-----Narracja trzecio osobowa---
Konohę ogarnęła ciemność. Było już daleko po 20, a w
rezydencji Uchiha nadal siedział rocznik, niedawno zmarłego Naruto. Zebrali się
tu, aby odpocząć od wszystkiego i zapomnieć na chwilę o teraźniejszości, ale
nie mogli. Mimo upływu miesiąca od śmierci syna Yondaime, nadal nikt nie mógł w
to uwierzyć.
Wszyscy siedzieli wokół stolika, na którym były jakieś
ciasteczka. Panowała cisza, każdy był pogrążony we własnych myślach. Nawet Kiba
siedział cicho, co nie zdarzało się często.
-To już miesiąc – powiedziała cicho Kisuka.
-Gdybym wtedy został – powiedział do siebie Sasuke.
-To co? Pewnie byście zginęli oboje – dodała Lisa. –Czterech
Hokage i Madara Uchiha, jak silnym trzeba być, aby chociaż z nimi konkurować.
-Mało tego, Orochimaru wskrzesił na pewno więcej osób –
dodał Itachi, który wszedł do salonu. – Byłem u Hokage. Nie ma żadnych nowych
wieści o Orochimaru, czy kim innym.
-A o Kyuubim? – spytał Sasuke. – Nie mógł od tak się
rozpłynąć.
-Nic, chodź mam pewne przypuszczenia.
-Jakie? – spytali. Każdy wydawał się zaciekawiony.
-Na wolności jest jeszcze pięć innych biju, może ich szuka.
-O ile jeszcze są.
-Musimy czekać. Ja już musze iść, na razie – powiedział
Itachi i opuścił dom.
-My już chyba też będziemy się zbierać.
Wszyscy się rozeszli, został tylko Sasuke i Hinata, która
siedziała obok niego na sofie i wtulała się w niego.
-Ciągle nie możesz sobie tego wybaczyć?
-Nie – mruknął cicho czarnowłosy.
-Naruto nie jest zwykłem człowiekiem i to nie tylko ze
względu na to, że jest jinchuurikim czy nie.
-Co masz na myśli?
-Przecież już raz wykiwał śmierć, więc na pewno zrobi to
znowu.
-Tylko, że teraz umarł naprawdę.
-Cięgle będzie żył w naszych sercach.
Zapanowała cisza, oboje patrzyli sobie w oczy. Można było
powiedzieć, że byli swoimi przeciwieństwami. On miał koloru czarnego jak smoła,
a ona białe niczym śnieg.
-Chodź odprowadzę cię do domu – powiedział Sasuke i wstał z
sofy, ciągnąc za sobą swoja dziewczynę.
-----Gdzieś----
Wysoki blondwłosy mężczyzna stał pośród ciemności. Jego niebieskie oczy nie pokazywały tego co
czuję, było widać w nich pustkę. Zamrugał kilka razy i zaczął się rozglądać. Na
koniec spojrzał na swoje ręce, były strasznie blade. Nagle przeszedł go dreszcz
z panującego zimna.
-Gdzie ja jestem? – spytał sam siebie.
-Utknąłeś między światami, żywych i umarłych – powiedział
ktoś za nim.
Gdy się odwrócił zobaczył kogoś. Nie mógł zobaczyć nic
więcej ponieważ ktoś był cały zasłonięty płaszczem, a kaptur był zarzucony na
głowę. Jedyne co mógł zobaczyć to kosę, która trzymała… koścista dłoń. Gdy to
zobaczył przeszły go ciarki.
-Ten strój – powiedział do siebie.
-Znowu się spotkamy Naruto Namikaze Uzumaki.
-Rikodu Senin…
Spod kaptura wyłoniły się oczy, fioletowe z czarnymi
kręgami. Zapanowała cisza, Naruto przez ten czas ciągle nie mógł uwierzyć kogo
widzi.
-Co… co teraz będzie? – spytał nagle blondyn.
-Czas pokaże, choć raczej oboje się domyślamy co się stanie.
-Nie! Nie pozwolę na to.
-Na co?
-Na śmierć moich przyjaciół. Światem nie może zawładnąć zło.
-Mówisz, jak byś mógł coś jeszcze zrobić – Naruto nic nie
odpowiedział.
-I zrobię – powiedział cicho, zaciskając dłonie w pięści.
-Co zrobisz?
-Pokonam cię i znajdę sposób, aby wrócić.
Jego niebieskie oczy, zmieniły się. Najpierw w zwykłego
Sharingana, potem w Mangekyo Sharingana, aby na końcu stać się Eternal Mangekyo
Sharinganem.
-Ja mam Rinnegana, a ty tylko Sharingana, myślisz, że masz
jakieś szanse.
-Mam cos więcej, niż głupie oczy. Mam przyjaciół! – Rikodu
dzięki Rinneganowi mógł zobaczyć myśli blondyna oraz to co się teraz działo z
innymi w świecie żywych.
Widział stado wilków w ich lesie, wszyscy członkowie klanu
Wilka stali w kręgu i wyli do nieba. Dalej widział pojedyncze osoby z Konohy,
potem wszyscy z jego rocznika i innych ważnych mu osób razem. Na końcu zobaczył
jego rodziców. Gdy wrócił do siebie uśmiechnął się.
-„Naprawdę przypomina mojego syna” – pomyślał Senin.
Naruto zaczął pewnie kroczyć ku Mędrcowi. Prawą rękę
wyciągnął w prawo, na niej zaczęła wirować czarna chakra, z której zaczął
pokazywać się jego miecz. Zamachnął się nim, po czym przyjął pozycje bojową.
-Zaczekaj – powiedział Rikodu. – Jeśli chcesz walczyć, może
zmienię postać.
Mędrzec zniknął w czarnych smugach. Naruto spiął wszystkie
mięsnie, aby być przygotowanym na niespodziankę. Gdy smugi zniknęły, blondyn
zobaczył siebie. Takie same włosy, takie same rysy twarzy, takie same ubranie,
tylko oczy inne i broń, trzymana w rękach. Zamiast Sharingana miał Rinnegana i
zamiast miecza miał czarną kosę.
-Wystarczy, że zniszczysz moją broń, a wygrasz.
Naruto nic nie powiedział, choć jego mina wyrażała
zaskoczenie. Ścisnął mocniej rękojeść miecza i rzucił się do ataku.
----Gdzieś----
-Nadszedł czas – do gabinetu wszedł czarnowłosy mężczyzna, z
takim samym kolorem oczu.
Miał na sobie tylko ciemne spodnie i buty. Na jego klatce
piersiowej można było zobaczyć zarys twarzy Pierwszego Hokage. Naprzeciw niego,
na fotelu siedział mężczyzna z bladą cerą, kocimi oczami i długimi czarnymi
oczami.
-Tak, już wszystko gotowe. Mam nawet prezent dla nich – w
odpowiedzi Madara posłał mu zdziwione spojrzenie, Orochimaru tylko pokazał
palcem, aby się odwrócił.
-To…
-Tak, nasz mały Naruto-kun – powiedział, po czym zaczął się śmiać.
Pod ścianą stała trumna, w której był Naruto. Na jego piersi
nie było dziury, wyglądał, jakby nic mu nie było.
----Naruto---
Dostałem w twarz już kilka razy i znowu upadłem na ziemię,
której nie było. Rikodu stał przede mną
i się śmiał. Zarzucił kose na bark trzymając ją jedną ręką, a drugą oparł na
biodrze. Ścisnąłem dłoń na rękojeści miecza i wstałem. Przyjąłem postawę
bojową.
-Za bardzo się starasz. Twoja chęć powrotu cię zaślepia –
powiedział z uśmiechem na twarzy.
-„O co mu chodzi z tym zaślepieniem?” – spytał sam siebie.
Ciągle mi to powtarzał, a ja nie rozumiałem o co mu chodzi.
Porzuciłem rozmyślanie i zaatakowałem. W ciągu sekundy, znalazłem się przed ni
i zamachnąłem się mieczem od góry. Zablokował mój atak, rękojeścią kosy. Gdy
tylko stanąłem na nogach, obróciłem się i zamachnąłem się od dołu po skosie.
Znowu na ziemię spadły tylko iskry.
Siłowaliśmy się chwilę, patrząc sobie w oczy. Kosą wybił mi
miecz do góry i kopnął mnie w brzuch. Podniosłem się do siadu. Patrzyłem mu w
oczy.
-„Cholerny Rinnegan” – pomyślałem.
-To nie dzięki Rinneganowi.
-Czytasz w myślach?
-Potrafię to, ale nie trudno jest się domyśleć, że
przeklinasz te oczy. Jeśli się nie pośpieszysz to ci się to nie uda.
-Ciekawe jak mam to zrobić?
-Sam wpadnij na pomysł.
Powiem ci tylko, że każda minuta tu to godzina, w świecie żywych. A
walczymy już dość długo.
-Orochimaru zapewne niedługo zaatakuje wioskę.
-Lepiej by było, abyś na razie skupił się na sobie.
Podniosłem się i sięgnąłem miecz. Rikodu przyjął postawę do
ataku, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
-Skończę to tym ruchem – powiedziałem pewnie, a wokół mnie
zaczęła pojawiać się chakra.
Zamknąłem oczy aby się skupić, całą chakrę przesłałem do
miecza. Otworzyłem oczy i mocno ścisnąłem rękojeść miecza. Zacząłem biec na
niego, a on na mnie. Zderzyliśmy się w powietrzu, po czym odepchnęliśmy się
nawzajem. Gdy tylko wylądowałem, zrobiłem obrót i posłałem w niego czarną falę
energii z miecza.
-C…co? – powiedział zaskoczony Mędrzec, gdy się odwrócił.
Przyjął atak na kosę. Nastąpiła eksplozja. Gdy mogłem
otworzyć oczy, zobaczyłem jak Mędrzec trzyma w dłoniach dwie części kosy.
-Brawo, zniszczyłeś moją broń. Wygrałeś.
-Jak mam wrócić do żywych? – spytałem od razu.
-Jeśli chcesz wracać sam zajmie ci to rok czasu w świecie
zmarłych, czyli w świecie minie sporo lat.
-Czyli, ze to wszystko poszło na marne?
-Nie, dzięki tej walce stałeś się silniejszy.
-Co mi po sile skoro
nikogo nie ochronię!
-Oj Naruto. Musi minąć jeszcze dużo czasu za nim zaczniesz
wszystko rozumieć. Nikt nie próbował wrócić do tamtego świata, nawet Madara.
-Ale Madara wrócił poprzez wskrzeszenie.
-No właśnie. Orochimaru na pewno połasi się na taki kąsek
jakim jest twoje ciało i umiejętności.
-Czyli mam czekać, aż mnie wskrzesi? I co potem? –gdy
skończyłem mówić, moje ciało zaczęło świecić jasnym światłem.
-Doszło do tego szybciej niż myślałeś. Mądrze korzystaj z
Rinnegana.
Musiałem zamknąć
oczy. Gdy je otworzyłem, widziałem tylko ciemność. Po chwili oś się otworzyło,
a ja zobaczyłem bramę Konohy.
---Narracja trzecio osobowa, trochę wcześniej------
Nad stołem unosiła się wielka, jasnoniebieska kula. Wokół
niej siedziało czterech mężczyzn, w pozycji medytacji. Oczy mieli zamknięte, a
ich twarze wyrażały skupienie. Byli w nie za dużej Sali, w jakimś budynku. Przy
ścianach były półki z różnymi zwojami i księgami. Pod jedną ścianą stał stół,
przy którym siedziało kilku chuninów i grało w karty.
Nagle po kuli rozeszła się fala, jakby ktoś rzucił kamień do
wody. Mężczyźni, którzy siedzieli przy kuli otworzyli oczy i spojrzeli po
sobie.
-Niech ktoś biegnie poinformować Hokage, do wioski zbliża
się kilka źródeł chakry. Do wioski dotrą za mniej więcej godzinę.
-Tak jest! – krzyknął jeden chunin i natychmiast wyskoczył
przez okno.
-Idziemy poinformować stanowiska ochronne – powiedział drugi
i razem z trzecim chuninem wybiegli z Sali.
W gabinecie Tsunade, wyjątkowo panował porządek. Na biurku
nie było żadnych stosów papierów do podpisania, za miast nich był plan wioski.
Przed biurkiem stało dwóch członków klanu Nara. Shikamaru i jego ojciec, w
trójkę dokonywali ostatnich zmian w strategii obrony.
-A co jeśli posiłki z innych wiosek nie dotrą na czas? –
spytał młodszy Nara.
-Lepiej, żeby dotarły, będziemy musieli wytrzymać tak długo
dopóki nie dotrą – odparła Tsunade.
-Hokage-sama! – do gabinetu wpadł zdyszany chunin. Miał na
sobie standardowy strój, który nie wyróżniał się niczym od innych. – Oddział do
wykrywania wrogów, przekazuję, że za około godzinę, siły wroga dotrą do wioski.
-Przekazać zmiany planów, wszystkich shinobi wioski i zacząć
ewakuację cywili.
-Tak jest! – krzyknął chunin i wybiegł z gabinetu.
-Shikamaru idź do jednostki odpowiedzialnej za postawienie
bariery, przekaż im najnowsze informacje.
-Tak jest Hokage-sama.
-Shikaku idź poszukaj Jiraye.
-Tak jest.
Gdy kobieta została sama, wstała z fotela i podeszłą do
okna. Przez chwilę jeździła wzrokiem po wiosce, najdłużej patrzyła na bramę i
Górę Hokage. Po paru minutach odwróciła się i spojrzała na zdjęcie na biurku.
-Naruto, czemu to tak się potoczyło? – spytała sama siebie.
– Byłeś naszą ostatnią nadzieją.
Kilka kilometrów od wioski, na polanie stało kilku mężczyzn.
Dwóch miało czarne płaszcze w czarne chmury, w tym jeden miał pomarańczowa,
spiralną maskę na twarzy. Drugi miał pomarańczowe włosy i fioletowe oczy z
czarnymi kręgami, na twarzy miał mnóstwo kolczyków, które były też w uszach.
Trzeci miał bladą cerę, czarne włosy i oczy, które wyglądały jak u kota. Miał
ciemne spodnie i jasną bluzkę, wokół pasa miał gruby, fioletowy sznur. Ostatnim
był czarnowłosy mężczyzna, jego czarne oczy, patrzyły na wszystko ze
znudzeniem. Miał na sobie tylko czarne spodnie, na jego klatce piersiowej, był
zarys twarzy Hashiramy.
-Tym razem zniszczymy wioskę – powiedział zamaskowany
mężczyzna.
-Gdy nie ma tego Naruto, nie będzie zabawy – powiedział
Madara. – Mam nadzieję, że jest tam ktoś godny uwagi.
-Ruszajmy. Niech klony Zetsu zaatakują wioskę.
-Przyzwanie – Obito uderzył dłonią w ziemię.
Z ziemi zaczęła wyrastać głowa. Miała kilkanaście
zamkniętych oczu. Razem z głową wyłoniły się dłonie, które były skute
łańcuchem. Nagle paszcza się otworzyła, a z niej zaczęły wyskakiwać białe
stwory.
-Są słabe, przez brak chakry wszystkich biju, ale na
dywersję wystarczą – powiedział Obito.
-Niech okrążą wioskę i zaatakują ze wszystkich stron.
Białe klony od razu zaczęły się rozbiegać w dwóch
kierunkach.
-Ruszamy – powiedział Yahiko i po chwili wszyscy zniknęli z
polany.
Na murach wioski panował nie pokój. Gdy tylko otrzymali
informacje o wrogu, każdy zaczął się obawiać najgorszego, a posiłków jak nie
było tak nie ma.
-Kakashi-sensei – do siwowłosego jonina podszedł jego były
uczeń, przedstawiciel klanu Uchiha, Sasuke.
-Tak Sasuke?
-Czy te posiłki na pewno przybędą?
-Nie wiem, czas wszystko pokaże.
-Nadchodzą! – krzyknął jakiś shinobi z klanu Hyuuga.
Na jego twarzy było widać liczne żyły odchodzące od oczu,
łatwo było się domyśleć, że używa swojego kekkei genkai.
-To są jakieś białe stwory, są ich setki jak nie tysiące.
-Białe stwory? – powtórzył Sasuke.
-Zaraz się przekonamy – powiedział syn Białego Kła,
odsłaniając Sharingana.
Sasuke również aktywował Sharingana. Zaczęli widzieć zarysy
tych postaci, wyłaniających się z linii drzew.
-Jeśli to przeżyjemy, oświadczę się Hinacie – powiedział
Sasuke przełykając ślinę, Kakashi nic mu nie powiedział tylko uśmiechnął się
przez maskę na twarzy.
-Przygotować się!
czekam na kolejną niesamowitą notkę. dzięki za link.
OdpowiedzUsuńNo no nieźle się dzieje.
OdpowiedzUsuńOrochimaru chyba nie wie na co się porywa wskrzeszając Naruto ^^
Jestem bardzo ciekawa jak się uwolni i jak potoczy się dalsza walka.
Pozdrawiam i życzę weny!
Wow,co ty knujesz
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Naruto ponownie spotkał Rikodu Ssnina, wojna zbliża się wielkimi krokami, a jeszcze na dodatek Orochimaru chce wykorzystać Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och Naruto ponownie spotkał Rikodu Sanina, wojna się zbliża, a jeszcze na dodatek Orochimaru chce tutaj wykorzystać Naruto...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga