Stworzyłem już nowego bloga, na którym pojawił się prolog. Zapraszam.
Link jest tutaj . KLIK
niedziela, 18 października 2015
sobota, 17 października 2015
Epilog.
Według mnie to jest najgorszy rozdział, nie umiem pisac epilogów, więc przepraszam, jeśłi się nie spodoba.
Epilog.
Naruto wyszedł z łazienki, ubrany w swój codzienny strój, w
którym chodził do swojego gabinetu. Wszedł do kuchni, gdzie zrobił sobie kilka
kanapek, które zjadł i opił herbatą. Następnie wszedł do pokoi swoich
dzieci. Cała trójka smacznie spała na
swoich łóżkach. Mieli po cztery lata.
Hiro, wygląd miał ojca, ale charakter pół na pół. Miał pół
cech Naruto i pół cech Lisy co daje niezłą mieszankę. Leżał rozkopany na łóżku,
a kołdra leżała gdzieś na podłodze. Rozpięta koszulka od piżamy i śmieszna
czapeczka na głowie. Jego siostry miały szczęście, że nie chrapał. Naruto
zawsze się uśmiechał na taki widok.
Podszedł do drugiego łóżeczka. Spała na niej mała blondynka,
wtulona w małego futrzanego lisa. Szczelnie okryta kołdrą, było widać jej tylko
blondwłosy i kawałek główki. Rysy twarzy miała Mei. Pocałował ją w czoło i
podszedł dalej.
Na ostatnim łóżku, również spała dziewczynka. Jej brązowe
włosy, chowały się pod kołdrą, spod której wystawała tylko jej głowa i pysk
pluszowego psiaka. Jej rysy twarzy przypominały Naruto. Również dał jej całusa
w czoło i wyszedł cicho zamykając drzwi.
Założył swój czarny płaszcz i wyszedł z domu.
Za nim dotarł do swojego gabinetu, udał się na cmentarz.
Robił to co tydzień, osobiście dbał o groby swoich rodziców i poprzednich
Hokage, w tym Tsunade. Na każdym grobie zawsze paliła się świeczka i były
świeże kwiaty.
W końcu, gdy dotarł do gabinetu, zobaczył stos papierów do
wypełnienia. Przyzwyczaił się już do tego widoku, w końcu jest Hokage od 6 lat
i nikt nie miał prawa mu zarzucić, że źle wypełnia swoje obowiązki, jako
Hokage, mąż czy ojciec.
Sam Naruto zmienił się przez ten czas. Stało się praktycznie
zaraz po wygraniu wojny. Stał się poważnym i dorósł. Gdy go ktoś pytał o to,
zawsze odpowiadał, że śmierć zmienia człowieka.
Obiecał sobie, że sam dopilnuje pokoju, między wszystkimi
wioskami, ale zawsze pójdą za nim inni.
Chłopak, który był sierotą, w końcu ma coś czego nigdy nie
miał. Ma rodzinę. Był ćwiczony od
najmłodszych lat, wtedy nie rozumiał tego, a teraz wie. Stał się obrońca wioski,
jak mawiał mu Trzeci i miał wypełniać ten obowiązek do końca, aż do śmierci.
niedziela, 11 października 2015
Ukryta Prawda o Naruto -40.
Nie chcę tego pisać, ale straciłem pomysły na kontynuowania tego opowiadania, więc następny rozdział to będzie chyba Epilog. Chyba, że coś mi wpadnie do głowy.
Ukryta Prawda o Naruto -40.
Minato jak i reszta wskrzeszonych ludzi poczuła ulgę. Mogli
wykonywać już ruchy, które chcieli. Walki z nimi ustały, każdy był zdziwiony
takim przebiegiem. Naruto stał przy martwym ciele Orochimaru i patrzył się na
nie. Obok niego pojawił się Czwarty wraz z resztą Kage.
-Naruto – Minato od razu przytulił syna. – Jestem z ciebie
dumny.
-Yondaime nie mamy dużo czasu – powiedział Pierwszy.
-Tak.
-Naruto Uzumaki Namikaze – zaczął Pierwszy. – Wzbudziłeś w
nas szacunek, jesteś naprawdę silnym shinobi.
-Chcemy wiedzieć, czy masz zamiar chronić wioski – wtrącił
Drugi.
-Nie rozumiem twojego pytania. Czemu miałbym jej nie bronić?
Martwi Kage tylko spojrzeli po sobie i kiwnęli sobie głowom.
-Od teraz Naruto jesteś Szóstym Hokage.
-C…co? – blondyn aż, się zakrztusił tymi słowami z ust
Trzeciego Hokage.
-Wiem, że dasz sobie radę, wierzymy w ciebie. Oczywiście nie
musisz przyjmować tego stanowiska, ale czy to nie było jedno z twoich marzeń.
-No tak, ale…
-Naruto, nasz czas się kończy – powiedział Minato, a ich
ciała zaczęły świecić jasnym światłem.
Chłopak widząc to rzucił się, aby przytulić ojca.
-Powodzenia na ślubie, będziemy go oglądać – szepnął
Czwarty. – Jeszcze jedno – powiedział i dotknął czoła syna palcem. – Przekaz ją
Kyuubiemu, na pewno mu się przyda.
-Ta, czasami się wkurzał na brak drugiej połowy chakry –
zaśmiał się chłopak.
Nagle Czterej Kage stanęli okrążając Uzumakiego. Z ich ciał
wystrzeliły złote promienie w niebo, po czym znikli. W Naruto nic się nie
zmieniło z wyglądu, ale było czuć, ze jego chakra jest silniejsza. Z jego oczu
biła siła i spokój. Na plecach płaszcza pojawił się napis „Szósty Hokage”.
Wszyscy shinobi patrzyli się na to z szokiem. W prawej dłoni
pojawił się miecz Uzumakiego, a na jego plecach pochwa na niego.
-----Naruto----
Teraz mogłem walczyć. Uspokoiłem się i czekałem na Madarę.
Wystawiłem lewą rękę na bok, aby zablokować jego pięść. Płaszcz zaczął trzepotać pod wpływem
powietrza z siły uderzenia.
-Zmieńmy miejsce walki, nie chcę zniszczyć wioski –
powiedziałem spokojnie.
-Nie bój się, nie ucierpi za bardzo.
-Powiedziałem zmieńmy miejsce.
Pojawiłem się przed nim i jednym kopnięciem posłałem go w
powietrze. Wyskoczyłem w górę i kopnięciami posyłałem go coraz wyżej. W końcu pojawiłem się nad nim i kopnięciem
posłałem w dół. Gdy był metr nad ziemią, pojawiłem się pod nim i kopnąłem z
obrotu w brzuch. Wypluł trochę krwi i poleciał w las, niszcząc przy tym kilka
drzew.
Powoli do niego szedłem. Wypluł trochę krwi i wstał, w jego
oczach był Rinnegan, a całym ciałem wyrażał wściekłość. Zaczął wydawać
mordercze intencje.
-Nie przegram z tobą.
Wystawił ręce do góry, a z nich wystrzeliły fioletowe
łańcuchy, które wystrzeliły do biju. Wessał je do swojego ciała. Gdy to zrobił
wyciągnął zwój, z którego rozpieczętował jakiś dziwny pojemnik.
-Stworzę Jubiego w swoim ciele!
Z pojemników wystrzeliła pomarańczowa chakra, która przyjęła
formę biju, których nie miało Akatsuki. Ruszyłem do ataku. Przygotowałem miecz
do cięcia, ale nim do niego dobiegłem, niewidzialna fala zaczęła mnie odpychać.
Zaparłem się mocno na nogach i zasłoniłem oczy ostrzem.
Pomarańczowa chakra wsiąkła w ciało Madary. Po sekundzie
wokół niego pojawiła się bańka, z gęstej, prawie czerwonej chakry.
-Demoniczne cięcie!
Jutsu ścięło wszystkie drzewa wokół, ale bańka została
nienaruszona.
-Muszę jakoś zabezpieczyć wioskę – powiedziałem do siebie.
Rzuciłem cztery kunaie, tworząc duży kwadrat. Zacząłem
wznosić barierę. Gdy skończyłem Madara jeszcze był chroniony. Po kilku
sekundach bańka eksplodowała. W powietrze unosiło się dużo pary, która wszystko
zasłaniała. Gdy opadła, zobaczyłem Madarę. Jego wygląd się zmienił( wygląda tak
jak w anime. D.aut.) Jego skóra jaki, ubiór był jasny, włosy stały się białe, a
z czoła wyrastały mu dwa rogi. Nad nim lewitowały czarne kule, a w dłoni miał
kostur.
Nagle upadł na kolana i złapał się za głowę.
-Jubu chcę przejąć nad nim kontrolę – mruknąłem do siebie i
mocniej ścisnąłem miecz.
Ruszyłem do ataku. Robiąc trzy kroki, byłem przed nim, gdy
atakowałem mieczem z góry, ostrze zostało zablokowane przez kostur, który
sekundę temu leżał na ziemi. Nim się
zorientowałem co się dzieję, czarna kula wbiła mi się w brzuch.
Odleciałem do tyłu, a gdy się zatrzymałem na drzewie,
nastąpiła eksplozja. Po barierze rozeszła się fala i całą siła eksplozji poszła
w niebo. Gdy moja świadomość wróciła, nie mogłem ruszyć lewą ręką i nie
widziałem na lewe oko. Dotknąłem prawą ręką polika, czułem na nim krew. Wstałem
i podniosłem swój miecz.
-„Muszę go pokonać” – pomyślałem sobie i stanąłem pewnie
naprzeciw jego.
-Jeszcze żyjesz? Powinieneś gryźć ziemię, po takiej
eksplozji.
-Zawsze byłem bardziej wytrzymały od innych.
-To nic nie zmienia – powiedział i ruszył do ataku.
Zaatakował kosturem z góry. Zablokowałem jego uderzenie
mieczem, a siłą wręcz zmiotła głaz z mojej prawej. Jego twarzy wyrażała szok. Następnie
zaatakował z boku i znowu blok, tym razem kilka drzew przestało istnieć. Posła
we mnie czarną kulę, która za nim lewitowała. Leciała prosto w moją głowę, gdy
była blisko, tylko ją przechyliłem w bok.
-Jakim cudem jeszcze żyjesz? Moja moc powinna cię
zmieść z ziemi.
-To nie była twoja moc. Ten głaz i te drzewa zniszczyła moja
moc. Może i masz w sobie Jubiego, ale on cię tylko osłabia. Gdy nie masz dla
kogo walczyć, im masz więcej siły tym jesteś słabszy. Twoja moc cię zaślepia.
-Skończ pieprzyć! – krzyknął Madara i rzucił się do ataku.
Schyliłem się przed jego ciosem, dałem krok do przodu i
rozciąłem mu prawy bok, następnie zrobiłem obrót robiąc mu ranę na plecach, na
koniec przeskoczyłem nad nim i poważnie zraniłem jego prawą rękę.
-Rasengan!
Wycelowałem prosto w klatkę piersiową. Siła odrzuciła go do
tyłu, swoim ciałem zrobił długi rów. Jego rana od razu zaczęła się zasklepiać.
Podobnie jak rany po mieczu.
Spojrzałem na swojego Excalibura. Przesłałem chakre do
niego, a ostre zaczęło się świecić na czarno.
-Skończę to tym atakiem – powiedziałem do siebie i uniosłem
miecz nad głowę. – Cięcie Półksiężyca!
Łuk w kształcie półksiężyca z zawrotną prędkością pomknął w
Madarę. Trafił przecinając jego ciało na pół.
Odwróciłem się i dezaktywowałem barierę, miecz schowałem do pochwy na
plecach. Zacząłem iść w kierunku wioski.
Gdy uszedłem kilkanaście metrów coś mnie tknęło, aby się
odwrócić. Wtedy zobaczyłem jak jego ciało się regeneruje, ale była mała
różnica. Był pokryty płaszczem z pomarańczowej chakry.
-Teraz jestem jak Bóg, mnie się nie da zabić.
Jedyne co poczułem to silny cios w szczękę. A potem łamanie
drzew własnym ciałem. Zatrzymałem się dopiero, gdy ktoś mnie złapał. Otworzyłem
oko i zobaczyłem buzię Babuni Tsunade.
-Uci…kajcie – wyszeptałem, a ona posłała mi zdziwione
spojrzenie.
-Stawimy mu czoła. Poczekaj uzdrowię ci oko.
-Wchłonął i zapanował nad Juubim – powiedziałem już
głośniej.
-Spokojnie, wszystko skończy się dobrze.
Babunia mówiła jak najgłośniej, aby zagłuszyć dźwięki
shinobi, którzy umierali.
-Nic nie będzie dobrze! –warknąłem i wstałem.
-No to mamy zrobić? – spytała załamanym głosem.
Odwróciłem się, a płaszcz zafalował za mną.
-Walczyć – powiedziałem pewnie.
Ruszyłem lewą ręką, aby zobaczyć czy jest sprawna. Czekałem,
aż Madara zaatakuje. Obok mnie pojawił się Kurama. Jego ogony falowały na
wietrze, a jego oczy wyrażały determinację.
-Masz prezent od mojego ojca – powiedziałem dotykając jego
grzbietu.
-Moja druga połowa chakry – powiedział niedowierzając. – Choć to nie wiele zmienia.
Zacząłem skupiać całą swoją chakrę w całym ciele, aby
wytrzymać atak Madary, który natarł po chwili. Najpierw zaatakował jedną
pięścią, którą złapałem, potem drugą, którą też złapałem. Pod moimi nogami
powstał mały krater o średnicy kilku metrów, a nogi zapadły się z ziemię.
-Musimy mu pomóc! – krzyknął Sasuke
-Nie, musze zrobić to sam – odkrzyknąłem.
Jedna z czarnych kul eksplodowała, potem druga i trzecia.
Tak zniknęły wszystkie kule, eksplozje nie były wielkie, ale za to silniejsze
od poprzedniej, która zniszczyła duży kawał lasu.
Po wszystkich eksplozjach nadal trzymałem Madare, który był
w odrobinę lepszym stanie niż ja.
-Skończyły ci się kulki – powiedziałem niemrawo się
uśmiechając. –Sasuke stój! Nie ruszaj
się stamtąd.
-Co ty chcesz robić, dzieciaku?!
-Coś co powinienem zrobić na początku, zapieczętować cię!
Fujin: Pieczęć Nicości!
Na moim ciele pojawiły się czarne znaki, które zaczęły
przechodzić na ciało Madary. Gdy na moim ciele nie było żadnych znaków, Madara
zaczął krzyczeć z bólu. Znaki zaczęły odklejać się od jego ciała i stworzyły
okrąg w powietrzu, który wypełnił się czarną mazią.
-Ta technika zapieczętuje nas na zawsze! Już nigdy nie
powstanie Juubi, ani nikt nas nie wskrzesi.
-Naruto, nie!
Puściłem Madarę, bo pieczęć zaczęła nas zasysać.
-NIE! – krzyknął Madara łapiąc się jakiegoś gruzu.
Ja powoli leciałem w powietrzu w kierunku okręgu, ale nagle
się zatrzymałem. Spojrzałem do tyłu, Kurama złapał mnie ogonami i mocno
trzymał. Uśmiechnąłem się.
-Futon: Powietrzny Pocisk!
Siłą wiatru, zmusiła Madarę do puszczenia się. Pieczęć
zassała go, a następnie zniknęła zostawiając po sobie samo wspomnienie. Madara
zaczął przyciągać mnie do siebie, to było jedyne co pamiętam ostatnie.
----Narracja trzecio osobowa---
Naruto zemdlał między ogonami Kuramy, który położył go pod
Tsunade. Ta od razu zaczęła badać jego ciało. Wszyscy ustawili się w okręgu.
-Co to było za jutsu?
-Specjalne Fuinjutsu, znał je tylko Rikodu – wyjaśnił
Kyuubi.
-Przeżyje? – spytał ktoś z tłumu.
-Ma strasznie mało chakry, wygląda to tak, aby jego źródło
wygasało.
-Ale to znaczy…
-Że umrze, gdy skończy mu się chakra.
-Można coś zrobić?
-Na razie możemy podtrzymać go przy życiu dostarczając mu
chakry do ciała. Aby go uzdrowić musiała bym wiedzieć wszystko o tym jutsu.
-Jedyną możliwością jest jutsu poświęcenia – powiedział
Kurama. – Jednak aby się udało Naruto musi najpierw umrzeć.
-Wiedział, że tak się stanie?! – krzyknął Sasuke do lisa,
ale ten nie odpowiedział. – Czemu to zrobił?!
-Sasuke uspokój się – poprosiła Hinata.
-Jak mam się uspokoić?! Wiedział, ze umrze, a mimo to zrobił
to!
-Zrobił to, aby was chronić! – krzyknął w końcu Kurama. -Dla
Hokage, wioska jest jak rodzina, on właśnie ochronił swoja rodzinę.
Nagle płaszcz Naruto zaczął powoli znikać. Żaden z shinobi
nie wiedział co to znaczy. Zaczęli bać się o leżącego blondyna.
-Ten płaszcz pokazuje stan jego chakry – wyjaśnił Kurama.
-Zrobię to – powiedziała Tsunade.
-Co zrobisz?
-Uratuję mu życie – gdy Tsunade to mówiła cały jego płaszcz
zniknął.
-Ale wtedy zginiesz Hokage-sama.
-Naruto zmarł już trzeci raz za wioskę, teraz czas aby ktoś
inny oddał za niego życie.
-Ale kto teraz zostanie Hokage?
-Szósty jest już wybrany – powiedziała Tsunade patrząc na
twarz Naruto.
Jej dłonie spowiła zielona chakra, które przyłożyła do klatki
piersiowej chłopaka. Na jej czole pojawiły się zmarszczki, które po chwili
znalazły się na całym ciele.
----Naruto---
Ocknąłem się na czymś twardym. Na pewno to nie był świat, w
którym walczyłem z Rikodu. Zacząłem słyszeć szepty, co było dziwne. Technika na
pewno zadziałała, więc powinienem nie żyć. Otworzyłem oczy i zobaczyłem
wszystkich.
-Co… się… dzieje?
Wtedy zobaczyłem ciało Tsunade w rękach Jirayi.
-Czemu jej na to pozwoliłeś? – spytałem Jiraye. Nie pytałem
nawet co zrobiła, bo doskonale to wiedziałem.
-Znasz ją, po za tym straciła kilka drogich jej osób, nie
chciała przeżywać tego jeszcze raz.
-----Tydzień później-----
Stałem nad grobem Tsunade i reszty. Robiłem to codziennie
odkąd Babunia użyła jutsu poświęcenia. Wciąż miałem jej za złe, że to zrobiła
ale w końcu muszę się z tym pogodzić. Nigdy jej tego nie zapomnę, podobnie jak
wszystkim shinobi, że dzielnie walczyli w obronie wioski.
-Znowu tu? – spytał mnie męski głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem Jiraye. Na jego twarzy był
smutek, żal i tęsknota.
-Brakuje mi jej.
-Mi też, chłopcze. Nie smuć się, ona by tego nie chciała.
Nie powinieneś być teraz w gabinecie?
-Może i powinienem, ale jakoś nie mogę się na niczym skupić.
-Każdy tak ma na dzień przed ślubem. Pamiętam co przeżywał
Minato.
Uśmiechnąłem się tylko lekko.
-Jesteś bardzo podobny do niego i z wyglądu i z charakteru.
-Pewnie dlatego moje życie ma tyle przygód.
-O przygodach to marzyła Kushina.
-Może już lepiej pójdę, za nim któraś z dziewczyn zobaczy,
że mnie nie ma w gabinecie.
-Pilnuj się, Minato miał przechlapane z jedną dziewczyną, a
ty będziesz miał ich, aż trzy.
-A ty Jiraya co będziesz robił?
-Hosaki ostatni chciał, napić się ze mną Sake i porozmawiać
o starych latach.
-Pozdrów go ode mnie.
czwartek, 8 października 2015
Ukryta Prawda o Naruto -39.
Miałem sporo czasu i chęci na pisanie, dlatego rozdział jest dzisiaj, a nie dopiero w sobotę. Co do następnej notki to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie w poniedziałek.
Ukryta Prawda o Naruto -39.
-Straciliśmy Obito oraz połowę klonów Zetsu, musimy
opracować nową strategię.
-Pain, pamiętaj, ze nami nie rządzisz – wtrącił Orochimaru.
Yahiko, Orochimaru i Madara siedzieli przy kamiennym stole,
Pain i wężowy sanin, byli pogrążeni w dyskusji, a Uchiha był znudzony całym tym
gadaniem. Światło dawało kilka świec, które były na ścianach.
-Musimy zaatakować szybko i z zaskoczenia – dodał były uczeń
Trzeciego Hokage.
-Rzucimy wszystkie klony Zetsu na główna bramę równo o zmroku.
Dzięki tej dywersji wedrzemy się od drugiej strony wioski.
-Skończcie paplać jak baby na targu – warknął zirytowany
Madara. – Zaatakujemy frontalnie, bez żadnego cackania się. Najlepiej jak
najszybciej, dopóki siły Konohy są osłabione.
-Ale wtedy…
-Jeśli chcesz robić inaczej, odejdź stąd najszybciej.
-Nie będziesz mi rozkazywał – odparł Yahiko. – Jakiś antyk
nie ma prawa… - przerwał, gdy na jego ciele zacisnęła się ręka susano.
-Masz szczęście, jesteśmy w małym pomieszczeniu, nie chcę
się brudzić krwią – powiedział Madara i go puścił. – Ale zabić cię mieczem to
co innego – w jednej sekundzie Pain został przebity przez niebieski miecz
Susano.
Orochimaru patrzył na to obojętny wzrokiem, gdy Yahiko
przestał oddychać Madara rzucił nim o ścianę robiąc w nim duże wgniecenie.
-Atakujemy dzisiaj o zmroku – powiedział Madara wstając od
stołu. – Nie próbuj go wskrzeszać, kontrola Naruto już ci przysporzy dużych
problemów – skończył i wyszedł.
Konoha pogrążała się w ciemnościach, słońce zaszło, a ulice
zaczęły oświetlać lampy. Tym co przerażało wszystkich był czerwony księżyc,
który górował na niebie. Pięciu Kage siedziało przy stole w Sali obrad w
budynku administracyjnego. Dokonywali ostatnich zaleceń w obronie wioski. Lampy
oświetlały cały gabinet.
-A co jeśli zaatakują frontalnie? – spytał Onoki.
-To jest możliwe, Madara może rzucić się na taki atak, ale
Orochimaru raczej stawia na atak z zaskoczenia – wyjaśniła Hokage. – Musimy
zachować czujność.
-Rozstawmy na murach członków klanu Hyuuga – zaproponował
Sasuke.
-Dobry pomysł, ale nie starczy ich aby obsadzić cały mur.
-Więc rozstawmy ich w strategicznych miejscach - dodał Shikamaru.
Nagle całą wioskę zatrząsnęło. Sasuke zerwał się i podbiegł
do okna.
-Chyba nie zdążymy. Do wioski zmierza jakiś olbrzymi stwór –
powiedział widząc jak do Konohy idzie statua, która wysysała biju z
jinchuuriki.
-Przygotować się do obrony.
Sasuke wybiegł z gabinetu i ruszył do bramy głównej. Kage
spojrzeli po sobie i również wybiegli. Po drodze mijali mieszkańców, którzy
pędzili do schronów. Po paru minutach stali przed bramą główną na czele wojsk.
Zdziwili się, gdy zobaczyli na stworze tylko Madare i
Orochimaru. Zaniepokoił ich fakt, że nie było tam Yahiko, a szczególnie Nagato
i Konan. Stanęli jakieś sto metrów od bramy.
-Atakuj – powiedział Madara.
Posąg otworzył szeroko usta, a z nich zaczęły wyskakiwać
białe klony Zetsu.
-Przygotować się! – krzyknęła Tsunade i zaczęła skupiać
chakre w ręce.
Gdy stwory były blisko bramy, Tsunade uderzyła wraz ze swoją
uczennicą w ziemię, tworząc wielki krater, w który wpadły klony. Następnie
użytkownicy Dotonu złożyli kilka pieczęci i zaleli krater błotem.
-Katon: Ognista Kula.
Kilka ognistych kul pomknęło w różne strony paląc wrogów.
Dzięki temu, też błoto zastygło i stało się gliną, w której zostały uwięzione
potwory. Wszyscy shinobi ruszyli do ataku. Najgorzej było walczyć z tą statuą,
miała duży zasięg i nie pozwalała podejść do siebie. Gara dzięki swojemu
piaskowi, próbował podlecieć jak najbliżej, ale statua, jak na swoją wielkość
była bardzo zręczna.
Z każdą minutą ilość wrogów malała, podobnie było z shinobi.
Ciągle ktoś używał jakiś technik, aby zabić jak najwięcej wrogów, ale mimo to
zostali spychani do centrum wioski.
Bitwa przeniosła się na ulice Konohy, które nie były jeszcze
odbudowane po poprzednim ataku. Nadzieja, na to, ze przeżyją malała, z każdą
sekundą. Nagle wszyscy usłyszeli wycie, zaprzestali walk i zaczęli szukać
źródła wycia.
-Na murze – krzyknęła Kisuka. – To są wilki.
Na murze stały wilki, gotowe do walki. Było ich bardzo dużo,
każdy stał gotowy, aby się rzucić i zagryźć kogoś na śmierć. Toba, głowa klanu
wilka, wychylił się i zawył głośno. Wtedy wszystkie wilki zeskoczyły na ziemię
i rzuciły się na białe stwory.
-To są wilki Naruto – powiedziała Tsunade.
Toba podszedł do Tsunade, spojrzał jej w oczy i odwrócił się
w stronę Orochimaru i Madary.
-Zabiliście naszego przyjaciela, teraz odpłacimy się wam tym
samym – powiedział basowym głosem i rzucił się do ataku.
Orochimaru posłał na niego kilka węży, wilk zręcznie je
ominął i rzucił się na wężowego sanina, zrzucając go z dachu budynku na ziemię,
przygniatając go do ziemi. Wgryzł się w jego ramię, szarpnął mocno i wyrwał
kawałek mięsa. Krzyk sanina rozszedł się po całej okolicy. Nagle Toba został
owinięty przez sporawego węża.
Orochimaru wydostał się spod niego i zrzucił skórę, jak wąż.
Wąż, który zacisnął się na ciele wilka, już chciał ugryźć go w szyję, ale Toba
był szybszy i odgryzł mu łeb.
Sytuacja zaczęła się zmieniać, a wilki znacznie się do tego
przyczyniły. Klonów Zetsu było coraz mniej, wiec większość shinobi rzuciło się
na statuę i Madarę. Zaczęli ich spychać do bram wioski, aż w końcu walka znowu przeniosła
się pod bramę.
Madara skoczył na głowę statuy, dotknął jej, a drugą ręką
wykonał jakieś pieczęcie. Nagle z paszczy zaczęła, wydobywać się czerwona
chakra, która skupiała się w pięciu różnych miejscach.
-Biju – powiedziała Kisuka.
Dla niektórych wróciły wspomnienia z poprzedniej walki z
biju.
-Tym razem Naruto nas nie uratuje – powiedział Sasuke.
Nagle wszyscy usłyszeli głośny ryk z za ich pleców.
Spojrzeli za siebie, na wzgórzu, na którym były głowy Kage był Kyuubi. Zaryczał
jeszcze raz i skoczył. Wylądował przed swoim rodzeństwem. Rzucił się na resztę
biju. Nagle z ciała Kisuki zaczęła się wydobywać pomarańczowa chakra, która
zbierała się obok jej ciała i przybierała cielesną formę. Po chwili obok niej
stał w miniaturowej wersji piecioogoniasty, który ruszył na pomoc Kuramie.
-Będę miał dwa nowe biju do kolekcji – powiedział Madara i
spojrzał na Kyubiego, chcąc zawładnąć nad nim. – Co jest, nie mogę przejąć nad
nim kontroli?
-Może masz limit? – powiedział Orochimaru.
-Ja nie mam żądnych limitów! – krzyknął zdenerwowany Uchiha.
– Naruto na pewno coś zrobił.
-On nie żyje.
-Na pewno coś zrobił, gdy jeszcze żył.
Kurama w tym czasie ogonami chwycił Hachibi i rzucił nim w
niebo. Dzięki skrzydłom zawisłą w powietrzu, przez co stała się łatwym celem.
-Bijudama!
Siła jutsu była niewiarygodna. Każdy był zszokowany siłą,
pamiętali siłę bijudamy, gdy Naruto walczył z biju, ale ta była co najmniej dwa
razy silniejsza. Gdy Kyuubi oglądał efekt swojego ataku, Sanbi jako pocisk
uderzył w niego i odrzucił go na bramę wioski. Przed przygnieceniem ludzi,
ochronił go Hachibi, który pojawił się znikąd. Gdy biju się pozbierały, Sanbi
ponowił atak, ale tym razem Kurama złapał go ogonami i rzucił w stronę
pięcioogniastej, która przygniotła do ziemi, a następnie wystrzeliła jasny
promień, w jego głowę, wyrzucając go z walki.
Walka się wyrównała, było trzech na trzech. Całą szóstka w
jednej chwili zaczęła tworzyć bijudamy. Połączyły się i teraz były tylko dwie,
ale za to strasznie wielkie. Kule zderzyły się, tworząc falę uderzeniową i
zaczęły się przepychać, aż w końcu silniejsza zwyciężyła i bijudama demonów
stojących po stronie Konohy uderzyła we wrogów, cała trójka biju padłą na
ziemię i już nie wstała.
Pieciogoniasta zaczęła zmieniać się w pomarańczową chakrę i
wniknęła w ciało Kisuki, podobnie było z ośmioogoniastym, ale on przyjął postać
człowieka. Kurama zmniejszył się do wielkości dużego psa. Podszedł do Madary,
pokazał mu swoje kły i wściekły wzrok.
-I co teraz? – spytał basowym głosem.
-Co on zrobił, że nie mogłem przejąć nad tobą kontroli? –
spytał Madara.
-Oddał mi swoją chakrę. Od teraz mam w sobie cząstkę
człowieka.
-To nic nie zmienia.
-Oj zmienia, jesteś tylko głupim człowiekiem, który nic nie
wie o biju.
-Robi się nieciekawie – powiedział Orochimaru. – Chyba
nadszedł czas. Edo Tensei.
Kage słysząc te słowa, zaczęli się obawiać, że przyzwie
kilkunastu silnych shinobi, ale z ziemi wyrosłą tylko jedna trumna. Kurama
odskoczył do tyłu i stanął przed Kage. Wieko opadło, a z trumny wyszedł dobrze im znany chłopak.
Nastroszone blondwłosy i lisie blizny na polikach, jedynie oczy się nie
zgadzały, miał czarne białko i złotą źrenicę. Na sobie miał zwykły dres oraz czarny długi
płaszcz, z odcieniami czerwieni w środku.
-Co jest? – spytał, patrząc na soje dłonie, a następnie
rozglądając się.
-Naruto? – powiedział Kyuubi.
-Kurama. Co tu się dzieję?
-Orochimaru cię wskrzesił – wyjaśnił lis.
Nagle Naruto wyciągnął prawą rękę w bok, a w obłoku dymu
pojawił się miecz.
-Co jest ja go nie wzywałem.
-Od teraz służysz mi – powiedział Orochimaru.
-Chyba w snach – warknął Naruto i odwołał miecz. – Nie dam
się tak łatwo.
-Musze wzmocnić technikę – powiedział do siebie Wężowy sanin
i wyciągnął jakiegoś kunaia z przyczepioną fioletową kartką.
Następnie wbił go w pierś Naruto, a ostrze weszło do jego
ciała. Po całym ciele Naruto przeszłą fioletowa fala. Naruto nie mógł wykonać
najmniejszego ruchu.
-A teraz atakuj.
-Nigdy – warknął blondyn, ale mimo to ruszył do ataku.
–Musicie mnie jakoś zatrzymać! – krzyknął do wszystkich.
Naruto wskoczył między shinobi i zaczął ich atakować
Taijutsu. Każdy był zaskoczony
umiejętnościami chłopaka, dopiero, gdy do walki wkroczył Gai, szanse się
wyrównały.
-Szósta brama, Kai!
Ciało Mistrza Taijutsu został po pokryte przez zieloną
poświatę. Jego siła i prędkość wzrosły kilkukrotnie. Mimo to Uzumaki bez
problemu blokował jego ruchy i kontratakował.
-Nie wierzę, Gai-sensei przegrywa – powiedział Sasuke.
-Jego Taijutsu jest na bardzo wysokim poziomie – powiedział
Kurama.
-Jak go pokonać? – spytała Tsunade. Kurama przez chwilę nic nie mówił.
-Nie wiem – odparł w końcu
Ich rozmowę przerwał lot Gaia, który wbił się w mury wioski.
-Uciekajcie! – krzyknął Naruto i wydmuchnął silny strumień
powietrza, który powalił połowę ludzi.
-To jest jego prawdziwa moc? – spytał Sasuke, Kyubiego.
-Tak. Musimy go pokonać, zanim uruchomi Susano.
Sasuke szybko wstał i włączył Sharingana. Naruto przyzwał
miecz, a członek klanu Uchiha wyciągnął swoją katanę. Na ziemię leciało mnóstwo
iskier, było widać, że Naruto ma dużą przewagę.
-„Muszę to jakoś powstrzymać” – pomyślał Naruto. –„Za nim
ich zabiję.”
Naruto powalił Sasuke kopniakiem i zaczął iść w jego
kierunku. Nagle drogę zablokowała mu Hinata, a razem z nią Kisuka, Mei i Lisa. Blondyn
zatrzymał się, próbował odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. W jego dłoni pojawił
się czarny Rasengan. W jego oczach była determinacja, gdy miał już uderzyć w
nich techniką, zatrzymał się kilka centymetrów od twarzy Kisuki.
-Długo jeszcze? – spytał Madara.
-Ma silną wolę i opiera się technice.
-Uważaj, aby ci się nie wyrwał spod kontroli.
-Nie ma mowy, aby to zrobił. Musiał by mieć Rinnegana i znać
jutsu, którym się wskrzesiłeś.
-Po co to mówiłeś nagłos!? – wydarł się Madara. – Czy ty
chociaż wiesz cokolwiek o aktywacji Rinnegana? – odpowiedziało mu milczenie. –
Aby aktywować Rinnegana, trzeba być bardzo blisko śmierci, a nawet umrzeć.
Jeśli wskrzesisz kogoś takiego aktywuje Rinnegana!
Na twarzy Naruto pojawił się uśmiech, zamknął oczy i
odwrócił się w stronę Orochimaru i Madary. Gdy je otworzył w oczach miał
Rinnegana.
-Odwołaj go! – krzyknął Madara.
Orochimaru składał już pieczęć, ale nagłe światło bijące od
Naruto powstrzymało go. Gdy światło ustąpiło, Madara rzucił się do ataku.
Zaatakował mocnym ciosem pięścią. Naruto zablokował atak jedną ręką. Uderzenie
sprawiło, że płaszcz Uzumakiego zaczął mocno falować.
-Skąd go masz?! – warknął Madara.
-Rinnegana? Aktywowałem podczas walki ze śmiercią, pewnie
wiesz o co chodzi.
-Mimo, że mam włączonego Rinnegana, czytasz mi w myślach.
Naruto puścił pięść Madary i sam wyprowadził cios. Uchiha
przeleciał nad wszystkimi, którzy stali w bramie i uderzył o jakieś budynki.
Naruto przeniósł wzrok na Orochimaru, Ten od razu złożył pieczęć, a z ziemi
wyrosło kilka trumien.
Nim jednak się otworzyły, Naruto był przy wężowym saninie i
cisnął mu Rasenganem w plecy. Bladoskóry odleciał na kilkanaście metrów odbijając
się od ziemi kilka razy.
-Takie ataki na mnie nie podziałają – powiedział zrzucając skórę.
Nagle za blondynem pojawiły się wilki, które stanęły dumnie
przy swoim przyjacielu. Uwagę wszystkich przyciągnął spory huk. Trumny się
otworzył, a przy blondynie od razu pojawił się Yondaime. Syn Czwartego tylko
złapał jego pięść, jakby od niechcenia.
-Cześć… tato.
-Na…ruto? Jak?
-Dość długa historia, ale w skrócie Orochimaru mnie
wskrzesił, a ja dzięki Rinneganowi wróciłem do życia – wyjaśnił młodszy
blondyn.
Naruto zrobił obrót i uderzył swoim ojcem, Madare, który był
metr od Uzumakiego.
Wilki rozbiegły się, aby zaatakować resztę przyzwańców, byli
wspierani przez shinobi, w których wstąpiła nowa nadzieja.
Orochimaru posłał w blondyna chmarę węży, Naruto ich nie
widział bo stał do niego tyłem, ale w ostatniej chwili skoczył w powietrzę.
Zrobił salto i wylądował za plecami wężowego sanina.
-Dzięki tej śmierci coś zrozumiałem. Wtedy walczyłem sam, a
teraz walczę z przyjaciółmi – powiedział mu do ucha i odciął mu głowę.
poniedziałek, 5 października 2015
Ukryta Prawda o Naruto -38.
Taki mały prezent, za to, ze musicie sporo czekac na notki. Następna notka moze pojawi się w sobotę i możliwe, że akcja z Naruto znajdzie się w niej.
Ukryta Prawda o Naruto -38.
-Jest ich za dużo – krzyknął Sasuke do byłego senseia, gdy
powalił kolejne dwa stwory.
-Stawiają na liczebność, zamiast umiejętności – odparł
Kakashi, jednocześnie raniąc białego potwora w klatkę piersiową. – Musimy się utrzymać.
-Katon: Ognista Kula.
Sasuke spalił 10 klonów Zetsu i ruszył z kataną, pokrytą
błyskawicami na kolejnych.
-Raiton: Raikiri! – krzyknął Kakashi.
-Shuriken Kage Bunshin no Jutsu - z nieba zaczęły spadać setki broni, zabijając
przy tym stwory.
Przy Kakashim i Sasuke wylądował Konohamaru. Jego oddech był
głośny i ciężki, jak u wszystkich.
-Tracimy wschodnią bramę. Północna również jest w opłakanym
stanie, cofają się do centrum wioski.
Kakashi przez chwilę patrzył w oczy Konohamaru zamyślony.
Dopiero ponowny atak klonów Zetsu go orzeźwił.
-Katon: Ogniste Pociski! – krzyknął Sasuke wykonując jutsu.
-Konohamaru przekaż wszystkim, ze muszą wytrzymać do
zmierzchu, wtedy wprowadzimy plan B w życie.
-Tak jest.
-Jaki jest plan B? – spytał cicho, aby nikt go nie usłyszał.
-Nie ma planu B, jeśli nie zdarzy się cud… - odparł Kakashi,
patrząc jak shinobi wioski, walczą w obronie ich domu.
-Skąd oni się biorą?! – krzyknął jakiś shinobi z muru. –
Nadchodzi kolejna fala ataku.
-Kuso! – warknął Hatake. – Sasuke dasz radę walczyć? –
czarnowłosy tylko mruknął na zgodę.
-Wśród nich idzie jakiś człowiek! Ma pomarańczowe włosy i
mnóstwo kolczyków w twarzy!
-CO?! – krzyk mężczyzny z muru, zwrócił uwagę Nagato, który
walczył w sąsiedniej ulicy. Po chwili był obok niego.
-Yahiko - powiedział
nie dowierzając.
-Nagato, w końcu się spotykamy.
-Czego tu szukasz? – warknął kuzyn Naruto.
-Zemsty – odparł podnosząc głowę. Wszyscy mogli ujrzeć
Rinnegana.
-Shinra Tensei! – krzyknął, a nie widzialna fala odrzuciła
wszystkich shinobi wioski oraz białe stwory. W dodatku murze pojawiła się duża
wyrwa, przez którą sobie wszedł.
-Ty…
Nagato wstał, a z jego rąk wystrzeliły Złote Łańcuchy, który
wystrzeliły w stronę byłego przyjaciela Uzumakiego.
-Shinra Tensei!
Gdy tylko fala się rozeszła, przy boku Yahiko, dzięki
Sunshinowi pojawił się Kakashi z Chidori na dłoni. Niestety atak, minął cel o
kilka centymetrów.
-Nie zaskoczysz mnie czymś takim – powiedział Yahiko z
drwiącym uśmiechem na twarzy.
-Znamy twoje słabości – powiedział Nagato. – Nie masz szans
– w odpowiedzi dostał tylko drwiący śmiech.
-Nic nie wiesz, nie wiesz z kim masz do czynienia. To wy nie
macie szans!
Yahiko wystrzelił z palców dziesięć małych pocisków.
Większość trafiła w budynki, niszcząc je przy tym. Ostatni leciał prosto w Nagato, na szczęście przed nim pojawiła się
fioletowa, koścista ręka. Gdy dym z
wybuchu został rozwiany, przed Nagato stał Sasuke, pokryty duchowym
wojownikiem.
Miecz zamienił się w łuk, na którym od razu pojawiła się
strzała. Jednak zamiast wystrzelić ją w przywódcę Akatsuki, Sasuke skierował ja
w niebo.
-Co to miało być? Myślałem, że chociaż ty będziesz silnym
przeciwnikiem.
-Nie lekceważ nas – odparł czarnowłosy.
Nagle z nieba zaczęły spadać dziesiątki małych, fioletowych
strzał. Yahiko zaskoczony tym atakiem w ostatniej chwili zasłonił się polem
grawitacyjnym. Atak wzbił w powietrze tumany kurzu, który wykorzystał Nagato. Z
jego rąk znowu wystrzeliły Złote Łańcuchy.
Sasuke razem z Kakashim stali za Nagato, byli w gotowości
odeprzeć atak, w razie czego.
-A gdzie są te białe stwory? – spytał nagle członek klanu
Uchiha.
-Zapewne w wiosce.
-Musimy się nim szybko zając.
Kurz się rozwiał i wszyscy zobaczyli spętanego przez
łańcuchy Nagato, Yaihko. Pętla coraz bardziej się zaciskała, uniemożliwiając mu
oddychanie.
-Poddaj się! – warknął Nagato.
-Nigdy – odparł członek Akatsuki i zmienił się w glinę.
Pojawił się między Nagato, a Kakashim. Obydwu złapał za
gardła i uniósł do góry. Sasuke ruszył z kataną, ale został odrzucony. Uderzył
w ścianę przebijając się, budynek zawalił się na niego.
-Gdzie jest jinchuuriki piecioogoniastego oraz Kyuubi? –
spytał Yahiko.
-Nig…dy ci… nie…powiemy – wycharczał Hatake.
-Więc jesteście mi nie potrzebni – powiedział i zaczął
mocniej ściskać ich gardła.
Z drugiej strony wioski, walczyła połowa rocznika Naruto.
Kiba wraz z Akamaru, z pomocą Hinaty odnajdywali tych, którzy się przedarli i
eliminowali ich. Sakura dzięki swojej siła stworzyła ogromną wyrwę przed bramą,
która uniemożliwiała wejście do wioski. Lee i Tenten czyścili mury z klonów
Zetsu, a Asuma i Kurenai walczyli z Orochimaru, razem z nim walczył również
Neji i Jiraya.
Po bokach leżało dużo martwych ciał shinobi Konohy oraz tych
białych stworów. A co chwilę było więcej martwych ciał.
-Przyzwanie! – krzyknęli jednocześnie Orochimaru i Jiraya.
W obłokach dymu pojawił się wielki fioletowy wąż, oraz
ropucha z płaszczem na plecach i krótką kataną przy boku.
-Wycofujemy się! – krzyknął Asuma do wszystkich, którzy tu
byli. – Musimy zostawić to Jirayi.
Wszyscy zaczęli się wycofywać. JIraya i Orochimaru nadal
stali naprzeciw siebie i patrzyli sobie w oczy.
W końcu Gamabunta wyskoczył w powietrze i wypluł duże ilości oleju.
-Katon: Ognisty Smok! – krzyknął Jiraya podpalając olej.
Wielka kula ognia uderzyła w węża, pokrywając go ogniem.
Ropucha wylądowała na ziemi i czekali, aż ogień zniknie. Gdy tak się stało,
zobaczyli tylko palącą się skórę.
-W górę – krzyknął sanin, ale nim to zrobił, został owinięty
przez węża.
-I co teraz Jiraya? – zaśmiał się nukenin Konohy, a wąż zaczął
się coraz mocniej zaciskać.
Gamabunta z ledwością wyciągnął miecz i odciął gadowi ogon.
Jego syk rozszedł się po całej okolicy, po czym wystrzelił z pyska jad. Ropucha
wyskoczyła w powietrzę, a budynki, które zostały pokryte jadem stopiły się.
-teraz ma okazję – powiedział cicho do siebie Orochimaru.
Z jego ust wystrzelił miecz. Gdy miał już przebić Gamabuntę
on wykonał obrót i odbił go swoim mieczem, po czym wylądował gładko na ziemi
przed bramą.
-Musimy to kończyć – powiedział Jiraya, który zaczął odczuwać
braki chakry.
-Choć raz się z tobą zgodzę – powiedział jego były
przyjaciel.
-Postaraj si ę przez chwilę nie trząść – powiedział Jiraya
do ropuchy i złączył dłonie przed klatką piersiową.
-Tryb Mędrca – powiedział cicho Orochimaru. – Atakuj go, nie
pozwól mu wejść w ten tryb.
Nim wąż dotarł do nich, Gamabunta wyskoczył w powietrze jak
najwyżej umiał, aby dać czas saninowi. Gdy wylądowali białowłosy był już w
trybie mędrca. Jego oczy zmieniły się na przypominające oczy ropuchy, a nos
stał się dwa razy większy.
-Gamabunta wyrzuć mnie w ich kierunku – powiedział sanin, zeskakując
na jego łapę.
Po chwili Jiraya leciał w kierunku sanina, a na jego prawej
dłoni pojawiła się niebieska, wirująca kula, która była coraz większa.
-Odama Rasengan!
Wielki wybuch odrzucił Żabiego sanina do tyłu, zatrzymał się
na budynku niszcząc go. Kurz zasłonił mu widok, ale był pewny, że wąż zniknął. Jirayi
udało się podnieść i oprzeć o ścianę budynku, jego wygląd wrócił do normalności,
gdy dym się rozwiał zobaczył Orochimaru w podobnym stanie co on.
-Hahaha – zaśmiał się cicho wężowy sanina – to było mocne,
ale i tak było za słabe, aby mnie zabić. Czas, abym ci kogoś przedstawił – powiedział
i złożył jakąś pieczęć. – Edo Ten… - nim dokończył padł na ziemię. – Co… co się
stało? Nie mogę się ruszyć.
-Rasengan to specyficzna technika. Jak widzisz nie masz zbyt
wielu ran zewnętrznych, ponieważ on zadaje większe rany wewnętrzne – wyjaśnił powoli
żabi sanin, który po chwili również upadł na ziemię.
Nagle za Orochimaru pojawiły się białe stwory. Dwa z nich
zabrały gada, a reszta zaczęła biec w kierunku białowłosego staruszka.
Najgorsza sytuacja była przy wschodniej bramie. Obito robił
tu rzeź, samemu nie mając żadnych ran. Każdy atak przez niego przelatywał, dzięki
czemu mógł bezkarnie ranić shinobi Konohy. W najgorszym stanie był Gai, który
po otwarciu siedmiu bram, był całkowicie wyczerpany i leżał nie przytomny pod
gruzami z zawalonego budynku. Choji za pomocą powiększonych dłoni, próbował go
odgrzebać, pomagał mu w tym jakiś członek Anbu w masce Tygrysa.
-Uchiha kontra Uchiha – powiedział Obito.
Przed nim stał Itachi, z aktywowanym Mangekyo Sharinganem.
Patrzył jak prawie cały jego oddział leżał martwy. Z każdą sekundą był coraz
bardziej wściekły.
-Zapłacisz za to.
-Zmuś mnie! – powiedział szyderczym głosem.
Itachi ruszył do ataku, wiedział, że fizyczne ataki nic nie
zdziałają, podobnie jak ninjutsu. Spojrzeli sobie w oczy i zaczęli próbować
złapać się w genjutsu. Oboje wkładali w to wszystkie swoje siły. W końcu Itachiemu udało się załapać Obito w iluzję. Niebo stało się czerwone, ziemia, zmieniła kolor na czarny, a ciało
Obito wyglądało jakby było z papieru. Nagle u spód jego nóg pojawił się czarny ogień,
który zaczął palić jego ciało.
Panowała cisza, która była dziwna dla Itachiego. Zazwyczaj
wszyscy krzyczeli z bólu. Młodszy Uchiha podszedł bliżej a w jego dłoniach
pojawiła się katana, którą przebił serce Obito. Pojawił się w prawdziwym
świecie. Obito stał w tym samym miejscu, ale po kilku sekundach zamienił się w
obłok dymu, szokując przy tym Itachiego.
W ostatniej chwili odskoczył na bok, a następnie na dach, unikając
przy tym ręki Susano Obito.
-Klon – powiedział do
siebie mieszkaniec Konohy. – Susano!
Naprzeciw ciemnoniebieskiemu Susano stanął czerwony
wojownik, z długim mieczem w dłoniach. Obito również miał miecz w dłoniach, ale
w kolorze swojego duchowego wojownika.
Obaj ruszyli do ataku, nie zważając na ból oczu i krew, która
z nich płynęła. Zderzyli się po środku
ulicy, tworząc silną falę uderzeniową, która naruszyła konstrukcję najbliższych
budynków. Siłowali się przez chwilę po
czym Obito odskoczył do tyłu.
-Katon: Ognista Spirala.
Dwa strumienie ognia, kręcące się wokół siebie pomknęły w
Itachiego, który zasłonił się tylko ręką Susano. Jednak, gdy ją opuścił nigdzie
nie widział swojego przeciwnika. Nagle poczuł ból w żebrach, a następnie wyleciał
ze swojego Susano, które zniknęło po
sekundzie. Gdy się pozbierał, w miejscu gdzie był zobaczył Obito.
-Nie doceniamy się nawzajem – powiedział Itachi.
Z jego drugiego oka zaczęła lecieć krew. Nim były uczeń
Yondaime, zorientował się co się dzieje, jego prawa ręka zaczęła się palic
czarnym ogniem. Próbował ja zgasić, ale wiedział,
ze to nie możliwe. Gdy ogień dotarł do łokcia, wyciągnął kunai i szybkim ruchem
odciął sobie rękę.
Gdy podniósł wzrok, na Itachiego został przebity przez
czerwony miecz Susano, który przeszedł przez niego na wylot. Obito pewny, ze
nic mu nie będzie zaśmiał się.
-Śmiejesz się, choć nie wiesz co to za miecz. Ten miecz pieczętuje
wszystko co dotknie. Nie podziała na niego twoje teleportacja.
-Jesteś zbyt pewny siebie. Ten miecz nie zapieczętuje
czegoś, czego nie może dotknąć.
Nagle Obito został przebity przez drugi miecz, tym razem od
tyłu. Itachi, który był przed Obitą zniknął w kłębie dymu. Jego ciało zaczęło wnikać w miecz. Gdy tak się
stało, Itachi upadł nieprzytomny na ziemie. Do niego od razu podbiegła Asami,
która zrzuciła maskę Tygrysa.
Madara siedział na głowie Pierwszego Kage i oglądał walki. Chciał
już wkroczyć i pomóc Obito, ale uznał, że skoro został pokonany, był im nie
potrzebny. Najbardziej ciekawiła go walka Yahiko. Trafił na silnych
przeciwników i wszystko wskazywało na to, że wygra. Nagle zaczął wyczuwać bardzo
dużo skupisk chakry kilometr od wioski.
-Czyżby posiłki? – powiedział do siebie i uśmiechnął się.
Czekał, aż bitwa rozegra się na dobre.
Yahiko właśnie miał zmiażdżyć gardła Kakashiemu i Nagato,
gdy jego ręce zostały spowite przez piasek, a następnie zmiażdżone. Następnie
piasek owinął się wokół mieszkańców Konohy i odciągnął ich od przywódcy
Akatsuki.
-Kazekage – powiedział Kakashi.
-Wybaczcie za spóźnienie – powiedział Gara. – Atak! – krzyknął
do shinobi, którzy zaczęli biec do ataku, lub pomagać potrzebującym.
-Pod tym budynkiem jest Sasuke! – krzyknął Kakashi, a kilku
shinobi rzuciło się do wyciagnięcia go.
-Idźcie do szpitala – powiedziała Gara do Nagato i Hatake.
-My się nim zajmiemy, tak jak i resztą.
-Jak to my? To znaczy, że reszta wiosek… - Kazekage tylko
skinął głową.
-Z miażdżonymi rękoma nic nie zdziałasz – powiedział do Yahiko,
który tylko coś warknął.
-Nie lekceważ mnie!
Przywódca Akatsuki rzucił się do ataku. Próbował coś zdziałać
Rinneganem, ale obrona absolutna Gary mu na to nie pozwalała. Gdy Gara miał
zapieczętować Yahiko, on użył Shinry Tensei i uciekł.
Gdy klony Zetsu był przed Jirayią, zostały dosłownie zmiażdżone
przez nogę Raikage, który był otoczony zbroją z błyskawic. Shinobi Kumo rzucili
się na resztę stworów, a kilku ludzi A, zabrało Sanina do szpitala. Przyjaciel
Piątej tylko uśmiechnął się w podziękowaniu, po czym zemdlał z wycieczenia.
Przy Itachim i Asami pojawili się Medycy z wioski Mgły, a
reszta shinobi z Mizukage na czele zaczęli likwidować białe stwory. Podobnie
było z Tsuchikage i jego ludźmi.
Wszystko wskazywało na to, że wygrają tą wojnę. Klony Zetsu zaczęły
się wycofywać, więc wszyscy shinobi ruszyli ku centrum wioski.
Słońce zaczęło zachodzić, gdy wszyscy zebrali się w centrum
wioski. Medycy robili wszystko, aby jak najszybciej postawić jak najwięcej ludzi
na nogi. Tsunade wraz z innymi głowami wiosek oraz głównymi strategami
siedzieli w gabinecie Hokage i dyskutowali na ważne tematy, takie jak kolejna
fala ataku czy poszukiwania ocalałych, czy jeszcze szukanie napastników.
sobota, 3 października 2015
Ukryta Prawda o Naruto -37.
-----Narracja trzecio osobowa---
Konohę ogarnęła ciemność. Było już daleko po 20, a w
rezydencji Uchiha nadal siedział rocznik, niedawno zmarłego Naruto. Zebrali się
tu, aby odpocząć od wszystkiego i zapomnieć na chwilę o teraźniejszości, ale
nie mogli. Mimo upływu miesiąca od śmierci syna Yondaime, nadal nikt nie mógł w
to uwierzyć.
Wszyscy siedzieli wokół stolika, na którym były jakieś
ciasteczka. Panowała cisza, każdy był pogrążony we własnych myślach. Nawet Kiba
siedział cicho, co nie zdarzało się często.
-To już miesiąc – powiedziała cicho Kisuka.
-Gdybym wtedy został – powiedział do siebie Sasuke.
-To co? Pewnie byście zginęli oboje – dodała Lisa. –Czterech
Hokage i Madara Uchiha, jak silnym trzeba być, aby chociaż z nimi konkurować.
-Mało tego, Orochimaru wskrzesił na pewno więcej osób –
dodał Itachi, który wszedł do salonu. – Byłem u Hokage. Nie ma żadnych nowych
wieści o Orochimaru, czy kim innym.
-A o Kyuubim? – spytał Sasuke. – Nie mógł od tak się
rozpłynąć.
-Nic, chodź mam pewne przypuszczenia.
-Jakie? – spytali. Każdy wydawał się zaciekawiony.
-Na wolności jest jeszcze pięć innych biju, może ich szuka.
-O ile jeszcze są.
-Musimy czekać. Ja już musze iść, na razie – powiedział
Itachi i opuścił dom.
-My już chyba też będziemy się zbierać.
Wszyscy się rozeszli, został tylko Sasuke i Hinata, która
siedziała obok niego na sofie i wtulała się w niego.
-Ciągle nie możesz sobie tego wybaczyć?
-Nie – mruknął cicho czarnowłosy.
-Naruto nie jest zwykłem człowiekiem i to nie tylko ze
względu na to, że jest jinchuurikim czy nie.
-Co masz na myśli?
-Przecież już raz wykiwał śmierć, więc na pewno zrobi to
znowu.
-Tylko, że teraz umarł naprawdę.
-Cięgle będzie żył w naszych sercach.
Zapanowała cisza, oboje patrzyli sobie w oczy. Można było
powiedzieć, że byli swoimi przeciwieństwami. On miał koloru czarnego jak smoła,
a ona białe niczym śnieg.
-Chodź odprowadzę cię do domu – powiedział Sasuke i wstał z
sofy, ciągnąc za sobą swoja dziewczynę.
-----Gdzieś----
Wysoki blondwłosy mężczyzna stał pośród ciemności. Jego niebieskie oczy nie pokazywały tego co
czuję, było widać w nich pustkę. Zamrugał kilka razy i zaczął się rozglądać. Na
koniec spojrzał na swoje ręce, były strasznie blade. Nagle przeszedł go dreszcz
z panującego zimna.
-Gdzie ja jestem? – spytał sam siebie.
-Utknąłeś między światami, żywych i umarłych – powiedział
ktoś za nim.
Gdy się odwrócił zobaczył kogoś. Nie mógł zobaczyć nic
więcej ponieważ ktoś był cały zasłonięty płaszczem, a kaptur był zarzucony na
głowę. Jedyne co mógł zobaczyć to kosę, która trzymała… koścista dłoń. Gdy to
zobaczył przeszły go ciarki.
-Ten strój – powiedział do siebie.
-Znowu się spotkamy Naruto Namikaze Uzumaki.
-Rikodu Senin…
Spod kaptura wyłoniły się oczy, fioletowe z czarnymi
kręgami. Zapanowała cisza, Naruto przez ten czas ciągle nie mógł uwierzyć kogo
widzi.
-Co… co teraz będzie? – spytał nagle blondyn.
-Czas pokaże, choć raczej oboje się domyślamy co się stanie.
-Nie! Nie pozwolę na to.
-Na co?
-Na śmierć moich przyjaciół. Światem nie może zawładnąć zło.
-Mówisz, jak byś mógł coś jeszcze zrobić – Naruto nic nie
odpowiedział.
-I zrobię – powiedział cicho, zaciskając dłonie w pięści.
-Co zrobisz?
-Pokonam cię i znajdę sposób, aby wrócić.
Jego niebieskie oczy, zmieniły się. Najpierw w zwykłego
Sharingana, potem w Mangekyo Sharingana, aby na końcu stać się Eternal Mangekyo
Sharinganem.
-Ja mam Rinnegana, a ty tylko Sharingana, myślisz, że masz
jakieś szanse.
-Mam cos więcej, niż głupie oczy. Mam przyjaciół! – Rikodu
dzięki Rinneganowi mógł zobaczyć myśli blondyna oraz to co się teraz działo z
innymi w świecie żywych.
Widział stado wilków w ich lesie, wszyscy członkowie klanu
Wilka stali w kręgu i wyli do nieba. Dalej widział pojedyncze osoby z Konohy,
potem wszyscy z jego rocznika i innych ważnych mu osób razem. Na końcu zobaczył
jego rodziców. Gdy wrócił do siebie uśmiechnął się.
-„Naprawdę przypomina mojego syna” – pomyślał Senin.
Naruto zaczął pewnie kroczyć ku Mędrcowi. Prawą rękę
wyciągnął w prawo, na niej zaczęła wirować czarna chakra, z której zaczął
pokazywać się jego miecz. Zamachnął się nim, po czym przyjął pozycje bojową.
-Zaczekaj – powiedział Rikodu. – Jeśli chcesz walczyć, może
zmienię postać.
Mędrzec zniknął w czarnych smugach. Naruto spiął wszystkie
mięsnie, aby być przygotowanym na niespodziankę. Gdy smugi zniknęły, blondyn
zobaczył siebie. Takie same włosy, takie same rysy twarzy, takie same ubranie,
tylko oczy inne i broń, trzymana w rękach. Zamiast Sharingana miał Rinnegana i
zamiast miecza miał czarną kosę.
-Wystarczy, że zniszczysz moją broń, a wygrasz.
Naruto nic nie powiedział, choć jego mina wyrażała
zaskoczenie. Ścisnął mocniej rękojeść miecza i rzucił się do ataku.
----Gdzieś----
-Nadszedł czas – do gabinetu wszedł czarnowłosy mężczyzna, z
takim samym kolorem oczu.
Miał na sobie tylko ciemne spodnie i buty. Na jego klatce
piersiowej można było zobaczyć zarys twarzy Pierwszego Hokage. Naprzeciw niego,
na fotelu siedział mężczyzna z bladą cerą, kocimi oczami i długimi czarnymi
oczami.
-Tak, już wszystko gotowe. Mam nawet prezent dla nich – w
odpowiedzi Madara posłał mu zdziwione spojrzenie, Orochimaru tylko pokazał
palcem, aby się odwrócił.
-To…
-Tak, nasz mały Naruto-kun – powiedział, po czym zaczął się śmiać.
Pod ścianą stała trumna, w której był Naruto. Na jego piersi
nie było dziury, wyglądał, jakby nic mu nie było.
----Naruto---
Dostałem w twarz już kilka razy i znowu upadłem na ziemię,
której nie było. Rikodu stał przede mną
i się śmiał. Zarzucił kose na bark trzymając ją jedną ręką, a drugą oparł na
biodrze. Ścisnąłem dłoń na rękojeści miecza i wstałem. Przyjąłem postawę
bojową.
-Za bardzo się starasz. Twoja chęć powrotu cię zaślepia –
powiedział z uśmiechem na twarzy.
-„O co mu chodzi z tym zaślepieniem?” – spytał sam siebie.
Ciągle mi to powtarzał, a ja nie rozumiałem o co mu chodzi.
Porzuciłem rozmyślanie i zaatakowałem. W ciągu sekundy, znalazłem się przed ni
i zamachnąłem się mieczem od góry. Zablokował mój atak, rękojeścią kosy. Gdy
tylko stanąłem na nogach, obróciłem się i zamachnąłem się od dołu po skosie.
Znowu na ziemię spadły tylko iskry.
Siłowaliśmy się chwilę, patrząc sobie w oczy. Kosą wybił mi
miecz do góry i kopnął mnie w brzuch. Podniosłem się do siadu. Patrzyłem mu w
oczy.
-„Cholerny Rinnegan” – pomyślałem.
-To nie dzięki Rinneganowi.
-Czytasz w myślach?
-Potrafię to, ale nie trudno jest się domyśleć, że
przeklinasz te oczy. Jeśli się nie pośpieszysz to ci się to nie uda.
-Ciekawe jak mam to zrobić?
-Sam wpadnij na pomysł.
Powiem ci tylko, że każda minuta tu to godzina, w świecie żywych. A
walczymy już dość długo.
-Orochimaru zapewne niedługo zaatakuje wioskę.
-Lepiej by było, abyś na razie skupił się na sobie.
Podniosłem się i sięgnąłem miecz. Rikodu przyjął postawę do
ataku, a z jego twarzy zniknął uśmiech.
-Skończę to tym ruchem – powiedziałem pewnie, a wokół mnie
zaczęła pojawiać się chakra.
Zamknąłem oczy aby się skupić, całą chakrę przesłałem do
miecza. Otworzyłem oczy i mocno ścisnąłem rękojeść miecza. Zacząłem biec na
niego, a on na mnie. Zderzyliśmy się w powietrzu, po czym odepchnęliśmy się
nawzajem. Gdy tylko wylądowałem, zrobiłem obrót i posłałem w niego czarną falę
energii z miecza.
-C…co? – powiedział zaskoczony Mędrzec, gdy się odwrócił.
Przyjął atak na kosę. Nastąpiła eksplozja. Gdy mogłem
otworzyć oczy, zobaczyłem jak Mędrzec trzyma w dłoniach dwie części kosy.
-Brawo, zniszczyłeś moją broń. Wygrałeś.
-Jak mam wrócić do żywych? – spytałem od razu.
-Jeśli chcesz wracać sam zajmie ci to rok czasu w świecie
zmarłych, czyli w świecie minie sporo lat.
-Czyli, ze to wszystko poszło na marne?
-Nie, dzięki tej walce stałeś się silniejszy.
-Co mi po sile skoro
nikogo nie ochronię!
-Oj Naruto. Musi minąć jeszcze dużo czasu za nim zaczniesz
wszystko rozumieć. Nikt nie próbował wrócić do tamtego świata, nawet Madara.
-Ale Madara wrócił poprzez wskrzeszenie.
-No właśnie. Orochimaru na pewno połasi się na taki kąsek
jakim jest twoje ciało i umiejętności.
-Czyli mam czekać, aż mnie wskrzesi? I co potem? –gdy
skończyłem mówić, moje ciało zaczęło świecić jasnym światłem.
-Doszło do tego szybciej niż myślałeś. Mądrze korzystaj z
Rinnegana.
Musiałem zamknąć
oczy. Gdy je otworzyłem, widziałem tylko ciemność. Po chwili oś się otworzyło,
a ja zobaczyłem bramę Konohy.
---Narracja trzecio osobowa, trochę wcześniej------
Nad stołem unosiła się wielka, jasnoniebieska kula. Wokół
niej siedziało czterech mężczyzn, w pozycji medytacji. Oczy mieli zamknięte, a
ich twarze wyrażały skupienie. Byli w nie za dużej Sali, w jakimś budynku. Przy
ścianach były półki z różnymi zwojami i księgami. Pod jedną ścianą stał stół,
przy którym siedziało kilku chuninów i grało w karty.
Nagle po kuli rozeszła się fala, jakby ktoś rzucił kamień do
wody. Mężczyźni, którzy siedzieli przy kuli otworzyli oczy i spojrzeli po
sobie.
-Niech ktoś biegnie poinformować Hokage, do wioski zbliża
się kilka źródeł chakry. Do wioski dotrą za mniej więcej godzinę.
-Tak jest! – krzyknął jeden chunin i natychmiast wyskoczył
przez okno.
-Idziemy poinformować stanowiska ochronne – powiedział drugi
i razem z trzecim chuninem wybiegli z Sali.
W gabinecie Tsunade, wyjątkowo panował porządek. Na biurku
nie było żadnych stosów papierów do podpisania, za miast nich był plan wioski.
Przed biurkiem stało dwóch członków klanu Nara. Shikamaru i jego ojciec, w
trójkę dokonywali ostatnich zmian w strategii obrony.
-A co jeśli posiłki z innych wiosek nie dotrą na czas? –
spytał młodszy Nara.
-Lepiej, żeby dotarły, będziemy musieli wytrzymać tak długo
dopóki nie dotrą – odparła Tsunade.
-Hokage-sama! – do gabinetu wpadł zdyszany chunin. Miał na
sobie standardowy strój, który nie wyróżniał się niczym od innych. – Oddział do
wykrywania wrogów, przekazuję, że za około godzinę, siły wroga dotrą do wioski.
-Przekazać zmiany planów, wszystkich shinobi wioski i zacząć
ewakuację cywili.
-Tak jest! – krzyknął chunin i wybiegł z gabinetu.
-Shikamaru idź do jednostki odpowiedzialnej za postawienie
bariery, przekaż im najnowsze informacje.
-Tak jest Hokage-sama.
-Shikaku idź poszukaj Jiraye.
-Tak jest.
Gdy kobieta została sama, wstała z fotela i podeszłą do
okna. Przez chwilę jeździła wzrokiem po wiosce, najdłużej patrzyła na bramę i
Górę Hokage. Po paru minutach odwróciła się i spojrzała na zdjęcie na biurku.
-Naruto, czemu to tak się potoczyło? – spytała sama siebie.
– Byłeś naszą ostatnią nadzieją.
Kilka kilometrów od wioski, na polanie stało kilku mężczyzn.
Dwóch miało czarne płaszcze w czarne chmury, w tym jeden miał pomarańczowa,
spiralną maskę na twarzy. Drugi miał pomarańczowe włosy i fioletowe oczy z
czarnymi kręgami, na twarzy miał mnóstwo kolczyków, które były też w uszach.
Trzeci miał bladą cerę, czarne włosy i oczy, które wyglądały jak u kota. Miał
ciemne spodnie i jasną bluzkę, wokół pasa miał gruby, fioletowy sznur. Ostatnim
był czarnowłosy mężczyzna, jego czarne oczy, patrzyły na wszystko ze
znudzeniem. Miał na sobie tylko czarne spodnie, na jego klatce piersiowej, był
zarys twarzy Hashiramy.
-Tym razem zniszczymy wioskę – powiedział zamaskowany
mężczyzna.
-Gdy nie ma tego Naruto, nie będzie zabawy – powiedział
Madara. – Mam nadzieję, że jest tam ktoś godny uwagi.
-Ruszajmy. Niech klony Zetsu zaatakują wioskę.
-Przyzwanie – Obito uderzył dłonią w ziemię.
Z ziemi zaczęła wyrastać głowa. Miała kilkanaście
zamkniętych oczu. Razem z głową wyłoniły się dłonie, które były skute
łańcuchem. Nagle paszcza się otworzyła, a z niej zaczęły wyskakiwać białe
stwory.
-Są słabe, przez brak chakry wszystkich biju, ale na
dywersję wystarczą – powiedział Obito.
-Niech okrążą wioskę i zaatakują ze wszystkich stron.
Białe klony od razu zaczęły się rozbiegać w dwóch
kierunkach.
-Ruszamy – powiedział Yahiko i po chwili wszyscy zniknęli z
polany.
Na murach wioski panował nie pokój. Gdy tylko otrzymali
informacje o wrogu, każdy zaczął się obawiać najgorszego, a posiłków jak nie
było tak nie ma.
-Kakashi-sensei – do siwowłosego jonina podszedł jego były
uczeń, przedstawiciel klanu Uchiha, Sasuke.
-Tak Sasuke?
-Czy te posiłki na pewno przybędą?
-Nie wiem, czas wszystko pokaże.
-Nadchodzą! – krzyknął jakiś shinobi z klanu Hyuuga.
Na jego twarzy było widać liczne żyły odchodzące od oczu,
łatwo było się domyśleć, że używa swojego kekkei genkai.
-To są jakieś białe stwory, są ich setki jak nie tysiące.
-Białe stwory? – powtórzył Sasuke.
-Zaraz się przekonamy – powiedział syn Białego Kła,
odsłaniając Sharingana.
Sasuke również aktywował Sharingana. Zaczęli widzieć zarysy
tych postaci, wyłaniających się z linii drzew.
-Jeśli to przeżyjemy, oświadczę się Hinacie – powiedział
Sasuke przełykając ślinę, Kakashi nic mu nie powiedział tylko uśmiechnął się
przez maskę na twarzy.
-Przygotować się!
sobota, 26 września 2015
Ukryta Prawda o Naruto - 36.
Ukryta Prawda o Naruto – 36.
----Naruto----
Sasuke wystrzelił strzałę, prosto w Madarę. Madara
skrzyżował cztery miecze i zablokował atak. Następnie rzucił się na Sasuke. Gdy
był przednim wyskoczył w powietrze i zamachnął się mieczami.
-Giń! – krzyknął, ale wkroczyłem do akcji.
Gdy miecze byłe kawałek od Sasuke, uruchomiłem Susano. Moim
dwuręcznym mieczem, zablokowałem wszystkie naraz. Następnie odepchnąłem go do
tyłu.
-Sasuke, idź znajdź Orochimaru! – krzyknąłem do niego.
-Nie zostawię cię samego.
-Jeśli go pokonasz, jutsu powinno się dezaktywować.
Popatrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, po czym
dezaktywował Susano i wbiegł do ruin wioski.
-No to teraz możemy zaczynać zabawę.
Obok Madary w Złotym Błysku pojawił się tata.
-Naruto ty chyba nie chcesz walczyć z nami sam?! – krzyknął
do mnie tata.
-Nie, nigdy nie byłem sam – odparłem tajemniczo, a obok mnie
zaczął pojawiać się Kurama.
Dezaktywowałem Susano i stanąłem na jego łbie. Jego ryk
zapewne było słychać w Konosze, od razu przyjął pozycję bojową.
-Pokaż na co cię stać! – krzyknął Madara i ruszył do ataku.
-Zaraz zobaczysz moc, którą pokonaliśmy pięć biju!
Kurama rzucił się na Susano Madary i przygniótł je do ziemi.
-Bijudama!
Czarna kula trafiła prosto w jego głowę. Następnie chwycił
go ogonami, zamachnął się i rzucił nim w górę.
-Rasenshuriken!
Ulepszony Rasengan uderzył go w plecy, po czym nastąpiła
silna eksplozja. Pojawiła się wielka, jasna kopuła, przypominająca małe słońce.
Gdy zniknęła, Madara upadł na ziemię. Miał kilka ran, które od razu zaczęli się
zasklepiać.
-To było mocne – powiedział wstając. – Już dawno nie miałem
takiej walki. Ostatnim godnym przeciwnikiem był Hashirama.
-Taki wielki wojownik, a daje się kontrolować – powiedziałem
z kpiną.
-Szczeniaku, zważ na słowa. Orochimaru mnie kontroluje, bo
mu na to pozwalam. Dawno nie miałem rozrywki, mogę w każdej chwili wyrwać się
spod tego jutsu.
-„Kuso, Gdzie jest tata?” – pomyślałem.
Tata chwilę po tym pojawił się za mną i cisnął mi w plecy
Rasengana. Siła odrzuciła mnie prosto do Madary, który złapał mnie mocnym
uściskiem na krtań.
-Patrz! – krzyknął rzucając mną w drzewo.
Przez chwilę byłem ogłuszony, ale widziałem jak składa
jakieś pieczęcie. Całym jego ciało zaczęło świecić jasnym światłem. Nade mną
pojawił się tata, podniósł mnie i skrępował mi jakikolwiek ruch.
-Musisz uciekać – powiedział mi do ucha. – Orochimaru wskrzesił wszystkich
Hokage, kilku innych Kage, członków Akatsuki oraz byłych jinchuurikich – z
każdym słowem, moje oczy się rozszerzały.
-Oby Sasuke go zabił – powiedziałem tylko i światło ustało.
Na pierwszy rzut oka w Madarze nic się nie zmieniło, ale po
chwili zacząłem wyczuwać z w nim inną chakrę.
-Co on zrobił? – spytałem cicho.
-Chyba się wskrzesił.
-C…co? Kuso!
Wyrwałem się z uścisku ojca i kopnąłem go w brzuch. Nim się
odwróciłem w stronę Madary on stał przy mnie. Zamachnął się i jednym uderzeniem
wyrzucił mnie w górę.
-To jest ta moc, którą pokonałeś pięć biju. Daj mi
wszystkie, a rozniosę je w pył!
Wyskoczył wysoko w powietrze. Zrobił nade mną obrót i kopnął
mnie piętą w brzuch. Wyplułem trochę krwi i uderzyłem w ziemię. Uderzeniem
zrobiłem mały krater, a w powietrze wzbiło się sporo kurzu.
-Katon: Ogniste Pociski!
W ostatniej sekundzie dzięki Hirashinowi udało mi się
uniknąć gradu małych ognistych kul. Pojawiłem się kilka metrów obok. W plecach
czułem silny ból, który wręcz przeszywał całe moje ciało. Zignorowałem to i
rzuciłem się na Madarę.
Uderzyłem mocnym prostym, ale zatrzymałem się na jego
gardzie. Siła cofnęła go o jakiś metr, następnie doskoczyłem i chciałem go
kopnąć w głowę, ale moja noga zatrzymała się na jego prawej ręce. Chwycił mnie
mocno i przyciągnął do siebie. Drugą ręką uderzył mnie w brzuch. Zatrzymałem się na jakimś drzewie.
Od razu się pozbierałem i wstałem.
-Katon: Ognisty Smok! Futon: Wielki Podmuch.
Ogień stał się dwa razy większy, gdy połączył się z wiatrem.
Niestety jutsu zatrzymało się na niewidzialnej barierze, po czym rozproszyło
się. Na prawej dłoni stworzyłem czarną, wirującą kulę.
-Rasengan!
Madara przyjął cios na gardę. Wtedy na mojej twarzy pojawił
się uśmiech. Nim jutsu go odrzuciło, dotknąłem drugą dłonią jego barku,
nakładając na niego pieczęć. Nastąpiła mała eksplozja, która odrzuciła go na
kilkanaście metrów. Zatrzymał się na wielkim głazie.
-Co… coś ty zrobił?
-Nałożyłem na ciebie pieczęć, przez jakiś czas nie będziesz
mógł się poruszać. Kage Bunshin no Jutsu.
Zostawiłem klona, który miał go pilnować, a sam poszedłem
szukać taty. Po paru minutach zobaczyłem jak walczy z Sasuke. Sasuke był nieźle
poraniony i stał opierając się o jakiś zawalony budynek. Na przeciw niego stało
czterech Hokage.
Drugi złożył jakieś pieczęcie i posłał w Sasuke, wielki wir
wodny. Gdy jutsu było metr od niego, pojawiłem się przed nim.
-Katon: Wielka Fala Ognia!
Czarny ogień, rozszedł się po całym wirze. Woda zaczęła
parować, dając nam małą zasłonę dymną, która została rozwiana po kilku
sekundach.
-Na…Naruto – powiedział Sasuke.
-Na…ruto – powtórzył Drugi, niedowierzając, w jego głosie
wyczułem zainteresowanie.
-Naruto to ty? – powiedział Trzeci.
-Tak staruszku – odparłem.
-Naruto uciekajcie! – krzyknął tata.
-Co z Madarą? – spytał Sasuke.
-Nałożyłem na niego pieczęć, przez chwilę nie będzie się
ruszał.
-Madara! Jego też wskrzesił? – powiedział Hashirama.
-W dodatku użył jakiegoś jutsu i teraz jest prawdziwy,
wyrwał się spod kontroli Orochimaru – dodał tata.
Obok mnie pojawił się Kurama zeskakując z dachu.
-Kyuubi! – krzyknęli trzej pierwsi Hokage.
-Kurama zabierz go do Konohy – powiedziałem poważnie.
-Nie zostawię cię samego Naruto – powiedział Kurama z
poważną miną, ale pod moim wzrokiem zmiękł.
-Nie ma czasu na gadanie.
Kurama podszedł do Sasuke i przerzucił go sobie przez
grzbiet. Sasuke się opierał, ale Kurama poradził sobie z nim dzięki ogonom.
-Tylko nie zgiń, znowu – powiedział Sasuke nim zniknęli.
-Naruto, co to miało znaczyć? – spytał tata.
-Dla nich już raz byłem martwy.
-Co?
-Po walce z pięcioma biju.
-Pięcioma biju? – powtórzył Trzeci. – Jak silny jesteś
Naruto?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnąłem i aktywowałem Sharingana
na najwyższym poziomie.
-Sharingan?
-Wiec moje domysły były prawdziwe, jesteś potomkiem
Trzeciego syna Rikodu – powiedział Staruszek.
-Wybaczcie, ale nie daruję wam tego co zrobiliście. Pozbędę
się was, a potem Orochimaru – mój głos stał się poważny i niski.
-Odważne słowa szczeniaku – powiedział Drugi.
-Mokuton: Wielki Smok! – spod nóg Pierwszego wystrzeliła
drewniana paszcza smoka, która mknęła w moją stronę.
-Excalibur – powiedziałem cicho.
Gdy tylko miecz pojawił się w moich rękach, zamachnąłem się
posyłając czarną falę energii, która rozcięła smoka. Drugi Hokage dzięki
Hirashinowi pojawił się po mojej prawej. Miał kunaia w dłoniach. Zablokowałem
jego atak, po czym szybki cięciem rozciąłem jego tułów na pół. Górna część
ciała upadła jakiś metr od nóg.
-Mokuton: Uwięzienie! – krzyknąłem przykładając dłonie do
ziemi.
Spod ich nóg zaczęły wyrastać gałęzie, które owijały się
wokół ich ciał. Tata zdążył uciec, ale Pierwszy i Trzeci już nie.
-Mokuton – powiedzieli zaskoczeni.
Wyskoczyłem w powietrze i zrobiłem salto do tyłu. W miejscu
gdzie stałem pojawił się tata.
-Suiton: Wodny Smok!
Tata uniknął jutsu, ale Pierwszy i Trzeci zostali zmyci.
-Panujesz nad trzema żywiołami? – spytał tata, gdy pojawił
się przede mną. –I to na wysokim poziomie. Jestem z ciebie dumny – gdybym mógł
to bym się wzruszył, pierwszy raz usłyszałem takie słowa.
-Tak nas nie pokonasz, musisz nas zapieczętować – Drugi już
się zregenerował i stanął obok mojego ojca.
-Wiem to! „Wszystko jest gotowe, teraz tylko muszę…” – moje
rozmyślanie zostało przerwane.
Poczułem silny ból , a przed oczami pokazały mi się mroczki.
Spojrzałem w dół, zobaczyłem jakąś rękę wystającą z mojej klatki piersiowej.
Odwróciłem głowę i zobaczyłem uśmiechniętą twarz Madary.
-I co szczeniaku.
-Naruto! – spojrzałem w oczy ojca.
-Prze…praszam – wyszeptałem i upadłem na ziemię.
----Narracja trzecio osobowa----
Naruto padł na ziemię. Z dziury w jego klatce piersiowej
wylewało się coraz więcej krwi. Przestał oddychać, a Minato czuł jak ulatuje z
niego chakra. Madara stał nad jego ciałem i śmiał się.
-Naruto! – krzyknął Minato i rzucił się na Madarę.
Gdy był metr od niego jakaś siła kazała mu się zatrzymać i
stanąć sztywno. Nie mógł wykonać najmniejszego ruchu palcem. Z cienia jakiegoś
budynku wyszedł Orochimaru. Na jego twarzy był szyderczy uśmiech. Podszedł do
Minato i spojrzał na martwego chłopaka, następnie na Madarę.
-Miało to wyglądać inaczej, ale nie będę nad tym ubolewał.
-Myślałeś, że będziesz w stanie mnie kontrolować? – spytał
Uchiha.
-Nie, wiedziałem, że nie będę kontrolować Rinnegana.
-Teraz mogę cię zabić.
-Ja bym tego nie robił. Wiesz mamy podobne cele. Oboje
chcemy zniszczyć Konohę. Dołącz do naszego sojuszu.
-Jakiego sojuszu?
-Obito i Pain chcą zniszczyć Konohę, ja chcę zniszczyć
Konohę, a ty chcesz się zemścić. Mamy ten sam cel.
-Może więcej szczegółów.
-Chodź spotkamy się z nimi.
Orochimaru złożył jakąś pieczęć, a wszyscy Hokage zostali
zamknięci w jakiś trumnach, które zniknęły pod ziemią. Opuścili ruiny wioski,
kierując się w nieznanym miejscu.
---Konoha----
-Jak to został sam walcząc! – wydarła się Hokage.
Przed nią stał Sasuke, a obok niego Kurama. Rany Uchihy
zostały już zaleczone, oprócz jednej. Została tylko skaleczona duma, że
zostawił przyjaciela samego.
-Nie mogłem nic na to poradzić, Kyuubi…
-No właśnie, co ty tu robisz?
-Od dawna nie jestem zapieczętowany, więc mogę opuszczać
ciało Naruto kiedy chce.
-Idź do szpitala na badania, ja musze kogoś wysłać.
Poprowadzisz ich.
-Ta…k.
-Co się stało?
-Naruto. Nie wyczuwam go, w dodatku nie mogę wrócić do jego
ciała, musze tam wracać.
Kyuubi wyskoczył przez okno i zaczął pędzić w kierunku, z
którego nie dawno przybiegł.
Po kilkunastu minutach duża grupa shinobi Konoha ruszyła w
ślady dziewiecioogoniastego lisa. Po kilkunastu godzinach byli przed ruinami.
Przeszukiwali ulicę po ulicy, aby tylko odnaleźć Naruto.
-O nie – powiedziała Hokage widząc, Kurame, przy ciele
blondyna.
Podbiegła do nich i klękła przy nich. Gdy zobaczyła dziurę w
piersi, zatkała sobie usta dłońmi, a w jej oczach pojawiły się łzy. Po chwili
wokół nich zebrali się wszyscy.
Zapanowała cisza, która była przerywana szlochem i płaczem. Nawet z
nieba zaczęły padać krople, które po kilku chwilach przerodziły się w ulewę.
Nikomu nawet nie przeszkadzało, że obok nich leży demon, któremu również
spływały łzy z oczu.
-Co… co tu się stało?- wyszeptała Tsunade.
-Czterech Hokage i Uchiha Madara – powiedział cicho Kyuubi.
-Czemu go zostawiłeś?
-Znasz go, wiesz, ze wolałby sam zginąć, niż poświęcić
przyjaciół. Teraz nie pozostało nam nic innego jak go pochować i przygotować
się do wojny.
Tak jak powiedział Kurama, ciało Naruto zostało zabrane do
wioski. Na pogrzeb przyszli wszyscy, a wieść o tym szybko obiegła świat. Deszcz
nie ustawał od śmierci syna Czwartego. Świat wydawał się być ponury, a szloch i
płacz nie dodawał temu pozytywnego uroku. Dla wszystkich to był najgorszy dzień
w życiu, a zapowiadało się jeszcze gorzej.
Każdy zadawał sobie pytanie co teraz będzie. Kurama zniknął, nawet
Tsunade nie wiedziała co się z nim stało.
Po tygodniu przybyła delegacja z każdej wiosek, nawet z Iwy,
Naruto mimo zatargów z Tsuchikage,
Naruto wzbudził w nim szacunek. Tsunade dostała kondolencję i obietnicę,
że wszystkie wioski będą walczyć razem z wrogiem, ale nikt nie wiedział czy to
była prawda czy tylko kłamstwo, które miało podnieść ich na duchu.
Dni powoli mijały, a w wiosce nadal była ponura atmosfera.
Niby wszystko wróciło do normalności, ale to nie było to samo. Sasuke całe dnie
przesiadywał na polu treningowym lub na misjach. Nikt nie mógł do niego
dotrzeć, Itachi czy własna matka. Jedynie Hinacie udało się dwa razy przemówić,
aby odpoczął.
---Gdzieś daleko----
Ciemność. Nie widział nic innego, ale dzięki swoim doujutsu
wiedział gdzie ma iść. Doskonale widział pięć dużych skupisk chakry. Gdyby nie
bardzo jasna cera, która jest charakterystyczna dla jego klanu byłby nie
widoczny. Czarne włosy zlały się z panującym mrokiem. Gdy uszedł kilkanaście
kroków, ciasna jaskinia przerodziła się w wielka jamę, w której zmieściła by
się połowa Konohy. Stanął po środku i zaczął się rozglądać. Nagle z każdej
strony zaczęły tworzyć się wielkie kule chakry. Było ich pięć.
-Shinra Tensei! – wypowiedział dwa słowa, a wszystkie jutsu
się rozproszyły.
W suficie powstało kilka małych otworów przez które zaczęła
wpadać światło. Oświetliło mężczyznę i pięć biju.
-W końcu was znalazłem, jesteście mi potrzebni – powiedział,
a oczy demonów się zmieniły na takie same jak jego.
Zamiast normalnych oczu, demony miały Rinnegana. Śmiech
Madary rozszedł się całej okolicy.
sobota, 19 września 2015
Ukryta Prawda o Naruto -35.
Od teraz notki nie będa pojawiały się częściej, niż jedna na tydzień.
Ukryta Prawda o Naruto -35.
----Naruto----
Byłem przygnieciony
przez trzy osoby, którymi okazały się moje przyszłe żony. Kisuka tuliła moja
prawą rękę do swoich piersi, a Mei lewą.
Lisa leżała dosłownie na moim brzuchu i unosiła się razem z moimi oddechami.
Każda była tylko w bieliźnie, czułem jak na moich polikach robią się wypieki, a
ten widok coraz bardziej mnie podniecał.
Wszystkie miały białe staniki i koronkowe majtki tego samego
koloru.
-Opanuj się – powiedziałem do siebie.
Nagle zaczęły się budzić. Pierwsza podniosła się Kisuka, gdy
tylko zobaczyła zaistniałą sytuacją, zarumieniła się lekko. Usiadła podpierając
się na jednej ręce, a drugą przecierała oczy. Druga była Mei, u niej było to
samo.
-Cześć Naru – powiedziały cicho, wkładając w to jak
najwięcej słodkości.
-Cześć – odparłem ponuro. – Możecie mi powiedzieć co to ma
znaczyć? – spytałem budząc przy tym Lisę.
-Cześć kochanie! – krzyknęła od razu.
-Chciałyśmy spać razem z tobą? – odparła pytaniem na pytanie
Kisuka.
-Chyba ci się to podoba? – spytała Lisa.
-C…co?
Nim cos zrobiłem Lisa usiadła mi na brzuchu i wbiła mi się w
usta. Najpierw byłem oszołomiony, ale po chwili zacząłem oddawać pocałunki.
W południe wyszedłem z domu. Ciągle byłem lekko skołowany
dość nietypowym porankiem. Dziewczyny jeszcze śpią, a ja ruszyłem do Hokage. Wszedłem
z kulturą do budynku, a następnie ruszyłem schodami do góry. Zapukałem do drzwi
i wszedłem
-Witaj Babuniu – powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
-Coś ty taki wesoły?
-A tak jakoś. Masz dla mnie jakąś misję?
-Chyba coś sobie wyjaśniliście – stwierdziła, wertując różne
kartki. – Dobrze, że jesteś, bo miała po ciebie kogoś posłać. Na granicy Kraju
Ognia i Ziemi, jest pewne wioska, ponoć widziano tam Obito i Orochimaru.
-Mam to potwierdzić?
-Tak.
-Ruszam od razu.
-Czekaj dam ci kogoś.
-Nie trzeba, jeśli będzie tam Orochimaru może wywiązać się
poważna walka.
-Dlatego pójdzie z tobą Sasuke.
-Sasuke?
-Tak, zaraz powinien tu być.
Usłyszeliśmy pukanie, a następnie do gabinetu wszedł Sasuke.
Był ubrany w czarne spodnie i biały podkoszulek ze znakiem
klanu. Na nogach miał zwykłe sandały, a przy pasie miał przewieszoną katanę.
Wymieniliśmy spojrzenia, po czym stanął obok mnie.
-Wysyłam was na misję, w ponoć w Wiosce Ohana widziano Obito
i Orochimaru. Macie to sprawdzić. Naruto tylko sprawdzić, zero walki, to cię
tyczy głównie ciebie.
-Co? Akurat!
-Jeśli się nie dostosujesz, zostaniesz ukarany.
-Tak jak za atak na Kage?
-Dobra idźcie już – powiedziała, upadając na fotel.
Opuściliśmy gabinet, a następnie budynek.
-To co? Za godzinę pod bramą? – spytałem.
-Ta.
Rozeszliśmy się w swoje strony. Dotarłem do domu, po
parunastu minutach. Panowała idealna cisza.
-Pewnie jeszcze śpią – powiedziałem do siebie.
Wszedłem po cichu do pokoju. Było tak jak przypuszczałem,
dziewczyny spały w moim łóżku. Podszedłem do szafy i zacząłem po cichu pakować
plecak. Na koniec napisałem kartkę i wyszedłem.
Gdy wychodziłem do głowy mi wpadło, że dawno nie widziałem
Hosakiego. Gdy dotarliśmy do Konohy, nie chciał z nami zamieszkać, wolał
zamieszkać w domu starców, wśród ludzi w podobnym wieku. Najpierw nalegaliśmy,
ale to była jego wola.
Pod bramą byłem punktualnie, na twarzy ciągle miałem
uśmiech. Sasuke był przede mną, stał oparty o mur w cieniu, z rękoma
skrzyżowanymi na piersi.
-Ruszamy? – spytałem, na co skinął głową.
Sasuke narzuca tempo, ja się tylko dostosowałem.
-O co chcesz spytać? – powiedział Sasuke, po jakiejś
godzinie biegu. – Od kilku minut chcesz o coś spytać, ale nie wiesz jak?
-Jak zginął twój ojciec?
-Zasłonił mnie przed mieczem Susano Obito – odparł po chwili
smutno. – Potem przekazał mi swoje oczy.
Zapanowała cisza, już o nic nie pytałem, tylko pogrążyłem
się we własnych myślach. Sasuke chyba tez tak zrobił, bo ciągle patrzył się
przed siebie.
-Obóz? – spytał nagle, a
ja skinąłem głową.
Zeskoczyliśmy na drogę i weszliśmy w las, aby poszukać
jakiejś polany do nocowania.
-Ta się nada – powiedziałem wychodząc na małą polane
otoczoną wysokimi drzewami.
-Nazbieram drewna.
-To ja zbuduje dom.
-Co? – spytał zdziwiony, ale nic mu nie powiedziałem.
Przyłożyłem dłonie do ziemi, a na środku polany zaczął
wyrastać drewniany dom.
-Mamy lokum – powiedziałem, gdy skończyłem.
-Pozer – mruknął Sasuke i poszedł po drewno na opał.
Po parunastu minutach siedzieliśmy przy ognisku, piekliśmy
ryby, z płynącej obok rzeki.
-Jak myślisz co tam znajdziemy? – spytał nagle Sasuke.
-Nie wiem – powiedziałem. – Ale jeśli będzie tam obito albo
Orochimaru…
-Wiesz, że mamy nie walczyć.
-Ja bym tego nie nazywał walką, a małą potyczką.
-Jak zwał tak zwał.
-Sasuke… - zaczął patrząc mu w oczy. – Jeśli znajdziemy tam
Orochimaru, nie ważne co by się działo nie walcz z moim ojcem.
-Czemu?
-Nie ważne po prostu z nim nie walcz.
-Co przede mną ukrywasz.
-Gdy miałem trochę wolnego czasu, poczytałem trochę o jutsu
Drugiego. Edo Tensei, które opanował Orochimaru, pozwala wskrzesić kogoś i mieć
go pod kontrolą, a do tego ma nieograniczoną chakrę.
-Wiem, że będą niebezpieczni…
-Nie o to chodzi. Chodzi o to, ze zginiesz po pierwszej
minucie. Nie nadążysz Sharinganem za jego Hirashinem.
-A może ty dasz mu radę?!
-Tak, do walki z nieśmiertelnymi trzeba mieć dużo chakry i
znać silne jutsu pieczętujące.
-Chrzanisz, w tej chwili masz mniej chakry ode mnie.
-Nie Sasuke, mam najwięcej chakry na świecie.
-Co?
-Co sądzisz o mojej chakrze?
-Co to za pytanie? – spytał, ale nie mu nie powiedziałem. –
Jest dość nie typowa i silniejsza niż kogokolwiek.
-Właśnie jest nie typowa i silniejsza od ludzkiej. Wiesz co
się stanie, gdy chakry demona i człowieka się zmieszają?
-Nie.
-Powstanie to – powiedziałem, uwalniając trochę chakry. – Tak,
Kyubi oddał mi całą swoją chakrę, przez co może ze mnie wychodzić kiedy chce.
Nasze chakry się zmieszały i teraz mam półdemoniczną chakrę.
-Ale to nie wyjaśnia, że masz jej mniej niż ja?
-To się stało, gdy chodziliśmy jeszcze do Akademii. Jak
myślisz co by było, gdyby byle genin wyczuł ode mnie chakre z drugiego końca
wioski.
-Zapanował by zamęt.
-Właśnie, dlatego od kilku lat pieczętuję swoją chakrę.
-Pieczętujesz? – w odpowiedzi zdjąłem pieczęć.
Sasuke z szoku aż wstał i się cofnął pod naporem mojej energii.
Po chwili zapieczętowałem chakrę.
-Chcesz to idź spać, ja musze coś przemyśleć.
Po chwili Sasuke zniknął za drzwiami domku, ja położyłem się
na trawie i zacząłem patrzeć na bezchmurne niebo.
-Ta…to co mam zrobić, gdy cię spotkam? – spytałem sam siebie.
Noc minęła spokojnie. Rano po śniadaniu i zatarciu śladów
ruszyliśmy dalej. Nie rozmawialiśmy już na wczorajsze tematy.
-Bandyci – powiedział nagle Sasuke i uniknął lecącego
shurikena, który wbił w gałąź na którą miał wylądować.
Zeskoczyłem na drogę i stanąłem obok Sasuke. Przed nami
stała spora grupka bandytów. Każdy uzbrojony w stary miecz, jakieś siekiery czy
jeszcze cos innego.
-Dalej nie pójdziecie, chyba że zapłacicie – powiedział
jakiś muskularny gościu z dużymi mieczem przerzuconym przez bark.
-Spadać, nie chcę mi się z wami użerać! – krzyknąłem, chyba
ich denerwując.
-Nie ma kasy, nie ma przejścia.
Zignorowałem jego słowa i zacząłem iść przed siebie.
-Naruto co ty? – spytał Sasuke.
Gdy byłem przed nim spojrzałem mu w oczy.
-Zmykaj, zabicie takiego chłoptasia to dla nas pryszcz.
-To dobrze, bo zabicie takiego debila, to dla mnie bułka z
masłem.
Przywołałem miecz i szybkim cięciem pozbawiłem go głowy.
Ciało upadło bezwładnie na ziemię, a wokół niego zaczęła robić się coraz
większa kałuża krwi. Głowa upadła metr od ciała.
-Ktoś jeszcze?
-Brać go! – krzyknął ktoś.
Wszyscy rzucili się na mnie. Gdy byli blisko zrobiłem szybki
obrót, wypuszczając z miecza czarną falę, która rozcięła wszystkich na pół. Ciała
poupadały wokół mnie, a ich krew łączyła się pod moimi stopami.
-Idziesz? – spytałem, odwołując miecz.
-Po co ich zabijałeś? – spytał od razu, mnie doganiając.
-A ty co byś zrobił?
-Mogliśmy ich minąć.
-Wtedy Orochimaru czy Obito, mogli by zdążyć uciec.
-Od kiedy taki jesteś?
-Znaczy się jaki?
-Robisz wszystko, aby wykonać misję, zabijasz z zimną krwią.
-Zawsze taki byłem, jeśli tego nie zauważyłeś. Mam swoje
zasady.
-Ciekawe jakie?
-Robię wszystko, aby wykonać misję. Nie toleruję kłamców,
ale przyjaciół cenię ponad własne życie – odparłem zadziwiając go tym. –Wiec
jeśli chcesz zabij mnie, nie będę się bronił.
Zakończyliśmy rozmowę. Sasuke był widocznie zszokowany moją
wypowiedzią. Niczego się już nie czepiał. Zaczęliśmy skakać po drzewach.
-Czemu tak bardzo chcesz dorwać Obito i Orochimaru? – spytał
nagle Sasuke.
-Orochimaru wskrzesił mojego ojca, a przez Obito jestem
sierotą.
-Jak to?
-Obito użył Kyuubiego do ataku na wioskę. Gdyby nie on,
miałbym rodzinę.
-Nigdy nie mówiłeś.
-Bo nie było o czym.
Wieczorem zatrzymaliśmy się na małej polance, podobnej do
wczorajszej. Gdy piekliśmy ryby, poczułem zapach krwi w powietrzu.
-Czujesz to? – spytałem zrywając się z ziemi.
-Co?
-Krew, w powietrzu jest zapach krwi.
-No i może jakieś zwierzę czy coś?
-Aby wyczuć zapach krwi, musi być jej mnóstwo.
-Ja nic nie czuję?
-Mam bardziej wyćwiczone zmysły. Pewnie dlatego?
-Do wioski jest jeszcze z pięć godzin drogi.
-Musimy to sprawdzić.
-Nie myślisz chyba, że Orochimaru wybił całą wioskę.
-Kto wie co temu szaleńcowi trafi do łba.
-Nawet jeśli ruszymy biegiem, dotrzemy tam za trzy godziny.
-Musimy przyśpieszyć.
-mogę użyć Przyzwania, ale i tak dotrzemy tam za godzinę.
-Dobre i to.
-Przyzwanie.
W wielkim obłoku dymu, pojawiła się wielka ropucha. Miała
katanę przy pasie, duża fajkę w ustach i niebieski płaszcz na sobie.
-Czego szczeniaku? – powiedziała ropucha.
-Podrzucisz nas Gamabunta? Musimy dotrzeć jak najszybciej do
wioski, możliwe, ze jest tam Orochimaru.
-Tak, wskakujcie.
Wskoczyliśmy na jego grzbiet, od razu przyczepiłem się
chakrą do niego, aby nie spaść, podczas podróży. Zaczął skakać, pokonując duże odległości.
Drogę skróciliśmy do jednej godziny. Z dala widzieliśmy jak wioska się pali. Zacisnąłem
mocno dłonie w pięści.
-Mieliśmy nie walczyć – powiedział Sasuke, kładąc swoją
dłoń, na moim barku.
-To trzeba skończyć – powiedziałem niskim tonem. – Nie możemy
pozwolić, aby dalej kogoś zabijał bez powodu.
-Ale…
-Wiem co mówiła Tsunade i mam to gdzieś.
To był już ostatni skok. Gdy tylko wzbił się w powietrze, ujrzałem
Orochimaru. Stał przed bramą wioski, z rękoma na piersi. Na jego twarzy był
uśmieszek. Krew we mnie zawrzała. Włączyłem Sharingana i przyzwałem miecz.
-Co ty robisz? – spytał Sasuke.
W odpowiedzi tylko odbiłem się od Gamabunty, tworząc małą
falę powietrza z odbicia. Gdy byłem metr od Orochimaru zamachnąłem się. Mój miecz
został zablokowany przez kunaia. Przede mną pojawił się Uchiha Madara. Wykonał szybki obrót i kopnął mnie w brzuch, odrzucając
na kilka metrów. Obiłem się rękoma od ziemi i gładko wylądowałem na ziemi.
-Witaj Naruto-kun – powiedział Orochimaru z uśmiechem na
twarzy.
-Rinnegan – powiedział zszokowany, gdy zobaczyłem oczy
Madary. – Dzięki niemu złapałeś mnie w genjutsu.
-Dowiedziałeś się, że to ja.
-Zrozumiałem to, gdy tylko ujrzałem te oczy. Wiesz, że mogę aktywować
Rinnegana i stanowię zagrożenie dla ciebie.
-Dobra dedukcja, Naruto-kun.
-Pytanie tylko co ty planujesz?
-Wkrótce zobaczysz. Pytanie tylko po której stronie
staniesz?
-O co ci chodzi?
-Po stronie kogoś,
kto się wykorzystuje, czy po mojej, jeśli tylko chcesz dam ci dużą moc.
-Nie dzięki. Prędzej zginę, niż stanę po twojej stronie.
-Jeśli sobie tego życzysz, wskrzeszę cię i będziesz musiał stanąć
o mojej stronie.
Obok Nich pojawił się mój ojciec. Jego wzrok wyrażał
zmartwienie, a postawa, gotowość do walki.
-Wybacz synku.
-Zapłacisz mi za to Orochimaru! – obok mnie pojawił się
Sasuke. – Co tak długo?
-Tsunade wiedziała, że zaczniesz walkę i kazała mi wysłać
jej wiadomość.
Madara rzucił się na Sasuke, a Czwarty na mnie.
-Mam nadzieję, że dobrze panujesz nad Hirashinem –
powiedział do mnie, pojawiając się za mną.
Ja się tylko uśmiechnąłem i zniknąłem w Czarny Błysku.
Pojawiłem się za nim z gotowym Rasenganem w dłoni.
-Ulepszyłem go – powiedziałem cicho. –Rasengan!
Gdy czarna kula, miała dotknąć pleców mojego taty, zniknął w
Złotym Błysku.
-To będzie trudna walka – powiedziałem do siebie i
spojrzałem w stronę Sasuke.
-Futon: Potrójny Cyklon.
-Futon: Potrójny Cyklon.
Dwie silne techniki zderzyły się i zaczęły się przepychać.
Moja widocznie była silniejsza.
-Katon: Ognisty Smok.
Głowa smoka, z Czarnego ognia, uderzyła w dwa jutsu, które zniknęły
pod jej naporem, po czym poleciała w stronę taty. Tata dostał techniką i zaczął
się palić.
-Mam chwile, aby pomóc Sasuke.
Odwróciłem się i zobaczyłem dwa Susano. Jedno niebieskie,
miało cztery ręce i dwie twarze, jedną z przodu i drugą z tyłu. W każdej ręce
miał duży miecz, który płonął niebieskim ogniem.
Naprzeciw niego stało
fioletowe Susano. W dłoniach miał łuk i strzałę, która była gotowa do
wystrzelenia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)