ale to znaczy…
-Że umrze, gdy skończy mu się chakra.
-Można coś zrobić?
-Na razie możemy podtrzymać go przy życiu dostarczając mu chakry do ciała. Aby go uzdrowić musiała bym wiedzieć wszystko o tym jutsu.
-Jedyną możliwością jest jutsu poświęcenia – powiedział Kurama. – Jednak aby się udało Naruto musi najpierw umrzeć.
-Wiedział, że tak się stanie?! – krzyknął Sasuke do lisa, ale ten nie odpowiedział. – Czemu to zrobił?!
-Sasuke uspokój się – poprosiła Hinata.
-Jak mam się uspokoić?! Wiedział, ze umrze, a mimo to zrobił to!
-Zrobił to, aby was chronić! – krzyknął w końcu Kurama. -Dla Hokage, wioska jest jak rodzina, on właśnie ochronił swoja rodzinę.
Nagle płaszcz Naruto zaczął powoli znikać. Żaden z shinobi nie wiedział co to znaczy. Zaczęli bać się o leżącego blondyna.
-Ten płaszcz pokazuje stan jego chakry – wyjaśnił Kurama.
-Zrobię to – powiedziała Tsunade.
-Co zrobisz?
-Uratuję mu życie – gdy Tsunade to mówiła cały jego płaszcz zniknął.
-Ale wtedy zginiesz Hokage-sama.
-Naruto zmarł już trzeci raz za wioskę, teraz czas aby ktoś inny oddał za niego życie.
-Ale kto teraz zostanie Hokage?
-Szósty jest już wybrany – powiedziała Tsunade patrząc na twarz Naruto.
Jej dłonie spowiła zielona chakra, które przyłożyła do klatki piersiowej chłopaka. Na jej czole pojawiły się zmarszczki, które po chwili znalazły się na całym ciele.
----Naruto---
Ocknąłem się na czymś twardym. Na pewno to nie był świat, w którym walczyłem z Rikodu. Zacząłem słyszeć szepty, co było dziwne. Technika na pewno zadziałała, więc powinienem nie żyć. Otworzyłem oczy i zobaczyłem wszystkich.
-Co… się… dzieje?
Wtedy zobaczyłem ciało Tsunade w rękach Jirayi.
-Czemu jej na to pozwoliłeś? – spytałem Jiraye. Nie pytałem nawet co zrobiła, bo doskonale to wiedziałem.
-Znasz ją, po za tym straciła kilka drogich jej osób, nie chciała przeżywać tego jeszcze raz.
-----Tydzień później-----
Stałem nad grobem Tsunade i reszty. Robiłem to codziennie odkąd Babunia użyła jutsu poświęcenia. Wciąż miałem jej za złe, że to zrobiła ale w końcu muszę się z tym pogodzić. Nigdy jej tego nie zapomnę, podobnie jak wszystkim shinobi, że dzielnie walczyli w obronie wioski.
-Znowu tu? – spytał mnie męski głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem Jiraye. Na jego twarzy był smutek, żal i tęsknota.
-Brakuje mi jej.
-Mi też, chłopcze. Nie smuć się, ona by tego nie chciała. Nie powinieneś być teraz w gabinecie?
-Może i powinienem, ale jakoś nie mogę się na niczym skupić.
-Każdy tak ma na dzień przed ślubem. Pamiętam co przeżywał Minato.
Uśmiechnąłem się tylko lekko.
-Jesteś bardzo podobny do niego i z wyglądu i z charakteru.
-Pewnie dlatego moje życie ma tyle przygód.
-O przygodach to marzyła Kushina.
-Może już lepiej pójdę, za nim któraś z dziewczyn zobaczy, że mnie nie ma w gabinecie.
-Pilnuj się, Minato miał przechlapane z jedną dziewczyną, a ty będziesz miał ich, aż trzy.
-A ty Jiraya co będziesz robił?
-Hosaki ostatni chciał, napić się ze mną Sake i porozmawiać o starych latach.
-Pozdrów go ode mnie. 


czwartek, 8 października 2015

Ukryta Prawda o Naruto -39.

Miałem sporo czasu i chęci na pisanie, dlatego rozdział jest dzisiaj, a nie dopiero w sobotę. Co do następnej notki to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie w poniedziałek.

Ukryta Prawda o Naruto -39.
-Straciliśmy Obito oraz połowę klonów Zetsu, musimy opracować nową strategię.
-Pain, pamiętaj, ze nami nie rządzisz – wtrącił Orochimaru.
Yahiko, Orochimaru i Madara siedzieli przy kamiennym stole, Pain i wężowy sanin, byli pogrążeni w dyskusji, a Uchiha był znudzony całym tym gadaniem. Światło dawało kilka świec, które były  na ścianach.
-Musimy zaatakować szybko i z zaskoczenia – dodał były uczeń Trzeciego Hokage.
-Rzucimy wszystkie klony Zetsu na główna bramę równo o zmroku. Dzięki tej dywersji wedrzemy się od drugiej strony wioski.
-Skończcie paplać jak baby na targu – warknął zirytowany Madara. – Zaatakujemy frontalnie, bez żadnego cackania się. Najlepiej jak najszybciej, dopóki siły Konohy są osłabione.
-Ale wtedy…
-Jeśli chcesz robić inaczej, odejdź stąd najszybciej.
-Nie będziesz mi rozkazywał – odparł Yahiko. – Jakiś antyk nie ma prawa… - przerwał, gdy na jego ciele zacisnęła się ręka susano.
-Masz szczęście, jesteśmy w małym pomieszczeniu, nie chcę się brudzić krwią – powiedział Madara i go puścił. – Ale zabić cię mieczem to co innego – w jednej sekundzie Pain został przebity przez niebieski miecz Susano.
Orochimaru patrzył na to obojętny wzrokiem, gdy Yahiko przestał oddychać Madara rzucił nim o ścianę robiąc w nim duże wgniecenie.
-Atakujemy dzisiaj o zmroku – powiedział Madara wstając od stołu. – Nie próbuj go wskrzeszać, kontrola Naruto już ci przysporzy dużych problemów – skończył i wyszedł.

Konoha pogrążała się w ciemnościach, słońce zaszło, a ulice zaczęły oświetlać lampy. Tym co przerażało wszystkich był czerwony księżyc, który górował na niebie. Pięciu Kage siedziało przy stole w Sali obrad w budynku administracyjnego. Dokonywali ostatnich zaleceń w obronie wioski. Lampy oświetlały cały gabinet.
-A co jeśli zaatakują frontalnie? – spytał Onoki.
-To jest możliwe, Madara może rzucić się na taki atak, ale Orochimaru raczej stawia na atak z zaskoczenia – wyjaśniła Hokage. – Musimy zachować czujność.
-Rozstawmy na murach członków klanu Hyuuga – zaproponował Sasuke.
-Dobry pomysł, ale nie starczy ich aby obsadzić cały mur.
-Więc rozstawmy ich w strategicznych miejscach -  dodał Shikamaru.
Nagle całą wioskę zatrząsnęło. Sasuke zerwał się i podbiegł do okna.
-Chyba nie zdążymy. Do wioski zmierza jakiś olbrzymi stwór – powiedział widząc jak do Konohy idzie statua, która wysysała biju z jinchuuriki.
-Przygotować się do obrony.
Sasuke wybiegł z gabinetu i ruszył do bramy głównej. Kage spojrzeli po sobie i również wybiegli. Po drodze mijali mieszkańców, którzy pędzili do schronów. Po paru minutach stali przed bramą główną na czele wojsk.
Zdziwili się, gdy zobaczyli na stworze tylko Madare i Orochimaru. Zaniepokoił ich fakt, że nie było tam Yahiko, a szczególnie Nagato i Konan. Stanęli jakieś sto metrów od bramy.
-Atakuj – powiedział Madara.
Posąg otworzył szeroko usta, a z nich zaczęły wyskakiwać białe klony Zetsu.
-Przygotować się! – krzyknęła Tsunade i zaczęła skupiać chakre w ręce.
Gdy stwory były blisko bramy, Tsunade uderzyła wraz ze swoją uczennicą w ziemię, tworząc wielki krater, w który wpadły klony. Następnie użytkownicy Dotonu złożyli kilka pieczęci i zaleli krater błotem.
-Katon: Ognista Kula.
Kilka ognistych kul pomknęło w różne strony paląc wrogów. Dzięki temu, też błoto zastygło i stało się gliną, w której zostały uwięzione potwory. Wszyscy shinobi ruszyli do ataku. Najgorzej było walczyć z tą statuą, miała duży zasięg i nie pozwalała podejść do siebie. Gara dzięki swojemu piaskowi, próbował podlecieć jak najbliżej, ale statua, jak na swoją wielkość była bardzo zręczna.  
Z każdą minutą ilość wrogów malała, podobnie było z shinobi. Ciągle ktoś używał jakiś technik, aby zabić jak najwięcej wrogów, ale mimo to zostali spychani do centrum wioski.
Bitwa przeniosła się na ulice Konohy, które nie były jeszcze odbudowane po poprzednim ataku. Nadzieja, na to, ze przeżyją malała, z każdą sekundą. Nagle wszyscy usłyszeli wycie, zaprzestali walk i zaczęli szukać źródła wycia.
-Na murze – krzyknęła Kisuka. – To są wilki.
Na murze stały wilki, gotowe do walki. Było ich bardzo dużo, każdy stał gotowy, aby się rzucić i zagryźć kogoś na śmierć. Toba, głowa klanu wilka, wychylił się i zawył głośno. Wtedy wszystkie wilki zeskoczyły na ziemię i rzuciły się na białe stwory.
-To są wilki Naruto – powiedziała Tsunade.
Toba podszedł do Tsunade, spojrzał jej w oczy i odwrócił się w stronę Orochimaru i Madary.
-Zabiliście naszego przyjaciela, teraz odpłacimy się wam tym samym – powiedział basowym głosem i rzucił się do ataku.
Orochimaru posłał na niego kilka węży, wilk zręcznie je ominął i rzucił się na wężowego sanina, zrzucając go z dachu budynku na ziemię, przygniatając go do ziemi. Wgryzł się w jego ramię, szarpnął mocno i wyrwał kawałek mięsa. Krzyk sanina rozszedł się po całej okolicy. Nagle Toba został owinięty przez sporawego węża.
Orochimaru wydostał się spod niego i zrzucił skórę, jak wąż. Wąż, który zacisnął się na ciele wilka, już chciał ugryźć go w szyję, ale Toba był szybszy i odgryzł mu łeb.
Sytuacja zaczęła się zmieniać, a wilki znacznie się do tego przyczyniły. Klonów Zetsu było coraz mniej, wiec większość shinobi rzuciło się na statuę i Madarę. Zaczęli ich spychać do bram wioski, aż w końcu walka znowu przeniosła się pod bramę.
Madara skoczył na głowę statuy, dotknął jej, a drugą ręką wykonał jakieś pieczęcie. Nagle z paszczy zaczęła, wydobywać się czerwona chakra, która skupiała się w pięciu różnych miejscach.
-Biju – powiedziała Kisuka.
Dla niektórych wróciły wspomnienia z poprzedniej walki z biju.
-Tym razem Naruto nas nie uratuje – powiedział Sasuke.
Nagle wszyscy usłyszeli głośny ryk z za ich pleców. Spojrzeli za siebie, na wzgórzu, na którym były głowy Kage był Kyuubi. Zaryczał jeszcze raz i skoczył. Wylądował przed swoim rodzeństwem. Rzucił się na resztę biju. Nagle z ciała Kisuki zaczęła się wydobywać pomarańczowa chakra, która zbierała się obok jej ciała i przybierała cielesną formę. Po chwili obok niej stał w miniaturowej wersji piecioogoniasty, który ruszył na pomoc Kuramie.
-Będę miał dwa nowe biju do kolekcji – powiedział Madara i spojrzał na Kyubiego, chcąc zawładnąć nad nim. – Co jest, nie mogę przejąć nad nim kontroli?
-Może masz limit? – powiedział Orochimaru.
-Ja nie mam żądnych limitów! – krzyknął zdenerwowany Uchiha. – Naruto na pewno coś zrobił.
-On nie żyje.
-Na pewno coś zrobił, gdy jeszcze żył.
Kurama w tym czasie ogonami chwycił Hachibi i rzucił nim w niebo. Dzięki skrzydłom zawisłą w powietrzu, przez co stała się łatwym celem.
-Bijudama!
Siła jutsu była niewiarygodna. Każdy był zszokowany siłą, pamiętali siłę bijudamy, gdy Naruto walczył z biju, ale ta była co najmniej dwa razy silniejsza. Gdy Kyuubi oglądał efekt swojego ataku, Sanbi jako pocisk uderzył w niego i odrzucił go na bramę wioski. Przed przygnieceniem ludzi, ochronił go Hachibi, który pojawił się znikąd. Gdy biju się pozbierały, Sanbi ponowił atak, ale tym razem Kurama złapał go ogonami i rzucił w stronę pięcioogniastej, która przygniotła do ziemi, a następnie wystrzeliła jasny promień, w jego głowę, wyrzucając go z walki.
Walka się wyrównała, było trzech na trzech. Całą szóstka w jednej chwili zaczęła tworzyć bijudamy. Połączyły się i teraz były tylko dwie, ale za to strasznie wielkie. Kule zderzyły się, tworząc falę uderzeniową i zaczęły się przepychać, aż w końcu silniejsza zwyciężyła i bijudama demonów stojących po stronie Konohy uderzyła we wrogów, cała trójka biju padłą na ziemię i już nie wstała.
Pieciogoniasta zaczęła zmieniać się w pomarańczową chakrę i wniknęła w ciało Kisuki, podobnie było z ośmioogoniastym, ale on przyjął postać człowieka. Kurama zmniejszył się do wielkości dużego psa. Podszedł do Madary, pokazał mu swoje kły i wściekły wzrok.
-I co teraz? – spytał basowym głosem.
-Co on zrobił, że nie mogłem przejąć nad tobą kontroli? – spytał Madara.
-Oddał mi swoją chakrę. Od teraz mam w sobie cząstkę człowieka.
-To nic nie zmienia.
-Oj zmienia, jesteś tylko głupim człowiekiem, który nic nie wie o biju.
-Robi się nieciekawie – powiedział Orochimaru. – Chyba nadszedł czas.  Edo Tensei.
Kage słysząc te słowa, zaczęli się obawiać, że przyzwie kilkunastu silnych shinobi, ale z ziemi wyrosłą tylko jedna trumna. Kurama odskoczył do tyłu i stanął przed Kage. Wieko opadło, a  z trumny wyszedł dobrze im znany chłopak. Nastroszone blondwłosy i lisie blizny na polikach, jedynie oczy się nie zgadzały, miał czarne białko i złotą źrenicę.  Na sobie miał zwykły dres oraz czarny długi płaszcz, z odcieniami czerwieni w środku.
-Co jest? – spytał, patrząc na soje dłonie, a następnie rozglądając się.
-Naruto? – powiedział Kyuubi.
-Kurama. Co tu się dzieję?
-Orochimaru cię wskrzesił – wyjaśnił lis.
Nagle Naruto wyciągnął prawą rękę w bok, a w obłoku dymu pojawił się miecz.
-Co jest ja go nie wzywałem.
-Od teraz służysz mi – powiedział Orochimaru.
-Chyba w snach – warknął Naruto i odwołał miecz. – Nie dam się tak łatwo.
-Musze wzmocnić technikę – powiedział do siebie Wężowy sanin i wyciągnął jakiegoś kunaia z przyczepioną fioletową kartką.
Następnie wbił go w pierś Naruto, a ostrze weszło do jego ciała. Po całym ciele Naruto przeszłą fioletowa fala. Naruto nie mógł wykonać najmniejszego ruchu.
-A teraz atakuj.
-Nigdy – warknął blondyn, ale mimo to ruszył do ataku. –Musicie mnie jakoś zatrzymać! – krzyknął do wszystkich.
Naruto wskoczył między shinobi i zaczął ich atakować Taijutsu.  Każdy był zaskoczony umiejętnościami chłopaka, dopiero, gdy do walki wkroczył Gai, szanse się wyrównały.
-Szósta brama, Kai!
Ciało Mistrza Taijutsu został po pokryte przez zieloną poświatę. Jego siła i prędkość wzrosły kilkukrotnie. Mimo to Uzumaki bez problemu blokował jego ruchy i kontratakował.
-Nie wierzę, Gai-sensei przegrywa – powiedział Sasuke.
-Jego Taijutsu jest na bardzo wysokim poziomie – powiedział Kurama.
-Jak go pokonać? – spytała Tsunade.  Kurama przez chwilę nic nie mówił.
-Nie wiem – odparł w końcu
Ich rozmowę przerwał lot Gaia, który wbił się w mury wioski.
-Uciekajcie! – krzyknął Naruto i wydmuchnął silny strumień powietrza, który powalił połowę ludzi.
-To jest jego prawdziwa moc? – spytał Sasuke, Kyubiego.
-Tak. Musimy go pokonać, zanim uruchomi Susano.
Sasuke szybko wstał i włączył Sharingana. Naruto przyzwał miecz, a członek klanu Uchiha wyciągnął swoją katanę. Na ziemię leciało mnóstwo iskier, było widać, że Naruto ma dużą przewagę.
-„Muszę to jakoś powstrzymać” – pomyślał Naruto. –„Za nim ich zabiję.”
Naruto powalił Sasuke kopniakiem i zaczął iść w jego kierunku. Nagle drogę zablokowała mu Hinata, a razem z nią Kisuka, Mei i Lisa. Blondyn zatrzymał się, próbował odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. W jego dłoni pojawił się czarny Rasengan. W jego oczach była determinacja, gdy miał już uderzyć w nich techniką, zatrzymał się kilka centymetrów od twarzy Kisuki.
-Długo jeszcze? – spytał Madara.
-Ma silną wolę i opiera się technice.
-Uważaj, aby ci się nie wyrwał spod kontroli.
-Nie ma mowy, aby to zrobił. Musiał by mieć Rinnegana i znać jutsu, którym się wskrzesiłeś.
-Po co to mówiłeś nagłos!? – wydarł się Madara. – Czy ty chociaż wiesz cokolwiek o aktywacji Rinnegana? – odpowiedziało mu milczenie. – Aby aktywować Rinnegana, trzeba być bardzo blisko śmierci, a nawet umrzeć. Jeśli wskrzesisz kogoś takiego aktywuje Rinnegana!
Na twarzy Naruto pojawił się uśmiech, zamknął oczy i odwrócił się w stronę Orochimaru i Madary. Gdy je otworzył w oczach miał Rinnegana.
-Odwołaj go! – krzyknął Madara.
Orochimaru składał już pieczęć, ale nagłe światło bijące od Naruto powstrzymało go. Gdy światło ustąpiło, Madara rzucił się do ataku. Zaatakował mocnym ciosem pięścią. Naruto zablokował atak jedną ręką. Uderzenie sprawiło, że płaszcz Uzumakiego zaczął mocno falować.
-Skąd go masz?! – warknął Madara.
-Rinnegana? Aktywowałem podczas walki ze śmiercią, pewnie wiesz o co chodzi.
-Mimo, że mam włączonego Rinnegana, czytasz mi w myślach.
Naruto puścił pięść Madary i sam wyprowadził cios. Uchiha przeleciał nad wszystkimi, którzy stali w bramie i uderzył o jakieś budynki. Naruto przeniósł wzrok na Orochimaru, Ten od razu złożył pieczęć, a z ziemi wyrosło kilka trumien.
Nim jednak się otworzyły, Naruto był przy wężowym saninie i cisnął mu Rasenganem w plecy. Bladoskóry odleciał na kilkanaście metrów odbijając się od ziemi kilka razy.
-Takie ataki na mnie nie podziałają – powiedział zrzucając skórę.
Nagle za blondynem pojawiły się wilki, które stanęły dumnie przy swoim przyjacielu. Uwagę wszystkich przyciągnął spory huk. Trumny się otworzył, a przy blondynie od razu pojawił się Yondaime. Syn Czwartego tylko złapał jego pięść, jakby od niechcenia.
-Cześć… tato.
-Na…ruto? Jak?
-Dość długa historia, ale w skrócie Orochimaru mnie wskrzesił, a ja dzięki Rinneganowi wróciłem do życia – wyjaśnił młodszy blondyn.
Naruto zrobił obrót i uderzył swoim ojcem, Madare, który był metr od Uzumakiego.
Wilki rozbiegły się, aby zaatakować resztę przyzwańców, byli wspierani przez shinobi, w których wstąpiła nowa nadzieja.
Orochimaru posłał w blondyna chmarę węży, Naruto ich nie widział bo stał do niego tyłem, ale w ostatniej chwili skoczył w powietrzę. Zrobił salto i wylądował za plecami wężowego sanina.

-Dzięki tej śmierci coś zrozumiałem. Wtedy walczyłem sam, a teraz walczę z przyjaciółmi – powiedział mu do ucha i odciął mu głowę.

poniedziałek, 5 października 2015

Ukryta Prawda o Naruto -38.

Taki mały prezent, za to, ze musicie sporo czekac na notki. Następna notka moze pojawi się w sobotę i możliwe, że akcja z Naruto znajdzie się w niej.


Ukryta Prawda o Naruto -38.
-Jest ich za dużo – krzyknął Sasuke do byłego senseia, gdy powalił kolejne dwa stwory.
-Stawiają na liczebność, zamiast umiejętności – odparł Kakashi, jednocześnie raniąc białego potwora w klatkę piersiową.  – Musimy się utrzymać.
-Katon: Ognista Kula.
Sasuke spalił 10 klonów Zetsu i ruszył z kataną, pokrytą błyskawicami na kolejnych.
-Raiton: Raikiri! – krzyknął Kakashi.
-Shuriken Kage Bunshin no Jutsu -  z nieba zaczęły spadać setki broni, zabijając przy tym stwory.
Przy Kakashim i Sasuke wylądował Konohamaru. Jego oddech był głośny i ciężki, jak u wszystkich.
-Tracimy wschodnią bramę. Północna również jest w opłakanym stanie, cofają się do centrum wioski.
Kakashi przez chwilę patrzył w oczy Konohamaru zamyślony. Dopiero ponowny atak klonów Zetsu go orzeźwił.
-Katon: Ogniste Pociski! – krzyknął Sasuke wykonując jutsu.
-Konohamaru przekaż wszystkim, ze muszą wytrzymać do zmierzchu, wtedy wprowadzimy plan B w życie.
-Tak jest.
-Jaki jest plan B? – spytał cicho, aby nikt go nie usłyszał.
-Nie ma planu B, jeśli nie zdarzy się cud… - odparł Kakashi, patrząc jak shinobi wioski, walczą w obronie ich domu.
-Skąd oni się biorą?! – krzyknął jakiś shinobi z muru. – Nadchodzi kolejna fala ataku.
-Kuso! – warknął Hatake. – Sasuke dasz radę walczyć? – czarnowłosy tylko mruknął na zgodę.
-Wśród nich idzie jakiś człowiek! Ma pomarańczowe włosy i mnóstwo kolczyków w twarzy!
-CO?! – krzyk mężczyzny z muru, zwrócił uwagę Nagato, który walczył w sąsiedniej ulicy. Po chwili był obok niego.
-Yahiko  - powiedział nie dowierzając.
-Nagato, w końcu się spotykamy.
-Czego tu szukasz? – warknął kuzyn Naruto.
-Zemsty – odparł podnosząc głowę. Wszyscy mogli ujrzeć Rinnegana.
-Shinra Tensei! – krzyknął, a nie widzialna fala odrzuciła wszystkich shinobi wioski oraz białe stwory. W dodatku murze pojawiła się duża wyrwa, przez którą sobie wszedł.
-Ty…
Nagato wstał, a z jego rąk wystrzeliły Złote Łańcuchy, który wystrzeliły w stronę byłego przyjaciela Uzumakiego.
-Shinra Tensei!
Gdy tylko fala się rozeszła, przy boku Yahiko, dzięki Sunshinowi pojawił się Kakashi z Chidori na dłoni. Niestety atak, minął cel o kilka centymetrów.
-Nie zaskoczysz mnie czymś takim – powiedział Yahiko z drwiącym uśmiechem na twarzy.
-Znamy twoje słabości – powiedział Nagato. – Nie masz szans – w odpowiedzi dostał tylko drwiący śmiech.
-Nic nie wiesz, nie wiesz z kim masz do czynienia. To wy nie macie szans!
Yahiko wystrzelił z palców dziesięć małych pocisków. Większość trafiła w budynki, niszcząc je przy tym. Ostatni leciał prosto  w Nagato, na szczęście przed nim pojawiła się fioletowa, koścista ręka.  Gdy dym z wybuchu został rozwiany, przed Nagato stał Sasuke, pokryty duchowym wojownikiem.  
Miecz zamienił się w łuk, na którym od razu pojawiła się strzała. Jednak zamiast wystrzelić ją w przywódcę Akatsuki, Sasuke skierował ja w niebo.
-Co to miało być? Myślałem, że chociaż ty będziesz silnym przeciwnikiem.
-Nie lekceważ nas – odparł czarnowłosy.
Nagle z nieba zaczęły spadać dziesiątki małych, fioletowych strzał. Yahiko zaskoczony tym atakiem w ostatniej chwili zasłonił się polem grawitacyjnym. Atak wzbił w powietrze tumany kurzu, który wykorzystał Nagato. Z jego rąk znowu wystrzeliły Złote Łańcuchy.
Sasuke razem z Kakashim stali za Nagato, byli w gotowości odeprzeć atak, w razie czego.
-A gdzie są te białe stwory? – spytał nagle członek klanu Uchiha.
-Zapewne w wiosce.
-Musimy się nim szybko zając.
Kurz się rozwiał i wszyscy zobaczyli spętanego przez łańcuchy Nagato, Yaihko. Pętla coraz bardziej się zaciskała, uniemożliwiając mu oddychanie.
-Poddaj się! – warknął Nagato.
-Nigdy – odparł członek Akatsuki i zmienił się w glinę.
Pojawił się między Nagato, a Kakashim. Obydwu złapał za gardła i uniósł do góry. Sasuke ruszył z kataną, ale został odrzucony. Uderzył w ścianę przebijając się, budynek zawalił się na niego.
-Gdzie jest jinchuuriki piecioogoniastego oraz Kyuubi? – spytał Yahiko.
-Nig…dy ci… nie…powiemy – wycharczał Hatake.
-Więc jesteście mi nie potrzebni – powiedział i zaczął mocniej ściskać ich gardła.
Z drugiej strony wioski, walczyła połowa rocznika Naruto. Kiba wraz z Akamaru, z pomocą Hinaty odnajdywali tych, którzy się przedarli i eliminowali ich. Sakura dzięki swojej siła stworzyła ogromną wyrwę przed bramą, która uniemożliwiała wejście do wioski. Lee i Tenten czyścili mury z klonów Zetsu, a Asuma i Kurenai walczyli z Orochimaru, razem z nim walczył również Neji i Jiraya.
Po bokach leżało dużo martwych ciał shinobi Konohy oraz tych białych stworów. A co chwilę było więcej martwych ciał.
-Przyzwanie! – krzyknęli jednocześnie Orochimaru i Jiraya.
W obłokach dymu pojawił się wielki fioletowy wąż, oraz ropucha z płaszczem na plecach i krótką kataną przy boku.
-Wycofujemy się! – krzyknął Asuma do wszystkich, którzy tu byli. – Musimy zostawić to Jirayi.
Wszyscy zaczęli się wycofywać. JIraya i Orochimaru nadal stali naprzeciw siebie i patrzyli sobie w oczy.  W końcu Gamabunta wyskoczył w powietrze i wypluł duże ilości oleju.
-Katon: Ognisty Smok! – krzyknął Jiraya podpalając olej.
Wielka kula ognia uderzyła w węża, pokrywając go ogniem. Ropucha wylądowała na ziemi i czekali, aż ogień zniknie. Gdy tak się stało, zobaczyli tylko palącą się skórę.
-W górę – krzyknął sanin, ale nim to zrobił, został owinięty przez węża.
-I co teraz Jiraya? – zaśmiał się nukenin Konohy, a wąż zaczął się coraz mocniej zaciskać.
Gamabunta z ledwością wyciągnął miecz i odciął gadowi ogon. Jego syk rozszedł się po całej okolicy, po czym wystrzelił z pyska jad. Ropucha wyskoczyła w powietrzę, a budynki, które zostały pokryte jadem stopiły się.
-teraz ma okazję – powiedział cicho do siebie Orochimaru.
Z jego ust wystrzelił miecz. Gdy miał już przebić Gamabuntę on wykonał obrót i odbił go swoim mieczem, po czym wylądował gładko na ziemi przed bramą.
-Musimy to kończyć – powiedział Jiraya, który zaczął odczuwać braki chakry.
-Choć raz się z tobą zgodzę – powiedział jego były przyjaciel.
-Postaraj si ę przez chwilę nie trząść – powiedział Jiraya do ropuchy i złączył dłonie przed klatką piersiową.
-Tryb Mędrca – powiedział cicho Orochimaru. – Atakuj go, nie pozwól mu wejść w ten tryb.
Nim wąż dotarł do nich, Gamabunta wyskoczył w powietrze jak najwyżej umiał, aby dać czas saninowi. Gdy wylądowali białowłosy był już w trybie mędrca. Jego oczy zmieniły się na przypominające oczy ropuchy, a nos stał się dwa razy większy.
-Gamabunta wyrzuć mnie w ich kierunku – powiedział sanin, zeskakując na jego łapę.
Po chwili Jiraya leciał w kierunku sanina, a na jego prawej dłoni pojawiła się niebieska, wirująca kula, która była coraz większa.
-Odama Rasengan!
Wielki wybuch odrzucił Żabiego sanina do tyłu, zatrzymał się na budynku niszcząc go. Kurz zasłonił mu widok, ale był pewny, że wąż zniknął. Jirayi udało się podnieść i oprzeć o ścianę budynku, jego wygląd wrócił do normalności, gdy dym się rozwiał zobaczył Orochimaru w podobnym stanie co on.
-Hahaha – zaśmiał się cicho wężowy sanina – to było mocne, ale i tak było za słabe, aby mnie zabić. Czas, abym ci kogoś przedstawił – powiedział i złożył jakąś pieczęć. – Edo Ten… - nim dokończył padł na ziemię. – Co… co się stało? Nie mogę się ruszyć.
-Rasengan to specyficzna technika. Jak widzisz nie masz zbyt wielu ran zewnętrznych, ponieważ on zadaje większe rany wewnętrzne – wyjaśnił powoli żabi sanin, który po chwili również upadł na ziemię.
Nagle za Orochimaru pojawiły się białe stwory. Dwa z nich zabrały gada, a reszta zaczęła biec w kierunku białowłosego staruszka.
Najgorsza sytuacja była przy wschodniej bramie. Obito robił tu rzeź, samemu nie mając żadnych ran. Każdy atak przez niego przelatywał, dzięki czemu mógł bezkarnie ranić shinobi Konohy. W najgorszym stanie był Gai, który po otwarciu siedmiu bram, był całkowicie wyczerpany i leżał nie przytomny pod gruzami z zawalonego budynku. Choji za pomocą powiększonych dłoni, próbował go odgrzebać, pomagał mu w tym jakiś członek Anbu w masce Tygrysa.
-Uchiha kontra Uchiha – powiedział Obito.
Przed nim stał Itachi, z aktywowanym Mangekyo Sharinganem. Patrzył jak prawie cały jego oddział leżał martwy. Z każdą sekundą był coraz bardziej wściekły.
-Zapłacisz za to.
-Zmuś mnie! – powiedział szyderczym głosem.
Itachi ruszył do ataku, wiedział, że fizyczne ataki nic nie zdziałają, podobnie jak ninjutsu. Spojrzeli sobie w oczy i zaczęli próbować złapać się w genjutsu. Oboje wkładali w to wszystkie swoje siły.  W końcu Itachiemu udało się załapać Obito w iluzję. Niebo stało się czerwone, ziemia, zmieniła kolor na czarny, a ciało Obito wyglądało jakby było z papieru. Nagle u spód jego nóg pojawił się czarny ogień, który zaczął palić jego ciało.
Panowała cisza, która była dziwna dla Itachiego. Zazwyczaj wszyscy krzyczeli z bólu. Młodszy Uchiha podszedł bliżej a w jego dłoniach pojawiła się katana, którą przebił serce Obito. Pojawił się w prawdziwym świecie. Obito stał w tym samym miejscu, ale po kilku sekundach zamienił się w obłok dymu, szokując przy tym Itachiego.
W ostatniej chwili odskoczył na bok, a następnie na dach, unikając przy tym ręki Susano Obito.
 -Klon – powiedział do siebie mieszkaniec Konohy. – Susano!
Naprzeciw ciemnoniebieskiemu Susano stanął czerwony wojownik, z długim mieczem w dłoniach. Obito również miał miecz w dłoniach, ale w kolorze swojego duchowego wojownika.
Obaj ruszyli do ataku, nie zważając na ból oczu i krew, która z nich płynęła.  Zderzyli się po środku ulicy, tworząc silną falę uderzeniową, która naruszyła konstrukcję najbliższych  budynków. Siłowali się przez chwilę po czym Obito odskoczył do tyłu.
-Katon: Ognista Spirala.
Dwa strumienie ognia, kręcące się wokół siebie pomknęły w Itachiego, który zasłonił się tylko ręką Susano. Jednak, gdy ją opuścił nigdzie nie widział swojego przeciwnika. Nagle poczuł ból w żebrach, a następnie wyleciał ze swojego Susano,  które zniknęło po sekundzie. Gdy się pozbierał, w miejscu gdzie był zobaczył Obito.
-Nie doceniamy się nawzajem – powiedział Itachi.
Z jego drugiego oka zaczęła lecieć krew. Nim były uczeń Yondaime, zorientował się co się dzieje, jego prawa ręka zaczęła się palic czarnym ogniem.  Próbował ja zgasić, ale wiedział, ze to nie możliwe. Gdy ogień dotarł do łokcia, wyciągnął kunai i szybkim ruchem odciął sobie rękę.
Gdy podniósł wzrok, na Itachiego został przebity przez czerwony miecz Susano, który przeszedł przez niego na wylot. Obito pewny, ze nic mu nie będzie zaśmiał się.
-Śmiejesz się, choć nie wiesz co to za miecz. Ten miecz pieczętuje wszystko co dotknie. Nie podziała na niego twoje teleportacja.
-Jesteś zbyt pewny siebie. Ten miecz nie zapieczętuje czegoś, czego nie może dotknąć.
Nagle Obito został przebity przez drugi miecz, tym razem od tyłu. Itachi, który był przed Obitą zniknął w kłębie dymu.  Jego ciało zaczęło wnikać w miecz. Gdy tak się stało, Itachi upadł nieprzytomny na ziemie. Do niego od razu podbiegła Asami, która zrzuciła maskę Tygrysa.
Madara siedział na głowie Pierwszego Kage i oglądał walki. Chciał już wkroczyć i pomóc Obito, ale uznał, że skoro został pokonany, był im nie potrzebny. Najbardziej ciekawiła go walka Yahiko. Trafił na silnych przeciwników i wszystko wskazywało na to, że wygra. Nagle zaczął wyczuwać bardzo dużo skupisk chakry kilometr od wioski.
-Czyżby posiłki? – powiedział do siebie i uśmiechnął się. Czekał, aż bitwa rozegra się na dobre.
Yahiko właśnie miał zmiażdżyć gardła Kakashiemu i Nagato, gdy jego ręce zostały spowite przez piasek, a następnie zmiażdżone. Następnie piasek owinął się wokół mieszkańców Konohy i odciągnął ich od przywódcy Akatsuki.
-Kazekage – powiedział Kakashi.
-Wybaczcie za spóźnienie – powiedział Gara. – Atak! – krzyknął do shinobi, którzy zaczęli biec do ataku, lub pomagać potrzebującym.
-Pod tym budynkiem jest Sasuke! – krzyknął Kakashi, a kilku shinobi rzuciło się do wyciagnięcia go.
-Idźcie do szpitala – powiedziała Gara do Nagato i Hatake.
-My się nim zajmiemy, tak jak i resztą.
-Jak to my? To znaczy, że reszta wiosek… - Kazekage tylko skinął głową.
-Z miażdżonymi rękoma nic nie zdziałasz – powiedział do Yahiko, który tylko coś warknął.
-Nie lekceważ mnie!
Przywódca Akatsuki rzucił się do ataku. Próbował coś zdziałać Rinneganem, ale obrona absolutna Gary mu na to nie pozwalała. Gdy Gara miał zapieczętować Yahiko, on użył Shinry Tensei i uciekł.
Gdy klony Zetsu był przed Jirayią, zostały dosłownie zmiażdżone przez nogę Raikage, który był otoczony zbroją z błyskawic. Shinobi Kumo rzucili się na resztę stworów, a kilku ludzi A, zabrało Sanina do szpitala. Przyjaciel Piątej tylko uśmiechnął się w podziękowaniu, po czym zemdlał z wycieczenia.
Przy Itachim i Asami pojawili się Medycy z wioski Mgły, a reszta shinobi z Mizukage na czele zaczęli likwidować białe stwory. Podobnie było z Tsuchikage i jego ludźmi.
Wszystko wskazywało na to, że wygrają tą wojnę. Klony Zetsu zaczęły się wycofywać, więc wszyscy shinobi ruszyli ku centrum wioski.

Słońce zaczęło zachodzić, gdy wszyscy zebrali się w centrum wioski. Medycy robili wszystko, aby jak najszybciej postawić jak najwięcej ludzi na nogi. Tsunade wraz z innymi głowami wiosek oraz głównymi strategami siedzieli w gabinecie Hokage i dyskutowali na ważne tematy, takie jak kolejna fala ataku czy poszukiwania ocalałych, czy jeszcze szukanie napastników.

sobota, 3 października 2015

Ukryta Prawda o Naruto -37.

Link do moich opowiadań na shippuudenie. shippuden.pl

Ukryta Prawda o Naruto -37.
-----Narracja trzecio osobowa---
Konohę ogarnęła ciemność. Było już daleko po 20, a w rezydencji Uchiha nadal siedział rocznik, niedawno zmarłego Naruto. Zebrali się tu, aby odpocząć od wszystkiego i zapomnieć na chwilę o teraźniejszości, ale nie mogli. Mimo upływu miesiąca od śmierci syna Yondaime, nadal nikt nie mógł w to uwierzyć.
Wszyscy siedzieli wokół stolika, na którym były jakieś ciasteczka. Panowała cisza, każdy był pogrążony we własnych myślach. Nawet Kiba siedział cicho, co nie zdarzało się często.
-To już miesiąc – powiedziała cicho Kisuka.
-Gdybym wtedy został – powiedział do siebie Sasuke.
-To co? Pewnie byście zginęli oboje – dodała Lisa. –Czterech Hokage i Madara Uchiha, jak silnym trzeba być, aby chociaż z nimi konkurować.
-Mało tego, Orochimaru wskrzesił na pewno więcej osób – dodał Itachi, który wszedł do salonu. – Byłem u Hokage. Nie ma żadnych nowych wieści o Orochimaru, czy kim innym.
-A o Kyuubim? – spytał Sasuke. – Nie mógł od tak się rozpłynąć.
-Nic, chodź mam pewne przypuszczenia.
-Jakie? – spytali. Każdy wydawał się zaciekawiony.
-Na wolności jest jeszcze pięć innych biju, może ich szuka.
-O ile jeszcze są.
-Musimy czekać. Ja już musze iść, na razie – powiedział Itachi i opuścił dom.
-My już chyba też będziemy się zbierać.
Wszyscy się rozeszli, został tylko Sasuke i Hinata, która siedziała obok niego na sofie i wtulała się w niego.
-Ciągle nie możesz sobie tego wybaczyć?
-Nie – mruknął cicho czarnowłosy.
-Naruto nie jest zwykłem człowiekiem i to nie tylko ze względu na to, że jest jinchuurikim czy nie.
-Co masz na myśli?
-Przecież już raz wykiwał śmierć, więc na pewno zrobi to znowu.
-Tylko, że teraz umarł naprawdę.
-Cięgle będzie żył w naszych sercach.
Zapanowała cisza, oboje patrzyli sobie w oczy. Można było powiedzieć, że byli swoimi przeciwieństwami. On miał koloru czarnego jak smoła, a ona białe niczym śnieg.
-Chodź odprowadzę cię do domu – powiedział Sasuke i wstał z sofy, ciągnąc za sobą swoja dziewczynę.
-----Gdzieś----
Wysoki blondwłosy mężczyzna stał pośród ciemności.  Jego niebieskie oczy nie pokazywały tego co czuję, było widać w nich pustkę. Zamrugał kilka razy i zaczął się rozglądać. Na koniec spojrzał na swoje ręce, były strasznie blade. Nagle przeszedł go dreszcz z panującego zimna.
-Gdzie ja jestem? – spytał sam siebie.
-Utknąłeś między światami, żywych i umarłych – powiedział ktoś za nim.
Gdy się odwrócił zobaczył kogoś. Nie mógł zobaczyć nic więcej ponieważ ktoś był cały zasłonięty płaszczem, a kaptur był zarzucony na głowę. Jedyne co mógł zobaczyć to kosę, która trzymała… koścista dłoń. Gdy to zobaczył przeszły go ciarki.
-Ten strój – powiedział do siebie.
-Znowu się spotkamy Naruto Namikaze Uzumaki.
-Rikodu Senin…
Spod kaptura wyłoniły się oczy, fioletowe z czarnymi kręgami. Zapanowała cisza, Naruto przez ten czas ciągle nie mógł uwierzyć kogo widzi.
-Co… co teraz będzie? – spytał nagle blondyn.
-Czas pokaże, choć raczej oboje się domyślamy co się stanie.
-Nie! Nie pozwolę na to.
-Na co?
-Na śmierć moich przyjaciół. Światem nie może zawładnąć zło.
-Mówisz, jak byś mógł coś jeszcze zrobić – Naruto nic nie odpowiedział.
-I zrobię – powiedział cicho, zaciskając dłonie w pięści.
-Co zrobisz?
-Pokonam cię i znajdę sposób, aby wrócić.
Jego niebieskie oczy, zmieniły się. Najpierw w zwykłego Sharingana, potem w Mangekyo Sharingana, aby na końcu stać się Eternal Mangekyo Sharinganem.
-Ja mam Rinnegana, a ty tylko Sharingana, myślisz, że masz jakieś szanse.
-Mam cos więcej, niż głupie oczy. Mam przyjaciół! – Rikodu dzięki Rinneganowi mógł zobaczyć myśli blondyna oraz to co się teraz działo z innymi w świecie żywych.
Widział stado wilków w ich lesie, wszyscy członkowie klanu Wilka stali w kręgu i wyli do nieba. Dalej widział pojedyncze osoby z Konohy, potem wszyscy z jego rocznika i innych ważnych mu osób razem. Na końcu zobaczył jego rodziców. Gdy wrócił do siebie uśmiechnął się.
-„Naprawdę przypomina mojego syna” – pomyślał Senin.
Naruto zaczął pewnie kroczyć ku Mędrcowi. Prawą rękę wyciągnął w prawo, na niej zaczęła wirować czarna chakra, z której zaczął pokazywać się jego miecz. Zamachnął się nim, po czym przyjął pozycje bojową.
-Zaczekaj – powiedział Rikodu. – Jeśli chcesz walczyć, może zmienię postać.
Mędrzec zniknął w czarnych smugach. Naruto spiął wszystkie mięsnie, aby być przygotowanym na niespodziankę. Gdy smugi zniknęły, blondyn zobaczył siebie. Takie same włosy, takie same rysy twarzy, takie same ubranie, tylko oczy inne i broń, trzymana w rękach. Zamiast Sharingana miał Rinnegana i zamiast miecza miał czarną kosę.
-Wystarczy, że zniszczysz moją broń, a wygrasz.
Naruto nic nie powiedział, choć jego mina wyrażała zaskoczenie. Ścisnął mocniej rękojeść miecza i rzucił się do ataku.
----Gdzieś----
-Nadszedł czas – do gabinetu wszedł czarnowłosy mężczyzna, z takim samym kolorem oczu.
Miał na sobie tylko ciemne spodnie i buty. Na jego klatce piersiowej można było zobaczyć zarys twarzy Pierwszego Hokage. Naprzeciw niego, na fotelu siedział mężczyzna z bladą cerą, kocimi oczami i długimi czarnymi oczami.
-Tak, już wszystko gotowe. Mam nawet prezent dla nich – w odpowiedzi Madara posłał mu zdziwione spojrzenie, Orochimaru tylko pokazał palcem, aby się odwrócił.
-To…
-Tak, nasz mały Naruto-kun – powiedział, po czym zaczął się śmiać.
Pod ścianą stała trumna, w której był Naruto. Na jego piersi nie było dziury, wyglądał, jakby nic mu nie było.
----Naruto---
Dostałem w twarz już kilka razy i znowu upadłem na ziemię, której nie było.  Rikodu stał przede mną i się śmiał. Zarzucił kose na bark trzymając ją jedną ręką, a drugą oparł na biodrze. Ścisnąłem dłoń na rękojeści miecza i wstałem. Przyjąłem postawę bojową.
-Za bardzo się starasz. Twoja chęć powrotu cię zaślepia – powiedział z uśmiechem na twarzy.
-„O co mu chodzi z tym zaślepieniem?” – spytał sam siebie.
Ciągle mi to powtarzał, a ja nie rozumiałem o co mu chodzi. Porzuciłem rozmyślanie i zaatakowałem. W ciągu sekundy, znalazłem się przed ni i zamachnąłem się mieczem od góry. Zablokował mój atak, rękojeścią kosy. Gdy tylko stanąłem na nogach, obróciłem się i zamachnąłem się od dołu po skosie. Znowu na ziemię spadły tylko iskry.
Siłowaliśmy się chwilę, patrząc sobie w oczy. Kosą wybił mi miecz do góry i kopnął mnie w brzuch. Podniosłem się do siadu. Patrzyłem mu w oczy.
-„Cholerny Rinnegan” – pomyślałem.
-To nie dzięki Rinneganowi.
-Czytasz w myślach?
-Potrafię to, ale nie trudno jest się domyśleć, że przeklinasz te oczy. Jeśli się nie pośpieszysz to ci się to nie uda.
-Ciekawe jak mam to zrobić?
-Sam wpadnij na pomysł.  Powiem ci tylko, że każda minuta tu to godzina, w świecie żywych. A walczymy już dość długo.
-Orochimaru zapewne niedługo zaatakuje wioskę.
-Lepiej by było, abyś na razie skupił się na sobie.
Podniosłem się i sięgnąłem miecz. Rikodu przyjął postawę do ataku, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
-Skończę to tym ruchem – powiedziałem pewnie, a wokół mnie zaczęła pojawiać się chakra.
Zamknąłem oczy aby się skupić, całą chakrę przesłałem do miecza. Otworzyłem oczy i mocno ścisnąłem rękojeść miecza. Zacząłem biec na niego, a on na mnie. Zderzyliśmy się w powietrzu, po czym odepchnęliśmy się nawzajem. Gdy tylko wylądowałem, zrobiłem obrót i posłałem w niego czarną falę energii z miecza.
-C…co? – powiedział zaskoczony Mędrzec, gdy się odwrócił.
Przyjął atak na kosę. Nastąpiła eksplozja. Gdy mogłem otworzyć oczy, zobaczyłem jak Mędrzec trzyma w dłoniach dwie części kosy.
-Brawo, zniszczyłeś moją broń. Wygrałeś.
-Jak mam wrócić do żywych? – spytałem od razu.
-Jeśli chcesz wracać sam zajmie ci to rok czasu w świecie zmarłych, czyli w świecie minie sporo lat.
-Czyli, ze to wszystko poszło na marne?
-Nie, dzięki tej walce stałeś się silniejszy.
 -Co mi po sile skoro nikogo nie ochronię!
-Oj Naruto. Musi minąć jeszcze dużo czasu za nim zaczniesz wszystko rozumieć. Nikt nie próbował wrócić do tamtego świata, nawet Madara.
-Ale Madara wrócił poprzez wskrzeszenie.
-No właśnie. Orochimaru na pewno połasi się na taki kąsek jakim jest twoje ciało i umiejętności.
-Czyli mam czekać, aż mnie wskrzesi? I co potem? –gdy skończyłem mówić, moje ciało zaczęło świecić jasnym światłem.
-Doszło do tego szybciej niż myślałeś. Mądrze korzystaj z Rinnegana.
 Musiałem zamknąć oczy. Gdy je otworzyłem, widziałem tylko ciemność. Po chwili oś się otworzyło, a ja zobaczyłem bramę Konohy.
---Narracja trzecio osobowa, trochę wcześniej------
Nad stołem unosiła się wielka, jasnoniebieska kula. Wokół niej siedziało czterech mężczyzn, w pozycji medytacji. Oczy mieli zamknięte, a ich twarze wyrażały skupienie. Byli w nie za dużej Sali, w jakimś budynku. Przy ścianach były półki z różnymi zwojami i księgami. Pod jedną ścianą stał stół, przy którym siedziało kilku chuninów i grało w karty.
Nagle po kuli rozeszła się fala, jakby ktoś rzucił kamień do wody. Mężczyźni, którzy siedzieli przy kuli otworzyli oczy i spojrzeli po sobie.
-Niech ktoś biegnie poinformować Hokage, do wioski zbliża się kilka źródeł chakry. Do wioski dotrą za mniej więcej godzinę.
-Tak jest! – krzyknął jeden chunin i natychmiast wyskoczył przez okno.
-Idziemy poinformować stanowiska ochronne – powiedział drugi i razem z trzecim chuninem wybiegli z Sali.
W gabinecie Tsunade, wyjątkowo panował porządek. Na biurku nie było żadnych stosów papierów do podpisania, za miast nich był plan wioski. Przed biurkiem stało dwóch członków klanu Nara. Shikamaru i jego ojciec, w trójkę dokonywali ostatnich zmian w strategii obrony.
-A co jeśli posiłki z innych wiosek nie dotrą na czas? – spytał młodszy Nara.
-Lepiej, żeby dotarły, będziemy musieli wytrzymać tak długo dopóki nie dotrą – odparła Tsunade.
-Hokage-sama! – do gabinetu wpadł zdyszany chunin. Miał na sobie standardowy strój, który nie wyróżniał się niczym od innych. – Oddział do wykrywania wrogów, przekazuję, że za około godzinę, siły wroga dotrą do wioski.
-Przekazać zmiany planów, wszystkich shinobi wioski i zacząć ewakuację cywili.
-Tak jest! – krzyknął chunin i wybiegł z gabinetu.
-Shikamaru idź do jednostki odpowiedzialnej za postawienie bariery, przekaż im najnowsze informacje.
-Tak jest Hokage-sama.
-Shikaku idź poszukaj Jiraye.
-Tak jest.
Gdy kobieta została sama, wstała z fotela i podeszłą do okna. Przez chwilę jeździła wzrokiem po wiosce, najdłużej patrzyła na bramę i Górę Hokage. Po paru minutach odwróciła się i spojrzała na zdjęcie na biurku.
-Naruto, czemu to tak się potoczyło? – spytała sama siebie. – Byłeś naszą ostatnią nadzieją.

Kilka kilometrów od wioski, na polanie stało kilku mężczyzn. Dwóch miało czarne płaszcze w czarne chmury, w tym jeden miał pomarańczowa, spiralną maskę na twarzy. Drugi miał pomarańczowe włosy i fioletowe oczy z czarnymi kręgami, na twarzy miał mnóstwo kolczyków, które były też w uszach. Trzeci miał bladą cerę, czarne włosy i oczy, które wyglądały jak u kota. Miał ciemne spodnie i jasną bluzkę, wokół pasa miał gruby, fioletowy sznur. Ostatnim był czarnowłosy mężczyzna, jego czarne oczy, patrzyły na wszystko ze znudzeniem. Miał na sobie tylko czarne spodnie, na jego klatce piersiowej, był zarys twarzy Hashiramy.
-Tym razem zniszczymy wioskę – powiedział zamaskowany mężczyzna.
-Gdy nie ma tego Naruto, nie będzie zabawy – powiedział Madara. – Mam nadzieję, że jest tam ktoś godny uwagi.
-Ruszajmy. Niech klony Zetsu zaatakują wioskę.
-Przyzwanie – Obito uderzył dłonią w ziemię.
Z ziemi zaczęła wyrastać głowa. Miała kilkanaście zamkniętych oczu. Razem z głową wyłoniły się dłonie, które były skute łańcuchem. Nagle paszcza się otworzyła, a z niej zaczęły wyskakiwać białe stwory.
-Są słabe, przez brak chakry wszystkich biju, ale na dywersję wystarczą – powiedział Obito.
-Niech okrążą wioskę i zaatakują ze wszystkich stron.
Białe klony od razu zaczęły się rozbiegać w dwóch kierunkach.
-Ruszamy – powiedział Yahiko i po chwili wszyscy zniknęli z polany.
Na murach wioski panował nie pokój. Gdy tylko otrzymali informacje o wrogu, każdy zaczął się obawiać najgorszego, a posiłków jak nie było tak nie ma.
-Kakashi-sensei – do siwowłosego jonina podszedł jego były uczeń, przedstawiciel klanu Uchiha, Sasuke.
-Tak Sasuke?
-Czy te posiłki na pewno przybędą?
-Nie wiem, czas wszystko pokaże.
-Nadchodzą! – krzyknął jakiś shinobi z klanu Hyuuga.
Na jego twarzy było widać liczne żyły odchodzące od oczu, łatwo było się domyśleć, że używa swojego kekkei genkai.
-To są jakieś białe stwory, są ich setki jak nie tysiące.
-Białe stwory? – powtórzył Sasuke.
-Zaraz się przekonamy – powiedział syn Białego Kła, odsłaniając Sharingana.
Sasuke również aktywował Sharingana. Zaczęli widzieć zarysy tych postaci, wyłaniających się z linii drzew.
-Jeśli to przeżyjemy, oświadczę się Hinacie – powiedział Sasuke przełykając ślinę, Kakashi nic mu nie powiedział tylko uśmiechnął się przez maskę na twarzy.

-Przygotować się!