Ukryta Prawda o Naruto – 22.
------Naruto----
W końcu mi się udało prawidłowo postawić Wodną Ścianę. Mogę
być z siebie dumny w jeden dzień opanowałem dwa jutsu z natury wody, co znaczy,
że mogę opanować trzy natury. Futon, Katon i Suiton, już nie mogę się doczekać,
jak poznam jakieś super techniki.
-Naruto! Chodź na kolację! – usłyszałem krzyk senseia.
-Id… - zacząłem iść w jego kierunku, ale moje ciało nagle
zdrętwiało i padłem na ziemię, oczy same mi się zamknęły i już ich nie
otworzyłem.
Kiedy się obudziłem, od razu zerwałem się z łóżka.
-Spokojnie.
Rozejrzałem się po pokoju, byłem w pokoju w domu pana
Tazuny. Obok mnie siedział sensei Yamato. Było widać, że jest zmartwiony.
-Co się stało?
-Przedobrzyłeś z treningiem, zużyłeś całą chakre i zemdlałeś
– przez chwilę trawiłem to co powiedział. – Coś cię boli?
-Głowa – odparłem łapiąc się za głowę i kładąc na posłaniu.
-Zaraz coś ci przyniosę.
-„To przez Sharingana. Twoje ciało musi się przyzwyczaić do
silniejszego doujutsu, ból zaraz powinien minąć.”
-„Dzięki”
Po kilku sekundach sensei wrócił z jakimś naparem w
szklance. Dał mi to do wypicia i wyszedł. Kiedy wypiłem ten ohydny napar
wstałem i się ubrałem. Zszedłem na dół, ale nikogo nie widziałem.
-„Pewnie trenują” – pomyślałem i wyszedłem na dwór.
Tak jak myślałem, Sasuke i Kisuka uczyli się chodzenia po
wodzie, Sakura coś tam ćwiczyła, a Kakashi-sensei jak zwykle czytał książkę,
obok niego siedział Yamato i próbował zacząć jakoś rozmowę. Podszedłem do nich.
-Naruto jak się czujesz?
-Dobrze, ból mi jeszcze trochę doskwiera, ale jest ok.
-Dzisiaj nie będziesz trenował.
Skinąłem mu głową i usiadłem obok nich w cieniu drzewa.
Zacząłem się przyglądać jak Sasuke chodzi na palcach po wodzie. Nagle z budynku
wyszedł Tazuna.
-Jestem gotowy możemy iść na most.
-Sensei, może my pójdziemy, a oni niech ćwiczą –
zaproponowałem.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, wczoraj zemdlałeś, a dzisiaj
narzekałeś na ból głowy.
-W razie czego, przyśle klona, a poza tym to ostatni dzień
prac, więc co może się przydarzyć.
-Może masz rację. Chodźmy.
Ruszyliśmy na most. Razem z szedł mąż córki Tazuny. Razem z
Yamato-sensei rozmawiali na jakieś tam tematy. Jak rozmyślałem, o swoim
przeczuciu, że jednak coś się zdarzy. Gdy doszliśmy ja od razu usiadłem na
poręczy, nogi spuszczając w dół, Yamato poszedł w czymś pomóc. Godziny powoli
mijały, a ja się cały czas nudziłem. Gdy Tazuna miał przeciąć wstęgę otwierając
przy tym nowy most, nagle pojawiła się gęsta mgła.
-To jest ta sama mgłą co wtedy. To musi być Zabuza!
Mgłą otoczyła nas wszystkich, robotnicy od razu zaczęli
uciekać, bojąc się o swoje życie. Tazuna przewrócił się, idąc do tyłu, na jego
twarzy było czyste przerażenie. Nagle między jego nogami wbił się wielki miecz,
robiąc sporą dziurę w moście i przecinając wstęgę przy tym. Szybko razem z senseiem
zasłoniliśmy budowniczego.
-Czego tu szukasz? – warknąłem.
-Mam misje do wykonania. Gato już nie żyję, ale kto inny
zapłaci mi za jego głowę –powiedział podnosząc miecz i kierując go na Tazunę. –
Haku zajmij się tym brzdącem. Ja zajmę się nimi, a potem ruszymy na Kakashiego.
Nagle poczułem jak zostaje wciągany w podłoże. Gdy tam
spojrzałem zobaczyłem dziwne lustro, przy każdym ruchu falowało jak tafla wody,
gdy ktoś wrzucił kamień do wody. Yamato chciał mnie złapać za rękę, ale ja już
zniknąłem.
Wylądowałem na tyłku na czymś twardym. Gdy się rozejrzałem
oprócz mgły zobaczyłem podłoże mostu. Nagle wokół mnie pojawiły się takie same
lustra jak te, które mnie wciągnęło. Miedzy dwoma stał ktoś. Miał na sobie
zielone kimono i maskę na twarzy.
-Kim jesteś? – powiedziałem spokojnie.
-Witaj Naruto – odparł, a jego ręka powędrowała do maski.
-Haku – powiedziałem zdziwiony. – Więc pracujesz z Zabuzą.
Przyjąłem postawę do obrony, ale szybko ja porzuciłem.
Powietrze przeszył głośny męski krzyk, od razu się odwróciłem w stronę, z
której go słyszałem. Był to drugi koniec mostu, tam gdzie był sensei i
Tazuna-san.
-Zabuza-sama zaczął już zabawę. Ja też to zrobię –
powiedział i wszedł w jedno z luster.
-Kiedy indziej to dokończymy, muszę pomóc senseiowi –
powiedziałem i zacząłem biec, w kierunku drugiego końca mostu.
Gdy miałem wybiec z pomiędzy luster, poczułem mocne
kopnięcie w twarz i poleciałem tam gdzie stałem.
-Widzę, że bez walki się nie obejdzie – powiedziałem
uwalniając trochę chakry. – Katon: Kula Ognia.
Czarna kula ognia poleciała na lustro, w którym był Haku.
Myślałem, że oberwał, albo chociaż lustro się stopiło, ale nic się nie stało.
Kula wniknęła w lustro, kompletnie znikając.
-Oddam ci twój atak – usłyszałem za sobą i się odwróciłem.
Jutsu wyleciało z lustra w moją stronę z podwójną
szybkością. Ledwo zdążyłem uskoczyć przed własnym atakiem.
-Masz bardzo dziwną chakrę.
-Kiedyś była normalna, ale od jakieś czasu jest
półdemoniczna.
-Półdemoniczna?
-Wiesz, jestem jinchuurikim. Nikt o tym nie wie, ale nikt nawet
Hokage. Kyubi oddał mi swoją chakrę, która się wymieszała z moją i teraz musze
pieczętować ją, aby nie być łatwym celem do wytropienia oraz nikt nie zaczął
czegoś podejrzewać.
-Po co mi to mówisz?
-Bo i tak zginiesz – powiedziałem włączając Sharingana.
-Sharingan! Skąd masz te oczy, nie wyglądasz na Uchihę.
-Uchihą nie jestem, ale jestem potomkiem trzeciego syna
Rikodu Senina. Miał on po połowie mocy starszych braci, ale zawsze wygrywał z
nimi.
Haku wniknął w lustro, a ja złożyłem kilka pieczęci, tak szybko,
że sam się zdziwiłem.
-Futon:Podmuch!
Strumień powietrza poleciał z dużą siłą w lustro niszcząc je
przy tym. Haku zdążył uciec, ale na jego twarzy był szok.
-Jak to zrobiłeś? Nawet Zabuza nie mógł ich zniszczyć.
-To tylko próbka mojej siły, wiec jeśli chcesz żyć odejdź
stąd.
-Chcesz puścić mnie wolno skoro znam twoją tajemnicę.
-Nie dbam oto, czy ktoś się dowie czy nadal to będzie
tajemnica. Kiedyś wyjdzie to na jaw.
Odwróciłem się i zacząłem iść.
-Nie mogę, obiecywałem lojalność i tak zostanie do końca.
Haku zaczął skakać między lustrami i rzucać we mnie
senbonami. Gdyby nie Sharingan , byłbym podziurawiony jak ser. W końcu się wkurzyłem, gdy był blisko mnie
zamachnąłem się ręką, w myślach
wypowiadając nazwę jutsu, które podpala moja dłoń, zadając mocniejsze
obrażenia. O dziwo wykonałem te jutsu bez pieczęci. Siła uderzenia powaliła
Haku kilkanaście metrów za lustrami. Podbiegłem do niego i uderzyłem go kolanem
wyrzucając go w powietrze, potem kopnąłem go z obrotu, posyłając go na drugi
koniec mostu. Obił się kilkanaście od podłoża po drodze.
Wyłączyłem Sharingana i zacząłem biec. Nagle mgła zaczęła
się przerzedzać co oznaczało, że musieli skończyć walkę i Zabuza cofa swoje
jutsu. Gdy w końcu byłem blisko zobaczyłem, że Yamato klęczy przez Zabuzą i
trzyma się za brzuch. Wokół niego oraz na nim było sporo krwi. Zabuza trzymał
miecz w górze jedną ręką, druga bezwładnie wisiała. Rozejrzałem się za Haku.
Wstawał podpierając się barierkami, Zabuza nawet nie zwrócił na niego uwagi.
Zabuza zamachnął się mieczem. Na ostrze trysło dużo krwi z
klatki piersiowej senseia. Krew zaczęła we mnie wrzeć. Yamato upadł
nieprzytomnie na ziemię.
-Sensei! – krzyknąłem i od razu pojawiłem się przy nim za
pomocą Hirashina.
-Zaraz dołączysz do niego – powiedział Zabuza podchodząc do
mnie. – Dałeś radę Haku, ale za mną nawet nie nadążysz.
Już miałem na niego krzyknąć, ale musiałem zachować spokój
inaczej sensei umrze. Przegryzłem kciuk i przyzwałem wilka.
-Zabierz mojego senseia stąd. Niech ktoś go opatrzy –
powiedziałem spokojnie kładąc Yamato na jego grzbiecie. Wilk nic nie powiedział
tylko od razu zniknął. – Będziesz ginął powolną i bolesną śmiercią –
powiedziałem do Zabuzy.
-Jesteś bardzo pewny siebie szczylu.
W oka mgnieniu pojawił się przede mną, a jego miecz ciął już
powietrze. Zablokowałem go swoim mieczem, który pojawił się w moich dłoniach. W
oczach lśnił mi Mangekyo Sharingan. Odepchnąłem go i kopnąłem w brzuch.
-W końcu trafiłem na kogoś posługującym się mieczem –
powiedział podnosząc się. – Może będzie ciekawie, jeszcze ten Sharingan.
Zabuza zaczął uwalniać olbrzymie ilości chakry, która miała
mnie wystraszyć.
-KAI!
Moja pieczęć chakry puściła. Chakra w postaci czarnych,
świecących się wstęg otaczała moje ciało.
Twarz Zabuzy wyrażała zdumienie.
-To jest jinchuuriki Kyubiego – powiedział Haku.
Na twarzy Zabuzy był widoczny duży uśmiech, wyrażający
zadowolenie. Ja w tym czasie porozrzucałem kilka kunai taty. Wstęgi, które
otaczały moje ciało, przeniosły się na miecz. Srebrne ostrze zaczęło się
świecić na czarno.
-Dawaj! – krzyknąłem.
Nasze zderzenia
powodowały silne fale powietrza, które niszczyły most. Żaden z nas nie chciał
ustąpić. Taka walka trwałą z dziesięć minut. Nawet z Hirashinem nie mogłem go
trafić, a on mimo dużo większego doświadczenia w walce nie mógł trafić mnie.
-Rasengan!
Czarna kula została zatrzymana przez jego ostrze, tuż przed
twarzą. Mimo to został odepchnięty na jakieś dwa metry.
-Nadawałbyś się na mistrza miecza, gdyby takie coś jeszcze
istniało.
Nagle przed oczami zobaczyłem nieznany obraz. Był na nim
tata. Stał na pustyni, podczas burzy piaskowej, za nim było mnóstwo shinobi
Konohy. Złożył kilka pieczęci i powstały trzy tornada, które były złączone na
samym dole. Następnie wróciłem duchem na most. Postanowiłem użyć tego jutsu.
-Futon: Potrójny Cyklon.
Jutsu udało mi się za pierwszym razem. Trzy tornada z wielką
prędkością ruszyły na Zabuzę.
-Hyoton: Lodowa Kopuła.
Przed Zabuzą pojawił się Haku osłaniając ich swoją techniką.
Gdy moje jutsu uderzyło w jego kopułę rozwiało się. Będę musiał jeszcze nad nim
popracować.
-Kuso! – zakląłem.
-Suiton: Ukrycie we mgle!
Nie wiem czy miałem się cieszyć, czy płakać. Z jednej strony
udało mi się skopiować bardzo przydatne jutsu, ale z drugiej, jeśli czegoś nie
wymyśle zginę.
-Suiton: Wodne Senbony.
Nad mostem pojawiło się tysiące czarnych wodnych senbonów.
Kiedy tylko mgła dotarła do mnie, wszystkie senbony z dużą prędkością zaczęły
opadać na dół.
-Chidori! – usłyszałem krzyk, za nim zemdlałem, nawet nie
wiedząc czy coś zdziałałem swoim jutsu.
Gdy się ocknąłem byłem oparty o barierkę mostu. Przy mnie
klęczała Sakura, a jej ręce były pokryte zieloną poświatą.
-Co…co się… dzieję? – spytałem cicho.
-Kakashi-sensei walczy jeszcze z Zabuzą, a Sasuke i Kisuka z
tym drugim gościem.
-Co z Yamato-sensei?
-Wyliże się. Przyniósł go jakiś wilk. Czyj to summon?
Zignorowałem jej pytanie, ponieważ zacząłem oglądać walkę
Kakashiego.
-Ile byłem nieprzytomny?
-Chwilę.
To chyba będzie koniec, Kakashi przebił Zabuze swoim
Chidori. Jego ciało upadło bezwładnie na ziemię.
Nagle zaczął padać śnieg, a z mgły wyszli Sasuke i Kisuka.
Mieli parę zadrapań, ale według mnie niebyło to nic groźnego. Podeszli do nas,
a po chwili dołączysz też Kakashi.
-Jak się czujesz Naruto? – skinąłem im głową, że dobrze.
-Co to za śnieg? – spytała Sakura.
-Nie wiem – odparli wszyscy jednocześnie.
-Ten Haku, pochodził z klanu Yuki, może to dlatego –
powiedziałem cicho.
-Chodźcie zabieramy się stąd – rozkazał Kakashi.
Od razu zacząłem się podnosić. Sasuke od razu zareagował i
mi pomógł. Zaczęliśmy iść w kierunku domu Tazuny.
-Naruto – zaczął Kakashi. – Wiesz, ze będziesz musiał
napisać co się wydarzyło jak Yamato…
-Wiem.
-To dobrze.
Dotarliśmy do domu Tazuny, gdzie odpoczywaliśmy przez cały
następny dzień. Kakashi zajął się ciałami, a Tazuna razem z robotnikami
naprawili most. Zaraz po jego otwarciu mieliśmy ruszać do wioski. Yamato miał
poważną ranę, ale Sakura pomogła, widać dobrze jej idzie w medicjutsu.
Ja napisałem swój raport, który prawie cały zmyśliłem i
dałem go Kakashiemu. Przeczytał go i zadał kilka pytań, ale nie było to nic
ważnego. W międzyczasie wypytałem Sasuke jak pokonali Haku, okazało się, że on
był cały poraniony po moim jutsu.
Co do samego mostu, to naprawy poszły szybko, co wszystkich
cieszyło. Mnie cieszyła jeszcze nazwa tego mostu „Most Wielkiego Naruto”. Nazwa
trochę dziwna, ale wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
W końcu zaczęliśmy pakować się do powrotu. Prawie po trzech
tygodniach wrócimy do wioski. Po pożegnaniach i wielu zaproszeniach w
odwiedziny wyruszyliśmy. Tempo było niemożliwie wolne, a to z powodu mojego
senseia, który musiał na siebie uważać.
-W końcu, widać wioskę! – krzyknąłem, gdy tylko zobaczyłem
znajome mury.
Od razu przyśpieszyłem tempa, ale nikt nie podzielał mojego
entuzjazmu.
-Co jest? Czemu nie przyśpieszycie?
-Bo nam się nie chce. Biegnąc skrócimy trasę tylko o parę
minut – powiedział Sasuke.
Do wioski dotarliśmy po 10 rano. Gdy tylko strażnicy nas
puścili musieliśmy udać się do Hokage. Przed drzwiami przełknąłem ślinę, a
następnie wszedłem jako ostatni zamykając drzwi.